Patmosie, sorry, oczywiście chciałem powiedzieć:
Bogdanie,
Jako samozwańczy adwokat
Mirka, chciałbym odpowiedzieć w imieniu Mojego Klienta na kilka Twoich pytań.
Ale na początek uwaga estetyczna:
Teraz Ty na podobieństwo traktatu autorstwa J.L. powiadasz w swojej bufonadzie i okraszasz to moim zdaniem zabarwieniem iście z fanatyzmu rodem
Brak interpunkcji oraz niezborne nagromadzenie w jednym ciągu słów o wyraźnie negatywnej konotacji nadaje Twojej wypowiedzi niesamowitej ekspresji. Naprawdę niezły efekt.
A teraz merytorycznie.
tylko wierzący w Trójcę mogą zrozumieć miłość Bożą do ludzi
Każdy, nawet ateista, może zrozumieć miłość Bożą do ludzi, bo każdy może zrozumieć następujące rozumowanie:
Nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś oddaje swoje życie za przyjaciół swoich. Bóg, który oddaje życie za swój lud (Bóg trynitarian, Kriszna, Ozyrys i in.) o wiele głębiej trafia do ludzkiego serca niż ten, który tego nie czyni (Bóg unitarian, Zeus, Ra i in.).
Przede wszystkim, Mój Klient wypowiadał się wyłącznie w kontekście chrześcijaństwa (a nie hinduizmu i in.), zwracając w bardzo dużym skrócie uwagę na fakt, że co prawda wszyscy uznający objawienie judeochrześcijańskie deklarują wiarę w miłość Boga do ludzi, co innego jednak przez nią rozumieją. Ci, którzy wierzą, że to sam Bóg dał się za nich zabić, mają do Niego o wiele bardziej osobisty stosunek niż ci, którzy nie sądzą, żeby tak właśnie było. Ci pierwsi próbują zrozumieć wzruszający fakt, że to sam Bóg się do nich pofatygował i postawił w roli ich sługi, natomiast ci drudzy, owszem, żywią wdzięczność, ale pogląd jakoby to Bóg był ich osobistym spełnieniem, jest im obcy (Vide casus ‘drugich owiec’). Różnicę w sposobie rozumienia miłości Boga widać wyraźnie w odmiennych nadziejach, jakie ci wszyscy wierzący żywią. Jedni marzą o zjednoczeniu z Bogiem, a drudzy nawet nie chcą iść do jakiegoś ‘nieba’, bo nie wiedzą, co mieliby tam robić.
Zdaniem Mojego Klienta, postawa tych ostatnich wynika z niezrozumienia, po co zostali stworzeni, kim są oni sami i kim/jaki jest Bóg. Te dwie grupy wierzących mają więc bardzo różne spojrzenie na człowieka, Boga oraz tzw. ekonomię zbawienia. Trynitarianie rozumieją religijność nie-trynitarian intelektualnie, lecz nie potrafią emocjonalnie; natomiast, zdaniem Mojego Klienta, nie-trynitarianie nie rozumieją religijności trynitarian intelektualnie.
A w największym skrócie chodzi o to, że:
Religia judeochrześcijańska w wydaniu unitariańskim jest, de facto, religią miłości rodzicielskiej pomiędzy Ojcem a dziećmi,
natomiast
Religia judeochrześcijańska w wydaniu trynitariańskim jest w swoich konsekwencjach religią miłości małżeńskiej pomiędzy Bogiem a stworzeniem.Jeżeli przedstawisz jakiegoś nie-trynitarianina, który widzi relację miłości pomiędzy Bogiem a człowiekiem na wzór miłości małżeńskiej, to Mój Klient wycofa się ze swojej tezy.
Pytam Cię Mirku Oazo Miłości do bliźnich, jakim prawem wydajesz takie sądy, kim jesteś, że…
Ech, łza się w oku kręci. Jaki ładny, koturnowy, inkwizytorski ton. W dzisiejszych czasach niestosowany już nawet przez jezuitów. Sam Bernardo Gui by się wzruszył.
kim jesteś, że masz czelność powiedzieć, iż inaczej wierzący tej ekonomii zbawienia, a w tym tej wspomnianej przez Ciebie miłości od Boga nie pojmują?
Na to wystarczy być człowiekiem posiadającym wiedzę i używającym rozumu. Starałem się to wyjaśnić powyżej.
Mirku Twój język nie jest językiem dialogu, miłości.
To ewidentna próba zabicia mnie i Mojego Klienta śmiechem. Przypominam, że jest to Forum Dyskusyjne a nie Platforma Ekumeniczna czy Kółko Wzajemnej Adoracji. Ech,
Pat…, sorry, oczywiście:
Bogdanie, zawsze ostrzegam, że nadmiar lektury „Tygodnika Powszechnego” wyjaławia intelektualnie. Lepiej czytać Nowy Testament, który uświadamia, że wypowiedzi typu: ‘jesteście w wielkim błędzie’ nie zaprzeczają postawie dialogu, a inwektywy typu: ‘pobielane groby’ – postawie miłości.
Twoja teologia w oparciu o argumenty, jakie przedstawiasz coraz bardziej przypomina mi, nomen omen... Postawę pewnego Pana, który twierdził:, jeśli fakty są przeciwko nam to tym gorzej dla faktów.
Ty natomiast ani nie przedstawiasz teologii alternatywnej, czyli tego, co Twoim zdaniem jest faktem (bo i nie masz takiego obowiązku), ani argumentów (bo trudno, żebyś przedstawiał argumenty na rzecz czegoś, czego nie przedstawiasz). Co gorsze jednak, nie odnosisz się zupełnie do biblijnych argumentów Mojego Klienta, ograniczając się do komentowania jego metafor. Czy nie pamiętasz o sformułowanym już w starożytności ostrzeżeniu, że ‘każda metafora kuleje’? Sam Bóg pyta u Izajasza retorycznie: ‘do kogo mnie przyrównacie?’ Czy z tego, że do nikogo, ma wynikać, że ten Bóg nie istnieje?
W imieniu Mojego Klienta proponuję, żebyś zaczął mówić o faktach, czyli o wersetach biblijnych, a przestał dyskutować z tą fatamorganą, którą bierzesz za jego intencje i postawę.