Skocz do zawartości


Zdjęcie

moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ


  • Please log in to reply
1302 replies to this topic

#1121 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-01, godz. 16:59

ale co jeśli niezgodność wyznania, dla świadka to ogromny problem przecież, już na początku z definicji stanie sie barierą, której świadek czynnie wspierany przez braci, nie pokona?


Zależy dla jakiego Świadka. Są różni ludzie, tak samo są różni Świadkowie. Niektórzy są gorliwi w doktrynie, inni są letni albo mają wątpliwości. Jeszcze inni zostali pokrzywdzeni przez organizację albo nie mogą znaleźć sobie nikogo "w wierze" z racji niedojrzałości/nieodpowiedzialności potencjalnych kandydatów co jest dość częstym zjawiskiem w organizacji. Rzecz jasna nie miałem na myśli tych gorliwych bo oni dopóki tacy będą to na pewno nawet nie wezmą pod uwagę wiązania się z innowiercą, wybiorą samotność dopóki nie znajdą kogoś "w wierze". Tak więc wszystko zależy od "typu" Świadka. A wspieranie przez braci też nie zawsze przynosi pożądane rezultaty. Ponadto za związanie się z innowiercą nie grozi wykluczenie więc jest to plus. Co najwyżej zdejmą z przywilejów/naznaczą ale nie każdemu ŚJ zależy na przywilejach i "dobrej" opinii w zborze.

Ble, qwerty
Strasznie ciężko jest mi uwierzyć w to, co tu piszecie. Czy wiara jest dla Was naprawdę tak błahą sprawą, że jeżeli się kogoś kocha, to nie jest problemem?


A czy dla ciebie wiara jest aż taką przeszkodą, żeby na siłę rezygnować z pięknego uczucia?

A co, jeżeli wszystkie wszystkie warunki ' chemii ' są spełnione, a jego odmienna wiara mimo wszystko boli? Może człowiek dopiero z czasem jest w stanie się przełamać i pogodzić się z odmiennością wiary ewentualnej drugiej połowy? Czy taka akceptacja powinna przychodzić z dnia na dzień? Wszystkie dawne wyobrażenia powinny się zmienić z dnia na dzień bez żadnego cierpienia, zastanowienia i żalu?


Jeśli jest prawdziwa "chemia", przyciąganie, to nie wierzę że odmienna wiara boli. Ciebie boli bo nie kochasz go tak jak powinnaś kochać i tu jest pies pogrzebany. Tu nie chodzi o akceptację z dnia na dzień czy w dłuższym okresie. Jak się kogoś szczerze kocha to się nie patrzy przez pryzmat akceptacji. Akceptować można osobę której się nie kocha i z którą chce się po prostu być aby być. Zacznij kochać sercem i szczerze, zauważysz różnicę. A jeśli nie potrafisz się w nim zakochać (bo pewnie tak jest) to poszukaj kogoś innego. Skoro do tej pory się w nim nie zakochałaś to raczej nie licz, że w przyszłości coś się zmieni.

Widzę,że nie ja jedna przeżywam coś takiego. Też mam mnóstwo wątpliwości i pytań, na które nikt nie potrafi mi odpowiedzieć tak,żebym w końcu zrozumiała, dlaczego tak musi być?!


Odpowiedzi już uzyskałaś. Powinnaś zrozumieć w czym rzecz.

My, kobiety - porzućmy dla miłości (?) dotychczasowe życie, weźmy cywilny ślub, nie chrzcijmy dzieci, żeby być z nimi... Mamy rezygnować z wszystkiego, a oni z niczego?


Równie dobrze my mężczyźni moglibyśmy tak samo powiedzieć. Wiesz w ogóle co to jest partnerstwo?

Nawet robiąc coś takiego, nie mamy gwarancji,że nie będą chcieli nas do końca zmienić


Nigdy nie ma takiej gwarancji. Gdyby tak każdy myślał to nikt by nie szedł na kompromis.

Ja chyba nie jestem w stanie zgadzać się na takie ' kompromisy ', nie ten charakter, nie ta łatwość rezygnacji. Przynajmniej na dzień dzisiejszy.


Więc daj sobie z nim spokój i szukaj wśród katolików. Nie zadręczaj siebie a chłopakowi nie rób nadziei. Sama sobie odpowiedziałaś.

Ja po prostu obawiam się, że jak pójdę na jeden kompromis, to zaczną się kolejne, większe, tylko z mojej strony, a dlaczego tylko ja mam iść na kompromis, skoro związek, to dwie osoby... ?


Skąd wiesz co się zacznie? Skąd wiesz co będzie? Wkręcasz sobie, zupełnie niepotrzebnie. To tak samo jakby się martwić, że jutro można się w ogóle nie obudzić po przespanej nocy.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-01, godz. 17:15


#1122 qwerty

qwerty

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2138 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2010-04-01, godz. 17:32

Jakoś tak ze świadkowskiej Bibli nawet bo mam pod ręką
"4 Miłość jest wielkodusznie cierpliwa i życzliwa. Miłość nie jest zazdrosna, nie przechwala się, nie nadyma się, 5 nie zachowuje się nieprzyzwoicie, nie szuka własnych korzyści, nie daje się rozdrażnić. Nie prowadzi rachunku krzywdy. 6 Nie raduje się z nieprawości, ale się współraduje z prawdą. 7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, na wszystko ma nadzieję, wszystko przetrzymuje.8 Miłość nigdy nie zawodzi"
Kobieto, może i pisarz nie był natchniony, ale chyba wiedział o czym pisze.
Jeśli Ty kalkulujesz z czego Ty dla niego zrezygnujesz a on dla CIebie nie a jest przecież równouprawnienie...... to to nie jest miłosć. I życzę Ci z całego serca, żebyś kiedyś w życiu na taką miłośc trafiła, wtedy będziesz wiedziała o czym ja mówię! Bo w tej chwili to jest poza granicami Twojej percepcji.

Użytkownik qwerty edytował ten post 2010-04-01, godz. 17:32

nie potrafiłam uwierzyć.......

#1123 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-01, godz. 17:51

będę bronić
nie wiem czy ktoś z was wie jak to jest stanąc twarzą w twarz po paru latach z osobą która sie kocha najbardziej i usłyszeć od niej że chyba sie rozstaniemy, bo on "sobie nie wyobraża domu podzielonego"?
kiedy pomalutku przestajesz wspominać na wspólnym spacerze "o jaka piękna budowla, jaka piękna architektura SAKRALNA"bo druga strona z niesmakiem odwraca głowę
kiedy on prosi żebyś zdjeła z szyii krzyżyk lub odwraca z boleścią od niego wzrok
kiedy krok po kroku rezygnujesz ze swoich wierzeń i przyzwyczajeń i obrzedów ze względu na niego
kiedy nawet przy okazji jakiejś rozmowy, wyrywasz z kontekstu, lawirujesz, krecisz tylko po to zeby nie wspomnieć że idziesz do rodziców na wigilię na przykład
w końcu, moim zdaniem, każda natura (nieistotne czy kobieca czy męska) zacznie sie buntować
i zrodzi sie w jej głowie żeby powiedzieć "stop!poszłam na kompromisy, teraz czekam aż on coś zrobi"
ja nie powiedziałam u nas wciąz jest nadzieja bo obydwoje wierzymy w to (nie rozróżniam na Biblie świadkowska i tą "normalną" bo przesłanie tożsame)"4 Miłość jest wielkodusznie cierpliwa i życzliwa. Miłość nie jest zazdrosna, nie przechwala się, nie nadyma się, 5 nie zachowuje się nieprzyzwoicie, nie szuka własnych korzyści, nie daje się rozdrażnić. Nie prowadzi rachunku krzywdy. 6 Nie raduje się z nieprawości, ale się współraduje z prawdą. 7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, na wszystko ma nadzieję, wszystko przetrzymuje.8 Miłość nigdy nie zawodzi"

Użytkownik prosta edytował ten post 2010-04-01, godz. 17:55


#1124 qwerty

qwerty

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2138 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2010-04-01, godz. 18:16

Bo idealnie byłoby gdyby obydwie osoby czułu, kochały tak samo :) Wiesz dwie połówki jabłka :) Idealnie do siebie pasujące idealnie się uzupełniające i równo kochające :) No więc tak trafić jest bardzo trudno! Chyba łatwiej 6 w lotka.
Ale ja komentowałam nieprzewidywalną. Wciąz opowiada że ona nie zrezygnuje bo jest wierząca, a co ma wiara do MIŁOŚCI!!!!!! Wiara nadzieja i miłość a największa z nich MIŁOSĆ! Więc miłość jest na 1 miejscu i pokona wszystko bo jest najsilniejsza. A nieprzewidywalna kalkuluje, jak ja nie pojde do kościelnego ślubu to co on mi w zamian......
Sory , wdałam się niepotrzebnie w dyskusję . Nieprzewidywalna jest młoda , i jeszcze duuuużo przed nią, może kiedyś uda jej się dotknąć MIŁOŚCI przy której WSZYTKO inne stanie się nieważne!
Pozdr
nie potrafiłam uwierzyć.......

#1125 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-01, godz. 18:35

nie wiem czy ktoś z was wie jak to jest stanąc twarzą w twarz po paru latach z osobą która sie kocha najbardziej i usłyszeć od niej że chyba sie rozstaniemy, bo on "sobie nie wyobraża domu podzielonego"?


Rozumiem twe rozgoryczenie. W tym wypadku myślę, że ktoś kto po kilku latach nagle zmienia zdanie w tak poważnych kwestiach nie może być do końca normalny.

Tyle że Unpredictable nawet nie jest w związku z tym chłopakiem, znają się cokolwiek dość krótko a co dopiero mówić o kilku latach znajomości.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-01, godz. 18:39


#1126 Unpredictable

Unpredictable

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 49 Postów
  • Płeć:Female

Napisano 2010-04-01, godz. 18:51

Ja nie wiem, czy ja się w nim nie zakochałam, staram się nie nazywać tego, co czuję. Ja chcę z nim być, bardzo, ale staram się myśleć jak najbardziej racjonalnie w obawie przed przyszłością. To,że piszę tak chłodno nie znaczy, że tak czuję, to nie jest tak...


Na początku znajomości bardzo martwiłam się reakcji moich rodziców na ślub cywilny, na sam fakt, że to ŚWIADEK JEHOWY. Z każdym kolejnym dniem zaczynam myśleć, że to przecież moje życie i jeżeli mnie kochają (a wiem,że kochają), to przecież zaakceptują moje wybory. Macie rację pisząc,że jakiś czas temu chciałam,żeby to on się wszystkiego wyrzekł i zaczął wszystko obok mnie - ' po mojemu ', ale spróbujcie mnie zrozumieć... to nie jest dla mnie łatwa sytuacja, ciężko mi się odnaleźć w tym wszystkim.

To już trwa prawie pół roku i... chyba mimo wszystko chcę walczyć, bo przecież gdyby nie kwestia wiary, moglibyśmy być naprawdę szczęśliwi. Może naprawdę warto spróbować coś z tym zrobić, a nie rezygnować?




Rozumiem twe rozgoryczenie. W tym wypadku myślę, że ktoś kto po kilku latach nagle zmienia zdanie w tak poważnych kwestiach nie może być do końca normalny.

Tyle że Unpredictable nawet nie jest w związku z tym chłopakiem, znają się cokolwiek dość krótko a co dopiero mówić o kilku latach znajomości.



Ble, więc gdybym napisała tutaj za 5 lat, to sytuacja wyglądałaby inaczej? Wtedy warto byłoby walczyć, a teraz ze względu na to,że bliżej jesteśmy pół roku - nie warto?

Bo idealnie byłoby gdyby obydwie osoby czułu, kochały tak samo Dołączona grafika Wiesz dwie połówki jabłka Dołączona grafika Idealnie do siebie pasujące idealnie się uzupełniające i równo kochające Dołączona grafika No więc tak trafić jest bardzo trudno! Chyba łatwiej 6 w lotka.
Ale ja komentowałam nieprzewidywalną. Wciąz opowiada że ona nie zrezygnuje bo jest wierząca, a co ma wiara do MIŁOŚCI!!!!!! Wiara nadzieja i miłość a największa z nich MIŁOSĆ! Więc miłość jest na 1 miejscu i pokona wszystko bo jest najsilniejsza. A nieprzewidywalna kalkuluje, jak ja nie pojde do kościelnego ślubu to co on mi w zamian......
Sory , wdałam się niepotrzebnie w dyskusję . Nieprzewidywalna jest młoda , i jeszcze duuuużo przed nią, może kiedyś uda jej się dotknąć MIŁOŚCI przy której WSZYTKO inne stanie się nieważne!
Pozdr



qwerty, Ty mnie od razu krytykujesz, potępiasz,że źle robię, że powinnam go rzucić i nie zawracać sobie nim głowy, że go nie kocham. Nie wiesz przecież nawet, jak ja się z tym czuję. To,że jestem młoda nie znaczy,że nie mam uczuć.
Kalkuluję, bo boję się,że pomimo poświęceń i tak może mnie zostawić ze względu na wiarę, jeżeli wtrącą się starsi. Ta świadomość boli.
Moje początkowe podejście było dość dziecinne, przyznaję, ale przecież każdy, kto znajdzie się pierwszy raz w takiej sytuacji,kto nie jest doświadczony, nie myśli tak, jak powinien myśleć, wolałby wszystko ' po swojemu '. Wszystko tak, żeby było jak najłatwiej ,żeby nie było problemów, a to wcale nie jest takie łatwe, jak mi się wydawało... Nie przeżyłam jeszcze wszystkiego.

Spróbuj mnie trochę zrozumieć.

#1127 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-01, godz. 19:42

Ja nie wiem, czy ja się w nim nie zakochałam, staram się nie nazywać tego, co czuję. Ja chcę z nim być, bardzo, ale staram się myśleć jak najbardziej racjonalnie w obawie przed przyszłością.


Duża chęć bycia to za mało. Chcesz to myśl dalej racjonalnie. Racjonalizm jest odwrotnością miłości.

To już trwa prawie pół roku i... chyba mimo wszystko chcę walczyć, bo przecież gdyby nie kwestia wiary, moglibyśmy być naprawdę szczęśliwi. Może naprawdę warto spróbować coś z tym zrobić, a nie rezygnować?


To znaczy co trwa pół roku? Ten niby "związek"? Wiara jedyną przeszkodą na drodze do wspólnego szczęścia? Co ty chcesz z tym robić? Czekać aż on pierwszy ustąpi? Przestań żyć złudzeniami.

Ble, więc gdybym napisała tutaj za 5 lat, to sytuacja wyglądałaby inaczej? Wtedy warto byłoby walczyć, a teraz ze względu na to,że bliżej jesteśmy pół roku - nie warto?


Tak, pod warunkiem, że od początku byłoby wszystko OK. U was od początku nie jest OK. Taki początek nie wróży nic dobrego w przyszłości.

Gdy poznałem swoją obecną partnerkę (jest w miarę gorliwą katoliczką) to spotykaliśmy się i nie analizowaliśmy jaki to jest wielki problem że nie mamy wspólnej wiary. Skupiliśmy się na naszej znajomości i nie wymyślaliśmy sztucznych problemów. Oczywiście czasami rozmawialiśmy o religii ale nigdy nie było tekstów w stylu "wolałbym/wolałabym abyś uczestniczył w pewnych aspektach mej religii bo tak będzie dla mnie lepiej a jak nie chcesz to ja nie wiem czy z tobą będę". W ogóle nie analizowaliśmy co będzie potem. Ale do tego jak już napisałem trzeba dojrzeć, a nie zachowywać się jak rozkapryszone dziecko któremu rodzic nie chce kupić drogiej zabawki. Prawdziwa miłość to nie ultimatum, nie analizowanie czy warto czy nie warto, nie ocenianie tylko rozumem.

qwerty, Ty mnie od razu krytykujesz, potępiasz,że źle robię, że powinnam go rzucić i nie zawracać sobie nim głowy, że go nie kocham. Nie wiesz przecież nawet, jak ja się z tym czuję. To,że jestem młoda nie znaczy,że nie mam uczuć.


Nikt tu nie twierdzi, że nie masz uczuć. Problem w tym, że nie masz uczuć do tego człowieka. Co najwyżej zauroczenie. Wyraźnie to wynika z wszystkich twoich wypowiedzi.

Kalkuluję, bo boję się,że pomimo poświęceń i tak może mnie zostawić ze względu na wiarę, jeżeli wtrącą się starsi. Ta świadomość boli.


Jeśli tak by zrobił to znaczy, że też niewiele do ciebie czuje. Rozumem się nie kocha tylko sercem. Jeśli chcesz się tak zadręczać do końca życia to proszę bardzo, twój wybór.

Moje początkowe podejście było dość dziecinne, przyznaję, ale przecież każdy, kto znajdzie się pierwszy raz w takiej sytuacji,kto nie jest doświadczony, nie myśli tak, jak powinien myśleć, wolałby wszystko ' po swojemu '. Wszystko tak, żeby było jak najłatwiej ,żeby nie było problemów, a to wcale nie jest takie łatwe, jak mi się wydawało... Nie przeżyłam jeszcze wszystkiego.


Właśnie próbujemy ci wytłumaczyć co i jak, żeby oszczędzić tobie zgryzot i marnowania czasu. A ty dalej swoje. Zadaj sobie pytanie z jakiego powodu chcesz być z tym chłopakiem?

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-01, godz. 20:09


#1128 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-01, godz. 20:13

a ślub jest taki konieczny wogóle?
z własnego doswiadczenia nieprzewidywalna napiszę Ci ze to zdarzenie jest mocno przereklamowane ;-)
najważniejsze jest być z drugim człowiekiem, tak zwyczajnie:-)
wielu ludzi decyduje sie być ze sobą bez ślubu albo tylko z cywilnym (to ułatwia wiele spraw, jak dziedziczenie na przykład, decydowanie wspólnie o przyszłosci dzieci, sprawy zdrowotne np. wiadomości o tym ze ktoś przebywa w szpitalu mogą otrzymać tylko osoby z nim spokrewnione lub własnie mąż czy żona)
no tak...ale potrafie też zroumiec młodą dziewczyne która pragnie białej sukni i welonu...
ale uwierz że wogóle żaden slub nie zagwarantuję Ci wiecznej szczęśliwości z drugim człowiekiem, obojętnie w jakim obrządku, w bieli czy tez w innym kolorze...
natomiast zroumienie w zwiazku to i owszem może pomóc w utrzymaniu tej szczęsliwości
ale plotę, jak stara ciotka jakaś komunały czy coś ;-)
trudno jest żyć ze świadkiem, czy to byłym czy obecnym, wychowanym w tej wierze, czy takim, który wstapił do niej już jako osoba dorosła, bo to trudni ludzie są, moim zdaniem trochę słabi wewnątrz, potrzebują mocnych doktryn żeby wiedzieć jak żyć, mocni sami to potrafią, bez organizacji, guru jakiegoś czy jak to tam nazwać
tak czy siak "mój" swiadek jest wogóle przecudownym człowiekiem,który i kocha mocno ale i zranić potrafi dość mocno

#1129 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-01, godz. 20:16

tak czy siak "mój" swiadek jest wogóle przecudownym człowiekiem,który i kocha mocno ale i zranić potrafi dość mocno


Zranić to potrafi każdy mężczyzna, nie tylko Świadek.

Ślub to też kwestia wiary jak również moralności i etyki. Jeśli się wierzy w Boga i chce się przestrzegać jego przykazań to powinno się zalegalizować związek, zgodnie z tym co mówi Pismo Święte. Oczywiście nie pochopnie i nie za szybko - trzeba się najpierw dobrze poznać. Ja póki co poprzestałem na zaręczynach i na razie nie zamierzam wstępować w związek małżeński. Nie neguję, ale czekam. Może nawet kilka lat.

Prosta, a ty na jakim etapie ze swoim "Świadkiem" jesteś? Nie robi mu nikt problemów w związku z tobą?

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-01, godz. 20:28


#1130 Unpredictable

Unpredictable

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 49 Postów
  • Płeć:Female

Napisano 2010-04-01, godz. 20:51

[quote name='ble' date='2010-04-01, godz. 20:42' timestamp='1270150938' post='131719']

Gdy poznałem swoją obecną partnerkę (jest w miarę gorliwą katoliczką) to spotykaliśmy się i nie analizowaliśmy jaki to jest wielki problem że nie mamy wspólnej wiary. Skupiliśmy się na naszej znajomości i nie wymyślaliśmy sztucznych problemów. Oczywiście czasami rozmawialiśmy o religii ale nigdy nie było tekstów w stylu "wolałbym/wolałabym abyś uczestniczył w pewnych aspektach mej religii bo tak będzie dla mnie lepiej a jak nie chcesz to ja nie wiem czy z tobą będę". W ogóle nie analizowaliśmy co będzie potem. Ale do tego jak już napisałem trzeba dojrzeć, a nie zachowywać się jak rozkapryszone dziecko któremu rodzic nie chce kupić drogiej zabawki. Prawdziwa miłość to nie ultimatum, nie analizowanie czy warto czy nie warto, nie ocenianie tylko rozumem.


My też nie analizujemy, mamy różne poglądy i chyba już teraz mniej więcej się z tym pogodziliśmy. Jak dowiedziałam się o jego wyznaniu, byłam zła, że mi nie powiedział i jakieś kłótnie miały miejsce. Przestraszyłam się. Dopóki go nie poznałam nie znałam za bardzo nic poza samą nazwą ' świadków Jehowy' i tego,że 'nachodzą' ludzi w domach. Ja dzielę się z Wami tym, co mnie trochę nurtuje w środku, czym się martwię.

Jak jestem z nim, to nie myślę o tym,że nie mogę go dotknąć, bo przecież nie weźmie ze mną ślubu...

#1131 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-01, godz. 20:52

"mój"świadek oficjalnie świadkiem nie jest, jest wykluczony, zdaje sie jednak że chce wrócić, to jest włąsnie TA ODMIANA po paru latach
wiedziałm od początku że był, teraz pojawiła sie chyba chęć powrotu, nic jeszcze nie zostało zrobione w tym kierunku ale świadomosc mam
do tej pory nie było nacisków na mnie o wiarę tylko ogólna niechęć do KK z jego strony i wszelkich objawów KK w moim życiu
więc biorąc pod uwagę powyższe nacisków na niego ze strony ewentualnych braci nie ma, ale on sam wewnętrznie albo czuje głęboko zakorzenioną presję albo wpojono mu takie a nie inne zasady moralne w zwiazku z zalegalizowaniem związków wogóle, albo (co też oczywiście biorę pod uwagę ;-))kocha mnie zwyczajnie, chce ze mną być aż po grób i żenić sie chce
i żeby było jasne: ja też go kocham i jeśli taka będzie jego (podkreślam JEGO) wola i głęboka potrzeba to mimo że ja ślubu raczej nie bardzo to rozważę możliwość legalizacji :-)

#1132 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-01, godz. 21:29

My też nie analizujemy, mamy różne poglądy i chyba już teraz mniej więcej się z tym pogodziliśmy.


Jak na razie bardziej analizujecie, bo gdybyście nie analizowali to już dawno byście zdecydowali się być ze sobą na dobre i na złe i byście byli razem w pełnym tego słowa znaczeniu. A tak ciągle jakieś zastanawianie się, "zrywanie", powroty, godzenia...

Jak dowiedziałam się o jego wyznaniu, byłam zła, że mi nie powiedział i jakieś kłótnie miały miejsce. Przestraszyłam się. Dopóki go nie poznałam nie znałam za bardzo nic poza samą nazwą ' świadków Jehowy' i tego,że 'nachodzą' ludzi w domach. Ja dzielę się z Wami tym, co mnie trochę nurtuje w środku, czym się martwię.


Moja nie była zła. Uśmiechnęła się i powiedziała: "Wiedziałam, coś mi mówiło, że to właśnie to". Zero pretensji, zero kłótni.

Ty dzielisz się z nami a my staramy pomóc. Martwisz się, ale jak na razie niewiele robisz, żeby ten stan rzeczy zmienić.

"mój"świadek oficjalnie świadkiem nie jest, jest wykluczony, zdaje sie jednak że chce wrócić, to jest włąsnie TA ODMIANA po paru latach
wiedziałm od początku że był, teraz pojawiła sie chyba chęć powrotu, nic jeszcze nie zostało zrobione w tym kierunku ale świadomosc mam
do tej pory nie było nacisków na mnie o wiarę tylko ogólna niechęć do KK z jego strony i wszelkich objawów KK w moim życiu
więc biorąc pod uwagę powyższe nacisków na niego ze strony ewentualnych braci nie ma, ale on sam wewnętrznie albo czuje głęboko zakorzenioną presję albo wpojono mu takie a nie inne zasady moralne w zwiazku z zalegalizowaniem związków wogóle, albo (co też oczywiście biorę pod uwagę ;-))kocha mnie zwyczajnie, chce ze mną być aż po grób i żenić sie chce
i żeby było jasne: ja też go kocham i jeśli taka będzie jego (podkreślam JEGO) wola i głęboka potrzeba to mimo że ja ślubu raczej nie bardzo to rozważę możliwość legalizacji :-)


To u was jest trochę inaczej niż u nas. Pewne szczegóły są jednak podobne. Myślę, że powinniście postawić sprawę jasno. Nie może być takich sytuacji, że on po latach ci mówi, że z ciebie zerwać bo musi wrócić do organizacji a innowierstwo w związku jest niedobre. Można zerwać z różnych powodów, ale dla organizacji? To już jest chore.

Ja nie rozważam samopowrotu do organizacji. Jeśli do czegoś takiego w ogóle kiedyś dojdzie to na pewno nie będzie to już to samo co kiedyś. Na pewno nie będę tak jak kiedyś na każdym zebraniu, na pewno nie będę się wczuwał, przygotowywał i stawał na głowie żeby wszystkich zadowolić. Organizacja i starsi sprawili mi wielki zawód oraz stracili moje zaufanie. Oznajmiłem również jasno i zrozumiale swojej ukochanej że nie mam zamiaru ani teraz ani później chodzić do starszych i prosić o przyłączenie. Wiadomo, że ona czasami jakieś niewielkie obawy ma (bezpodstawne zresztą) lecz nie jest to jakiś paniczny strach czy wkręcanie sobie jakiś bzdur. Najgorzej było gdy został powołany wobec mnie komitet sądowniczy. Obawiała się, że ja z nią zerwę dla organizacji/starszych. A ja po prostu w duchu śmiałem się z tego bo głupszej rzeczy nie wyobrażałem sobie chyba zrobić. Nie jestem frajerem tylko normalnym mężczyzną.

Nie mam niechęci do KK. Często uczestniczymy oboje w niedzielnej eucharystii, święta spędzamy razem.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-01, godz. 21:34


#1133 malutka

malutka

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 16 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:Śląsk

Napisano 2010-04-02, godz. 09:48

Duża chęć bycia to za mało. Chcesz to myśl dalej racjonalnie. Racjonalizm jest odwrotnością miłości.

Raczej brak racjonalizmu dowodzi, że chodzi o zauroczenie, a miłość, taka dojrzala, powinna być rozsądna i nawet trochę pokalkulować. Ja zdecydowalam się na związek z Katolikiem, obydwoje poszliśmy na pewne kompromisy, z tym że ja chyba na większe, niż on, i wiecie....nie jestem zbyt szczęśliwa...Zbyt często musialam dusić swoje sumienie...Milość miłością...ale , wbrew temu co pisał Ble, milość to nie chemia....chemia sie kończy pojakimś czasie, zwylke nie na dlugo starcza...Ważniejsze to patrzeć w jednym kierunku, mieć podobne wartości, to o wiele lepsze oparcie dla związku. Kocham męża i czuję się kochana, ale brak w tym związku harmonii. Kilka osób na wyścigi pisze w tym temacie, że prawdziwej miłości nie przeszkadza wiara, ale to twierdzenie jest prawdziwe tylko w sytuacji, gdy obie strony nie traktują religii na poważnie. Kiedy jedna lub obie strony przywiązują do niej dużą wagę, to będą szarpać się całe życie w związku z innowiercą. Jest to smutna prawda

Tak poza tym to przykre że tyle osób na tym forum zarzuca Unpredictable że nie jest naprawdę zaangażowana... Myślę że jest...jak cholera;) Po co poswięcalaby tyle czasu na dyskusje na tym forum, dzieliłaby się swoimi uczuciami...Zrywa, kończy i...wraca...To jest zaangażowanie.

#1134 qwerty

qwerty

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2138 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2010-04-02, godz. 15:32

no moze i jest zaangażowana, ale to koło miłości nie lezało :) Zaangażowac to się nawet w pracę można :)
eeee szkoda gadać. Nieprzewidywalna, nie powiedziałam Ci w zadnym moim poscie że masz go zostawić. Stwierdziłam tylko na podstawie tego co napisałas, że go nie kochasz. Wszystko na temat.

Użytkownik qwerty edytował ten post 2010-04-02, godz. 15:32

nie potrafiłam uwierzyć.......

#1135 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-02, godz. 20:07

Ja zdecydowalam się na związek z Katolikiem, obydwoje poszliśmy na pewne kompromisy, z tym że ja chyba na większe, niż on, i wiecie....nie jestem zbyt szczęśliwa...Zbyt często musialam dusić swoje sumienie...


Ja jako jeszcze ówczesny ŚJ również poszedłem na pewne kompromisy i na większe niż moja ukochana i niczego nie żałuję. Jestem szczęśliwy. Nie dusiłem swego sumienia bo moje sumienie już wcześniej reagowało nie wg przepisów organizacji ale wg logicznego, ludzkiego myślenia. Ty się dusiłaś bo widocznie za bardzo jesteś związana myślami, sumieniem i sercem z organizacją. Ja już związku z nią nie czułem... Za dużo przykrości i negatywnych przeżyć...

Milość miłością...ale , wbrew temu co pisał Ble, milość to nie chemia....chemia sie kończy pojakimś czasie, zwylke nie na dlugo starcza...


IMHO prawdziwa miłość to właśnie chemia. To nie chemia się kończy po jakimś czasie tylko pierwsza fascynacja. Chemia pozostaje a pierwsza fascynacja zamienia się w przywiązanie i przyzwyczajenie do partnera. Nie znaczy to, że wtedy zanika miłość. Wiele zależy oczywiście od samych partnerów.

Ważniejsze to patrzeć w jednym kierunku, mieć podobne wartości, to o wiele lepsze oparcie dla związku. Kocham męża i czuję się kochana, ale brak w tym związku harmonii.


Te rzeczy są ważne, ale wg mnie nie najważniejsze. Dlatego, że można patrzeć w jednym kierunku, mieć podobne wartości, ale jeśli się nie kocha prawdziwe, "z rozsądku" albo po to "żeby kogoś mieć" to nie może być mowy o udanym związku.

Skoro w twoim związku brak harmonii to musisz się zastanowić co zrobić, żeby ten stan rzeczy zmienić na lepsze. Pomoże tutaj szczera i spokojna rozmowa z partnerem i pójście za głosem serca.

Kilka osób na wyścigi pisze w tym temacie, że prawdziwej miłości nie przeszkadza wiara, ale to twierdzenie jest prawdziwe tylko w sytuacji, gdy obie strony nie traktują religii na poważnie. Kiedy jedna lub obie strony przywiązują do niej dużą wagę, to będą szarpać się całe życie w związku z innowiercą. Jest to smutna prawda


Częściowo się z tobą zgodzę. Chęć traktowania religii na poważnie (trzymania się w całości jej zasad) często brutalnie zderza się chęcią pójścia na kompromis religijny wobec partnera. Szarpać się jednak raczej nie będą. Po pewnym czasie znudzi im się i pójdą własnymi drogami. Każdy nadmiernie obciążony materiał w końcu ulegnie zmęczeniu...

Tak poza tym to przykre że tyle osób na tym forum zarzuca Unpredictable że nie jest naprawdę zaangażowana... Myślę że jest...jak cholera;) Po co poswięcalaby tyle czasu na dyskusje na tym forum, dzieliłaby się swoimi uczuciami...Zrywa, kończy i...wraca...To jest zaangażowanie.


Kto wie, jak jest naprawdę... My bazujemy tylko na jej wypowiedziach które choć nie pozwalają nam ocenić na 100% to co ma w sercu, wskazują w jakim kierunku to zmierza.

Dla mnie zawsze to było dziwne i głupie to zrywanie, wracanie, zrywanie, wracanie, zastanawianie się czy warto, co mi to da... Po co tak się "bujać", lepiej podjąć męską decyzję, raz a dobrze.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-02, godz. 20:17


#1136 Unpredictable

Unpredictable

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 49 Postów
  • Płeć:Female

Napisano 2010-04-06, godz. 14:52

Jakiś czas mnie nie było, trochę nad tym wszystkim myślałam.

Qwerty, myślę,że jednoznaczne z brakiem miłości jest rozstanie, bo po co BYĆ z kimś, kogo się tylko... lubi?

Ja nie umiem się z nim tak po prostu rozstać, jest dla mnie ważny, na pewno.
Może go nie kocham, nie wiem, ale myślę,że czasami warto pomyśleć, przekalkulować, bo przecież jeżeli ktoś o kimś myśli poważnie, to myśli o przyszłości, a w przyszłości temat wiary jednak powinien stać się w którymś momencie obecny.

Nie jest łatwo czytać te wszystkie posty stwierdzające ' daj sobie spokój ', ' to nie jest prawdziwa miłość' , ' wymagasz kompromisów tylko od niego'. Wiem,że temat związków świadków Jehowy z innowiercami nie jest wam obcy i dlatego chciałam Was prosić o zdanie i już zrozumiałam,że uważacie, że nie warto walczyć, a jak się potoczy sytuacja z ' moim ' śJ pokaże przyszłość.





#1137 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-06, godz. 15:22

zrozumiałam,że uważacie, że nie warto walczyć, a jak się potoczy sytuacja z ' moim ' śJ pokaże przyszłość.


Warto walczyć, ale nigdy nie wiesz jaki będzie rezultat tej walki. Dziś człowiek ma wystarczająco dużo problemów. Życie szybko ucieka. Wskazaliśmy ci jedynie pewne argumenty za i przeciw. Osobiście w takiej sytuacji nie chciałoby mi się walczyć. Wybór należy do ciebie. Nikt z nas tej decyzji za ciebie nie podejmie.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-06, godz. 15:33


#1138 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-07, godz. 16:27

Witam Was:)
Wtrącę się, bo jestem w podobnej sytuacji do koleżanki... Hmmm... albo i głupszej. Bo nie jestem światkiem, nie jestem katoliczką... jestem poganką. A człowiek, z którym jestem (o dziwo jestem, choć długo trwała dziwna sytuacja, w której wyglądało jakby i jemu na mnie zależało i mi na nim... tylko, że - nie jestem świadkiem) robił wszystko co mógł byśmy się pokłócili, o sobie zapomnieli. Problem w tym, że nie znałam ich religii na tyle, by wiedzieć, że znajomość z nie-świadkami nie jest mile widziana. Znałam go dosyć długo, wiedziałam jaki jest i owe zachowania nie były dla mnie normalne... A że jestem dociekliwa - musiałam się dowiedzieć o co chodzi. I jestem tutaj. Kilka miesięcy temu przeczytałam te 50-kilka stron. Dało mi to dużo do myślenia... Brnąć dalej czy wycofać się. I mimo kolejnych zdań w stylu "uciekaj!" zaryzykowałam. W grudniu pierwszy raz byłam na ich zebraniu. I od czasu do czasu chodzę. Była Pamiątka... A zaraz potem spotkanie z innymi poganami... w następnej kolejności Wielkanoc z rodziną. Chyba sama nie wiem w co się pakuję. W którąkolwiek stroną pójdę - wiem, że będzie źle.
Świadkowie? Moja rodzina przyjęła to lepiej niż się spodziewałam. Przełknęli by nawet fakt gdybym została jedną z nich. Pytanie tylko czy ja jestem w stanie przełknąć. Czy byłabym w stanie iść na ustępstwo? Chyba tak... Nie muszę się przecież ze wszystkim zgadzać. Mam swoje zdanie, mam swoje poglądy, swoje zasady - nie pozwolę sobą manipulować. To w czym problem? Lubię czuć się bezpiecznie. Wejść w ich środowisko nie mając gwarancji, że nie zostanę sama? Zrezygnować ze swojej wiary... podczas gdy wszystko może się rozpaść?
Jego rodzina? Wierzy, że zostanę jedną z nich, mimo, że za każdym razem proszę by nie robili sobie nadziei. Jego rodzina? Lubi mnie.
Jemu obiecałam, że ograniczę swoje kontakty z poganami...
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Jeśli mimo wszystko jakoś się nam układa? Jeśli on jest świadom moich tradycji, mojego przywiązania do mojej rodziny...
Cieszę się, że jesteś y zbyt młodzi by myśleć poważnie o dalszym życiu. Cieszę się, że mamy czas... I szansę by los sam ułożył naszą historię.
Do czego zmierzam? Do tego, że warto walczyć. Cokolwiek będzie dalej. Zawsze jest szansa, że czegoś nas to nauczy.
I gdybym nie była wyrwała... Nie wiedziałabym dlaczego się zmienił, nadal płynęłyby łzy.

#1139 Jozek

Jozek

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 151 Postów

Napisano 2010-04-07, godz. 17:02

"Chyba tak... Nie muszę się przecież ze wszystkim zgadzać. Mam swoje zdanie, mam swoje poglądy, swoje zasady - nie pozwolę sobą manipulować. To w czym problem?"

W czym? Sama sobie odpowiedziałaś przed zadaniem pytania :) Oczywiście pierw należy zapytać, jakie to są poglądy?

#1140 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-07, godz. 17:23

No tak, odpowiedziałam. Tylko, że się boję... Mimo wszystko, to walka ze sobą. Wszystko to, co przeczytałam i usłyszałam o nich a z drugiej strony to, czego dowiedziałam się od nich samych.
Wiem tylko, że nie chcę się zmieniać... I nie zgodzę się na to by ktoś nadzorował moje życie (czyt. starsi) - albo jestem przewrażliwiona. Co będzie to będzie. Czas pokaże - przynajmniej tak sobie powtarzamy w chwilach zwątpienia.

A co do własnych poglądów - dużo tego i nie koniecznie nadaje się to do opisywania w tym wątku.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 5

0 użytkowników, 5 gości, 0 anonimowych