Dysonans poznawczy u SJ
Started by Agape, 2008-05-26, 08:42
43 replies to this topic
#41
Napisano 2009-11-30, godz. 19:35
Odświeżam ten wątek, gdyż prowadziliśmy tu kiedyś ciekawą rozmowę na temat dysonansu poznawczego, czynnika wyzwalającego i możliwości zainicjowania takiego czynnika z zewnątrz.
Mam teraz nieco więcej czasu a i jesienna szaruga sprzyja refleksjom. Trochę sięgam pamięcią do okresu świadkowania, do okresu odchodzenia a nawet myślę częściej o dzieciństwie. Czytam Wasze posty i zastanawiam się, dlaczego my ex-śJ odeszliśmy z tego bajkowego świata? przecież był taki cudowny...
...i przyszła mi taka myśl, że tak naprawdę wszyscy odeszliśmy z jednego powodu:
Z powodu wewnętrznego konfliktu, z powodu uczucia, że robimy, że mówimy wbrew sobie!!
Z powodu tego, że chcieliśmy pytać, a musieliśmy milczeć. Wewnętrzne rozdarcie, to strasznie wyniszczające uczucie. Były w zasadzie dwie możliwości: albo stłumić ten konflikt i przypłacić poważnymi problemami psychosomatycznymi, albo stamtąd uciec!
I wtedy pojawiał się czynnik wyzwalający - dla jednych było to zgorszenie, dla innych problemy w małżeństwie, jeszcze inni dostrzegali matactwa WTS, a kolejni byli już kompletnie przytłoczeni. To bez znaczenia. Rzeczywistym powodem był narastający konflikt wewnętrzny. Dzień w dzień coraz bardziej buntowało się serce i rozum.
Mam teraz nieco więcej czasu a i jesienna szaruga sprzyja refleksjom. Trochę sięgam pamięcią do okresu świadkowania, do okresu odchodzenia a nawet myślę częściej o dzieciństwie. Czytam Wasze posty i zastanawiam się, dlaczego my ex-śJ odeszliśmy z tego bajkowego świata? przecież był taki cudowny...
...i przyszła mi taka myśl, że tak naprawdę wszyscy odeszliśmy z jednego powodu:
Z powodu wewnętrznego konfliktu, z powodu uczucia, że robimy, że mówimy wbrew sobie!!
Z powodu tego, że chcieliśmy pytać, a musieliśmy milczeć. Wewnętrzne rozdarcie, to strasznie wyniszczające uczucie. Były w zasadzie dwie możliwości: albo stłumić ten konflikt i przypłacić poważnymi problemami psychosomatycznymi, albo stamtąd uciec!
I wtedy pojawiał się czynnik wyzwalający - dla jednych było to zgorszenie, dla innych problemy w małżeństwie, jeszcze inni dostrzegali matactwa WTS, a kolejni byli już kompletnie przytłoczeni. To bez znaczenia. Rzeczywistym powodem był narastający konflikt wewnętrzny. Dzień w dzień coraz bardziej buntowało się serce i rozum.
#42
Napisano 2009-11-30, godz. 20:34
Co prawda to prawda! Ten dysonans dotyka bardzo wiele osób. Widzą, że coś jest nie tak, ale się zaangażowali, włożyli serce w sprawę, więc ona nie może być bezwartościowa. Zauważyłam, że w aktualnej literaturze nazywa się to zniechęceniem i kładzie na karb zmęczenia tempem życia - oczywiście świeckiego - i przestrzega przed poddaniem się zniechęceniu. Sama organizacja nie dostrzega w tym zmęczeniu swojego udziału.
Uważam, że władze Biura oddziału uważnie czytają takie fora jak to, żeby wiedzieć co w trawie piszczy i stosownie zareagować. Kapitałem organizacji są ludzie. Jeśli oni stracą zapał i przekonanie to Organizacja stanie się martwym wahadłem - że użyję określenia autorstwa Vadima Zelanda. Uważa on organizacje za wahadła żywiące się energią swoich członków i jest im obojętny los tych członków, ich pomyślność, byle postępowali zgodnie z regułami narzuconymi przez wahadło. Energia może być pozytywna ( popieranie WTS-u) lub negatywna(walka z WTS-sem). Wahadło otrzymuje energię i istnieje. Wyzwolić się spod jego wpływu jest bardzo trudno - ach te reguły!
Uważam, że niwelowanie pytań, zacieranie problemów teologicznych ma na celu utzymanie status quo korzystnego dla systemu. Nie zawsze musi to być niezgodne z interesem członków organizacji. Niektóre osoby znajdują tam poprostu poczucie bezpieczeństwa i ono jest dla nich najważniejsze.
Moja przyjaciółka powtarza mi wciąż - "ale gdzie pójdziemy? Przecież gdzie indziej nie ma prawdy."
I jak jej wytłumaczyć, że nie musimy nigdzie iść???
Umysł ma zamknięty.
Uważam, że władze Biura oddziału uważnie czytają takie fora jak to, żeby wiedzieć co w trawie piszczy i stosownie zareagować. Kapitałem organizacji są ludzie. Jeśli oni stracą zapał i przekonanie to Organizacja stanie się martwym wahadłem - że użyję określenia autorstwa Vadima Zelanda. Uważa on organizacje za wahadła żywiące się energią swoich członków i jest im obojętny los tych członków, ich pomyślność, byle postępowali zgodnie z regułami narzuconymi przez wahadło. Energia może być pozytywna ( popieranie WTS-u) lub negatywna(walka z WTS-sem). Wahadło otrzymuje energię i istnieje. Wyzwolić się spod jego wpływu jest bardzo trudno - ach te reguły!
Uważam, że niwelowanie pytań, zacieranie problemów teologicznych ma na celu utzymanie status quo korzystnego dla systemu. Nie zawsze musi to być niezgodne z interesem członków organizacji. Niektóre osoby znajdują tam poprostu poczucie bezpieczeństwa i ono jest dla nich najważniejsze.
Moja przyjaciółka powtarza mi wciąż - "ale gdzie pójdziemy? Przecież gdzie indziej nie ma prawdy."
I jak jej wytłumaczyć, że nie musimy nigdzie iść???
Umysł ma zamknięty.
... I poznacie prawdę , a prawda was wyswobodzi ... Cóż to jest prawda?
#43
Napisano 2009-12-01, godz. 07:54
Straszny mechanizm.Przez 20 lat żyłem z pytaniami,których bałem się zadać,głosiłem to czego nie czułem.Jedyną osobą,której u schyłku bytności w jedynie słusznej próbowałem zadawać pytania była moja była małżonka-też zniewolona-"daj spokój,nie chcę rozmowy".Potem przełom,pytania do starszych-groch o ścianę.Długie rozmyślania,wspomnienia,obawa(przecież stracę wszystkich znajomych,z których "najgorszy jest lepszy od najlepszego światusa"),obawa przed pustym domem bez gości,obawa przed zamętem w głowach dzieci.....I wreszcie wolność.Okupiona sporym wysiłkiem,ale wolność.
#44
Napisano 2009-12-01, godz. 16:17
WTS jako wahadło...hmm...bardzo ciekawa myśl. Czyżby ono nadal żywiło się moją energią? muszę to przemyśleć...tylko jak tu nie karmić tego wahadła, gdy mama nawet nie odbiera telefonów, gdy z oddali widzę jak przechodzi siostra z wzrokiem utkwionym przed siebie, gdy nie mogę się napić piwa z ulubionym szwagrem:-(Uważa on organizacje za wahadła żywiące się energią swoich członków i jest im obojętny los tych członków, ich pomyślność, byle postępowali zgodnie z regułami narzuconymi przez wahadło. Energia może być pozytywna ( popieranie WTS-u) lub negatywna(walka z WTS-sem). Wahadło otrzymuje energię i istnieje. Wyzwolić się spod jego wpływu jest bardzo trudno
Tylko dlaczego się użalam...przecież opuszczając wahadło znałem reguły tej gry. A jednak, gdzieś tam głęboko, boli.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych