Gonzalo,
Rozumiem że nie możesz jeszcze tego przetrawić ,więc nie nalegam.Fajnie fantazjujesz. Będą dwoje jednym ciałem odnosi się do nierozerwalnego związku dwojga ludzi, a nie do pochodzenia ich potomka.
Moje pytanie odnosi się do definicji gatunku (jakiegokolwiek gatunku) i zgodnej z tą definicją klasyfikacji dowolnych osobników w dowolnej grupie gatunkowej.A co, niemożność udowodnienia swojego życzenia próbujesz przykryć rozpaczliwymi pytaniami retorycznymi? Jedną z nie-ludzkich cech, jakie miał Jezus było ‘posiadanie życia w samym sobie’. Ale ta ‘nieśmiertelność’ jakoś nie odebrała mu człowieczeństwa.
Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli dokonujemy definitywnej klasyfikacji (np. stwierdzamy że Jezus był człowiekiem) w obrębie jakiegoś gatunku, musi się ona odbyć z uwzględnieniem wszystkich, precyzyjnie określonych cech właściwych wszystkim przedstawicielom tego właśnie gatunku.
Brak, lub nadmiar cech charakterystycznych powoduje, że dany osobnik nie może być w danej grupie sklasyfikowany, albo dowodzi błędnej klasyfikacji.
Jedną z podstawowych cech gatunku ludzkiego jest jednolitość osobowa każdego jej przedstawiciela, którą moim zdaniem Jezus posiadał i to właśnie jest przyczyną dla której Pismo Święte bez żenady nazywa Jezusa człowiekiem nie uciekając się do pojęć typu: „był we wszystkim jako człowiek”.
Chętnie dowiedziałbym się co zdaniem Gonzalo oznacza określenie jednorodzony.Przyznam, że jedno- i dwurodność to dla mnie szokująca nowość. Nie miałem pojęcia, że człowiek może się rodzić z jednego tylko osobnika i to takiego, który nie należy do naszego gatunku.
Czekam z niecierpliwością.
Mógłbyś zwyczajnie zapytać w co wierzę, zamiast insynuować mi moje własne wierzenia.Poza tym, że pomysł jest śmieszny, to i tak nie rozumiem do czego Ci jest potrzebny. Przecież nie wierzysz w prawdziwe ojcostwo Ojca względem Syna. W żadnej wersji.
Wierzę, że każdy syn pochodzi od swojego ojca.
Ale co może się kryć za wypowiedzianymi przez Ciebie słowami: „prawdziwe ojcostwo Ojca względem Syna”, tego nawet nie ośmieliłbym się sobie wyobrazić.
Nieee, nauczyłem się jej od Ciebie.Taaa. A ta definicja to skąd? Po dekretach z dziedziny teologii i metafizyki przyszedł czas na dekretowanie znaczenia pojęć?
W jednym z poprzednich postów napisałeś:
Zakładam, ze Jezus, jak każdy człowiek, powstał z zygoty. Ta z kolei powstaje z połączenia elementu żeńskiego z męskim. Dawcę elementu żeńskiego nazywam matką, a męskiego - ojcem. I teraz zadaję sobie pytanie: czy Jezus miał tak rozumianych rodziców? Moim zdaniem tak.
Czyżbym wykroczył poza oczywiste wnioski, konkludując że w powstaniu zygoty biorą udział 2 (dwa) elementy fizycznych ciał dwojga fizycznych osób?
Czy element męski nie jest fizyczną częścią ciała mężczyzny?
A czy element żeński nie jest fizyczną częścią ciała kobiety?
Czy jest ich razem więcej lub mniej niż dwa?
I czy te dwa elementy ciała ludzkiego, złączywszy się, nie stają się jedną komórką, stanowiąc początek nowej, nie istniejącej uprzednio osoby ludzkiej?
Ten rodzaj narodzin Biblia nazywa narodzeniem [się] 'z ciała'.
Nietrudno zauważyć, że z tego punktu widzenia Jezus nie jest potomkiem człowieka
tj nie narodził się z elementów ciała dwojga fizycznych osób.
Co masz na myśli pisząc do tego swój komentarz?
Mylisz się, ja wierzę że Jezus był człowiekiem, i jak mówi Pismo 'przyszedł w ciele'.1/ W mojej analizce postawiłem pytanie: czy Jezus miał matkę (przy czym podałem definicję tejże). Stwierdziłem również jasno, że kwestia jest dyskusyjna. A ta aluzja o tych, którzy odrzucają macierzyństwo Marii, dotyczyła Ciebie, bo było dla mnie oczywiste, że to negujesz.
Zatem zrodził się z zygoty, a więc musiał mieć i matkę i ojca, a także nie mógł preegzystować. Ani nie neguję, że Maria była matką Jezusa, ani w to nie wątpię.
Nie zgadzam się z takim poglądem.2/ „słowo stało się ciałem” nie jest odpowiedzią na pytanie, ale jedynie krótkim opisem tego, co się stało. Precyzyjne rozpisanie tego, co się stało, jest właśnie przedmiotem sporu.
„Słowo ciałem się stało” jest wyczerpującą odpowiedzią na pytanie co się stało, choć jak dla mnie tajemnicą pozostaje ciągle jak to się stało.
Jeśli nie czynisz takiego rozróżnienia, to co oznaczają Twoje słowa: „dowiadujemy się, że był we wszystkim jak człowiek” , które padają po długim wywodzie jak to w odróżnieniu od wszystkich innych ludzi zrodzonych z jednej komórki, w zygocie Jezusa natura Ojca rzekomo nie zmieszała się z człowieczeństwem.Nie czynię takiego rozróżnienia.
Hipotezę taką opierasz na niesłusznym założeniu, że gdyby do takiego wymieszania doszło, rezultatem musiałby być jakiś ściśle nieokreślony mutant.
Podobno też jesteś w stanie hipotezę taką poprzeć doświadczeniami biblijnymi.
Czy mógłbyś oświecić mnie w tym zakresie.
Proponuje abyś zaczął od połączenia tchnienia bożego z prochem ziemi, mutanta zwanego Adamem, ale oczywiście wybór należy do ciebie.
Jeśli jest tylko jeden rodzaj człowieka, to co Biblia określa mianem „drugi” w nazwie drugi człowiek?Nie, nie podzielam tej dystynkcji, którą mam za produkt niskiej kultury logicznej mojego dyskutanta. Dla mnie rodzaj człowieka jest tylko jeden i różna geneza jego przedstawicieli nie ma na tę jedyność wpływu.
Dokładnie nie wiem, bo jak wspomniałem wcześniej pozostaje to dla mnie ciągle tajemnicą.Co znaczy wyrażenie: ‘płodzić z czegoś’?
A kiedy takie pytania zadałeś?A generalnie to nie wiem, dlaczego masz taki problem z udzielaniem krótkich odpowiedzi na jasne pytania.
Czy Jezus miał matkę? Nie, nie miał. Czy miał ojca? Nie, nie miał. Kim był? Stworzonym drugim Adamem, którego Bóg postanowił wprowadzić na świat przez łono kobiety.
Czy to jest Twoje wyznanie wiary czy też pytanie do mnie?
wybaczam i...Dwie linijki tekstu zamiast hektolitrów egzaltowanych dyrdymał okraszanych pseudo-intelektualnym żargonem i wycieczkami personalnymi.
pozdrawiam