Przypadek jednego ex-ŚJ
#1
Napisano 2004-05-28, godz. 22:13
Pewien ex-ŚJ, który jest również dobrze znany Iszbinowi i Liberalowi, po odejściu z organizacji zaczął się zajmować obrazkami o przekazie subliminalnym z publikacji Strażnicy, przekonując w ten sposób innych ŚJ o grożących im niebezpieczeństwach. Pewnego razu przyszedł do niego ŚJ mówiąc, że jest posłany do niego bezpośrednio przez Jehowę, aby z nim przeprowadzić rozmowę. Podczas przeglądania tych obrazków tenże ŚJ wpadł w wściekłość grożąc, że Jehowa go zabije, jeśli będzie kontynuował ten proceder. Agresja tego człowieka była taka, że temu ex-SJ do dzisiaj się jeżą włosy na głowie z przerażenia. Doszło do tego, że musiał go wyrzucić z mieszkania, mimo iż on tam tak naprawdę mieszkał (ta informacja nie była dla mnie osobiście jasna). Groził mu, że nie przeżyje tej nocy, jeśli on będzie z nim. Wściekłość tego człowieka była tak potworna i dziwna, że ten ex-SJ zapamiętał ją jako coś niezwykłego i niepowtarzalnego. Dzisiaj już żałuje, że zajmował się tą sprawą, gdyż sama myśl o treści tych rysunków i wspomnienia tej sceny są przyczyną wielkiego strachu i dreszczy na jego ciele. Co ciekawe, od jakiegoś czasu na jego drodze staje bardzo wielu ŚJ (praca, ulica itp.) Coś się dzieje ostatnio bardzo dziwnego w jego życiu.
Tyle od niego usłyszałem. Ze swej strony proszę o modlitwę w jego intencji (o uwolnienie).
Pozdrawiam
Grzesiek.
#2
Napisano 2004-05-30, godz. 21:04
Tamten brat (ŚJ), który go zaatakował został przygarniony przez niego do domu, gdyż w Niemczech (bo tam się to działo) sa takie sytuacje, ze nie ma gdzie mieszkać, jak ktoś nie ma forsy, tym bardziej, że był on bezrobotnym bez prawa zasiłku. Oczywiście nie wiedział, ze ta osoba u której mieszka została juz wykluczona ze społeczności SJ. Wiedział co najwyżej, ze on ma tylko pewne wątpliwości. Potem na pewien czas się od niego wyprowadził, gdyż się domyślał co z nim zrobiono. Po pewnym czasie wrócił do niego, aby zabrać swoje rzeczy i przenocować. I wtedy doszło właśnie do tej awantury.
W tym momencie ta osoba zaprzestała sie zajmować tymi sprawami i jedynie co potym zostało, to link do strony pokazującej przekaz subliminalny, którą tworzył:
http://www.obbr.republika.pl/
Oczywiście w sprawie tego tematu można się jak najbardziej wypowiadać (a nawet jest to wskazane), jednakże proszę mieć na uwadze, że ja jestem tylko przekaźnikiem tej informacji.
Na zakończenie podaję link do jego strony, którą zrobił:
Pozdr.
GZ
#3
Napisano 2004-05-31, godz. 06:08
Wsciekł się bo był pod wpływem Ducha Bożego zesłanego przez Jehowę. :wink:
Dla mnie jako byłego ŚJ nie ma w tym nic dziwnego. Organizacja czyni w ludzkiej psychice ogromne spustoszenia i takie zachowania są po prostu wynikiem jej oddziaływania a opisany tu furiat nie jest jedynym wśród ŚJ.
#4
Napisano 2004-06-09, godz. 09:32
Pamiętam fragment chyba książki T. Kundy, gdy opowiadał on, jak jakiś rozwścieczony śJ po usłyszeniu argumentacji Kundy na temat Eucharystii, tak się wpienił, że gonił go z nożem pytając, czy jeśli wbije ten nóż w Ciało Chrystusa w Hostii, to czy będzie leciała krew.......
Nie wiem czy to było akurat w jego książce na 100%, ale pewnie wielu kojarzy ten motyw.
Sam osobiści rówież spotkałem się z takimi zachowaniami. Sęk w tym, że charakteryzuje je straszny kontrast. Modlitwa do Jehowy a za 10 minut agresja jak u wściekłego psa, wyklinanie itp.
To chyba wynik mechanizmu silnej indoktrynacji, który robi papkę z mózgu i doprowadza do stanów nerwicowych.
Nie zapomnę nigdy, jak spotkałem jedną głosicielkę (żonę starszego zboru) z jej kilkunastoletnia córką. Mimo, że matka nie chciała dać dojść do głosu młodej, ja stanowczo zadawałem jej bardzo niewygodne pytania. W jej oczach pojawił się taki strach, takie zagubienie, że doprawdy - w tych niewinnych (ładnych skądinąd) oczach - ujrzałem cały destrukcyjny mechanizm sekty. Naprawdę, mam to do dzisiaj przed oczami. Boże, dopomóż jej by wyrwała się ze szponów tej przeklętej heretyckiej organizacji!
#5
Napisano 2004-06-09, godz. 10:27
Dlaczego to opisuję?
Nasunęła mi się refleksja po Twoich słowach:
"To chyba wynik mechanizmu silnej indoktrynacji, który robi papkę z mózgu i doprowadza do stanów nerwicowych. "
Człowiek, którego opisałem później mnie przepraszał, mówiąc, że to nerwy związane z przygotowaniem zgromadzenia i wykładu, który tam miał wygłosić.
Smutne jest to, że wbrew temu, co się zaleca SJ trwa tam gigantyczny wyścig szczurów. Kiedy włączą się do niego jednostki o przerostach ambicjonalnych to dochodzi do tragedii.
#6
Napisano 2004-06-09, godz. 12:00
Agresja u śJ, szczególnie u mężczyzn to chyba (mam tylko takie wrażenie) całkiem częste zjawisko.
Smutne jest to, że wbrew temu, co się zaleca SJ trwa tam gigantyczny wyścig szczurów. Kiedy włączą się do niego jednostki o przerostach ambicjonalnych to dochodzi do tragedii.
Jeżeli spojrzymy na tego typu napady agresji przez pryzmat presji, która przypuszczalnie może towarzyszyć życiu wielu świadków Jehowy, to nasze początkowe zdziwienie zmieni się, być może, w rodzaj zrozumienia.
Ludzie ci muszą się ciągle pilnować, bo przecież każdy gest czy słowo mogą sprowadzić im na głowę jakiś kłopot w postaci takiego czy innego zarzutu ze strony współwyznawców.
Pewnie nie jest też rzadkością (o ile nie jest czymś zupełnie powszechnym w takich społecznościach) wyrabianie sobie sposobów kamuflowania własnych poglądów, potrzeb czy oczekiwań -bo przecież w pewnych kwestiach pełna albo chociaż o krok za daleko posunięta szczerość mogłaby stanowić prostą drogę do wyrzucenia delikwenta poza nawias zboru czy organizacji w ogóle.
Niektórym do tego wszystkiego dochodzi nieustanna walka z własnymi słabościami czy brakami -bo nie każdy ma predyspozycje do bycia śmiałym mówcą i wielu nie nadaje się ani do zawodu akwizytora Słowa Bożego, ani tym bardziej -"Strażnicy".
Ludzie żyjący ze świadomością klatki, w której siedzą są jak bomby z opóźnionym zapłonem. Kumulujące się napięcie, lęki czy frustracja szukają dla siebie ujścia. I to jest raczej oczywiste.
Dlatego czytając podobne jak wyżej relacje, zaczynam traktować opisane w nich zachowania jako nieuniknioną kolej rzeczy. Niestety.
#7
Napisano 2004-07-08, godz. 07:21
Ale są przecież wyznania w których można być oszustem, kłamcą, egoistą, złodziejem czy też nie moralnie się prowadzić i nikt złego słowa nie powie.
Człowiek się wyspowiada i dalej czyni co czynił. Czy to jest w porządku?
A jeśli zdarzenie takie miało rzeczywiście miejsce to przecież każdy człowiek ma swoje granice wytrzymałości. Nie myślcie że ŚJ jest osobą doskonałą i nie popełnia błędów. To są ludzie którzy pracują nad sobą i nad umacnianiem swojej wiary. Z tego co zaobserwowałem to dużo łatwiej iść drogą szeroką i z głównym nurtem niż się temu przeciwstawić.
Religia ŚJ wymaga o wiele więcej zaangażowania i poświęcenia niż np katolicyzm. Ci ludzie idą pod prąd wiekom tradycji w poszukiwaniu prawdy. To nie jest łatwe, więc powinniśmy im chyba jako chrześcijanie wybaczyć niedoskonałości. Bo co wtedy gdy się okaże że to jednak oni mają rację i to ich religia jest prawdziwa? Zauważamy w ich oku źdźbło, a w swoim nie widzimy belki.
#8
Napisano 2004-07-12, godz. 16:17
#9
Napisano 2004-07-14, godz. 09:59
#10
Napisano 2004-07-14, godz. 11:17
Kolejny raz wypowiadasz się na temat jakiejś "większości".A przyznasz przecież że jakoś u katolików tego nie widać. Wiara większości z nich jest płytka i słaba(jeśli wogóle jest).
Sugeruję uściślenie, że chodzi o większość katolików Tobie znanych.
Jednak taka większość w zderzeniu z faktyczną całością tej grupy wyznaniowej jest tak naprawdę mniejszością.
Czy można wydawać opinię o jakości wiary większości na podstawie wiary nielicznych?
Czy można wiarę nielicznych ocenić obiektywnie i jednoznacznie? Może zauważamy w ich oku źdźbło, a w swoim nie widzimy belki?
#11
Napisano 2004-07-14, godz. 11:55
#12
Napisano 2004-07-14, godz. 12:35
#13
Napisano 2004-07-14, godz. 14:34
to już zostało tu powiedziane, tyle że w innym kontekście.Może zauważamy w ich oku źdźbło, a w swoim nie widzimy belki?
"większość" oceniam na podstawie miejsc w których mieszkałem. I tak, wywodzę się z pomorza i tam skończyłem edukację podstawową. Następnie kilka lat uczyłem się na Górnym Śląsku , a następnie kontynuowałem naukę na Dolnym. Wszędzie było podobnie jeśli chodzi o wiedzę religijną (a raczej o jej brak ), jednak co do pobożności to najlepiej wypadał Górny Śląsk.
#14
Napisano 2004-07-14, godz. 15:26
Wiem o tym. Stąd moje powtórzenie.to już zostało tu powiedziane, tyle że w innym kontekście.Może zauważamy w ich oku źdźbło, a w swoim nie widzimy belki?
To ewangeliczne przesłanie nie dotyczy wszak tylko jednej strony.
Tak właśnie sądziłam."większość" oceniam na podstawie miejsc w których mieszkałem.
Wracając do kwestii Twojej oceny wiary znanych Ci osób.
Z mojego punktu widzenia, o ile można cokolwiek powiedzieć o -jak napisałeś -wiedzy religijnej i pobożności otoczenia, to jednak to wszystko co się za tą pobożnością kryje, całe 'wnętrze wiary' jest nam niedostępne.
Nie uczestniczymy w relacji drugiego człowieka z Bogiem. Zatem nie bardzo jesteśmy uprawnieni do osądu takiego, jak ten:
To uproszczenie, które nieomal sugeruje, że katolicy są ludźmi pozbawionymi sumienia. A przecież tak naprawdę nie wiemy tego, jak się będą czuli. Nie wiemy -bo nie możemy wejść w tego rodzaju wewnętrzne przeżycia drugiego człowieka."Raz w roku pójdą do spowiedzi i to załatwi sprawę. Będą czyści (...)".
#15
Napisano 2004-07-16, godz. 07:36
Byłaś kiedyś na pielgrzymce, albo w kościele? Tam widać te relacje człowieka z Bogiem. Szczególnie pod wieczór gdy pielgrzymki układają się do snu po długiej drodze i co wtedy robią? (nie chcę nikogo obrażać więc pominę to) Obecnie mieszkam blisko Częstochowy i często mam możliwość obserwowania tych zachowań. A ci ludzie w kościele, a właściwie poza nim? Uczestniczą w mszy na ulicy?(niektórzy nawet po jej drugiej stronie!). Oczywiście nie wszyscy! A ilu ludzi tak naprawdę cieszy się że idzie na mszę? Wykonują to raczej z obowiązku niż z głębokiej potrzeby. Jeśli tak ma wyglądać ta relacja to ja bardzo za nią dziękuję.Nie uczestniczymy w relacji drugiego człowieka z Bogiem.
- to zarzut?Tak właśnie sądziłam.
#16
Napisano 2004-07-16, godz. 22:27
Byłaś kiedyś na pielgrzymce, albo w kościele? Tam widać te relacje człowieka z Bogiem.
Jakość pobożności (lub w ogóle jej brak) -może. O tym już mówiliśmy. Przypomnę własne słowa: *Z mojego punktu widzenia, o ile można cokolwiek powiedzieć o -jak napisałeś -wiedzy religijnej i pobożności otoczenia, to jednak to wszystko co się za tą pobożnością kryje, całe 'wnętrze wiary' jest nam niedostępne.*
Nie myl osobistej relacji z Bogiem z jej ewentualnymi owocami uwidocznionymi w postępowaniu człowieka. Postępować dobrze może również ateista, który nigdy do Boga się nie zwracał i nigdy (nawet przed samym sobą) nie wyraził potrzeby Jego istnienia. Postępować źle może chrześcijanin, który zwraca się do Boga nieustannie. Myślę, że o jakości relacji człowieka z Bogiem nie tyle świadczy brak jakichkolwiek upadków, błędów, grzechów czy niedoskonałości, lecz raczej sposób wydźwigania się z dna, na które one go spychają.
Na ile człowiek zubożony o osobistą relację z Bogiem i wynikającą z niej więź pozostaje tak naprawdę osobą wierzącą? W jakim stopniu taki ktoś jest uprawniony do nazywania siebie katolikiem, świadkiem Jehowy, adwentystą...?
Oczywiście, taka osoba może być nominalnie kimkolwiek. Jednakże każda religia określa pewien własny zbiór zasad, których realizowanie jest dla jej wyznawców koniecznością. Jeżeli ci ostatni rezygnują z wypełniania tego obowiązku lub traktują tę sprawę wybiórczo, a mimo to chcą zachować dotychczasową etykietkę, to zasilają otwartą przestrzeń wyznaniowej patologii, na której wydajesz się bazować w swoich porównaniach i przykładach, sugerując przy tym, że mowa o większości. Tymczasem, jak już wyjaśniliśmy, Twoje odczucia dotyczą obserwacji w kręgu własnego otoczenia, a to już zmienia postać rzeczy.
Zarzut? Nie. To stwierdzenie faktu.- to zarzut?Tak właśnie sądziłam.
#17
Napisano 2004-07-17, godz. 18:39
Powiedz, która religia jest Tobie najbliższa i dlaczego?
#18
Napisano 2004-07-17, godz. 20:02
Nigdzie nie twierdzę, że Twoje doświadczenia są nieważne -wręcz przeciwnie. Nie o to chodzi.Bo widzisz, ja też oglądam tv, czytam gazety i przeglądam internet. Do tego po kilka lat mieszkałem (...) A Ty mówisz że mało?
Po prostu uważam, że nasze pojedyncze, subiektywne przeżycia nie powinny stawać się automatycznie narzędziem radykalnego osądu. Zwłaszcza, że ciężko jest rozłożyć swoje własne, a wypracowane w kontekście pewnych określonych osób i zdarzeń, obserwacje na całą grupę wyznaniową, która jest dla nas nie do objęcia.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych