Cały wywiad sprowadzał się do wniosku, że leczenie bez krwi staje się coraz popularniejsze.
Ponieważ jednak "wprost" jest tygodnikiem opinii, a nie pismem medycznym (ale nie spodziewam się też, by lobby nadarzyńskie sięgało swoimi mackami do redakcji tej gazety

I teraz anegdotka; dzisiaj wyszedłem ze szpitala, w którym musiałem przejść operację. Wiązało się to oczywiście ze znieczuleniem, obecnością anestezjologa i podpisaniem zgody na leczenie, w tym transfuzję. Moja rozmowa z anestezjologiem wyglądała mniej więcej tak:
Stamaim: Ja mam tu podpisać i tu jest między innymi zgoda na transfuzję; trochę o tym czytałem i mam pewne wątpliwości dotyczące transfuzji. Tzn. nie jestem przeciwny, ale chciałbym chwilę o tym porozmawiać
Anestezjolog (z medalionem na szyi - raczej nie świadek więc

S: Nie, jestem niewierzący. (Tu zgrywam głupa): A Świadkowie nie przyjmują transfuzji?
A: Nie przyjmują. Nie przyjmują, bo taki mają światopogląd (dłuższa pauza). I bardzo dobrze, że mają taki światopogląd.
S: A pan by sobie przetoczył krew w razie operacji?
A: Nie.
S: Nigdy?
A. Nie podchodzę do tego tak dogmatycznie, jak ŚJ i nie wiem, jak zachowałbym się w sytuacji prawdziwego zagrożenia życia. Ale wolałbym transfuzji uniknąć.
No i wtedy przypomniał mi się ten artykuł z "wprost".
Ciekawe, prawda?
PS. Moja operacja przebiegła spokojnie i żadnego ryzyka utraty krwi nie było
