Jak przestaliście byc...
#1
Napisano 2006-04-25, godz. 16:48
zniszczone ziarenko piasku
którego nikt już nie pokocha
którego nikt już nie skrzywdzi
los?
zabrał mu uśmiech
otarł wszelką łzę
szukam go
w ciemnościach
na skraju czasu
tam gdzie wieczność
ma swą przepaść...
#2
Napisano 2006-04-25, godz. 17:16
#3
Napisano 2006-04-25, godz. 19:25
Przyjąłem wcześnie chrzest, nie mając pojęcia, co robię; wówczas miałem zaledwie 14 lat. Nic to, ważne, że rodzina była wniebowzięta, i o to przecież chodziło, żeby jej nie zawieść . Tu kończą się opowieści SJ o tym, że u nich przyjmuje się chrzest z własnej nieprzymuszonej woli, że chrzest jest dowodem dojrzałości itp. Moi równieśnicy robili to samo, a dziś większość z nich jest wesołymi "światusami".
W wieku dojrzewania zaczęły uwierać mnie sztucznie stwarzane zakazy i nakazy, przepisy i rozporządzenia, że spodnie w kant, że marynarka, a nie sweter, że z kolegami do knajpki nie wolno... Później coraz wyraźniej dostrzegałem, że osoby, które chciały kształtować moje życie (starsi), same wymagały opieki dobrego psychologa. Byli to ludzie bez ogłady, kultury i taktu.
Wreszcie, gdy byłem prawie dorosły, zacząłem jeszcze dokładnie przyglądać się naukom Brooklynu, z którymi miałem przecież do czynienia "od zawsze". Zacząłem analizować wszystkie "nowe światła"; od staszych wiekiem braci dowiedziałem się wiele o zawiedzionych nadziejach, o złamanych karierach (zakaz kształcenia), o straconych latach w więzieniach (wojsko), wreszcie o ofiarach śmiertelnych opacznego rozumienia Biblii (transfuzja). Wiedziałem już wtedy, że jestem przeciwny takiej wresji "prawdy". I z biegiem czasu pojąłem, że prawdy nie da się zamknąć w "jedynie słusznych" ramkach.
Dużo czytałem, interesowałem się symboliką chrześcijańską. Na studiach pogłębiłem jeszcze te zainteresowania. Zrozumiałem, że w większości przypadków SJ popełniają zbrodnię ignorancji, ślepo kierując się wykładnią niewolnika. Pojąłem, że ta organizacja w dużej mierze ma struktury totalitarne, że zabija wolność myślenia i sumienia. Po I roku studiów spaliłem już prawie wszyskie mosty.
Prawie... Bo nie jest łatwo mentalnie uwolnić się od piętna bycia świadkiem, skoro było się nim praktycznie od urodzenia. Od maleńkości otaczali mnie "wujkowie" i "ciocie", moi znajomi też byli w większości świadkami, podobnie jak lwia część rodziny. Dlatego odchodziłem od ogranizacji stopniowo, również dlatego, by nikogo nie urazić. Również dlatego, żeby nie przeżyć wstrząsu. To trwało latami. Dziś jestem wolnym człowiekiem i Bogu niech będą za to dzięki.
Pozdrawiam
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#4
Napisano 2006-04-25, godz. 19:35
ps. kto to śpiewał ?
"Religia jest obrazą godności ludzkiej
Bez niej mamy dobrych ludzi czyniących dobre rzeczy
i złych ludzi czyniących złe rzeczy
Żeby jednak dobrzy ludzie czynili złe rzeczy,
potrzeba religii" Richard Dawkins
#5
Napisano 2006-04-25, godz. 19:40
Beata Kozidraka u mnie to było tak "...pojawiasz się i znikasz i ... Józek nie daruje ci tej ... " ;-)
ps. kto to śpiewał ?
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#6
Napisano 2006-04-25, godz. 20:06
"Religia jest obrazą godności ludzkiej
Bez niej mamy dobrych ludzi czyniących dobre rzeczy
i złych ludzi czyniących złe rzeczy
Żeby jednak dobrzy ludzie czynili złe rzeczy,
potrzeba religii" Richard Dawkins
#7
Napisano 2006-04-25, godz. 22:06
Relacje poprawne, ale bez wylewności. Jeśli trzeba, pomagamy sobie. Istnieje między nami niepisana umowa, że nie wkraczamy na śliskie tematy. Niekiedy nawet jest w tym trochę przesady. Np. ktoś z rodzinki mówi do mnie przez telefon: "wiesz, w niedzielę o 16 jeszcze nas nie będzie, bo nie zdążymy wrócić, no wiesz, skąd" — jakby słowo "zebranie" było całkiem tabu. . Ale poza pewnymi skrajnościami uważam, że to zdrowy układ. Nie zamierzamy nawzajem się nawracać ani wchodzić sobie w drogę.a słuchaj, a jak wyglądają teraz Twoje relacje z rodziną będącą SJ (oczywiście jeżeli chcesz o tym napisac, gdyz jest to sfera osobista) ?
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#8
Napisano 2006-04-26, godz. 07:56
Ze mną to było tak:
(naniosłem pewne popraweczki w życiorysie, bo jakoś tak infantylnie momentami było... )
Rok 1974 - urodziłem się
Rok 1993 - "dojrzałem", co zostało potwierdzone państwowym egzaminem i certyfikatem z orzełkiem (matura ); nieco wcześniej pierwsze zetknięcie ze Świadkami Jehowy - wstęp był mniej więcej taki: "witaj, szukamy takich młodych ludzi jak ty, którzy chcieliby żyć w pięknym, nowym świecie obiecanym przez Boga"; najpierw rozmowy o ewolucji i błekitna książeczka (uwierzyłem w stwarzanie i w Boga)później studium, klasyczne, według książki "Żyć wiecznie", "szybkie postępy duchowe"
kwiecień roku 1994 - ochrzczono mnie jako Świadka Jehowy; dziś poważnie się zastanawiam, czy tamten akt oddania się... (no właśnie, komu?) czy się liczy... czy był faktycznie moją własną, dojrzałą, świadomą decyzją... czy naprawdę jestem dziś ochrzczonym chrzescijaninem? jeszcze sobie na to nie odpowiedziałem ostatecznie, chociaż skłaniam się ku przekonaniu, że "to nie było to" i że trzeba będzie "coś z tym zrobić"
lata 1994-1996 - okres "pierwszej miłości", gorliwego głoszenia, poznałem w zborze moją żonę, pobraliśmy się (1995)
lata 1997-2001 - w tym czasie raz szybciej, raz wolniej "schodziło ze mnie powietrze"; sprawozdania słabe-średnie; był to tez okres kilkakrotnej zmiany pracy, w międzyczasie jakaś szkoła wieczorowa, w 1999 urodziła nam się córeczka; generalnie pochłonęło mnie mnóstwo różnych spraw, zajęć, między nimi nadal ważne miejsce zajmowały sprawy"teokratyczne"
2002-2004 - "duchowa śmierć", czyli prawie zerowe zaangażowanie w działalność "świadkową"; może nie od samego poczatku 2002 było tak cienko ze mną, bo to oczywiście był proces; różne wątpliwości miewałem wcześniej, to tu, to tam coś mnie ugryzło; doszły wtedy do głosu moje słabości, zaczęły się różne wpadki, rozwinęło się zwątpienie w Boga, w Jego miłość, podważałem nawet wartość ofiary Chrystusa; dziś myślę, że był to rodzaj reakcji obronnej, sposób na usprawiedliwienie samego siebie - mówiłem "ja się nie prosiłem na taki parszywy świat, do życia w niedoskonałości, grzechu i śmierci"; w rzeczywistości żarło mnie sumienie i nie mogłem go uciszyć, nie mogłem chodzic na zebrania, głosić o Bogu w stanie, w jakim się znajdowałem; szczęśliwie ten okres przeżyłem we względnym zdrowiu psychicznym, chociaż moja żona bardzo wtedy przy mnie ucierpiała, w pewnym momencie nasze małżeństwo prawie się rozleciało
rok 2005 - postanowiłem wziąć się za siebie; przeprowadzilismy się do innej dzielnicy W-wy; nowe miejsce, nowy zbór, nowi ludzie - postanowiłem spróbować zacząć "od nowa", z "czystą kartą"; jeszcze w "starym" zborze złożyłem sprawozdanie (po prawie dwóch latach bycia "nieczynnym"); w nowym zborze z miesiąca na miesiąć "rosłem", sprawozdania coraz lepsze, aktywność w służbie, na zebraniach, marynarka, krawat i teczka wróciły do łask, wziąłem "teren osobisty", kilkaset "dusz" do ratowania, znów założyłem zeszyt z notatkami
rok 2006 - chyba byłem o krok od zamianowania; nadzorca, który znał mnie z poprzedniego zboru i pamiętał mój poprzedni stan nie mógł się nadziwić mojej metamorfozie; byłem na fali wznoszącej
rok 2006, poczatek marca - jakimś sposobem, linkami w necie, może przez google trafiłem tu, na forum watchtower.org.pl. Trochę poczytałem i stwierdziłem, że piszą tu "wątpiący Świadkowie", którym trzeba pomóc; zaangażowałem się w jedną czy dwie dyskusje doktrynalne (pisałem jako "jak myślicie, kto?" - taki dziwaczny nick...); od słowa do słowa zacząłem bronić Organizacji... Nie zostałem tu jednak zmieszany z błotem, potraktowano mnie łagodnie i delikatnie, mimo, że ja łagodny i delikatny raczej nie byłem. Ktoś mi powiedział o roku 607 p.n.e., ktoś inny o "Kryzysie sumienia". Zacząłem badać, sprawdzać, czytać. I tak się zaczęła moja droga do wolności.
Więcej o samym moim "odchodzeniu" napisałem w wątku, do którego link jest w mojej sygnaturce.
Pozdrowienia
Marcin
#9
Napisano 2006-04-26, godz. 08:14
Chcesz , masz [/COLOR]
--
Informacja Forum Watchtower: konto wyłączone.
#10
Napisano 2006-04-26, godz. 09:18
Kloo, proszę, zmień literki na takie małe
Jest mi bardzo miło, że tak napisałeś, ale jakoś dziwnie tak...
Wiem, że wiesz o co mi chodzi.
Dzięki jeszcze raz. A co do pomagania we wzroście w Chrystusie - myślę, że wszyscy tu jesteśmy właśnie po to. A jeśli jest inaczej, to najwyższy czas to zmienić
Gorąco pozdrawiam.
#11
Napisano 2006-04-26, godz. 15:36
Ale był to moment kiedy jednocześnie zdałem na studia i tak sobie przypadkiem tarfiłem do uczelnianej biblioteki.
Wiecie miliny ksiazek. Dla mnie raj na ziemi. No i pozyczyłem pare ksiazek.
jedną znich była "Zanim zostaniesz świadkiem Jehowy" Do dzisiaj uwazam ze książka jest naciagana troszke, ale było tam coś co mnie zaszokowało. Nagle okazało sie rok 1975 był oficjalnie zapowiadany przez organizacje. szok był dlatego tak duży że wczesniej na studium usłyszałem ze to sobie wymyslili niektórzy świadkowie ale oficjalnie nic takiego nie było.
Zresztą ten kto to mówił sam tak myślał.
Chyba uratowało mnie to że wczesniej założyłem sobie z grubsza jak powinna wyglądać tzw prawda. I do pewnego momentu wszystko w organizacji było dla mnie OK, ale takich ewnementów jak 1975 nie zakładałem.
Ale to spowodowało tylko rezygnację z chrztu, choc jeszcze jakis czas chodziłem na studium. Uznałem ze to nie jest moja wiara i to wszystko. Jednak negatywne nastawienie wyrobiłem sobie dopiro po przeczytaniu ksiązki Stevena Hassana...
zniszczone ziarenko piasku
którego nikt już nie pokocha
którego nikt już nie skrzywdzi
los?
zabrał mu uśmiech
otarł wszelką łzę
szukam go
w ciemnościach
na skraju czasu
tam gdzie wieczność
ma swą przepaść...
#12
Napisano 2006-04-26, godz. 20:50
Moje zetknięcie się ze śJ było w latach siedemdziesiątych. A było to tak. Moją żonę odwiedzały dwie panie, gdy się pytałem kto zacz, padała odpowiedź „a tak przychodzą do mnie porozmawiać”. Owe panie zawsze wychodziły w momencie jak ja pojawiałem się w domu. Aż pewnego razu po ich wyjściu zobaczyłem na stole strażnicę. Reakcją żony było co o tym sądzisz”.
Przeczytałem ową strażnicę i powiedziałem „na podstawie jednego egzemplarza nic nie mogę stwierdzić, poczytałbym więcej”. Okazało się że jest tych strażnic w domu więcej, trochę mnie to zdziwiło. Po przeczytaniu broszur miałem jakieś wątpliwości coś nie pasowało mi w tych strażnicach. Rozmawiałem z żoną o tej świadkowskiej literaturze, powiedziałem wtenczas że wszystko jest piękne tylko jakby ktoś mną manipulował i najchętniej porównał bym to z Biblią (Biblii to wtenczas na oczy nie widziałem). Żona załatwiła mi egzemplarz od pań sJ.
Zadałem żonie pytanie, dlaczego nie powiedziała mi kto do niej przychodzi. W odpowiedzi usłyszałem że bała się że zabroniłbym im przychodzić.
Nie przeczytałem całej Biblii, tylko porównałem wybrane wersety ze strażnic z tekstem biblijnym. Przeczytałem też kilka wybranych rozdziałów tak żeby mieć jakieś rozeznanie (Biblię całą przeczytałem dopiero po kilku latach).
Po jakimś czasie będąc sam w domu zapukały do drzwi owe panie. Zaprosiłem je do mieszkania, porozmawialiśmy sobie jakieś dwie godziny i poszły.
Następne odwiedziny wyglądały tak. Puk puk mamy literaturę dla żony i dowidzenia.
Andrzej.
To tak w skrócie, i trochę chaotycznie (z polskiego miałem ledwie trzy na szynach)
#13
Napisano 2006-04-26, godz. 21:26
#14
Napisano 2006-05-06, godz. 15:39
http://www.brooklyn....p?article_id=23
http://www.brooklyn....d=23&rowstart=1
--
Informacja Forum Watchtower: konto wyłączone.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych