>> zapytam Cię o definicję prawdy i podam własną. A raczej zacytuję klasyka "zgodność myśli z rzeczywistością". Jeśli rzeczywistość istnieje, to istnieje jeden sposób prawidłowego jej opisania. Przykładowo, napiszę że yoggi jest osobą rodzaju męskiego. I będzie to prawda.
Ok., rozumiem o co chodzi. Wydaje mi się jednak że ważniejsze miano miałaby prawda która buduje. Poznajesz kogoś kto ma krzywe nogi i pierwsza Twoja reakcja to najszczersza prawda: „O, widzę że masz krzywe nogi”.
> Przykładowo, napiszę że yoggi jest osobą rodzaju męskiego. I będzie to prawda.
Wydaje mi się jednak że nie musimy tak myśleć i w ogóle tego wypowiadać.
„Rozumiesz co mam na myśli? Nie ma odpowiedzi, jest tylko wybór” [Solaris]
To że pamiętałbyś o wszystkich krzywdach wyrządzonych Tobie przez znajomych też było by prawdą. Ciężej jest jednak zachować się w taki sposób by nie skrzywdzić innych, żeby się nie popisać, żeby nie zrobić komuś przykrości… ale widzisz jak wydaje się to daremne bo ktoś znowu w Ciebie wyceluje a Ty będziesz nadal trzymał tylko po to by pokazać przykład że Ty taki nie jesteś… ale, o… popatrzmy, ta osoba w ogóle tego nie zauważyła, wręcz przeciwnie jeszcze pomyślała o Tobie że jesteś słaby albo nie masz co powiedzieć i wnioski płyną daremnie. I tak całe życie, póki nie wstaniesz i nie wydrzesz się też na innych żeby zaznać ulgi. A gdybyś jednak tego nie zrobił i cały świat nie myślałby tak jak Ty, uwierzyłbyś że to „normalne” i „dobre”?
Myślę też że dużym problemem przy braku wiary w dobro jest pewna iluzja że ktoś jest dobry. Prawdziwe dobro z ludzi płynie niewypowiedzianie, ukryte jak drobne kwiatki w lesie… Czy kwiatek mówi o sobie: Jestem piękny, jestem mądry? … Nic nie mówi o sobie…
> To nie jest tak, jak twierdzą deiści i agnostycy, że pytanie o istnienie Boga jest absolutnie nieweryfikowalne. Bóg wpływa na świat i na życie ludzi. O istnieniu Boga da się przekonać i może nie jest to dowód naukowy, ale jest wystarczający.
Pytanie to jakby zawiera tematykę: Ateista vs. Wierzący. Wyjdźmy poza to!
Nie trzeba odpowiadać na to pytanie, bo fakt pozostanie faktem a nasza niewiedza może nas porządnie zmylić… i chodź całe życie spędzisz na szukaniu i na koniec zepniesz wszystkie teorie na ostatni guzik to nim przymkniesz oczy do snu przyjdzie jeszcze jedno dodatkowe pytanie przy którym albo odpuścisz albo zadowolisz się wcześniejszą wiedzą i wnioskami. Ale wyjdźmy też i poza to! Wyjdźmy poza sferę każdego ustalonego tematu i nie sadzajmy się tak żeby ktoś do nas przykleił etykietkę bo przecież każdy z nas jest inny i potrafi tak pięknie wykorzystać swój umysł. Zatem ja widzę to tak, ważniejsze jest to co możemy zrobić dla innych i jak możemy się zachować tak żeby inny uwierzył w takie cechy istnienia jak bezinteresowność na przykład. Jakie to przyjemne kiedy można dotknąć bezinteresowność na swojej skórze… Wtedy dopiero stawiasz po raz pierwszy krok w zupełnie innym świecie i zaczynasz powoli patrzeć nieco inaczej na wszystko.
> Gdyby Bóg nie wpływał na świat, to pytanie o Jego istnienie byłoby kompletnie nieistotne. I wiem, że tak twierdzą agnostycy, ale to nieprawda.
Prawda? Nieprawda? Wpływa… nie wpływa? Kiedy Bóg wpływa? A jaki Bóg jest? Jakie my mamy o tym pojęcie?
> A może prawda, to nie definicja, nie teoria, nie "coś". Może należy serio potraktować słowa Pana Jezusa
Każdy ma prawo wyboru.
Użytkownik yogiii edytował ten post 2006-12-06, godz. 21:38