
Jednak temat robi się mniej wesoły, gdy uświadomimy sobie, że za błędami WTSu stoją realne ofiary. "Kwestia krwi" jest oczywiście najbardziej dobitnym przykładem, ale można by do niego dołączyć jeszcze inne, jak choćby zakaz podejmowania służby zastępczej, przez który tysiące SJ znalazło się w więzieniach. Aż do lat 90. źle widziane w WTS było kontynuowanie nauki nawet w szkole średniej; przez tę bzdurę tysiące innych SJ zmarnowało swoje talenty i do dziś muszą klepać pospolitą biedę jako absolwenci ZSZ. O innych, drobniejszych potknięciach nawet nie warto wspominać.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież nikt nikogo do niczego nie zmuszał, każdy człowiek ma wolną wolę itp. Dziś to może wydawać się oczywiste, ale jeszcze kilkanaście lat temu wcale tak nie było. Być może znaleźli by się pieniacze, domagający się od WTS odszkodowań finansowych. Sam znam przypadek jednej z sióstr, która chciała pozwać WTS o 1 mln (!) złotych odszkodowania za to, że nie chcieli pochować jej ojca, który pod koniec życia zapadł na schizofrenię i ostro bluźnił pod adresem Nadarzyna

Moim zdaniem namiastką odszkodowania byłoby jakieś oficjalne "przepraszamy" ze strony centrali. Uważam, że mogło by być to (szczątkowe) zadośćuczynienie wszytkim ofiarom polityki Brooklynu. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że to prawie rzecz niewykonalna. A jednak... Skoro - jak powszechnie się uważa - WTS dąży do reform, może to byłby właściwy krok?
Zachęcam do głosowania. Jestem ciekaw Waszych opinii.