Skocz do zawartości


Zdjęcie

Rodzina ŚJ: wywieranie presji oraz nadzieja na powrót


  • Please log in to reply
52 replies to this topic

#41 Asiunia

Asiunia

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 223 Postów

Napisano 2008-03-13, godz. 19:00

A to chyba na poczatku najbardziej byłaś zaskoczona postawą Mamy prawda? To Ona o ile pamiętam była dość pozytywna w stosunku do Ciebie zaraz po odejściu?

ano prawda, ona na poczatku wydawala sie byc dobrze nastawiona... widocznie ludzie sie jednak zmieniaja...


Możesz napisać jakie zastrzeżenia miał Twój dziadek Asiu? Czy może już o tym pisałaś?

hmm... jak za jakis czas zagladne do mojego domu rodzinnego, to poszukam na strychu kilku egzemplarzy Biblii, ktore nalezaly do dziadka... na marginesach umiescil w nich mnostwo notatek... wiec wtedy moze wyjasnie Ci nieco wiecej :)
pzdr
asia

#42 pojawiamsieiznikam

pojawiamsieiznikam

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 264 Postów

Napisano 2008-03-13, godz. 22:53

Zwróćcie uwagę iż jeśli ktoś opuszcza Kościół Katolicki, to rodzina nie odwraca się od syna/córki/rodziców itp... Jakoś nie wyobrażam sobie nie odwiedzać dziadków, kuzynów tylko dlatego że są katolikami.

Biblia mówi kto nie dba o swoich a zwłaszcza o domowników tez wiary się zaparł, i jest gorszy niż człowiek bez wiary. Mówi również o szacunku dla rodziców. Jeśli rodzice wyrzucają dziecko z domu, lub dziecko odwraca się od rodziców to łamie te zasady biblijne.

My wiemy dlaczego tak się dzieje. Zdarza się że osoba która odłącza się od organizacji SJ czyni to dlatego ponieważ dostrzegła ich fałszywe nauki i manipulacje. Osoba taka chce się podzielić tym co wie ze współwyznawcami - istnieje duże prawdopodobieństwo że i oni by się odłączyli.
Zaryzykuję stwierdzenie iż gdyby nie ten mechanizm SJ już dawno by się rozpadli. Szkoda tylko że SJ nie zdają sobie z tego sprawy.

SJ uważają że nie odrzucają człowieka, ale jego buntowniczą postawę. Gdyby się głębiej nad tym zastanowić, to nie mają racji, ponieważ nie znają postawy danego człowieka - wydaje im sie że znają jego postawę, ale wiedzą tylko tyle ile przeczytają w strażnicy. A z jaką miłością Chrystusową strażnica traktuje osoby które odłączyły się od organizacji SJ to wszyscy wiemy.

#43 edd

edd

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2081 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:localhost

Napisano 2008-03-14, godz. 08:18

Zwróćcie uwagę iż jeśli ktoś opuszcza Kościół Katolicki, to rodzina nie odwraca się od syna/córki/rodziców itp... [...]

A sa w ogole takie przypadki? :P
Fryderyk Nietzsche
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"

#44 Emka

Emka

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 164 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:Kraków

Napisano 2008-03-14, godz. 09:08

A sa w ogole takie przypadki? :P


Opuszczanie KK? To się chyba dość często dziś zdarza. :P

Ale fakt, to jest ogromna różnica. Oczywiście, że zdarzają się ortodoksyjne rodziny, które ucinają kontakty albo cały czas męczą krewnych, żeby wrócili na łono KK. Moi dziadkowie od strony ojca nie byli na ślubie moich rodziców z tego właśnie powodu. Tylko u katolików jest to raczej piętnowane, mówi się, żeby zapraszać takich ludzi na święta, a nie odcinać się od nich. A ŚJ nie mogą mieć swojego zdania ani sumienia - ich wychowuje Strażnica. Gdyby "nowe światło" stanowczo zakazało im jakichkolwiek kontaktów z wykluczonymi członkami rodziny, łącznie ze ślubami, pogrzebami i wszelkimi okazjami, to pokorne owieczki przyjęłyby ten zakaz bez szemrania. Swoje sumienia uspokajałyby powtarzaniem, że to "podoba się Jehowie". Straszne.

Wszyscy doskonale rozumiemy, dlaczego jest taki zakaz. I, to absolutna racja, bez tych granic ta organizacja długo by nie pociągnęła.
"When the war of the beasts brings about the world’s end
The goddess descends from the sky."

#45 Padre Antonio

Padre Antonio

    Ateista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2291 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2008-03-14, godz. 09:23

A sa w ogole takie przypadki? :P


Tak, jeśli opuści KrK i pójdzie do ŚJ-wy :D
"Jeśli dojdziesz ostatecznie do tego, że nie ma Boga, zachętą do cnoty i odwagi niech będzie dla ciebie radość i przyjemność, jaką dawało ci samo myślenie, i miłość innych, którą ci ono zapewni" Thomas Jefferson

#46 edd

edd

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2081 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:localhost

Napisano 2008-03-14, godz. 12:06

Opuszczanie KK? To się chyba dość często dziś zdarza. :P

[...]

Ekskomunika? Smiem twierdzic ze w tym przypadku zartujesz albo bujasz w oblokach :huh:
Fryderyk Nietzsche
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"

#47 cara

cara

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1049 Postów
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano 2008-03-14, godz. 14:13

Nie Edd, nie ekskomunika. Można wprawdzie dokonać apostazji, ale to wymaga trochę zachodu. Wystarczy, że powiesz rodzinie, że od dziś/wczoraj/jutra nie będziesz chodził do kościoła, bo...
Jeszcze łatwiej załatwić sobie wyklęcie przyznając się do ateizmu.

Do pojawiamsięiznikam: wcale nie jest takie oczywiste, że rodzina nie odwróci się od tej osoby, która odchodzi. "Nie po cię w tym wyznaniu wychowywaliśmy, żebyś teraz sobie decydował", "nie przychodź na mój pogrzeb" i inne podobne to w zasadzie norma. Miałam niezłe dżezy, kiedy w końcu się zbuntowałam, a do dziś nie tykam tematu religii przy babciach, przez co i tak niefajnie się czuję (udawanie, że się idzie do kościoła, choć się nie idzie. bzdury takie, ale ważne dla niektórych ludzi).
Może to nie jest trauma w skali tej, jaką przeżywają odchodzący świadkowie, ale wystarczająca, by przez kilka lat mieć zepsute stosunki z najbliższą rodziną. Cena bycia w zgodzie z samym sobą?
Nie zgadzam się z polityką cichego banowania użytkowników forum.

#48 jb

jb

    ^o^

  • Moderatorzy
  • PipPipPipPip
  • 4057 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:Polska

Napisano 2009-09-06, godz. 14:15

Z życia: młody mężczyzna odchodzi z Organizacji, w której pozostawia rodzinę (rodziców, rodzeństwo i babkę). Życie pod jednym dachem szybko staje się problematyczne. Wyprowadza się. Niedługo później jego matka próbuje popełnić samobójstwo. Powodem jest jej przekonanie, że zawiodła na całej linii (Boga, rodzinę, znajomych, siebie samą), nie udało jej się wychować syna na porządnego człowieka – na dobrego świadka Jehowy. Próba samobójcza była nieudana. Kobieta nadal się zmaga, nadal ma nadzieję, że syn się nad nią ulituje i wróci...

Zmaga się tym bardziej, że wspomniana babka, teściowa tej kobiety, to osoba gorliwa w wierze, bardzo wymagająca, apodyktyczna. Za każdym razem, kiedy w rodzinie pojawiał się jakiś problem, kiedy dzieciom przytrafiały się najdrobniejsze potknięcia, to w oczach teściowej winna była zawsze matka, której wciąż przypominano, że jednak wychowanie w Prawdzie robi swoje, a jej tego najwyraźniej zabrakło i stąd nie daje teraz rady, wydaje zgniłe owoce... Próba samobójcza to kolejny wstyd dla rodziny, kolejne jej przewinienie...

Po tym zdarzeniu syn zaczął rozważać powrót. Miał wrażenie, że znalazł się w pułapce zastawionej przez życie i nie może liczyć na szczęście – jeżeli wróci, to będzie to dla niego absurdem i koszmarem (nawet sam nie wie, czy jeszcze wierzy w Boga), a jeżeli nie wróci, to wciąż będzie musiał walczyć z narastającym poczuciem winy, bo widok złamanego serca matki to wielki ciężar.

Rodzeństwo jasno dało mu do zrozumienia, co o nim myśli: jest nic nie wartym śmieciem, który odwrócił się do Boga i zniszczył rodzinę, doprowadził matkę do ostateczności. Nie chcą z nim rozmawiać, nie chcą wpuszczać do mieszkania. Ojciec ogranicza się do chłodnych uwag dotyczących stanu zdrowia matki czy bieżących planów związanych z ich życiem rodzinnym. Dla nich jest już prawie jak obcy człowiek.

Matka stara się podsuwać mu literaturę, dzwoni potem i pyta o wrażenia, chce wiedzieć, czy „przyjął prawdę do swojego serca”. On nie wie, co odpowiedzieć. Zaczyna pytać o zdrowie, o rodzeństwo, znajomych... Nie jest to rozsądne, bo wtedy słyszy, że znajomi chyba (chyba, bo to pewnie tylko nadzieja matki, a nie rzeczywiste chęci ludzi, którzy od kilku lat nie szukają z nim kontaktu) chcieliby go znowu spotkać – oni tak mocno trzymają się Prawdy, może więc mogliby jakoś pomóc, przekonać, naprostować... Zaczyna się namawianie, aby przyszedł chociaż w niedzielę, pójdą wszyscy razem, jak dawniej... Takie rozmowy przeciągają się bez końca. Musi mnożyć wymówki, bo matka łapie go za słówka i we wszystkim widzi nadzieję na sprowadzenie go na właściwą drogę.

Uważa na każde słowo. Obawia się, że powie coś, co wywoła w matce nową falę żalu. Boi się jednocześnie, że da się ponieść chwili i zgodzi się na coś, co będzie go potem psychicznie przerastać. Nie chce bywać na zebraniach, nie chce zaproszeń na Pamiątkę czy kongres, nie chce aranżowania spotkań z braćmi ze zboru. Po prostu on już w to wszystko nie wierzy, nie jest już uczestnikiem, lecz obserwatorem ich świata. Dziwi się ich naiwności, nie rozumie ich wiary...

Mówi, że ma „blokadę na Boga”. Nadal wierzy, ale... Ale sam nie wie dokładnie w co. Wierzy w Boga, ale kiedy zaczyna się zastanawiać nad tym, jaki On jest, zaczyna sięgać po Biblię, szukać wersetów, przeglądać komentarze, opracowania... Zaczyna się w tym gubić i przestaje widzieć w tym sens. Woli żyć bez obciążeń, swoim własnym życiem, swoimi nowymi planami.

Rozmyśla nad wyjazdem, ale nawiązał już nowe znajomości, znalazł kogoś bliskiego... Nie jest w stanie tego zostawić, nie chce zaczynać od nowa w innym mieście czy kraju.

Nie jest łatwo żyć w obliczu presji ze strony matki oraz wrogości przeplatanej z obojętnością ze strony pozostałych członków rodziny. Formalnie od Organizacji już się uwolnił, ale w praktyce przez rodzinę ta Organizacja nadal ma władzę nad jego życiem. Nie może się z tym pogodzić.

Czuje się bezsilny, swoim odejściem nie chciał nikogo skrzywdzić, miał nadzieję, że „jakoś to będzie”. I jakoś to jest, ale do normalności wciąż daleko. Komfort psychiczny i radość z wolności to nadal kwestia przyszłości, na którą nie może się już doczekać. Jest wyczerpany tym oczekiwaniem, żyje w zawieszeniu...
.jb

#49 and

and

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1649 Postów
  • Gadu-Gadu:0
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Toruń

Napisano 2009-09-06, godz. 17:42

Znam tę historię, nadal nie wrócił do organizacji. Zaopiekował się starą matką i ciotką, bo pozostała rodzina ma mało czasu na zajmowanie się staruszkami. Rodzony brat i pozostała rodzina rozmawia z nim. Mówi, że jest agnostykiem dużo czyta na temat psychomanipulacji.
To jest podobna historia.

PS. dodam jeszcze, chcieli się wziąć za mnie i namówić do wstąpienia do organizacji, cóż nie udało się.
pozdrawiam Andrzej

#50 Ida

Ida

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 715 Postów
  • Płeć:Female

Napisano 2009-09-07, godz. 14:16

Czuje się bezsilny, swoim odejściem nie chciał nikogo skrzywdzić, miał nadzieję, że „jakoś to będzie”. I jakoś to jest, ale do normalności wciąż daleko. Komfort psychiczny i radość z wolności to nadal kwestia przyszłości, na którą nie może się już doczekać. Jest wyczerpany tym oczekiwaniem, żyje w zawieszeniu...

To tak jakby trochę o mnie...bardzo o mnie. Ja znam najróżniejsze scenariusze wychodzenia z Organizacji i wydaje mi się, że nie zawsze są to decyzje najrozsądniejsze. Czasami bywają okupione niejedną tragiczną sytuacją, nie tylko osoby oddalającej się ze zboru, ale też jej najbliższych. Myślę, że zawsze należałoby rozważyć koszty i zyski wynikające z wyjścia z Organizacji. Bo może się okazać, że radość z wyzwolenia zostanie przyćmiona przez poważne kłopoty zdrowotne i problemy duchowe naszych bliskich. I wtedy stanie się jasne, że nic nie zyskaliśmy, za to straciliśmy wszystko. Ostatni tydzień mocno mi uświadomił, na jakie problemy narażam bliską mi osobę. Sądzę, że cel nie zawsze uświęca środki. Owszem, chcę odejść z Organizacji, ale nie za każdą cenę. Na razie staram sie powierzać swoją sytuację Bogu...choć z modlitwą to też różnie bywa. Bo czuję, że zawiodłam siebie, bliskich, może i Boga. Nadzieją napawa mnie fakt, że Bóg zna mnie lepiej i zapewne znajdzie rozwiązanie mojej sytuacji. Ja umiem cierpliwie czekać, Organizacja mnie tego nauczyła. ;)

Użytkownik Ida edytował ten post 2009-09-07, godz. 14:17

"Ten, kto wyrusza na poszukiwanie Boga ... może przebiec wiele ścieżek. Zgłębić wiele religii, wstąpić do wielu sekt, ale w ten sposób nie spotka Boga. Ponieważ Bóg jest tutaj, teraz, obok nas." P.Coelho

#51 malinowa7

malinowa7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 438 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2009-09-07, godz. 19:20

Z życia: młody mężczyzna odchodzi z Organizacji, w której pozostawia rodzinę (rodziców, rodzeństwo i babkę). Życie pod jednym dachem szybko staje się problematyczne. Wyprowadza się. Niedługo później jego matka próbuje popełnić samobójstwo. Powodem jest jej przekonanie, że zawiodła na całej linii (Boga, rodzinę, znajomych, siebie samą), nie udało jej się wychować syna na porządnego człowieka – na dobrego świadka Jehowy. Próba samobójcza była nieudana. Kobieta nadal się zmaga, nadal ma nadzieję, że syn się nad nią ulituje i wróci...

Zmaga się tym bardziej, że wspomniana babka, teściowa tej kobiety, to osoba gorliwa w wierze, bardzo wymagająca, apodyktyczna. Za każdym razem, kiedy w rodzinie pojawiał się jakiś problem, kiedy dzieciom przytrafiały się najdrobniejsze potknięcia, to w oczach teściowej winna była zawsze matka, której wciąż przypominano, że jednak wychowanie w Prawdzie robi swoje, a jej tego najwyraźniej zabrakło i stąd nie daje teraz rady, wydaje zgniłe owoce... Próba samobójcza to kolejny wstyd dla rodziny, kolejne jej przewinienie...

Po tym zdarzeniu syn zaczął rozważać powrót. Miał wrażenie, że znalazł się w pułapce zastawionej przez życie i nie może liczyć na szczęście – jeżeli wróci, to będzie to dla niego absurdem i koszmarem (nawet sam nie wie, czy jeszcze wierzy w Boga), a jeżeli nie wróci, to wciąż będzie musiał walczyć z narastającym poczuciem winy, bo widok złamanego serca matki to wielki ciężar.

Rodzeństwo jasno dało mu do zrozumienia, co o nim myśli: jest nic nie wartym śmieciem, który odwrócił się do Boga i zniszczył rodzinę, doprowadził matkę do ostateczności. Nie chcą z nim rozmawiać, nie chcą wpuszczać do mieszkania. Ojciec ogranicza się do chłodnych uwag dotyczących stanu zdrowia matki czy bieżących planów związanych z ich życiem rodzinnym. Dla nich jest już prawie jak obcy człowiek.

Matka stara się podsuwać mu literaturę, dzwoni potem i pyta o wrażenia, chce wiedzieć, czy „przyjął prawdę do swojego serca”. On nie wie, co odpowiedzieć. Zaczyna pytać o zdrowie, o rodzeństwo, znajomych... Nie jest to rozsądne, bo wtedy słyszy, że znajomi chyba (chyba, bo to pewnie tylko nadzieja matki, a nie rzeczywiste chęci ludzi, którzy od kilku lat nie szukają z nim kontaktu) chcieliby go znowu spotkać – oni tak mocno trzymają się Prawdy, może więc mogliby jakoś pomóc, przekonać, naprostować... Zaczyna się namawianie, aby przyszedł chociaż w niedzielę, pójdą wszyscy razem, jak dawniej... Takie rozmowy przeciągają się bez końca. Musi mnożyć wymówki, bo matka łapie go za słówka i we wszystkim widzi nadzieję na sprowadzenie go na właściwą drogę.

Uważa na każde słowo. Obawia się, że powie coś, co wywoła w matce nową falę żalu. Boi się jednocześnie, że da się ponieść chwili i zgodzi się na coś, co będzie go potem psychicznie przerastać. Nie chce bywać na zebraniach, nie chce zaproszeń na Pamiątkę czy kongres, nie chce aranżowania spotkań z braćmi ze zboru. Po prostu on już w to wszystko nie wierzy, nie jest już uczestnikiem, lecz obserwatorem ich świata. Dziwi się ich naiwności, nie rozumie ich wiary...

Mówi, że ma „blokadę na Boga”. Nadal wierzy, ale... Ale sam nie wie dokładnie w co. Wierzy w Boga, ale kiedy zaczyna się zastanawiać nad tym, jaki On jest, zaczyna sięgać po Biblię, szukać wersetów, przeglądać komentarze, opracowania... Zaczyna się w tym gubić i przestaje widzieć w tym sens. Woli żyć bez obciążeń, swoim własnym życiem, swoimi nowymi planami.

Rozmyśla nad wyjazdem, ale nawiązał już nowe znajomości, znalazł kogoś bliskiego... Nie jest w stanie tego zostawić, nie chce zaczynać od nowa w innym mieście czy kraju.

Nie jest łatwo żyć w obliczu presji ze strony matki oraz wrogości przeplatanej z obojętnością ze strony pozostałych członków rodziny. Formalnie od Organizacji już się uwolnił, ale w praktyce przez rodzinę ta Organizacja nadal ma władzę nad jego życiem. Nie może się z tym pogodzić.

Czuje się bezsilny, swoim odejściem nie chciał nikogo skrzywdzić, miał nadzieję, że „jakoś to będzie”. I jakoś to jest, ale do normalności wciąż daleko. Komfort psychiczny i radość z wolności to nadal kwestia przyszłości, na którą nie może się już doczekać. Jest wyczerpany tym oczekiwaniem, żyje w zawieszeniu...


To jakaś masakra emocjonalna dla obu stron. Straszne, chore i złe.
Od siebie dodam, pisałam już o tym szerzej w innych wątkach, że po moim odłączeniu się do WTS moje relacje z rodzicami pozostającymi ŚJ nie zmieniły się.Zawsze, szczególnie z mamą, były bardzo bliskie.Jednak z własnych obserwacji wiem, że moi rodzice są wyjątkami od reguły, niestety.Bardzo kocham moją mamę, oddałabym za nią życie i nie wiem co bym zrobiła, gdyby odsunęła się ode mnie, nie chciała kontaktu, nie wpuszczała do domu, nie poznawała na ulicy.Serce by mi pękło chyba.

#52 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2009-09-09, godz. 11:38

Zastanawia mnie fakt, że wg Organizacji nawet jeśli ktoś jest wykluczony to relacje rodzinne mają nadal mieć miejsce, co prawda w nieco ograniczonym stopniu ale jednak. A tymczasem fanatyczni członkowie rodzin i tak robią swoje. Może czas aby Organizacja zwróciła uwagę na te haniebne praktyki.

Świadkowie Jehowy próbują wmówić innym, że słowa z Biblii o rozdźwiękach w rodzinach odnoszą się do prześladowania członka rodziny który zostaje Świadkiem Jehowy. Ja jednak widzę, że jeszcze gorsze rozdźwięki powstają gdy ktoś w rodzinie przestaje nim być. Fakty mówią same za siebie. Mało tego - czasami zdarza się, że gdy członek rodziny zostaje Świadkiem Jehowy to sam się od niej odsuwa.

Może już to pisałem, ale po raz kolejny stwierdzam, że wszelki fanatyzm religijny jest niewłaściwy i powoduje wiele okropnych rzeczy.

Użytkownik ble edytował ten post 2009-09-09, godz. 11:42


#53 Liberal

Liberal

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1146 Postów
  • Gadu-Gadu:3381793
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:U.K.

Napisano 2009-09-09, godz. 12:08

Zastanawia mnie fakt, że wg Organizacji nawet jeśli ktoś jest wykluczony to relacje rodzinne mają nadal mieć miejsce, co prawda w nieco ograniczonym stopniu ale jednak. A tymczasem fanatyczni członkowie rodzin i tak robią swoje. Może czas aby Organizacja zwróciła uwagę na te haniebne praktyki.

To jest chyba kwestia indywidualnego podejścia do sprawy.
Rzecz jasna, sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jeśli "wierni" członkowie rodziny pozostają pod wpływem nauk Organizacji. Wtedy trudno mówić o normalnych relacjach. Tworzy się dystans i przepaść między małżonkami i dziećmi. Wtedy żona robi tylko to co bezwzględnie musi (np. oddaje się mężowi, ale patrzy w sufit i czeka aż skończy), dzieci są podporządkowane względnie (ze wszystkim i tak biegną do matki), a o dalszych więzach rodzinnych trudno marzyć.
Marek Boczkowski
A member of AJWRB group




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych