Osoba która do mnie zadzwoniła to jest żona starszego, on siedział koło niej, przynajmniej tak mi powiedziała, i wszystko słyszał, sam ją namówił żeby zadzwoniła do mnie, nie wiem dlaczego ona, osoba, która nie dość że zborowa plotkara, to jeszcze niezła manipulantka.
W momencie kiedy zadzwoniono do mnie, i wypytywano się o powód mojej nieobecności na zebraniach (około pół roku), kiedy drążyła ta osoba temat, zadając coraz dziwniejsze pytania, zostałam przyciśnięta do ściany, zostałam osaczona pytaniami jasno zmierzającymi do jednego pytania: o rozpustę, że nie było sposobu wymigać się od odpowiedzi.
Po kolei: ochrzczonym świadkiem jestem/byłam 9 lat, a wcześniej miałam kontakt ze świadkami mniej, lub bardziej udany przez 3 lata, więc, niemały szmat czasu. W "prawdzie" byłam ja sama, nie mam nikogo z rodziny. Prowadziłam podwójne życie, więc mam też znajomych "ze świata", to że ich mam pomaga mi nie zwariować...
qwertydzięki chętnie z Tobą porozmawiam.
ble, związałam się z człowiekiem ze świata, mam zarzuty o rozpustę.
Nie jest łatwo, mam wrażenie, jakby cały ciężar ze mnie spadł, a mimo to, czuje smutek, i pustkę..
Dzisiaj miałam komitet, który trwał 2 godziny, chcieli znać szczegóły "co, jak, kiedy...". Na koniec rozmowy dali mi czas na zastanowienie się, czy podtrzymuję to, co im dzisiaj powiedziałam. Nie mogli pojąć, dlaczego tak postępuję, i nie okazuję skruchy, przecież powinnam...
Następne spotkanie to będzie tylko formalność, dziwnie mi, ale nie potrafię być już świadkiem, od dawna już nim nie jestem, tylko na papierze..