Skocz do zawartości


Zdjęcie

Nie trać ducha - Daniel Sydlik


  • Please log in to reply
25 replies to this topic

#1 Terebint

Terebint

    Taoista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4710 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2006-03-01, godz. 23:00

Nie uważacie, że członkowie Ciała Kierowniczego w swoich wykładach są bardziej ludzcy i przystępni niż na łamach strażnicy? Dopiero gdy spotykają się w grupie jakoś źle na siebie oddziałują. :angry: Wykład Daniela Sydlika - "Nie trać ducha" uważam za bardzo udany. U mnie w zborze wstrząsnął przede wszystkim najbardziej kontrowersyjnymi braćmi, a ja w rozmowach z nimi bardzo często powoływałem się na słowa Sydlika zawarte w tym wykładzie, co natychmiast zamykało usta moim oponentom (oczywiście, szczególnie jeśli chodziło o kwestię modlitwy). :)

Czytaliście go kiedyś? Co sądzicie o tym wykładzie? Mi się on podoba do tej pory. :)

http://www.sendspace.com/file/gjxd30

pzdr. :)

"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc


#2 Fly

Fly

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 712 Postów

Napisano 2006-03-01, godz. 23:08

Nie uważacie, że członkowie Ciała Kierowniczego w swoich wykładach są bardziej ludzcy i przystępni niż na łamach strażnicy? Dopiero gdy spotykają się w grupie jakoś źle na siebie oddziałują.

Tak, coś w tym jest... Dawno już zauważyłem, że najbardziej ortodoksyjne treści są zamieszczone w oficjalnych materiałach - w Strażnicy, NSK itp. Ale np. nadzorcy obwodu czy okręgu albo nawet członkowie Komitetu Oddziału prywatnie byli dużo bardziej tolerancyjni i zdystansowani wobec oficjalnej linii WTS. Również w wykładach pozwalali sobie na pewien luz, żarty i w ogóle pokazywali ludzką twarz. Podobną atmosferę zauważyłem wśród betelczyków - mieli bardzo dużo dystansu do siebie i swoich przełożonych.

#3 Terebint

Terebint

    Taoista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4710 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2006-03-01, godz. 23:32

Właśnie. Z nadzorcami jest podobna sprawa. Bardzo ich szanowałem za ten dystans do życia.

pzdr. :)

"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc


#4 White Death

White Death

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 243 Postów

Napisano 2006-03-02, godz. 09:08

Nie uważacie, że członkowie Ciała Kierowniczego w swoich wykładach są bardziej ludzcy i przystępni niż na łamach strażnicy? Dopiero gdy spotykają się w grupie jakoś źle na siebie oddziałują.  :angry: Wykład Daniela Sydlika - "Nie trać ducha" uważam za bardzo udany. U mnie w zborze wstrząsnął przede wszystkim najbardziej kontrowersyjnymi braćmi, a ja w rozmowach z nimi bardzo często powoływałem się na słowa Sydlika zawarte w tym wykładzie, co natychmiast zamykało usta moim oponentom (oczywiście, szczególnie jeśli chodziło o kwestię modlitwy). :)

Czytaliście go kiedyś? Co sądzicie o tym wykładzie? Mi się on podoba do tej pory. :)

http://www.sendspace.com/file/gjxd30

pzdr. :)

Zdecydowanie inny ten wyklad w wymowie niż te z literatury, nawet bym powiedział że w paru miejscach nie do końca zgodny z oficjalną doktryną. Generalnie bardzo dużo o ludziach, hmm .. może to podpucha ? :lol:
Przeto odrzuciwszy fałsz, mówcie prawdę każdy ze swym bliźnim. Efezjan 4:25a
To zaś powinniście czynić: Mówcie prawdę jeden drugiemu, wydawajcie sprawiedliwe wyroki w swoich bramach i zachowujcie pokój! Zach 8:16

#5 Terebint

Terebint

    Taoista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4710 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2006-03-02, godz. 10:01

Zdecydowanie inny ten wyklad w wymowie niż te z literatury, nawet bym powiedział że w paru miejscach nie do końca zgodny z oficjalną doktryną. Generalnie bardzo dużo o ludziach, hmm ..

Dlatego, ten wykład stanowił dla mnie niezły oręż w walce ze zborowymi konserwatystami. :)

pzdr. :)

"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc


#6 White Death

White Death

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 243 Postów

Napisano 2006-03-02, godz. 20:36

Nie uważacie, że członkowie Ciała Kierowniczego w swoich wykładach są bardziej ludzcy i przystępni niż na łamach strażnicy? Dopiero gdy spotykają się w grupie jakoś źle na siebie oddziałują.

Tak, coś w tym jest... Dawno już zauważyłem, że najbardziej ortodoksyjne treści są zamieszczone w oficjalnych materiałach - w Strażnicy, NSK itp. Ale np. nadzorcy obwodu czy okręgu albo nawet członkowie Komitetu Oddziału prywatnie byli dużo bardziej tolerancyjni i zdystansowani wobec oficjalnej linii WTS. Również w wykładach pozwalali sobie na pewien luz, żarty i w ogóle pokazywali ludzką twarz. Podobną atmosferę zauważyłem wśród betelczyków - mieli bardzo dużo dystansu do siebie i swoich przełożonych.

Spotkałem się z opinią pewnego wieloletniego starszego że takie szczególnie sympatyczne twarze nadzorców są widoczne w latach po niespełnieniu się nadziei łączonych z datowaniem, upadku pewnych oczekiwań: po 1975, po 1995..
Jakby chcieli powiedzieć: nie nasza to wina, czekajmy cierpliwie na nowe, a tymczasem budujmy się w miłości i wzajemnej trosce o siebie.
Koniec w końcu kiedyś nadejdzie.
I ja w to wierzę.
Przeto odrzuciwszy fałsz, mówcie prawdę każdy ze swym bliźnim. Efezjan 4:25a
To zaś powinniście czynić: Mówcie prawdę jeden drugiemu, wydawajcie sprawiedliwe wyroki w swoich bramach i zachowujcie pokój! Zach 8:16

#7 Grzesiek2

Grzesiek2

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 38 Postów

Napisano 2006-04-16, godz. 11:05

Co do roku 75 to oni sami są sobie winni. Tylko największy tępy debil mógł myśleć że Bóg poda datę końca. Przecie nawet syn nie zna daty. Ci ludzie wierzyli ze strachu. Właściwie to nigdy nie wierzyli.

#8 vilgefortz

vilgefortz

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 219 Postów

Napisano 2007-10-30, godz. 10:04

Miał bym prośbę czy mógł by ktoś udostępnić ponownie wykład Sydlika w sieci, względnie przesłać go na maila – [email protected] z góry dziękuje i pozdrawiam!
------------> TUTAJ SPÓJRZ i załóż konto na chomiku. Większość rzeczy możesz pobrać za darmo, bo 50 mb wystarcza w zupełności :)

A oto, dla Ciebie, chomiki zajmujące się WTS-em: trochę prywaty, czyli mój chomik ;)
SCORP1ON, obywatel.gg, arturszylopl, fakirek, wts, WTLibrary, Watchtower-files, PAROUSIA, daryelko, Grzema

#9 hubert684

hubert684

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1993 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2007-10-30, godz. 13:49

a znacie te inne wyklady??? np . ten o aniolach albo o kamieniu obrazy??? i inne
tez dobre
[font=Tahoma]

#10 Terebint

Terebint

    Taoista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4710 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2007-10-30, godz. 17:50

a znacie te inne wyklady??? np . ten o aniolach albo o kamieniu obrazy??? i inne
tez dobre

Ja nie znam. Hubert, jak masz po polsku to zamieść.

"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc


#11 hubert684

hubert684

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1993 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2007-10-30, godz. 17:52

umiem zeskanowac ale nie wiem co potem
nie wiem jak zalanczyc albo co??
[font=Tahoma]

#12 panter

panter

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 111 Postów
  • Gadu-Gadu:6115856
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Polska

Napisano 2007-10-31, godz. 00:59

Pogrzebałem w kompie i nawet znalazłem :P


NIE TRAĆ DUCHA (Daniel Sydlik)


Nie wiem, ilu z was pamięta brata Johna K. John pracował w Betel i byt kimś w rodzaju współczesnego super geniusza. Był wynalazcą. Przez 30 lat wymyślał, projektował i konstruował różne urządzenia w Betel. Kiedyś zaprojektował krzesło o trzech nogach. Te krzesła nikomu się nie podobały. Nawet John ich nie lubił. Ale produkował je, bo były tańsze. Gdy była ku temu okazja wywieźliśmy wszystkie te krzesła na farmę. John był wspaniałym człowiekiem.

Może znacie też Russella K. Russell jest bardzo gadatliwy. Może mówić bez końca. Wie wszystko na każdy temat. To zadziwiające, ale zwykle ma rację. Wprowadza miłą atmosferę. John był bardziej wyciszony.

Pewnego razu John zachorował. Gdy poczuł się lepiej, przyszedł na śniadanie o 6:30 na stołówkę w Betel. Podszedł do mnie i rzeki: „Chciałbym ci coś powiedzieć. Wiesz, po 38 latach wreszcie wszystko sobie poukładałem w głowie" Trochę mnie to zaskoczyło, bo John nigdy nie mówił w ten sposób. John mówił dalej: „Wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Od 30 lat wygłupiam się z tymi maszynami, zakrętkami i śrubami, ale nigdy nikomu nie sprawiłem przyjemności" John sprawiał przyjemność wielu ludziom, ale nie w taki sposób, jaki miał wtedy na myśli. „Od teraz będę żył dla ludzi". Właśnie o to chodzi - przebywanie z ludźmi. Niestety niecałe dwa tygodnie później John zmarł.

Oto człowiek całkowicie oddany prawdzie, nieustannie widziany pod maszynami, nad maszynami i w środku różnych mechanizmów. Gdy w końcu zaczyna rozumieć, że najwięcej szczęścia wynika z kontaktów z ludźmi, wtedy musi umrzeć. To przykre. Mówię o tym po to, abyśmy nie robili tego samego, abyśmy nie byli tak bardzo zajęci robieniem różnych rzeczy, że zapomnimy o czymś wspaniałym, co zawsze jest obok nas — ludziach będących własnością Boga. Mali, duzi, starzy i młodzi. To właśnie ludzie zostali stworzeni przez Boga na jego obraz i podobieństwo- To ludzie przynoszą chwałę jego imieniu. Ludzie są inteligentnym tworem wielkiego Boga Jehowy - ludzie, którzy oddają mu chwałę. Zachowanie bliskich stosunków z ludźmi jest chyba największym szczęściem, jakiego można zaznać na ziemi.
Podziwiamy ludzi za ich osiągnięcia, pokorę, osobowość, człowieczeństwo i wiele innych cech. Gdy nauczysz się lubić ludzi, będziesz chętniej im wybaczał Zbliżysz się do nich.

Żywimy podziw dla ludzi, którzy długo żyją. Nie ważne, czy osiągnęli coś w życiu, czy nie. Podziwiamy ich już za to, że długo żyją. W Biblii czytamy o Matuzalemie, który żył 969 lat. Nie wspomniano, kim był, ani czego dokonał, poza tym, że dożył 969 lat. To jest osiągnięcie.

Jakiś czas temu grupa naukowców wybrała się w odległe zakąski ziemi, by zbadać, dlaczego niektórzy ludzie żyją długo. Co sprawia, ze żyją 100 lat i więcej, a inni umierają w wieku 40 lub 60 lat? Po powrocie stwierdzili, że jest kilka czynników, które mają wpływ na taki stan rzeczy, ale można wyróżnić dwie zasadnicze przyczyny. Ludzie, z którymi rozmawiali, można było podzielić na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczają się ci, którzy szybko ulegali wszelkim naciskom, jakie niesie ze sobą życie. Nie próbowali walczyć lub czynili to w stopniu niewystarczającym. Okoliczności szybko ich przytłaczały, w wyniku, czego mieli skłonność do rezygnowania. Tę kategorię ludzi nazwiemy sobie „rezygnowacze".

Pewnego dnia do Biura Betel przyszedł młody człowiek i poprosił o zmianę przydziału pracy. Zapytałem, co robi teraz. „Jestem hydraulikiem", odparł. Powiedziałem, że to bardzo dobra praca. Ale on stwierdził: „Wiem, ale czuję się ograniczony. Potrzebuję zmiany. Chcę robić coś innego". Zapytałem, więc: „A gdzie chciałbyś pracować?" „W biurze", odparł. „W jakim biurze? Prace hydrauliczne to zupełnie, co innego niż biuro". A on na to: „Obojętnie, w jakim biurze". Zapytałem, czy umie pisać na maszynie i ile słów na minutę. Odpowiedział: „40" . Zapytałem czy pracował kiedyś w biurze. Odpowiedział, że nie. Powiedziałem, więc: „No dobrze, zobaczę, co da się dla ciebie zrobić. Wpisz się na tę listę z nazwiskami osób, które już wcześniej prosiły o pracę w biurze". Wtedy jego oczy od razu pobiegły do prawej kolumny, tak jak my czasami czytamy menu w restauracji. Najpierw spoglądamy na ceny, a dopiero potem patrzymy, jakie danie można za to kupić. Popatrzył na te liczby w prawej kolumnie i zobaczył, jak szybko niektórzy piszą na maszynie. Był zdumiony - 80, 90, 100 słów na minutę. Zaraz potem powiedział: „Ja chyba jednak zrezygnuję”.

Czy zauważyliście ten zwrot: „rezygnuję"? Ten młody człowiek przyszedł do biura, by dostać inną pracę, i co robi przy pierwszej nadarzającej się okazji osiągnięcia tego celu? Rezygnuje! Brakuje mu przekonania, samozaparcia, charakteru. Brakuje zdecydowanie, które od środka mówi „chociaż to tak wysoko, daleko, głęboko i szeroko", chcę tej pracy i zrobię, co w mojej mocy, by ją dostać. Będę błagał Jehowę tak długo, aż mi ja da. Nie! Ten człowiek jest gotów zrezygnować. W końcu ja musiałem nakłaniać go, by nie rezygnował.

Przypomina mi to trochę pewne zdarzenie z życia Eliasza. Król Jehoasz chciał zwyciężyć armię syryjską i wezwał Eliasza, by ten udzielił mu błogosławieństwa. Gdy Eliasz przybył, Jehoasz powiedział: „Chcę odnieść zwycięstwo nad Syryjczykami". Eliasz odparł: „Właściwie, jak bardzo chcesz tego zwycięstwa?." A Jehoasz na to: „po prostu chcę zwyciężyć". „Dobrze, otwórz okno i wystrzel z tuku strzały". Jehoasz wystrzelił kilka strzał. Eliasz powiedział: „Jak na początek, to nieźle" Potem podał mu strzały mówiąc: „Uderz nimi o ziemię". Król Jehoasz wziął strzały i stuknął trzy razy o ziemię. Eliasz podskoczył na równe nogi i mówi: „Wielkie nieba, gdybyś naprawdę chciał zwycięstwa powinieneś był uderzyć pięć lub sześć razy, pokazać co jest w twym środku, swoje uczucia, pokazać Bogu, co dzieje się w twoim wnętrzu, swą szczerość, pragnienie, czego naprawdę chcesz. Takim tam stukaniem niczego nie osiągniesz, jeśli chcesz walczyć z wrogiem".

Dzisiaj jest podobnie z wieloma ludźmi. Nie chcą się bardzo wysilać. Wszystko chcą mieć podane na talerzu. Wszystko od razu, natychmiast. Ekspresowa herbata, ekspresowa kawa, ekspresowy sukces. Żadnego wysiłku, zmęczenia, potu czy łez. Chcą usiąść przy fortepianie i bez ćwiczeń zagrać Mozarta czy Betovena. Żadnej pracy, prób. Tak się po prostu nie da. To niemożliwe.

Wspomniani naukowcy odkryli jednak, że istnieje też inna kategoria ludzi. To ci, którzy nigdy nie rezygnują. Mają w sobie takiego ducha, który sprawia, że -pokonują wszelkie przeciwności. Mają w sobie coś, co popycha ich naprzód Szczerze mówiąc w codziennym życiu bardzo łatwo dostrzec te dwa rodzaje ludzi zarówno w sensie fizycznym, psychicznym jak i duchowym.

Niedawno w programie NBC wyemitowano pewną relację z przyjęcia wydanego w stanie Północna Karolina dla pewnej szacownej pani Miała 100 lat i nie używała jeszcze okularów i miała własne zęby. Co ciekawe było w niej więcej wigoru, życia niż u wielu 30-latków dzisiaj.

W reportażu pokazano też pewnego starego mężczyznę. Reporterzy spoglądali na tego starca myśląc, że zaraz wyjawi im jakąś inspirującą super tajemnicę, jak dożyć 95 lat. Nakierowali na niego kamerę i zapytali: „Powiedz nam, jak to zrobiłeś? Wyjaw nam swoją tajemnicę, jak dożyłeś 95 lat i w dalszym ciągu jesteś tak silny?". Mężczyzna popatrzył - w kamerę i powiedział: „Naprawdę chcecie wiedzieć, co zrobić, by żyć tak długo?" A oni na to: „Tak, powiedz nam!". Starzec odrzekł: „Po prostu nie umieraj!" Oto cały sekret! Po, prostu nie umieraj, a będziesz żył. Oto odpowiedź. Ten człowiek nie znał odpowiedzi, bo w istocie takiej naprawdę nie ma.

Patrzyłem tak na tych starych ludzi w tym reportażu i pomyślałem sobie: „ Też mi wyczyn. Powinniście przyjechać do Befel. My też mamy tu kilku dinozaurów". Na przykład Freddie F. - 88 lat. Pewnego dnia wyszedłem z budynku 30 Columbia Heights i chciałem dogonić Freddiego. Uwierzcie mi, że nie było to takie istwe. Zastanawiam się, skąd on bierze tyle siły. Gdy idzie do swego pokoju po pracy, wchodzi po schodach na siódme piętro! Siedem pięter! Wszyscy młodzi czekają na windę, ale Freddie wchodzi po schodach. Pewnego ranka o 6:30 schodziłem po schodach na śniadanie do stołówki i nagle słyszę Freddiego, który energicznie sobie przyśpiewuje. Pełen energii. Pomyślałem sobie wtedy: „Rety, skąd on to ma?"

Mamy tu też wielu innych. Na przykład brat G. Zawsze jest w biegu, zawsze pochylony do przodu. Czasami wydaje się, że za chwilę upadnie na twarz, ale to tylko wrażenie. Niedawno widziałem, jak biegał! Nie miał na sobie płaszcza Pobiegł wrzucić kilka listów do skrzynki pocztowej. Ten 88-latek pobiegł do skrzynki, która wcale nie była tak blisko Nieźle, jak na kogoś w wieku 88 lat. Nieźle nawet na 30-latka.

Linotypami zajmuje się brat P., który ma już ponad 80 lat. Ten człowiek zna linotypy na wylot. Dzwonią do niego 1udzie z całego Nowego Jorku, gdy potrzebują naprawić linotyp. Pamiętam pewnego razu, gdy pracowałem w składzie, całą grupą próbowaliśmy uruchomić linotyp. Nie chciał działać. Zrobiliśmy już wszystko. Był tam pewien bardzo dobry mechanik. Czuł się trochę niezręcznie, ale nie chciał poprosić o pomoc brata P. Twierdził, że „potrafi to uruchomić". Ale nie udało się. Zbliżała się godzina 17 i zależało mu na naprawieniu maszyny. Zadzwoniliśmy więc po P. Brat P. przyszedł, pooglądał urządzenie, kilka razy uderzył w klawisze. Potem schylił się i powiedział: „Przesuń ten element". Brat przesunął i maszyna zaczęła działać. Przez godzinę łamaliśmy sobie nad tym głowy. A ten człowiek popchnął malutki element i urządzenie działało bez zarzutu.

Mamy tu jeszcze innych braci takich jak H., który jest już po 90-ce. Nie uwierzycie, ale jakiś rok temu ten brat wybrał się do Szwajcarii. Po co? Żeby pochodzić po górach! Wcale nie przesadzam. Oto człowiek godny podziwu! W dalszym ciągu pracuje pełne 8 godzin. Tak samo brat F i brat G. Pracują normalnie 8 godzin. Wielu z nich pracuje dłużej niż 8 godzin. To są klejnoty, ludzie godni podziwu. Nie musimy szukać ich gdzieś w Rosji czy Mongolii. Są tutaj wśród nas. To naprawdę piękni bracia, wspaniali towarzysze.

Kiedyś zapytałem brata F.: „Co sprawia, że zachowujesz taki wigor? Skąd się to u Ciebie bierze?" On odpowiedział: „Jeśli chcesz długo żyć, musisz nad tym pracować. Musisz wysilać się, by żyć dłużej. Musisz uważać na to, co jesz i pijesz, nie zawsze możesz robić to, na co masz ochotę, czy kłaść się spać o dowolnej porze. Gdy przekroczysz 64 rok życia, musisz zwracać uwagę na to, co jesz, pijesz i o której godzinie chodzisz spać. Musisz podejmować wysiłki, by żyć dłużej".

A więc nie jest to kwestia jakiegoś szczególnego daru lub silnego organizmu, co oczywiście znacznie pomaga. Uważam, że ludzie, którzy urodzili się przed rokiem 1914, naprawdę mieli lepsze warunki. Było to zanim zaczęły się te wszystkie wojny, zanieczyszczenie, narkotyki i inne nękające nas problemy. Ludzie mieli wtedy silniejsze organizmy. Ale gdy przekroczysz 64 rok życia, musisz stanowczo działać, podejmować stanowcze wysiłki, by żyć.

Mówię o tym, dlatego, że wielu z nas nie podejmuje żadnych starań, by żyć długo. Wszystko jest dobrze, dopóki jesteśmy zdrowi. Dopiero, gdy zachorujemy, wtedy nagle wzywamy wszystkich możliwych lekarzy i cały personel szpitalny. Wtedy nagle zaczynamy przestrzegać diety. Ale wtedy jest już za późno.

Spójrzcie na dzisiejszą młodzież. Coca-cola w jednej ręce, w drugiej paczka chipsów. A w pracy są zmęczeni. Już po 15, 20, 30 minutach spoglądają na ciebie i pytają: „Nie chciałbyś trochę odpocząć? Dlaczego ja jestem zmęczony, a ty nie?" Zwykle mawiam wtedy: „Nie jedz tyle chipsów, to może wytrzymasz trochę dłużej" Sposób odżywiania się naprawdę ma ogromne znaczenie.


Pomyśl o tych dwóch kategoriach ludzi. Jedni szybko się poddają i uginają pod naciskiem wydarzeń. Drudzy - nieugięci. Co sprawia, że tacy są? Można to zaobserwować w Betel. Gdy do Betel przychodzą młodzi ludzie, na początku służby zwykle chcą przewrócić świat do góry nogami. Zarzekają się, że tu zostaną, że to będzie ich dom. Możecie mi wierzyć, że po 60 do 90 dniach już widać różnicę w nastawieniu. W tym krótkim czasie coś się zmienia. Zaczynają narzekać najedzenie, pracę, plan zajęć. Przed gabinetem lekarskim ustawia się kolejka 20-latków. Niesamowite! Zastanawiam się, dlaczego? Za krótko żyją by zdążyli nabawić się zwyrodnień stawów. Gdy zaczynają pociągać nosem, od razu biegną do lekarza. Często nawet nie mają kataru - wydaje im się, że wkrótce będą kichać, a już proszą, o wolne.

Ale są też inni bracia. Katar, nie katar, wiedzą, że gdy nabawią się przeziębienia, to trzeba zażyć lekarstwa i poleżeć 7 do 10 dni. Potem wracają do pracy. Tak robią wieloletni pracownicy. Nie boją się pracy. Mają w sobie to coś.

W przemówieniu do chrztu często przytaczany jest werset z Mateusza 16 :24 Pamiętacie, co powiedział tam Jezus? „Jeżeli ktoś chce pójść za mną". Na początku użył słowa „jeżeli”. Dlaczego? Bo nie zmusza nas, nie popycha, nie wykręca ręki, jeśli tego nie zrobisz. Mówi, że jeśli ktoś chce być Chrześcijaninem, to musi coś czynić. Co takiego? „Niech się zaprze samego siebie" To bardzo trudne. A jednak każdy z nas uczynił to w chwili zanurzenia. Zaparliśmy się sami siebie Zadziwiające jednak, jak szybko dochodzimy do wniosku, że z czymś się nie zgadzamy. Po pewnym czasie okazuje się, że zaparliśmy się tylko trochę. Ale Jezus powiedział: „Niech się zaprze samego siebie", co oznacza trud, wysiłek, wyrzeczenia i łzy, które wiążą się z Chrystianizmem. Następnie Jezus mówi, by stale go naśladować. Jeśli będziesz tak czynić, zachowasz w sobie ten prawdziwie chrześcijański wigor i z mocą będziesz wykonywać wolę Bożą.

Wieloletni słudzy Boży nie rezygnują i trwają mimo bólu i łez. Nie boją się. Wspaniale ilustruje to Biblijna Księga Rut. Czy to nie piękna historia? Opowiada o Rut, Noemi i Orfie. Te kobiety przez wiele lat mieszkały w Moabie. Noemi zdecydowała się wracać do swej ojczyzny w Izraelu. Jej synowe chciały pójść razem z nią. Ale Noemi namawiała je: „Zostańcie tutaj. Tam nie ma niczego, co mogłybyście chcieć". Starała się je zniechęcić. Synowe poszły jednak z nią i po mniej więcej 10 dniach Orpa stwierdza, że chce wracać. Rezygnuje. A co na to Rut? Co powiedziała? W wersetach 16 i 17 czytamy: „Nie nalegaj na mnie, żebym cię porzuciła i żebym przestała ci towarzyszyć; bo gdzie ty pójdziesz - ja pójdę, i gdzie ty zanocujesz - ja zanocuję. Twój lud będzie moim ludem, a twój Bóg - moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz - ja umrę i tam zostanę pogrzebana. Niech mi Jehowa to uczyni i do tego doda, jeśli cokolwiek innego niż śmierć oddzieli mnie od ciebie". Przepiękne słowa! . Jakiż wspaniały duch! Z kimś takim można śmiało iść przez życie. Nieco dalej opisano, jak Boaz mówi do Rut: „Oby Jehowa nagrodzi twoje postępowanie i obyś otrzymała pełną odpłatę od Jehowy, Boga Izraela, pod którego skrzydła przyszłaś się schronić".

Nasze postępowanie, zaufanie do Jehowy, otwartość, z jaką do niego się zwracamy może zapewnić nagrodę. Wspomniane dwie kategorie ludzi można też wyróżnić w życiu duchowym. Na przykład Judasz. Niezależnie od tego, z jakiego powodu zdradził Chrystusa, zrobił to. Ale zaraz potem zrezygnował z dalszego życia i się powiesił. Nie zdał się na miłosierdzie Boga, lecz po prostu się poddał. Stracił wszystko. Piotr trzykrotnie zaparł się Chrystusa. Odszedł i gorzko zapłakał. Ale nie poddał się Po pewnym czasie został wiernym apostołem. Miał tego ducha, który nie pozwalał mu się poddać Żywił zaufanie, przekonanie, zdecydowanie i nie zamierzał się poddać. Tego domaga się nasze grzeszne ciało. A do tego jest jeszcze duch tego świata, szatan i wie/e innych czynników. Ale nie tak jest z Jehową, jego ludem, czy jego organizacją. To wspaniałe, gdy masz w sobie takiego ducha i przekonanie, które pobudza cię do czynu.

Jezus Chrystus powiedział do Szymona Piotra (Łuk. 22:31,32): „Szymonie, Szymonie, oto Szatan zażądał, żeby was przesiać jak pszenicę". Szatan zażądał, by przesiać ludzi. Ośmielił się żądać. Ale Jezus oświadczył: „Lecz ja błagałem za tobą. by twoja wiara nie ustała; a ty, gdy kiedyś wrócisz, umacniaj swych braci" Jezus niedwuznacznie wykazał, że będą mieli trudności i troski. My też je będziemy mieli. Przyszło nam żyć w bardzo niesprzyjających warunkach. Ale Jezus i apostołowie zachęcają, by nie rezygnować, nie tracić ducha. Słowo Boże jest prawdziwe i wierne. Niezawodnie się spełni i możemy na nim polegać. Jeśli chcemy wytrwać, musimy dowodzić, że polegamy na tym słowie.

Połącz tę naturalną skłonność z wiarą, dynamiczną siłą otrzymaną od Boga. a przetrwasz wszystkie spadające na ciebie próby. Zyskasz doświadczenie. Bez wątpienia będziesz miał, o czym opowiadać. Zyskasz coś wartościowego, co pomoże ci wzmacniać braci. Bracia zamykani w więzieniach za prawdę po wyjściu na wolność opowiadają doświadczenia, o których nigdy wcześniej nie słyszałeś. Posłuchaj braci, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, braci, którzy byli bici. To niesamowite! Gdy rozmawiasz z nimi twarzą w twarz, widzisz, że są przepełnieni energią, duchem Jehowy. Jezus powiedział Piotrowi: „Gdy wrócisz, umacniaj swoich braci". Idź do nich! Powiedz im, co przeżyłeś. Powiedz im o cierpieniach, o trudach, które znosiłeś. Jak błagałeś, jak się modliłeś, jak bardzo pragnąłeś znowu być z organizacją Jehowy. Dzięki temu dowiedzą się, co w życiu naprawdę się liczy.

Uczeń Jakub napisał, że wytrwałość ma dopełnić w nas swego dzieła. Zobaczmy, co napisano w Jakuba 1:2-8, 12. Trudno pojąć te stówa. Czasami sobie myślę - „Jehowo, ja tego nie rozumiem". Na przykład na samym początku czytamy: „Uważajcie to za samą radość, bracia moi, gdy was spotykają rozmaite doświadczenia". Nie znam nikogo, kto sytuację poważnego zagrożenia uważa za samą radość. Przeciwnie, ludzie są wtedy zasmuceni. Ale rozmyślanie nad tym, w jaki sposób oddziałują na ciebie rozmaite doświadczenia, gdy się przed nimi nie cofasz, pozwala zrozumieć, dlaczego trzeba przez nie przejść. Dlatego Jakub mówi, by uważać to za samą radość. Wytrwałość ma dopełnić dzieła. „Uważajcie to za samą radość, bracia moi, gdy was spotykają rozmaite doświadczenia, bo przecież . wiecie, że wypróbowana jakość waszej wiary prowadzi do wytrwałości. A wytrwałość niech dopełni swego dzieła". Właśnie z tym mamy problem.

Trwamy przez jakiś czas, a potem rezygnujemy. Wytrwałość ma jednak dopełnić swego dzieła. Pozwólmy jej na to, abyśmy „byli zupełni i pod każdym względem zdrowi, w niczym nie mając braków". Trudności mogą cię uszlachetnić. Sprawią, że twój sposób myślenia i modlitwy zyskają na jakości. Poprawią twoje stosunki z braćmi. Uczynią z ciebie lepszego człowieka. „Jeżeli więc komuś z was brakuje mądrości, niech prosi Boga, bo on daje wszystkim szczodrze i bez wypominania - a będzie mu dana. Ale niech prosi z wiarą, nic nie wątpiąc, bo kić wątpi jest podobny do fali morskiej pędzonej przez wiatr oraz miotanej tu i tam. Doprawdy, niech taki człowiek nie sądzi, iż cokolwiek otrzyma od Jehowy; jest człowiekiem niezdecydowanym, niestałym na wszystkich swych drogach". Gdy zwracamy się do Jehowy. Boga całego wszechświata, stwórcy nieba i ziemi nie wolno nam wątpić Musisz mieć silna wiarę, Musisz wierzyć.

Spójrzmy na werset 12: „Szczęśliwy jest człowiek wytrwale znoszący doświadczanie, bo gdy dostąpi uznania, otrzyma koronę życia, którą [Jehowa] obiecał tym, co go zawsze miłują". Mówimy o tym, dlatego, że tak wielu szybko rezygnuje. Nie wytrzymują trudności, zimy, upału, trudów pracy. Nie podobają im się nadzorcy, służba od domu do domu, teren i mnóstwo innych rzeczy. Szybko się poddają. My jednak potrzebujemy tej wewnętrznej siły, która pomoże nam przyjmować nie tylko to, co się nam podoba. To będzie nas uszlachetniać, jeśli tak uczynimy.

Niektórzy mówią, że musi istnieć jakaś łatwiejsza droga Czyżby? Rezygnowanie wcale nie jest wyjściem. Wytrwałość to sposób polecany przez Boga. Jeśli go słuchamy, nie ma lepszej drogi. Apostoł Paweł nawiązuje do tej samej sprawy w Hebrajczyków 10:32: „Wciąż jednak pamiętajcie o dawniejszych dniach, w których po otrzymaniu oświecenia przetrwaliście wielkie zmagania wśród cierpień, czy to wtedy, gdy byliście niby w teatrze wystawiani na obelgi i uciski, czy też wtedy, gdy stawaliście się współuczestnikami tych, którzy czegoś takiego doświadczali. Zarówno, bowiem wyraziliście współczucie dla uwięzionych, jak i przyjęliście z radością grabież waszego mienia, wiedząc, że sami macie majętność lepszą i trwałą". Warto się nad tym zastanowić. Możemy utracić swój majątek. Ale sercem musimy lgnąć do Boga rozumiejąc, że jest coś o wiele lepszego niż ubranie i jedzenie. Czeka na nas nagroda życia wiecznego To naprawdę jest warte wysiłków, Jezus powiedział: „Jakiż pożytek odniesie człowiek, gdy pozyska cały świat, a postrada swą duszę?" Uchwyć się tego życia. Paweł powiedział do Tymoteusza, aby 'zaskarbił sobie wspaniały fundament na przyszłość, aby móc się mocno uchwycić rzeczywistego życia'. Nie kazał mu budować domu 'na przyszłość', bo nie było na to czasu. W ciągu naszego krótkiego życia najlepsze, co możemy zrobić, to założyć fundament, który pomoże nam przetrwać wszystkie próby i doświadczenia. W liście do Hebrajczyków Paweł napisał: „Potrzeba wam wytrwałości, abyście po wykonaniu woli Bożej dostąpili spełnienia obietnicy. (...) Ale mój prawy będzie żył dzięki wierze".

Czyż to nie piękne słowa? „Nie jesteśmy z tych, którzy się wycofują ku zagładzie, lecz z tych, którzy wierzą ku zachowaniu duszy przy życiu". Mamy wiarę. Mamy to przekonanie, zdecydowanie podążania naprzód w pełni rozumiejąc wolę Boga.

Wytrwałość potrzebna jest nam każdego dnia. Musimy uczyć się, jak pozostawać w pokojowych stosunkach z drugimi. Jak trwać w miłości Musimy nauczyć się rozumieć, w jakim czasie żyjemy. Jak powiedział Jan w Obj. 3, to jest godzina próby, która ma przyjść na całą zamieszkaną ziemię'.

Istnieje jednak jeszcze jeden czynnik, który pomaga nam niezachwianie trwać. Wspomniał o nim apostoł Paweł w 2 Kor. 4:1: „Dlatego tez, mając to usługiwanie stosownie do okazanego nam miłosierdzia, nie dajemy za wygraną". Zatem świadomość faktu, że powierzono nam usługiwanie, pomoże nam niezachwianie trwać. Bóg dał nam ten wielki przywilej i jeśli go cenimy, pomoże nam zachować silną wiarę. Na czym polega ta służba? To głoszenie dobrej nowiny o Chrystusie. O czym mówimy? O tym, że Chrystus został wzbudzony z martwych jako pierwocina, króluje jako król w swoim królestwie. To nowina o życiu wiecznym w raju na ziem:. To nowina o tym, że tylko on jest drogą i prawdą, i życiem, i nikt nie może przyjść do ojca, jak tylko przez niego. Gdy zaczynasz cenić Jezusa Chrystusa i wszystko, co dla nas zrobił, i zaczynasz rozumieć, że powinniśmy dokładnie iść jego śladami, wtedy zgodzisz się z Pawłem, który w Rzymian 15:12 przytacza słowa Izajasza: „Będzie korzeń Jessego oraz ten, który powstaje, by rządzić narodami; na nim narody oprą nadzieję". To bardzo ważne zdanie. Naturalnie mowa tu o Jezusie. Następnie oświadcza: „Oby Bóg, który daje nadzieję, napełnił was wszelką radością i pokojem". Jak? „dzięki waszej wierze, abyście obfitowali w nadzieję mocą ducha świętego". Dzięki waszej wierze! To właśnie nasza słabość. Nie wytrwasz, jeśli nie wierzysz Słowu Bożemu. Ono jest potężne. Ono może sprawić, że wytrwasz aż do zbawienia. Nie możesz jednak wątpić w sercu. To dzięki wierze głoszenie o Królestwie Bożym jest dla nas źródłem siły. Te słowa nie mają większego znaczenia, jeśli nie połączymy ich z wiarą. To dzięki wierze, a nie założeniu rąk, czekaniu i słuchaniu.. Jeśli połączysz to z przekonaniem, będziesz zdziwiony, jaki duch przeniknie twe kości, jakie to wspaniałe uczucie".

Pewien młody brat przyszedł kiedyś do biura i rzekł: „Co się ze mną dzieje? Jestem wychowany w prawdzie. Moja babcia była w prawdzie, moja mama była w prawdzie, mój brat też. Pracuje tu w Betel. Jesteśmy bliźniakami. Prawda sprawia mu niekłamaną radość. Na mnie to wcale nie działa. Co się ze mną dzieje7 Ja nic nie czuję. Co ze mną jest nie tak?" W gruncie rzeczy z tym mężczyzną dzieje się coś bardzo niedobrego.

W ewangelii Jana można przeczytać o Jezusie, gdy był w Kafarnaum. Spędził fam cały dzień i dokonał wielu cudów. Nie wiemy ile, ale w Biblii powiedziano, że sporo. Gdy wieczorem wychodził z miasta spotkali go uczeni w Piśmie i Faryzeusze. Jakie pytanie mu zadali? Czy wyrazili docenianie dla dokonanych cudów? Nic podobnego. Powiedzieli: „Mistrzu, pokaż nam znak, abyśmy uwierzyli". Przez cały dzień Jezus w ich obecności czynił cuda, a oni proszą go teraz o znak, aby mogli uwierzyć. Dlaczego? Czego więc od niego chcieli? Właściwie prosili, by w cudowny sposób fizycznie sprawił, aby zaczęli wierzyć, że Jezus jest Mesjaszem. Ale Jezus nie ograniczał ich wolnego wyboru i odrzekł: 'Żaden znak nie będzie wam dany oprócz znaku Jonasza. Tak jak Jonasz był trzy dni w brzuchu ryby, trzy dni i trzy noce, tak Syn Człowieczy będzie w sercu ziemi trzy dni i trzy noce' Cóż to za odpowiedź? Jezus po prostu powiedział im, że jeśli te cuda i cała jego działalność nie pobudziła ich do okazania wiary, to pewnego dnia zostanę zabity, a wy dowiecie się o tym. Potem dowiecie się, że będę wzbudzony z martwych. Jeśli wieść o tym nie zdoła was przekonać, to nic tego nie dokona. Faryzeusze naprawdę mieli trudności z uwierzeniem, że Jezus jest Chrystusem i Mesjaszem.

Ta służba to skarb. Jest to nie tylko przywilej, który mamy w naczyniach glinianych. W 2 Kor. 4:7 Paweł mówi: „Mamy jednak ten skarb w naczyniach glinianych". Dlaczego? „Aby moc wykraczająca poza to, co normalne, była Boża, a nie z nas samych". Gdy okazuje się, że daliśmy z siebie wszystko, jesteśmy wyczerpani, a wymaga się od nas jeszcze więcej, wtedy zostaje nam udzielona moc wykraczająca poza to, co normalne. Wtedy wiemy, że z pomocą przychodzi Jehowa, że dodaje nam sił i odwagi, która pozwala wytrwać i wykonywać dzieło, które nam zlecił.

Na wszystkie sposoby jesteśmy uciskani, ale nie tak ściśnięci, żebyśmy nie mogli się poruszyć (...) jesteśmy powaleni, ale nie zgładzeni. (...) Zawsze w ciele naszym wszędzie znosimy śmiercionośne traktowanie, które spotykało Jezusa, aby w naszym ciele ujawniło się też życie Jezusa" 2 Kor 4:16: „Dlatego nie dajemy za wygraną". Czy rozumiesz istotę sprawy? Powierzono nam zadanie, mamy ducha Bożego, znamy jego wolę. Nie dawajmy za wygrana! Dlaczego? Bo wpatrzeni jesteśmy w żywego Boga z nadzieją na życie wieczne. Oto, dlaczego! Czy możemy w to wierzyć? Oczywiście! Jednak o wiele ważniejsze jest, czy każdy z nas osobiście jest o tym przekonany.

Brat M.Putzinger, który usługuje w Ciele Kierowniczym, spędził 9 lat w obozach koncentracyjnych w Niemczech. Jest już stary, ale pełen życia i entuzjazmu Wygląda, jakby miał nigdy nie umrzeć. Zapytałem go kiedyś, co sprawiło, że w obozie koncentracyjnym nigdy się nie poddał. Odpowiedział: „Musisz mieć, po co żyć. A mamy, po co żyć. Wysławiamy imię Jehowy. Jehowa zlecił nam zadanie. Jehowa zlecił nam zadanie głoszenia tam w obozie koncentracyjnym. Nie możemy umrzeć. Musimy żyć". Musiał wypełnić powierzone mu zadanie, misję. Nie wolno mu było umrzeć. Miał, po co żyć. Cel w życiu! Jakże to ważne!

Oto prawdziwa historia ojca i jego dwóch synów. Nie wie nic o Jehowie, nie zna jego imienia, nie wie nic o królestwie. Każdego dnia razem ze swymi synami widzi śmierć 120 ludzi w tym więzieniu. Wkrótce ogarnia go rozpacz i traci chęć do życia. Pewnego dnia ojciec bierze za ręce swych dwóch synów, podchodzi do ogrodzenia pod wysokim napięciem, razem chwytają za druty i wszyscy trzej umierają od porażenia elektrycznego. Dlaczego? Bo stracili chęć do życia. Nie mieli żadnej nadziei. Nie znają żywego Boga Jehowy. Nie znają jego zamierzeń. Nie wierzą.

Zbliża się bardzo, bardzo poważny okres w historii. Jeśli wierzymy w to, co mówi Biblia, to wiemy, że wkrótce Babilon Wielki i cała reszta złego świata będzie zniszczony. Co o tym myślicie? To będzie doprawdy przerażające. Ale my mamy silną wiarę i będziemy rozumieli zamierzenie Jehowy, dlaczego na ziemi dochodzi do takiego zniszczenia, co trzeba robić, by przetrwać.

Czy zwróciliście uwagę na doświadczenie zamieszczone w Strażnicy nr 1 z 1982 roku? Pewna kobieta gorliwie uczęszczała do kościoła. Modliła się do obrazów, ale nie ufała księżom. Ich postępowanie nie było wzorowe, a będąc związana z kościołem nie otrzymywała odpowiedzi na swoje modlitwy. Opuściła, więc kościół. Trudno było wtedy zdobyć żywność. Pewnego dnia wybrała się na ulicę w poszukiwaniu pożywienia. Zobaczyła szyld „Piekarnia". Zapukała do drzwi. Otwarła jej kobieta i powiedziała, że piekarnia została zamknięta. Właściciele po prostu zapomnieli zdjąć szyld. Domowniczka dostrzegła jednak, że kobieta jest głodna, więc zaprosiła ją do środka i dała jej coś do jedzenia. W domu na stole leżała Biblia. Kobieta zapytała: „Czy to jest Biblia? Ja tak bardzo chciałabym służyć Bogu". Domowniczka była Świadkiem Jehowy. Rozpoczęła, więc studium biblijne z tą kobietą. Po pewnym czasie ona oraz trójka jej dzieci poznali prawdę. Ale był pewien problem. Jej mąż nie kochał Boga. Co więcej, zamierzał ją za to zabić. Rzucał w nią tasakiem, groził siekierą. Dzięki Bogu udało się jej uciec. Mąż postawił ultimatum: "Albo dom, albo nowa religia". Kobieta opuszcza, więc wygodne, umeblowane mieszkanie z trójką dzieci. Podejmuje pracę i służbę pionierską. Dzieci dorastają. 22 lata później dowiaduje się, gdzie mieszka mąż. Posyła do niego dzieci. Mąż przestaje pić. Dzieci dają mu świadectwo, a on poznaje prawdę. W kwietniu 1971 roku zostaje ochrzczony. Siostra ta jest szczęśliwą babcią 4 wnuków, 2 wnuczek i jest przy niej maż. Doprawdy zadziwiające.

Jaki stąd wniosek? Ta kobieta nigdy się nie poddała. Ufała Jehowie, żywemu Bogu. Miała wiarę i siły potrzebne do trwania, a Bóg jej nie opuścił.

W naszym zborze był kiedyś pewien starszy, nadzorca przewodniczący, wspaniały człowiek. Nigdy wcześniej nie widziałem człowieka, który w taki sposób potrafił zająć się naraz kilkoma nieczynnymi, zorganizować ich i zachęcić do podjęcia dalszej służby. Dzięki niemu zbór naprawdę się rozrastał. Bardzo lubię tego brata kiedyś rozmawialiśmy przed Salą Królestwa i brat ten mówi mi: „Dostałem awans. pracuję teraz w administracji. Dyrekcja chce, bym pojechał do Chicago na wystawę. Czy powinienem tam jechać?" Odrzekłem: „Zostań w domu, a będziesz mieć mniej problemów". Ale on w końcu pojechał. Gdy już jest na miejscu, wchodzi do pokoju hotelowego, a tam czeka na niego jakaś kobieta. To nie była jego żona. Piękna kobieta. Ale miał na tyle sił, by wyjść. Myśl o tym zaprzątnęła jego umysł. Gdy następnym razem ta kobieta czekała na niego w hotelu, został i współżył z nią. Został wykluczony ze zboru. Najważniejsze dla nas jest jednak to, co zrobiła jego żona. Przychodzi do starszych i pyta: „czy powinnam starać się b rozwód? Co mam robić?" Wierzcie mi, że jeśli kiedykolwiek czułem się w życiu bezsilny, to było to właśnie wtedy. Co miałem jej powiedzieć? Ta kobieta mówi: „Kocham go. On jest moim mężem. Nie zrezygnuję z niego. Co mam zrobić?" Długo i gorliwie modliliśmy się w tej sprawie. Sytuacja naprawdę wyglądała beznadziejnie. Mija rok, dwa, trzy lata, potem pięć, sześć, siedem lat. Dzieci dorastają, a ta kobieta wciąż jest wierna temu człowiekowi. I wtedy pewnego dnia dzieje się coś niesamowitego. Do Sali królestwa wchodzi mężczyzna i siada w ostatnim rzędzie. Wszyscy wpadli w osłupienie. Wszystkiego się spodziewaliśmy, ale nie tego. Mężczyzna siada w ostatnim rzędzie i mówi: „Chcę wrócić do prawdy. Czy moglibyście mi pomóc?" Dobry początek. Udzieliliśmy mu pomocy. Kilka lat później został przyłączony. Czy wierzycie, że dzisiaj ten człowiek znowu jest ze swą żoną i dziećmi? Mieszkają na Florydzie, a on jest starszym w zborze.

Niemożliwe? Dla niektórych ludzi na pewno. Ale nie dla kogoś, kto ma wiarę. oto piękny wzór kobiety. Przeświadczenie, przekonanie, ze JEJ mąż do niej wróci. Jehowa bez wątpienia udzielił jej błogosławieństwa.

Lekarze mówią, że ludzie zdolni są przetrwać niewyobrażalne trudności i problemy, jeśli zachowają wolę życia i mają cel w życiu. Nie rezygnują. Byli tacy, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, dlatego, że wcześniej zaczęli czytać książkę i chcieli ją skończyć. Aresztowało ich SS, a oni chcieli przeżyć po to, by móc dokończyć ją czytać. Tak bardzo tego pragnęli. Przetrwali, gdyż chcieli ujrzeć swoje dzieci, żonę lub męża. Przemożne pragnienie nakazywało im iść dalej, gdy wszyscy inni uważali, że to nie ma sensu. Niektórzy stracili ręce, nogi, wzrok, słuch, mowę, a jednak przezwyciężali wszystkie rodzaje trudności, gdyż mieli pragnienie życia. Nigdy nie wybrali śmierci, nigdy nie tracili ducha. Parli naprzód, aż w końcu osiągnęli cel.

Być może czytaliście w czasopiśmie Reader’s Digest historię pewnej małej dziewczynki, która uwielbiała biegać. Miała osiem lat i uwielbiała biegać i skakać. Rodzice byli w niej zakochani. Dla nich było to uosobienie szczęścia. To wspaniałe obserwować baraszkujące dziecko. Pewnego dnia ta dziewczynka obudziła się rano i okazało się, że od pasa w dół jest sparaliżowana. Zaraziła się wirusem polio. Lekarze stwierdzili, że już nigdy nie będzie mogła sama chodzić. Wydawało się, że wszyscy zaakceptowali ten fakt. Ale nie ta dziewczynka. Ona uwielbiała chodzić i biegać. Co się stało? Tak długo włóczyła za sobą swe ciało, aż zmusiła nogi, by znowu zaczęły się poruszać. Nie tylko nauczyła je chodzić, ale nauczyła je biegać. Nie tylko nauczyła je biegać, ale nauczyła je biegać szybko, tak szybko, że zdobyła złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich. Gdy wszyscy twierdzili, że nic sie nie da zrobic, ta dziewczynka się nie poddała. Pokonała przeciwności.

Zostaliśmy jednak urodzeni w grzechu i mamy skłonność spoglądania na ciemną stroną życia i jego nieprzyjemne aspekty. To prawda, że życie ma swoje problemy. To prawdo, ze króluje śmierć, ale zdziwilibyście się wiedząc ile ludzi rodzi się każdego dnia. To prawda, że ludzie głodują, ale spójrzcie na te zastawione stoły, jak dobrze niektórzy ludzie jedzą. To prawda, że wielu choruje, ale tak wielu jest też zdrowych. Naprawdę nie musimy świadomie przytłaczać się smutnymi aspektami życia. Lepiej tego nie robić. To wyjdzie nam na zdrowie. Gdy opadasz z sił, tracisz chęć do życia, w rzeczy samej zapierasz się Boga, który jest w niebie, bo on jest źródłem życia, źródłem dynamicznej energii. Stworzył człowieka, by ten cieszył się życiem. Jeśli dasz za wygraną, położysz się i będziesz czekał, nie naśladujesz tym Boga.

Niektórzy jednak tak właśnie robią. Jakiś czas temu pewien człowiek umarł z głodu. Gdy potem sprawdzono zawartość jego piwnicy, okazało się, że miał ogromny zapas ziemniaków i innych produktów. Ten mężczyzna nie schodził do piwnicy i nie przygotowywał sobie posiłków tylko, dlatego, że nie lubił ziemniaków. Wolał umrzeć, niż jeść ziemniaki.

Pewien brat miał kiedyś lekki atak serca. Nie wiem, czy w ogóle jest coś takiego, jak lekki atak serca. Tak czy owak brat ten miał nadzieję niebiańska i gdy serce odmówiło posłuszeństwa, chyba w głębi duszy się cieszył, bo może myślał, ze rozpoczyna nowy bieg. Lekarze zrobili, co było w ich mocy i powiedzieli, ze będzie żył. A on na to: „Ale ja nie chcę żyć" Ten brat nie chciał już żyć i rzeczywiście umarł. Lekarze powiedzieli potem, że jedynym powodem zgonu mogła być utrata chęci do życia.

Czyż to nie zastanawiające? Ale ukazuje, jak wielka kryje się w nas siła i moc.

Eisenhower udzielił kiedyś wywiadu, w którym zapytano go, co by zrobił gdyby USA zostało zniszczone w wyniku ataku nuklearnego, a on byłby jedynym człowiekiem, który zdołał przetrwać. Powiedział, że gdyby po wyjściu ze schronu zobaczył to, co ja k mu się wydaje, mogłoby pozostać, „popełniłbym samobójstwo". Dlaczego? Bo nie miałby żadnego powodu, by dalej żyć. My mamy cel. Dobry cel. Cel, który nadaje kierunek naszemu życiu. Musimy głęboko zakorzenić go w swych sercach i umysłach, abyśmy nie tracili ducha i uchwycili się życia.

Ludzie decydują się na samobójstwo. Żyją w rozpaczy. Wszystko wydaje się zwracać przeciw nim. Trudności ekonomiczne, zdrowotne, starość, samotność. Ludzie szukają drogi wyjścia. Uciskane dusze nie wiedzą, gdzie zwrócić się o pomoc. Co więc mam robić? Rezygnować? W żadnym wypadku!

Żyjemy dzisiaj w bardzo trudnych czasach. W Biblii podano przykład działania Boga. Jak działa Bóg? Jakże często bracia nie potrafią rozpoznać działania ducha świętego w ich życiu. Oto podpowiedz. Chcąc dowiedzieć się, jak działa Bóg, musimy badać przykłady z Biblii. W 18 rozdziale Łukasza podano pewną przypowieść. Jezus mówił o wdowie, która znalazła się w rozpaczliwej sytuacji. Chciała sprawiedliwości. Musiała zapłacić rachunki. Spoczywały na niej liczne obowiązki, którym musiała podołać. Znalazła się w trudnej sytuacji, a sędzia był nieprawy. Nie zamierzał jej ulżyć. Był srogi. Miał opinię surowego. Ale ona się tym nie przelękła. Ona również była nieustępliwa. Potrzebowała pomocy. Gdy kobieta potrzebuje pomocy, a właściwie, gdy kobieta potrzebuje czegokolwiek, trudno przewidzieć, do czego może się posunąć. Ten sędzia nie był chyba przygotowany na taką reakcję. Ta kobieta wciąż przychodziła do niego, naprzykrzała się mu mówiąc: „Sędzio, ja potrzebuję, chcę, musisz mi oddać sprawiedliwość". Sędzia wciąż mówił: ,,Nie, nie, odejdź stąd". Ale ona wciąż wracała, aż w końcu sędzia dał za wygrana: „Masz, co chciałaś. Teraz odejdź". Opowiadając tę wspaniałą przypowieść Jezus zwracał uwagę na fakt, że jeśli człowieczy sędzia, który popełnia wiele błędów, pomógł tej kobiecie w trudnej sytuacji, to czy ojciec w niebie nie wysłucha tych, którzy nieustannie się do niego zwracają? Jezusowi chodziło o to, że jeśli napotykasz poważne trudności, jeśli jesteś w rozpaczliwym położeniu, przychodź do ojca tak długo, aż otrzymasz pomoc. Nie rezygnuj. Nie poddawaj się. Bóg istnieje i wysłuchuje modlitw. On ci odpowie.

Co powiedział nieprawy sędzia? Czyż, więc Bóg nie wybawi tych, którzy dzień i NOC wzdychają do niego? On cierpliwie ich słucha. Wkrótce udzieli im wsparcia. Ale gdy przybędzie syn człowieczy, czy zastanie wiarę na ziemi? Wiara - wytrwałe wracanie się do Boga w trudnościach. W przypowieści tej wiara łączy się z wytrwałością, modlitwą, nie poddawaniem się, nie traceniem ducha.

Niektóre przekłady zwracają uwagę na fakt, że Jezus podał tę przypowieść, aby wykazać, że ludzie powinni zawsze się modlić nigdy nie wątpiąc. Nie wolno nam racic ducha, nie wolno nam popadać w przygnębienie. Ta przypowieść podkreśla, jak ważne jest pozostawanie silnym w wierze, trwanie w modlitwie i pełne zaufanie. Nie można się poddać, osłabnąć w wierze i oziębnąć.

Ciekawe, co powiedziano w konkordancji na temat słowa „niewzruszony". Jak brzmi tekst roczny?. 1 Kr. 15:58: „Stańcie się niezłomni, niewzruszeni i miejcie zawsze mnóstwo pracy w dziele Pańskim". Niezłomność i niewzruszoność to część tego procesu. Te cechy muszą stać się nieodłącznym elementem naszego sposobu myślenia. Co w Biblii powiedziano o niewzruszoności? Musimy pozostawać silni w wierze. Musimy stanowczo sprzeciwiać się machinacjom diabła. Musimy utwierdzać się w postanowieniu Boga. Musimy trwać niezachwianie wprawdzie. Musimy niezachwianie trwać w niezasłużonej życzliwości Pana. Nie będziemy niezachwianie ufać, gdy damy za wygraną, jak wykazuje to przypowieść Jezusa. Ta historia uczy niewzruszonego trwania, zaufania do żywego Boga. W Przysłów 3:5, 6, 7 znajdują się jedne z najpiękniejszych słów w Biblii: „Zaufaj Jehowie całym sercem i nie opieraj się na własnym zrozumieniu". Właśnie na tym polega często nasza słabość. „Zważaj na niego na wszystkich swych drogach, a on wyprostuje twe ścieżki. Nie stawaj się mądry we własnych oczach. Bój się Jehowy i odwracaj się od złego". Musisz mieć zaufanie. W Biblii jest mnóstwo informacji i przypowieści, które mogą pomóc nam tak czynić.

Na przykład Mojżesz nad Morzem Czerwonym. Nadciąga armia Faraona, a lud wrzeszczy na Mojżesza: „Wracajmy do Egiptu. Dlaczego nas tu przywiodłeś, byśmy tu pomarli?" Lud wpada w panikę. Ale nie Mojżesz. On trwa niezachwianie. Starsi muszą być zdecydowani niezachwianie trwać, gdy napotykają sprzeciw. Nie mogą uciekać. Mają dać przykład odwagi i zaufania do Jehowy. Muszą niezachwianie trwać. Jeśli więc sprawy biorą zły obrót w zborze starsi muszą być niewzruszeni. Gdy dostrzegą to inni, owce, przyznają: „Właściwie, dlaczego się tak podniecamy? To na nich spoczywa odpowiedzialność". Okazujcie stanowczość, a bracia zostaną zachęceni. Potem powiedzcie Jehowie, na czym polega problem. Bracia wielokrotnie wypróbowali tę metodę.

Ileż to razy bracia próbowali znaleźć działkę pod budowę Sali Królestwa lub Sali Zgromadzeń, lecz przez długi czas niczego nie znajdowali. Wracali w te same miejsca i się modlili. Błagali. Później podejmowali wszystkie możliwe wysiłki, ale ciągle nic nie wychodziło, i co wtedy? Nie wolno im rezygnować. Nieoczekiwanie pojawia się możliwość zakupu działki. Najlepsza jakość. Takie sytuacje wciąż się powtarzają.

Kiedyś bracia zakupili działkę na oddaleniu pod lasem. Prowadziła tam mało uczęszczana droga. Wybudowali Salę Królestwa. Jakiś czas potem wywiesili ogłoszenie „Na sprzedaż". Sala była za mała. Ale nikt tamtędy nie przechodził Ogłoszenie długo wisiało na budynku i w końcu bracia stracili nadzieję. Po jakimś czasie zdjęli tablicę z ogłoszeniem. Zastanawiali się, co zrobić z tym budynkiem. Pewnej niedzieli grono starszych zebrało się, by poruszyć tę sprawę w modlitwie. Gdy się modlili, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzeli po sobie pytająco. Kto to może być? Przypomina mi to sytuację, gdy Piotr zapukał do drzwi po uwolnieniu z więzienia i otwarła mu młoda dziewczyna. Zamiast go wpuścić do środka, zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Nie dowierzała, że to Piotr. Była przekonana, że Piotr jest w więzieniu. Gdy jeden ze starszych podszedł do drzwi, był tam człowiek, który zapytał: „Czy już sprzedaliście ten budynek?" „Nie, jeszcze nie", odparł brat. „A kto jest właścicielem?" zapytał mężczyzna. Bratu język stanął w gardle i nie mógł odpowiedzieć. Oto stoi klient, przed chwilą modli się o niego, prosząc Jehowę o kierownictwo. Gdy się pojawia, to nie wiedzą, co z nim zrobić. W końcu zaprosili go do środka i sala została sprzedana. Nie wolno się poddawać. Nie wolno tracić ducha.

Winnym miejscu bracia chcieli kupić działkę i zwrócili się z odpowiednią prośbą do rady miejskiej. Ale w pobliżu działki byt dom znanego piłkarza, który miał duży wpływ na członków rady. Ten gwiazdor sportowy nie chciał dopuścić, by świadkowie Jehowy wybudowali Salę Królestwa w pobliżu jego domu. „Nie pozwolę, by Świadkowie otrzymali tę działkę. Dopóki ja tu mieszkam, nic z tego nie będzie" Bracia byli niepocieszeni. W najmniej oczekiwanym momencie coś jednak się wydarzyło. Na posiedzeniu rady miejskiej zabrał głos radca prawny miasta: „Szanowni Państwo. Zanim podejmiecie decyzję pozwólcie, ze przypomnę wam, iż mamy do czynienia ze Świadkami Jehowy. Jeśli im odmówicie, oni będą się odwoływać od tej decyzji. A oni zawsze wygrywają". Wiecie, co się stało? Bracia kupili tę działkę. Gdy już wszyscy myśleli, że nic z tego nie będzie. Wielki gwiazdor sportowy przestał się liczyć. Bóg może sprawić, że chwałę przyniesie mu gniew niegodziwych. Nie mamy pojęcia, co pobudziło tego człowieka do wypowiedzenia takich słów, ale ważne jest, że tak się stało.

W 1927 roku Towarzystwo szukało działki pod budowę drukami. Była do kupienia pewna posesja. Ale przetarg wygrała pewna duża firma. Czuliśmy się zawiedzeni. Drukarnię urządziliśmy, więc w innym budynku, który teraz ma adres 117 Adams Street. Wybudowaliśmy tam ośmiopiętrowy budynek. Gdy firma, która zakupiła działkę, przystąpiła do prac, okazało się, że brakuje fundamentów. Musieli. wykonać 1100 betonowych pali sięgających 28 metrów w głąb gruntu. Gdybyśmy to my zakupili działkę, z pewnością byśmy zbankrutowali. Ale to oni ją kupili, oni wykonali fundamenty, oni zbudowali wspaniały budynek, a 50 lat później my to wszystko od nich odkupiliśmy. Wspaniały budynek.

Współpracujemy z Bogiem, który jednego wynosi innego poniża. Gdybyś zdawał sobie sprawę, jak blisko ciebie jest Jehowa, chodzilibyśmy jak mocarze po ziemi, mając przy tym pokorę. Nasz Bóg jest żywy, wspaniały. Wybiera klejnoty z narodów. Co robić, gdy znajdziemy się w rozpaczliwej sytuacji? Nawet najlepsi czasami popadają w tarapaty. Do takich właśnie ludzi skierowana jest owa przypowieść o wdowie i sędzim. Kobieta domagała się sprawiedliwości.

Zastanówmy się, jak możemy wykorzystać tę przypowieść w naszym życiu Zastanówmy się nad sposobem postępowania tej kobiety. Najpierw pomyślała. Gdy my popadamy w kłopoty, często przestajemy myśleć. Wtedy właśnie powinniśmy wykorzystać tę zdolność, ale co się dzieje? Przestajemy myśleć. Ta kobieta na wszystkie sposoby przemyślała swoją sytuację. Czasami, gdy mamy kłopoty rozmawiamy o nich ze wszystkimi oprócz tego, który powinien o nich usłyszeć. Spójrzmy na tę kobietę. Pomyślała sobie: „Pójdę do tego sędziego. On odda mi sprawiedliwość. Wiem o tym i nie przestanę tam chodzić, aż mnie wysłucha".

To dla nas pewna lekcja. Po co narzekać? Jeśli mamy kłopoty ze zdrowiem, udajemy się do lekarza. Jeśli mamy kłopoty prawne, szukamy porady adwokata. Jeśli mamy kłopoty rodzinne, rozmawiamy z ojcem lub starszym. Po co więc rozpowiadać o problemach wokoło i rozmawiać o nich z ludźmi, którzy nie potrafią ci pomóc? Ta wdowa o tym wiedziała. Udała się do kogoś, kto miał władzę jej pomóc. Chciała uzyskać sprawiedliwość, a tylko ten sędzia mógł jej pomóc.

Zwróćmy uwagę na przykład Nabala i Dawida. Nabal okropnie zachował się wobec żołnierzy Dawida. Dawid zbiera, więc 400 mężczyzn i jest gotowy najechać dom Nabala. Ale tam jest Abigail. Cóż za mądra kobieta! Przewiduje, co może się wydarzyć. Pragnie żyć. Myśli, jak by tu najlepiej dotrzeć do serca Dawida. Jak znaleźć drogę do serca mężczyzny? Droga często prowadzi przez żołądek. Przygotowuje, więc wyprawną ucztę. Jest inteligentna. Zwraca się do niego: „Niech mnie samą mój panie, obciąży to przewinienie". Uprasza za swego męża chcąc ratować swe życie i udaje się jej to Odpowiednio wcześnie pomyślała. Dawid wysłuchuje ją i błogosławi Jehowę. Po śmierci Nabala Dawid pojmuje ją za żonę. Nie znaczy to, co prawda, że w takiej sytuacji zawsze uda się poznać męża lub żonę, ale można ocalić swe życie, jeśli tylko będziemy postępować mądrze i korzystając z umiejętności myślenia.

Czy pamiętacie przypowieść o młodym zarządcy? Był niesprawiedliwy i nieuczciwie obchodził się z majętnością swego pana. Ale Jezus go pochwalił. Dlaczego? Nie, dlatego, że był nieuczciwy, ale dlatego, że korzystał z umiejętności myślenia. Ten człowiek pomyślał sobie: „Nie lubię pracować, nie chcę się trudzić. Nie mam żadnego wykształcenia ani pracy. Co robić? Najlepiej będzie, jeśli poprzestawiam, co nieco w tych cyfrach i zyskam trochę przyjaciół". Jezus powiedział, że właśnie tak powinniśmy czynić. Wykorzystać umiejętność myślenia i zjednać sobie przyjaciół.

Nie ma, co się jednak oszukiwać. Wżyciu liczy się o wiele więcej niż tylko umiejętność myślenia. We wspomnianej przypowieści kobieta zdaje się na coś, co wykracza poza jakiekolwiek myślenie. Co to takiego? Jezus powiedział, że powinniśmy też się modlić i nigdy nie tracić nadziei. Módl się! Jezus przyznał, że niektóre sytuacje nas przerastają. Potrzebujemy pomocy, bo mamy niedoskonałe ciała, a zmagamy się z nadludzkimi siłami oraz złymi i przebiegłymi ludźmi. Co wtedy robić? Musimy się modlić. Jezus nie chciał przez to powiedzieć, że nie ma się, co martwić, gdy popadamy w trudności. Nie mówił, że wystarczy się modlić i wszystko samo się ułoży. Nic podobnego. Jezus bardzo dobrze wiedział, że Bóg nie będzie zajmował się każdą naszą potrzebą, a my tylko mamy się modlić. Nie. Po co stwarzałby mózg, gdyby miał za nas myśleć? Po co stwarzałby nam nogi i ręce, gdyby miał wykonać za nas całą pracę? Człowiek to nie robot. Jest samodzielny i odpowiedzialny za SWOJE czyny przed Bogiem. Niektórzy uparcie nie chcą zaakceptować tego faktu. Nie chcą być samodzielni ani odpowiedzialni. Na tym właśnie polega ich problem. My mamy jednak wolną wolę i jesteśmy odpowiedzialni przed tym, który nas stworzył.

Przyjrzyjmy się jednak bliżej tej przypowieści. Co mówi Jezus? Czego nas uczy? Chce, byśmy nie tylko się modlili, ale chce, by nasze modlitwy były przenikliwe. Nie mają być stereotypowe, automatyczne. Większość modlitw, które słyszymy tak naprawdę nie zawiera wiele treści. Słyszeliśmy je już wcześniej. Nic, więc dziwnego, że niektórzy bracia zasypiają w czasie takich modlitw. Są nieżyciowe, nie nawiązują do prawdziwych problemów życiowych. Nazywam je słodziutkimi modlitwami. Są tak piękne i wspaniałe. Dziękujemy ci Jehowo, itd. Brzmią tak, jakbyśmy już teraz żyli w nowym systemie rzeczy. Osoby, które mówią takie modlitwy chyba nie żyją w tym samym świecie, co ja. Na tym świecie dzieje się coś -niedobrego, i chcę, by Jehowa to wiedział. Jeśli chodzi o te piękniutkie modlitwy, myślę, że nie ma w nich nic złego, ale chyba niewielki też jest z nich pożytek. Nie takie jest życie. Większość modlitw nie dowodzi zrozumienia aktualnego stanu życia. Mają niewiele wspólnego z naszymi problemami i prawdziwym Bogiem.

Spójrzmy jeszcze z innego punktu widzenia na tę przypowieść, by zrozumieć powagę jeszcze innej lekcji. Wdowa wciąż wracała. Raz po raz przychodziła do sędziego „Ulżyj mi w związku z moimi przeciwnikami Oddaj mi sprawiedliwość i daj ochronę. Proszę chroń mnie przez człowiekiem, który chce mnie zrujnować". Sędzia w końcu mówi: „chociaż nie boję się Boga ani nie respektuję człowieka, to choćby dlatego, że ta wdowa wciąż mi się naprzykrza", bo mnie drażni, bo mnie niepokoi, sprawia mi kłopot, dopilnuję, żeby jej oddano sprawiedliwość, by nie przychodziła i mnie nie dobijała". Dlaczego? Bo nieustannie wracała do sędziego. Bo nie chciał już znosić jej niekończących się wizyt. Pan mówi: „Czy zauważyliście, co powiedział ten nieprawy sędzia?". Gdy więc syn człowieczy przybędzie, czy znajdzie na ziemi takich ludzi, którzy w niego wierzą? Będzie szukał wiary, wytrwałej wiary. Nie tylko zewnętrznej, przemijającej namiastki. Wiara wielu ludzi jest niewystarczająca i koniecznie trzeba ją wzmocnić. Właśnie, dlatego łatwo i szybko rezygnują. Różne przekłady Biblii mówią, że ta kobieta naprzykrzała się sędziemu, drażniła go, sprawiała mu kłopot i właśnie, dlatego ten podjął działania.

Zadaj sobie pytanie, kiedy ostatnim razem sprawiłeś sobą kłopot Bogu? Kiedy ostatnio naprzykrzałeś się Bogu w modlitwie? Kiedy ostatnim razem rozdrażniłeś go? Czy ostatnio sprawiłeś mu kłopot? Czy w takim świecie, w jakim przyszło nam dzisiaj żyć, nie powinniśmy głośno krzyczeć do Boga i się mu naprzykrzać? Jeśli tego nie robimy, to coś jest nie w porządku. Czy jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z tego, co przychodzi nam doświadczać? Ja na pewno nie jestem z tego zadowolony.

Zajrzyjmy do Jana 4:46-54. Czytamy tam o pewnym słudze królewskim. Jego syn był bliski śmierci. W wersecie 49 czytamy, jak błaga: „Panie, przyjdź, zanim moje dziecię umrze". Jezus spogląda na tego człowieka i oświadcza: „Jeżeli nie ujrzycie znaków i cudów, to na pewno nie uwierzycie". Innymi słowy spojrzał na człowieka, po którym nie było widać, że wierzy, iż Jezus jest Mesjaszem. Fakt, że jego niedowiarstwo może stać się przyczyną śmierci jego syna, tak bardzo pobudziło serce tego mężczyzny, że naprawdę je otworzył i uwierzył. Gdy tylko to się stało. Jezus wypowiada otrzeźwiające słowa: „Idź, twój syn żyje".

Niektórzy z nas naprawdę potrzebują takich przeżyć. Bierzemy życie takim, jakim jest. Uczestniczymy w zajęciach teokratycznych, modlimy się i podtrzymujemy więź z Bogiem, aż tu nagle dzieje się coś naprawdę poważnego, a wtedy wszystko zostaje poddane prawdziwej próbie. Wtedy rozumiemy, na czym polegają łzy, krzyk i wyłania się zarys duszy człowieka. Teraz mu wierzę.

Dlaczego mamy naprzykrzać się Bogu? Jesteśmy uczciwymi ludźmi. Chcemy zasyłać mu tylko miłe modlitwy w sposób godny, a potem zająć się swymi sprawami. Jeśli w ten sposób traktujemy modlitwy, prawdopodobnie nigdy nie zadzierzgniemy rzeczywistej więzi z Jehową Bogiem. Jehowa istnieje naprawdę. Nasze problemy też istnieją naprawdę. Życie toczy się naprawdę. Nasze modlitwy muszą o tym wszystkim mówić. Nigdy niczego nie dowiemy się o Bogu, jeśli trzymamy się od niego na dystans, jeśli ślemy do niego słodziutkie, uprzejme modlitwy, posługując się wyszukanym słownictwem. Gdy mamy trudności, jeśli przemawia do nas ta przypowieść, rozumiemy, że musimy nawiązać z Bogiem nić porozumienia. On wie jak jesteśmy stworzeni. Wie, ja k jesteśmy uczynieni. Dlaczego więc się wahać? Jeśli chowasz w sercu urazę, jeśli jesteś zły, jeśli nie podobają ci się poczynania w zborze, w pracy, w domu, sam musisz powiedzieć o tym Bogu. W sposób bezpośredni. Modlitwa, która jest tylko uprzejmym rozmyślaniem, nigdy nie jest bliska rzeczywistości.

Posłuchajcie, jak modlili się mężczyźni i kobiety w czasach biblijnych. Dzięki takim modlitwom zostali wysłuchani. Abraham roześmiał się w rozmowie z Bogiem. Czy pozwalamy sobie na śmiech rozmawiając z Jehową? Chyba nie często. Ale gdy masz bliską więź z Bogiem, jesteś sobą. Gdy Bóg powiedział Abrahamowi. że będzie miał syna w wieku 100 lat, ten stary człowiek z wrażenia aż podskoczył. Oto człowiek, który jest sobą.

Mojżesz nauczył nas czegoś o modlitwie w księdze Liczb 11:4-15. Przypomnijcie sobie ogromny lud, który wyszedł z Egiptu. Izraelici zaczęli narzekać Wołali: „Wspominamy ryby, które za darmo jadaliśmy w Egipcie" Zapomnieli, że byli niewolnikami. „Ogórki i arbuzy i pory, i cebule, i czosnek! A teraz nasza dusza wyschła. Nasze oczy nie widzą nic oprócz manny". Pokarm aniołów! Mojżesz słuchał tak Izraelitów i poszedł porozmawiać z Jehową. Posłuchajcie jego modlitwy: „Czemu wyrządziłeś zło swemu słudze?" Chyba obawiałbym się powiedzieć coś takiego Jehowie. „Czemu nie znalazłem łaski w twoich oczach, żeś włożył na mnie ciężar całego tego ludu? Czyż ja począłem cały ten lud? Czyż to ja ich urodziłem?" Co ty sobie o mnie myślisz? Czy ja ich urodziłem „żebyś miał mi powiedzieć: 'Nieś ich na swej piersi, jak piastun niesie oseska'. Skąd mam wziąć mięso, by dać całemu temu ludowi? Płaczą, bowiem przede mną, mówiąc: 'Daj nam mięsa, a najemy się'. Nie jestem w stanie sam nieść całego tego ludu, gdyż jest dla mnie za ciężki. Jeżeli więc tak postępujesz ze mną to proszę, zabij mnie". To jest modlitwa. Mojżesz rozmawia z Bogiem. „Jeśli znalazłem łaskę w twoich oczach (...) niech nie patrzę na swoją niedolę". Przewodzenie 4 milionom Żydów na pewno nie było łatwym zadaniem. Istotnie można zapragnąć umrzeć. Na pustyni tym trudniej prowadzić normalne życie. Bóg wystawiał ich na próbę. A to jest modlitwa Mojżesza. Rozmowa z Bogiem. „Co ty sobie o mnie myślisz Jehowo? Spójrz na mnie! Czego ode mnie się spodziewasz? Oczywiście Mojżesz nie mówił tak w obecności innych osób, ale podpowiada nam, jak się modlić, gdy mamy problemy Niektórzy bracia mówią, że to nie przystoi. Ale modlitwa musi odzwierciedlać rzeczywisty stan rzeczy. Teka modlitwa została zapisana w Biblii, abyśmy mogli się z niej czegoś nauczyć. Jeremiasz powiedział: „Przechytrzyłeś mnie Jehowo" Tak przechytrzyłeś mnie Spłatałeś mi figla. Potem mówi: „Pozwól mi umrzeć" Czasami właśnie tak czują się starsi. Przychodzą do zboru i mówią: Panie, dlaczego ja? Lepiej stąd wyjadę.

Eliasz, Job i wszyscy inni prorocy - wszyscy oni mieli swoje problemy. Mówili o rzeczywistych problemach w swoim modlitwach. Pozwólcie, że coś wam zasugeruję. Praktyczna rada, z której możecie skorzystać, gdy znajdziecie się w rozpaczliwym położeniu. Od czasu do czasu znajdź miejsce, gdzie będziesz sam i poświęć trochę czasu na rozmowę z Jehową. To wcale nie jest takie łatwe. Ale zrób tak. Nie śpiesz się. Nie wyznaczaj sobie 30-40 sekund na rozmowę z Jehową. Spędź na modlitwie tyle czasu, ile tylko chcesz. Wtedy naprawdę zbliż się do Jehowy. Wybierz miejsce, w którym nikt cię nie usłyszy, bo kto wie, co będziesz mówił. Rozmawiaj z Jehową tak, jakby stał tuż obok. Jest tam swoim duchem. Powiedz mu, co cię dręczy, wszystko, o czym chcesz. Tam, gdy będziesz sam, naprzykrzaj się Jehowie, sprawiaj mu kłopot. Uderz, w ścianę, jeśli musisz. Uderz w słup, w podłogę. Jeśli masz na to ochotę. W tych przepełnionych wzburzeniem sekundach odkryjesz u siebie coś, czego nigdy wcześniej nie znałeś. Odkryjesz też coś szczególnego i nowego dotyczącego twej więzi z Bogiem. Przekonasz się, że Bóg jest tak wielki i potężny, że może zająć się twymi trudnościami zdjąć je z ciebie, lub pomóc ci je rozwiązać.

Nie dziwi nas fakt, że Jezus powiedział, by wejść do swego pokoju, zamknąć za sobą drzwi i się modlić. Być może powiedział to, gdyż niektórych modlitw nie powinien usłyszeć nikt inny prócz Boga. Gdyby usłyszała je żona, mąż lub dzieci, pewnie nie raz mogliby się zatrwożyć. W samotności możesz jednak zrzucić z siebie ten ciężar. Bądź szczery z Bogiem. On będzie wtedy szczery z tobą.

Korzystaj z umiejętności myślenia, módl się, naprzykrzaj się Bogu w modlitwie W naszych modlitwach mówmy o rzeczywistych sprawach.

Wróćmy jeszcze do tej przypowieści. Ta kobieta nie poprzestała na modlitwie. My też nie powinniśmy tak czynić. Ta kobieta obmyśliła plan działania - modlić się, aż sędzia udzieli jej pomocy. Tak musimy działać. Nasze zadanie to nie tracić nadziei w obietnice Jehowy. Nie możemy tracić ducha, opuszczać rąk, zachwiać się na nogach. Nie jesteśmy z tych, którzy się cofają, lecz z tych, którzy mają wiarę ku wybawieniu duszy. W ostatnich najstraszniejszych godzinach życia Jezus był obrzucany obelgami, prześladowany, opluwany, znieważany, opuścili go przyjaciele, apostołowie się go zaparli, został sam. Ale on nigdy się nie poddał. „Ojcze, dlaczego mnie opuściłeś", zawołał. Ale nigdy nie zrezygnował. My też nie możemy. Do samego końca ufał Jehowie. Jezus mógł zawołać: „Ojcze nie wybaczaj tym ludziom, bo nie są tego warci". Zamiast tego powiedział: „Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Jezus mówi nam, że gdy wszystko wygląda ponuro, nie można się poddawać. On jest naszą drogą i życiem i prawdą. On jest światłem świata. Jeśli będziesz go naśladować, nigdy się nie poddasz. Zdobędziesz największą z wszystkich nagród - życie wieczne.

Korzystaj z umiejętności myślenia! Zanoś przenikliwe modlitwy! Opracuj metodę działania! Niech przykład wdowy i nieprawego sędziego pomoże ci nigdy nie rezygnować.

"Człowiek broni błędów, które kocha." Seneka Starszy

Panter

#13 edd

edd

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2081 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:localhost

Napisano 2007-10-31, godz. 09:29

umiem zeskanowac ale nie wiem co potem
nie wiem jak zalanczyc albo co??

Zeskanowac -> uzyc jakiegos OCR (np. Finereader) -> zapisac do pliku tekstowego -> sendspace.pl


jesli nie masz OCR'a lub nie wiesz jak uzyc zeskanuj jako obrazy -> spakuj .zip albo .rar -> sendspace.pl
Fryderyk Nietzsche
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"

#14 hubert684

hubert684

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1993 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2007-11-01, godz. 09:35

a ja nawet nie wiem co tovznaczy spakuj
[font=Tahoma]

#15 vilgefortz

vilgefortz

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 219 Postów

Napisano 2007-11-01, godz. 10:05

Za wykład dziękuję :)
------------> TUTAJ SPÓJRZ i załóż konto na chomiku. Większość rzeczy możesz pobrać za darmo, bo 50 mb wystarcza w zupełności :)

A oto, dla Ciebie, chomiki zajmujące się WTS-em: trochę prywaty, czyli mój chomik ;)
SCORP1ON, obywatel.gg, arturszylopl, fakirek, wts, WTLibrary, Watchtower-files, PAROUSIA, daryelko, Grzema

#16 panter

panter

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 111 Postów
  • Gadu-Gadu:6115856
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Polska

Napisano 2007-11-02, godz. 09:50

A tu jeszcze kilka innych wykładów:

JAKIM JESTEŚ CZŁOWIEKIEM? PRZEMÓWIENIE NADZORCY STREFY Z AUSTRALII, BRATA H.V. MOURITZA (Warszawa, 6.11.99)

Kamień potknięcia, czy kamień na którym budujesz swą chrześcijańską osobowość? Wykład wygłoszony przez brata Loyda Barry w Australii /tłumaczenie bezpośrednie/
Ponieważ są drobne różnice opcjonalnie zamieszczam wersję 2

BĄDŹMY UFNI, GDYŻ JEHOWA NAM POMAGA - ten o aniołach
"Człowiek broni błędów, które kocha." Seneka Starszy

Panter

#17 Fly

Fly

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 712 Postów

Napisano 2007-11-02, godz. 10:23

Potwierdza się, że wujki z NY ciekawiej potrafią przemawiać niż redagować artykuły. Czasem to aż przyjemnie posłuchać.

#18 Adelfos

Adelfos

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2574 Postów
  • Gadu-Gadu:8433368
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Nietutejszy

Napisano 2007-11-02, godz. 18:22

Potwierdza się, że wujki z NY ciekawiej potrafią przemawiać niż redagować artykuły.

A skąd niby wiadomo, że te same osoby tego dokonują?

Użytkownik Adelfos edytował ten post 2007-11-02, godz. 21:22

Dołączona grafika

#19 Terebint

Terebint

    Taoista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4710 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2007-11-02, godz. 18:46

Potwierdza się, że wujki z NY ciekawiej potrafią przemawiać niż redagować artykuły. Czasem to aż przyjemnie posłuchać.

Być może chodzi o "wpływ grupy na jednostkę"?

"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc


#20 Davido

Davido

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 9 Postów

Napisano 2008-09-23, godz. 07:54

W strażnicy z listopada 2001 znalazłem życiorys Russella K. brata Johna opisanego na początku wykładu Daniela Sydlika.

Życiorys

Bogate życie w służbie dla Jehowy

OPOWIADA RUSSELL KURZEN

Przyszedłem na świat 22 września 1907 roku, siedem lat przed rozpoczęciem się niezwykłej ery, zainicjowanej przez I wojnę światową. Moja rodzina była bogata pod szczególnie ważnym względem. Myślę, że zgodzicie się ze mną, gdy poznacie jej dzieje.

MOJA babcia ze strony taty już jako mała dziewczynka poszukiwała prawdy o Bogu. Nie była jeszcze podlotkiem, gdy odwiedziła kilka różnych kościołów w swym malowniczym miasteczku Spiez w Szwajcarii. W roku 1887, parę lat po ślubie, wraz z rodziną męża i innymi emigrantami przyjechała do USA.

Kurzenowie osiedlili się w Ohio i właśnie tam około roku 1900 babcia natknęła się na skarb, którego od dawna szukała — znalazła go na kartach książki Charlesa Taze’a Russella Nadszedł czas, przetłumaczonej na język niemiecki. Szybko się zorientowała, iż to, co czyta, zawiera prawdę biblijną. Zaprenumerowała Strażnicę po angielsku, mimo że prawie nie umiała czytać w tym języku. Uczyła się więc jednocześnie prawd biblijnych i angielskiego. Dziadek nigdy nie przejawiał takiego zainteresowania zagadnieniami duchowymi.

Spośród jedenaściorga dzieci mojej babci ten duchowy skarb doceniło dwóch synów, John i Adolph. John, mój ojciec, został ochrzczony w roku 1904 w Saint Louis (stan Missouri) na zgromadzeniu Badaczy Pisma Świętego, jak wtedy nazywano Świadków Jehowy. Ponieważ większość z nich była raczej niezamożna, wydarzenie to zaplanowano w czasie, gdy w Saint Louis odbywała się Wystawa Światowa, aby skorzystać ze specjalnych zniżek na przejazdy koleją. W roku 1907 na zgromadzeniu w Niagara Falls w stanie Nowy Jork chrzest przyjął wuj Adolph. Razem z moim ojcem gorliwie głosili to, czego się dowiedzieli z Biblii, i później obaj zostali kaznodziejami pełnoczasowymi (obecnie nazywa się ich pionierami).

Dlatego też gdy w roku 1907 przyszedłem na świat, moja rodzina była już bogata pod względem duchowym (Przysłów 10:22). Kiedy miałem roczek, moi rodzice — Ida i John — zabrali mnie na zgromadzenie pod hasłem „Naprzód ku zwycięstwu!” w Put-in-Bay w stanie Ohio. Przewodniczącym zgromadzenia był kaznodzieja podróżujący Joseph F. Rutherford. Kilka tygodni wcześniej podczas pobytu w Dalton w stanie Ohio odwiedził nasz dom i wygłosił wykłady dla miejscowej grupy Badaczy Pisma Świętego.

Oczywiście nie pamiętam tamtych wydarzeń, ale przypominam sobie zgromadzenie z roku 1911 w Mountain Lake Park (stan Maryland). Z moją młodszą siostrą Esther widzieliśmy wtedy Charlesa Taze’a Russella, który nadzorował ogólnoświatową działalność Badaczy Pisma Świętego.

W dniu 28 czerwca 1914 roku, gdy dokonany w Sarajewie zamach na arcyksięcia Ferdynanda i jego żonę pogrążył świat w odmętach wojny, wraz z rodziną byłem na tchnącym spokojem zgromadzeniu w Columbus w stanie Ohio. Od dzieciństwa miałem zaszczyt być na wielu takich spotkaniach ludu Jehowy. Na niektórych zbierało się zaledwie około 100 osób. Inne były ogromne i odbywały się na największych stadionach świata.

Nasz dom — ważnym miejscem

Od roku 1908 do 1918 w naszym domu w Dalton — położonym mniej więcej w połowie drogi z Pittsburgha (stan Pennsylwania) do Cleveland (stan Ohio) — spotykał się mały zbór Badaczy Pisma Świętego. Gościliśmy wielu mówców podróżujących. Za naszą stajnią zostawiali konie i bryczki i ze wszystkimi zebranymi dzielili się ekscytującymi przeżyciami oraz innymi skarbami duchowymi. Jakże nas tym budowali!

Ojciec był nauczycielem w szkole, ale za najważniejszą działalność edukacyjną uważał chrześcijańską służbę kaznodziejską. Starał się pouczać nas o Jehowie i modlił się z nami co wieczór. Wiosną 1919 roku sprzedał konia oraz bryczkę i za 175 dolarów kupił forda z 1914 roku, aby docierać z dobrą nowiną do większej liczby osób. W latach 1919 i 1922 pojechaliśmy tym samochodem na pamiętne zgromadzenia Badaczy Pisma Świętego w Cedar Point w stanie Ohio.

Cała rodzina — mama, tato, Esther, mój młodszy brat John i ja — brała udział w publicznym głoszeniu. Dobrze pamiętam pierwsze zadane mi pytanie biblijne. Miałem wtedy około siedmiu lat. „Chłopczyku, co to jest Armagedon?” — zapytał domownik. Przy niewielkiej pomocy ojca zdołałem udzielić mu biblijnej odpowiedzi.

Służba pełnoczasowa

W roku 1931 nasza rodzina była na zgromadzeniu w Columbus, gdzie z radością przyjęliśmy nową nazwę, Świadkowie Jehowy. John był tak zachwycony, że przekonywał mnie, iż powinniśmy rozpocząć służbę pionierską. Uczyniliśmy to, a z nami w szeregi pionierów wstąpili również mama, tato i Esther. Jakiż skarb mieliśmy — rodzinę zjednoczoną w radosnym dziele głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym! Nigdy nie przestaję dziękować Jehowie za ten cenny dar. Choć już wtedy byliśmy bardzo szczęśliwi, czekało nas jeszcze więcej radości.

W lutym 1934 roku zacząłem usługiwać w głównym ośrodku działalności Świadków Jehowy (nazywanym Betel) w nowojorskim Brooklynie. Kilka tygodni później dołączył do mnie John. Mieszkał ze mną w jednym pokoju, aż w roku 1953 poślubił swą ukochaną Jessie.

Po naszym wyjeździe do Betel rodzice pracowali jako pionierzy na różnych terenach, przyjmując przydzielone zadania. Towarzyszyli im Esther oraz jej mąż, Georg Read. Rodzice byli pionierami aż do roku 1963, kiedy to ukończyli ziemski bieg. Esther ma wspaniałą rodzinę, a ja — ukochanych siostrzeńców i siostrzenice oraz ich małżonków i dzieci.

Praca i towarzystwo w Betel

John wykorzystywał w Betel swoje zamiłowanie do techniki, na przykład współpracując z innymi betelczykami przy wytwarzaniu przenośnych gramofonów. Tysiące Świadków Jehowy używało ich później w służbie od domu do domu. Pomagał również w zaprojektowaniu i zbudowaniu maszyny pakującej i adresującej czasopisma, które wysyłano do indywidualnych prenumeratorów.

Służbę w Betel zacząłem od introligatorni. W drukarni pracowali też wtedy inni młodzi bracia, którzy po dziś dzień wiernie usługują w Betel. Należą do nich Carey Barber i Robert Hatzfeld. Inni, których ciepło wspominam, a którzy już umarli to: Nathan Knorr, Karl Klein, Lyman Swingle, Klaus Jensen, Grant Suiter, George Gangas, Orin Hibbard, John Sioras, Robert Payne, Charles Fekel, Benno Burczyk i John Perry. Przez lata sumiennie wykonywali przydzielone im zadania, nigdy nie narzekali i nie oczekiwali „awansu”. Mimo to niejednemu z tych namaszczonych duchem chrześcijan w miarę rozwoju organizacji powierzano poważniejsze obowiązki. Niektórzy nawet usługiwali w Ciele Kierowniczym Świadków Jehowy.

Współpraca z tymi ofiarnymi braćmi nauczyła mnie czegoś ważnego. Pracownicy świeckiej firmy dostają wypłatę za wykonaną pracę. To ich nagroda. Służba w Betel przynosi obfite błogosławieństwa duchowe i tylko ludzie o usposobieniu duchowym doceniają takie wynagrodzenie (1 Koryntian 2:6-16).

Nathan Knorr, który w roku 1923 przyszedł jako młodzieniec do Betel, w latach trzydziestych był nadzorcą drukarni. Codziennie przez nią przechodził i pozdrawiał każdego pracownika. Nowi betelczycy doceniali takie przejawy osobistego zainteresowania. W roku 1936 dostaliśmy z Niemiec nową maszynę drukarską; grupa młodych braci z trudem próbowała ją zmontować, więc brat Knorr się przebrał i pomagał im ponad miesiąc, aż ją uruchomili.

Brat Knorr był tak pracowity, że mało kto potrafił dotrzymać mu kroku. Ale umiał również odpoczywać. Nawet po tym, gdy w styczniu 1942 roku zaczął nadzorować ogólnoświatową działalność Świadków Jehowy, czasami grywał w baseball z betelczykami lub ze studentami Szkoły Gilead w South Lansing w stanie Nowy Jork.

W kwietniu 1950 roku rodzina Betel przeprowadziła się do nowo zbudowanego, dziesięciokondygnacyjnego budynku przy Columbia Heights 124 w Brooklynie. Tamtejsza jadalnia mieściła wszystkich członków rodziny. Podczas trzech lat budowy nie mieliśmy porannego wielbienia. Jakże się cieszyliśmy, gdy je wznowiono! Brat Knorr wyznaczył mi miejsce koło siebie przy stole przewodniczącego, abym przypominał mu imiona nowszych członków naszej rodziny. Przez 50 lat siedziałem tam w trakcie porannego wielbienia i śniadania. Dnia 4 sierpnia 2000 roku jadalnia ta została zamknięta, a mnie przydzielono miejsce w jednej z odnowionych jadalni w byłym hotelu Towers.

W latach pięćdziesiątych przez jakiś czas pracowałem w drukarni na linotypie, zestawiając wiersze, które następnie składano w strony przy sporządzaniu form drukowych. Nie było to moje wymarzone zajęcie, ale William Peterson, który nadzorował pracę na tych maszynach, był dla mnie tak miły, że jakoś je polubiłem. W roku 1960 potrzebni byli ochotnicy, by pomalować nowo zbudowany blok przy Columbia Heights 107. Bardzo chętnie zgłosiłem się do pomocy w przygotowaniu tego nowego obiektu dla naszej rosnącej rodziny Betel.

Wkrótce po zakończeniu malowania budynku przy Columbia Heights 107 zostałem mile zaskoczony zmianą przydziału pracy — miałem odtąd witać gości. Ostatnie 40 lat służby w charakterze recepcjonisty było dla mnie najwspanialszym okresem w Betel. Czy przyjeżdżali goście, czy nowi betelczycy, z zachwytem myślałem o owocach naszych wspólnych wysiłków na rzecz rozwoju spraw Królestwa.

Wnikliwi czytelnicy Biblii

Nasza rodzina Betel jest zdrowa pod względem duchowym, ponieważ jej członkowie kochają Biblię. Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Betel, spytałem Emmę Hamilton, korektorkę, ile razy przeczytała Biblię. „Trzydzieści pięć razy,” odpowiedziała, „a potem przestałam liczyć”. Anton Koerber, dzielny chrześcijanin usługujący w Betel mniej więcej tak długo jak Emma, miał zwyczaj powtarzać: „Biblię zawsze miej pod ręką”.

Po śmierci brata Russella w roku 1916, jego obowiązki w organizacji przejął Joseph F. Rutherford. Był on świetnym mówcą i jako prawnik bronił Świadków Jehowy w sprawach rozpatrywanych w Sądzie Najwyższym USA. Gdy zmarł w roku 1942, jego miejsce zajął brat Knorr, który bardzo ciężko pracował nad doskonaleniem umiejętności wygłaszania wykładów. Ponieważ mieszkałem blisko jego pokoju, często słyszałem, jak wielokrotnie ćwiczy swe przemówienia. Z czasem dzięki pilnym wysiłkom stał się znakomitym mówcą.

W lutym 1942 roku brat Knorr przyczynił się do wprowadzenia kursu, który miał pomóc wszystkim braciom w Betel ulepszyć umiejętność nauczania i przemawiania. Szkolenie to skupiało się na studium Biblii i przemawianiu publicznym. Na początku każdy z nas miał przygotować krótkie przemówienie o jakiejś postaci biblijnej. Moje było o Mojżeszu. W roku 1943 podobną szkołę wprowadzono w zborach Świadków Jehowy i jej zajęcia prowadzone są do dzisiaj. W Betel nadal kładzie się nacisk na zdobywanie wiedzy biblijnej i opanowanie skutecznych metod nauczania.

W lutym 1943 roku rozpoczęła naukę pierwsza klasa szkoły dla misjonarzy — Gilead. A niedawno naukę zakończyła już 111 klasa! W ciągu przeszło 58 lat szkołę tę ukończyło ponad 7000 absolwentów, usługujących później w różnych krajach w charakterze misjonarzy. Co ciekawe, kiedy rozpoczęło się to szkolenie, na całym świecie było niewiele ponad 100 000 Świadków Jehowy. Teraz dobrą nowinę o Królestwie Bożym głosi więcej niż 6 000 000 osób!

Wdzięczny za dziedzictwo duchowe

Krótko przed powstaniem Szkoły Gilead mnie i dwóm innym betelczykom powierzono zadanie odwiedzania zborów w USA. Przebywaliśmy w każdym z nich od jednego do kilku dni, a nawet tydzień, aby umocnić te zbory duchowo. Nazywano nas sługami dla braci; później określenie to zmieniono na sługę obwodu, a następnie na nadzorcę obwodu. Wkrótce po otwarciu Szkoły Gilead poproszono mnie, abym wrócił i poprowadził niektóre zajęcia. Usługiwałem jako wykładowca w klasach od 2 do 5, a w klasie 14 zastępowałem jednego ze stałych wykładowców. Ponieważ mogłem omawiać ze studentami wiele pamiętnych wydarzeń z nowożytnej historii organizacji Jehowy — a niemało z nich oglądałem na własne oczy — zacząłem bardziej cenić swe bogate dziedzictwo duchowe.

Innym przywilejem była możliwość uczestniczenia w międzynarodowych zgromadzeniach ludu Jehowy. W roku 1963 podróżowałem po świecie z przeszło 500 delegatami na kongres pod hasłem „Wiecznotrwała dobra nowina”. Inne historyczne zgromadzenia, w których brałem udział, odbyły się w Warszawie (1989), Berlinie (1990) i Moskwie (1993). Na każdym z nich spotykałem kochanych współwyznawców, którzy wytrwali mimo dziesiątków lat prześladowań ze strony nazistów, komunistów lub jednych i drugich. Jakże budujące były takie spotkania!

Prowadziłem naprawdę bogate życie, wypełnione służbą dla Jehowy. Zaznaję niekończących się błogosławieństw. W przeciwieństwie do bogactw materialnych dzielenie się tymi cennymi rzeczami jeszcze bardziej nas wzbogaca. Czasami słyszę, jak niektórzy mówią, że żałują, iż zostali wychowani jako Świadkowie Jehowy. Uważają, że bardziej docenialiby prawdy biblijne, gdyby najpierw poznali życie poza organizacją Bożą.

Zawsze niepokoją mnie takie słowa z ust młodych, ponieważ tak naprawdę mówią wtedy, że najlepiej byłoby nie poznawać od dzieciństwa dróg Jehowy. Ale pomyślcie o tych wszystkich złych zwyczajach i spaczonym sposobie myślenia, których ludzie muszą się oduczyć, gdy się zetkną z prawdą biblijną. Stale byłem wdzięczny za to, że moi rodzice wychowali naszą trójkę na drodze prawości. John pozostał wiernym sługą Jehowy aż do śmierci w lipcu 1980 roku, a Esther nadal jest lojalnym Świadkiem Jehowy.

Ze wzruszeniem wspominam wiele przyjaźni z wiernymi, chrześcijańskimi braćmi i siostrami. Spędziłem w Betel już ponad 67 wspaniałych lat. Mimo że nigdy się nie ożeniłem, mam wiele duchowych dzieci i wnuków. I cieszę się na myśl o spotkaniu jeszcze tylu kochanych, nowych członków naszej ogólnoświatowej rodziny duchowej, z których każdy jest niezwykle cenny. Jakże prawdziwe są słowa: „Błogosławieństwo Jehowy — oto, co wzbogaca”! (Przysłów 10:22).

[Przypis]

Zostałem ochrzczony 8 marca 1932 roku, a więc jakiś czas po podjęciu decyzji o rozpoczęciu służby pionierskiej.


"... jeśli bowiem to postanowienie albo ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem." Dzieje Ap. 5:38,39 BT





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych