Skocz do zawartości


Zdjęcie

Stało się!


  • Please log in to reply
126 replies to this topic

#41 edd

edd

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2081 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:localhost

Napisano 2007-10-04, godz. 07:21

[...]
I daruujcie sobie odsyłanie mnie do pisakownicy....wiedział w co sie pakuje zostająć Swiadkiem Jehowy, znał reguły tej zabawy więc o co mu chodzi?

Glupis do potegi N <_<
Fryderyk Nietzsche
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"

#42 Melchizedek

Melchizedek

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 70 Postów

Napisano 2007-10-04, godz. 13:50

no nic.....pierwsze koty za ploty....byla spotkanie z rodzinka..wspolna kolacja itp :) Dziewczyn bardzo mila wiec do gustu przypadla...ale wiedza ze siostra nie bedzie...Sami ustalamy swoje reguly gry w tym zwiazku tak by nie krzywdzic swojego sumienia.....bedzie dobrze....jakos kamien spadl mi z serca.....bedzie dobrze....moze nie jak w bajce ale do przodu... trzymajcie za nas kciuki :D
" Jeżeli tylko w tym zyciu pokładamy nadzieję w Chrystusie, to ze wszystkich ludzi jesteśmy najbardziej politowania godni" 1 Koryntian 15:19

#43 woks

woks

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 127 Postów
  • Lokalizacja:West Yorkshire

Napisano 2007-10-04, godz. 14:02

Trzymamy..... choć podobno skuteczniejsza jest modlitwa.... (zob piosenkę TGD)wokshttp://www.wrzuta.pl...iara_czyni_cuda:)woks
"W nadziei radośni, w ucisku cierpliwi, w modlitwie wytrwali" Rz. 12:12

#44 Dementor

Dementor

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 473 Postów

Napisano 2007-10-04, godz. 15:05

Powodzenia Mel, nawet nie wiesz jak trudną decyzję podejmujesz, ale szacun że podejmujesz.
destination: ..::SALSERO::..

#45 polarm

polarm

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 510 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Skierniewice

Napisano 2007-10-04, godz. 18:19

Powodzenia Mel, nawet nie wiesz jak trudną decyzję podejmujesz, ale szacun że podejmujesz.


No to rodzi nam się bohater.
Spierać się można by tylko, czy i na ile, teokratycznym jest takie postępowanie ?

#46 Sebastian Andryszczak

Sebastian Andryszczak

    BYŁEM Świadkiem Jehowy

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 6348 Postów
  • Gadu-Gadu:748371
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Karpacz

Napisano 2007-10-04, godz. 20:42

Polarmie, bądź łaskaw zauważyć że nie jesteśmy na sali królestwa a to forum nie zachęca do "teokratycznego" postępowania :)

Jeśli Melchizedek kieruje się nie strażnicą, ale sercem i rozumem, choćby na razie tylko w kwestiach uczuciowych, należy się z tego cieszyć...

#47 pawel r

pawel r

    Niepoprawne stworzenie Boga

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4853 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Scecin City

Napisano 2007-10-05, godz. 06:16

Ja rozumiem tu takie stanowiska jak np. Artura Schwaera choć może nie jest on przykładem asertywności to fajny z niego ludek i na pewno nie rzyczy nikomu źle. ;) Każdemu z nas zdaży się zachować jak słoń w krainie porcelany.


Ale chłopaki odpuśćmy sobie chociaż w tym wątku doktrynę WTS-u. Czy nie możemy choć trochę w inny sposób podejść do sprawy? Cieszmy się szczęściem Melchizedeka i życzmy mu przejścia przez pola minowe i by Pan im błogosławił. Bo się okaże w końcu, że zaminujemy mu jego obecne piekne chwile i przy spotkaniach z ukochaną będzie nas wspominał zamiast o nas zapomnieć :P

Melchizedeku niech Twoja Miłość rozwija się z błogosławieństwem Najwyższego i bądźcie względem siebie niczym szalone i nieśmiałe nastolatki :D
As Salam Alejkum
Należę do 144...

Islam zdominuje świat
Islam będzie rządzić światem
Ściąć głowy tym, którzy znieważą Islam
Islam jest religią pokoju...


#48 liza

liza

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 515 Postów

Napisano 2007-10-05, godz. 06:57

Oboje jestesmy dorosli i zdajemy sobie sprawe z problemow jakie sa przed nami...wszystkie beda wynikaly z kwestii naszej religii tylko...Oboje wiemy ze musiamy dac temu uczuciu czas i duzo ze soba rozmwiac jak partnerzy a nie dwa wrogie obozy.... i zobaczyc czy nam sie uda. Co mozna zrobic z drugiej strony.....mozna zrezygnowac i miec nadziej ze czas leczy rany....po porstu....to piekna dziewczyna i wiem ze na pewno dlugo by sama nie byla jesli tylko by chciala. Ale oboje bylismy sami bardzo dlugo, choc okazji nie brakowalo....ale to zawsze nie bylo to. Ja wiem ze to brzmi jak wyznania milosne nastolatka ale to nie tak. Wiem ze ROZSADNIE by bylo spasowac i dac sobie spokoj.....mowi sie tego kwiata jest pol swiata...u nas siostr sporo.....ale prawda jest taka ze ciezko jest trafic n ta wlasciwa osobe.....po porstu. Osobe przed ktora mozesz byc soba, mozesz zdjac wszystkie maski i byc szczerym az do bolu. Jestem juz na tyle dorosly ze wie, iz takie rzeczy sie nie zdarzaja za czesto. Mylse ze gdybym z tego zrezygnowal zawsze mialbym zal do siebie o to...A moze sie myle? Nie oczekuje tu zlotej porady bo i tak czas musis wszystko zweryfikowac...po prostu.....

Wita!Zycze Ci powodzenia a przede wszystkim Twojej wybrance , takie zwiazki moga przetrwac - patrz Ja okolo 20 lat ze SJ i milosc jest tak silna jak na poczatku, tylko prosze wytlumacz dokladnie swojej wybrance na czym polega Twoja wiara i do jakich jestes poswiecen sklonny dla niej dla tej wiary i jak bedzie wygladac jej zycie Twojej przyszlej zony przy takim czlowieku ktory w ten sposob podchodzi do spraw religii, kwestia dzieci jest bardzo wazna i trzeba poruszyc ja od razu bo beda konflikty i to szybko! Powodzenia :)

#49 liza

liza

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 515 Postów

Napisano 2007-10-05, godz. 07:32

Otóz, to, dokładnie o ty myslę. Jak odmierzyli polarmowi , mnie i jeszcze 50 innym osoba na tym forum tak teraz......

Witaj,
Czuje ,ze jest w Tobie duzo goryczy , napewno masz ku temu powody ale pomysl te FORUM jest miedzy innymi po to zeby sie jej pozbyc poprzez zrozumienie ,ze to my jestesmy konstruktorami naszego zycia i jezeli poznalismy SJ na swojej drodze to nie zawsze musi byc fatalne bo w pewnym momenie to tez byl nasz osobisty wybor , wiec lepiej zastanow sie nad soba dlaczego dokonalem takiego wyboru i dlaczego teraz tak mnie to bardzo boli, takich Organizacji jak SJ jest tysiace i tego juz nie zmienisz ale masz mozliwosc odmienic siebie wiec nie trac swoj cenny czas na wyladowywanie swojej energii szkalujac innych ludzi ktorym taki sposob wierzenia odpowiada i rozejrzyj sie wokol Zycie jest zbyt piekne i wartosciowe ......

#50 Nikita25

Nikita25

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 722 Postów

Napisano 2007-10-05, godz. 19:40

..my jestesmy konstruktorami naszego zycia i jezeli poznalismy SJ na swojej drodze to nie zawsze musi byc fatalne bo w pewnym momenie to tez byl nasz osobisty wybor ...

Liza, kochaniutka, piękne słowa.
Dopiero po upływie prawie roku zrozumiałam, że moja "znajomość" z ŚJ nigdy nie miałaby głębszego sensu i wbrew pozorom nauczyła mnie kilku rzeczy. To był osobisty wybór i nieważne czyj.....lecz co po nim pozostało. :)

#51 istotka

istotka

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 19 Postów

Napisano 2007-10-09, godz. 08:45

Witam!
Dorzucę i swoich 10 groszy do tych wszystkich wypowiedzi. Sprawa nie jest błaha to fakt. Uczucie piękne i może najlepsze dla Was jest to, że już od początku musicie stawić czoła dużemu problemowi. Wtedy miłość ma szanse na próby i albo przetrwa albo nie. Niestety nie jesteście w stanie wszystkiego omówić i wszystkie kwestie sporne zakończyć satysfakcjonującym kompromisem. Życie niesie ze sobą tak wiele niespodzianek, że nie da się wszystkiego przewidzieć. Będziesz musiał zrezygnować nie tylko z przywileju, ale ze wspólnego kierunku działania. Nie da się w tym przypadku wychowywać dzieci w obydwu denominacjach bo są one ze sobą całkowicie sprzeczne - oczywiście pomijając wiarę w Boga. Brak wspólnego świętowania czegokolwiek, brak porozumienia dusz - wszak jedna jest śmiertelna a druga nie, czy w domu będzie choinka, gdzie będzie Twoja żona podczas wigili, gdzie będziesz Ty, gdzie będą Wasze dzieci, czy na ścianach Waszego domu mogą wisieć niewinne obrazki "święte", kto i czy w ogóle zabierze dzieci na świecenie jajek do Kościoła, czy samotnie będziesz się udawał na każdą pamiątkę, czy jest Mikołaj? To są sparwy do omówienia. A te, które wynikną z codzienności... Będzie naprawdę ciężko... I to dlatego organizacja, do której należysz przestrzega przed nierównym jarzmem. Bowiem w kwestii sumienia nie ma kompromisów. Ważne jest na ile głęboko każde z Was jest osadzone we własnej religii i na ile może poświęcić swoje przekonania na rzecz drugiej strony.

Wiem co piszę. Zostałam wychowana w religii ŚJ, ale nie praktykuję tego wyznania. Właściwie jestem teraz nikim, bo w Boga wierzę, ale nie potrafię odnaleźć do Niego drogi. Jednak wpojone mi przekonania są niezwykle silne. Wyszłam za mąż za katolika, który praktykujący jest tylko w obszarach tradycyjnych. Pomimo wcześniej omówionych kwestii przychodzi nam się borykać z wieloma konfliktami. I tu dodam, że właściwie największym problemem są wierzący rodzice moi i jego. Nie zrozum źle. Nikt się nie wtrąca, ale oboje czujemy się w pewien sposób za nich odpowiedzialni i aby zrobić dobrze im, rozbimy sobie niejako źle. Nikt nikomu nie ubliża, ale każda pliszka swój ogonek chwali i tak naprawdę to najbardziej przes***e mam ja. Z jednej strony przyjemność obchodzenia wigili a zdrugiej wbite do głowy inne przesłanie.

Ty jednak wierzysz, że jesteś w słusznej religii i wigilii obchodzić nie będziesz, ale jak będziesz się czuł kiedy Twoja żona będzie biegała za prezentami gwiazdkowymi dla swojej rodziny? Poza tym jak bardzo będziesz szanował tak kłamilwe w przekonaniu Twojej religii, przekonania o słuszności jej postępowania?

Życzę Wam wszystkiego najlepszego, ale jednocześnie jest mi bardzo trudno wyobrazić sobie Wasze wspólne szczęśliwe życie.

#52 Melchizedek

Melchizedek

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 70 Postów

Napisano 2007-10-09, godz. 15:02

dzieki istotko za szczera wypowiedz.....ja sobie zdaje psrawe z tego ze nie jest to latwe......dalas mi sporo do myslenia....dziekuje :)
" Jeżeli tylko w tym zyciu pokładamy nadzieję w Chrystusie, to ze wszystkich ludzi jesteśmy najbardziej politowania godni" 1 Koryntian 15:19

#53 Dementor

Dementor

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 473 Postów

Napisano 2007-10-09, godz. 19:13

Ależ pięknie istotka oddała sytuację wielu urodzonych w prawdzie, obecnie po za organizacją.
destination: ..::SALSERO::..

#54 DAWIDUS_KOSZALIN

DAWIDUS_KOSZALIN

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 87 Postów
  • Lokalizacja:KOSZALIN

Napisano 2007-10-13, godz. 07:47

Ja jestem zdania ze to nie ma sensu... jedno z was na pewno sie podda... moim zdaniem to w twojej wierze pojawią się pierwsze pęknięca. takie moje zdanie... sam to przechodziłem. Życze ci z całego serca aby cię się wyprostowało... ale jakoś w to wątpie. Moim zdaniem będziecie razem ale jedno będzie musiało wybierać. Pewnego dnia obudzisz się rano w łóżku i zdasz sobie pytanie: Dlaczego ja się tak męcze. Lista obwarowań jakimi obłożone są takie związki jest bardzo długa. Zaczniesz najpierw naciągać pewne reguuły a potem je złamiesz. Człowiek jest tylko człowiekiem. Zebrania i braterska milość nie da ci tego co da ci kobieta, kochająca kobieta i kobieta ktorą ty kochasz (czy jest tak w rzeczywistości to nie mnie to oceniać). Życze siły i chartu ducha ale czytając twój post czuć wyraźnie nutke rozżalenia... tęsknoty czy czegoś innego czego nie wiem jak nazwać.
STWORZONY PRZEZ BOGA... UKSZTAŁTOWANY PRZEZ MOTYWACJE
PRAGNIENIE MOTYWACJA I STAWIANIE SOBIE CELÓW... WSZYSTKO TO RODZI SIE W UMYŚLE

#55 Doris

Doris

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 56 Postów

Napisano 2007-11-20, godz. 17:24

Napisze wam, jak to wygląda u mnie. Nie jestem ŚJ, mam 28 lat, jestem załamana, u kresu wytrzymałości psychicznej i w trakcie zastanawiania się nad rozwodem. Choć zaczęło sie cudnie.... (poczytajcie moje poprzednie posty sprzed ok 1,5 roku... sprzed ślubu... :( )

Wzięliśmy ślub po krótkim okresie znajomości, 9 miesiącach. Było wielkie LOVE, Harlequin, typu : damy rade, kto jak nie my, wyzwanie, miłośc wygra wszystko e.t.c.
Mąż był na początku dla mnie idealnym partnerem - mimo dzielących nas różnic w wychowaniu, w przyjętym stylu życia i przekazanej przez rodziców religii postanowiliśmy się pobrać i być ze sobą mimo wszystko. On jest ŚJ, wydawał się bardzo poważnie traktować swa religię, natomiast ja wcześniej nie przykładałam dużej wagi do spraw duchowych, opierając się na "indywidualnym poznaniu świata" i żyjąc z dnia na dzień. Propagowane i wcielane w czyn wartości wynikające z przyjętej wiary spowodowały, że przyszły mąż już przed ślubem stał się dla mnie ostoją w sprawach duchowych, wiele nadziei i chyba całą wiarę w szczęśliwe życie pokładałam w wyznawanych przez niego zasadach. Chcieliśmy mieć dzieci, którym opierając się na swoim potencjale duchowym, materialnym i intelektualnym z radością przekażemy wszystko, co naszym zdaniem w życiu jest najważniejsze. Ale tak do końca nie wyjasnilismy sobie jak je wychowamy. jak to wszystko pogodzimy. Pseudouczucie nas chyba zaśleopiło... Teraz wiem, ze on czekał az ja przyjme jego wiare i zasady, a poniewaz do tej pory do tego nie doszło... przerwane studium, a co za tym idzie nagłe urwanie kontaktów ze znajomymi ŚJ...... jest, jak jest.

ON bardzo pragnął abym poznała bliżej wartości, które są dla niego całym życiem, co było dla mnie i wlasciwie nadal jest zrozumiałe – biorąc pod uwagę plany związane z powiększeniem rodziny w przyszłości. Na początku poznawałam je z entuzjazmem, choć nie bezkrytycznie, jednak bardzo szybko osoba, która mnie swoim zachowaniem zachęciła do nich, przestała być jakimkolwiek wzorcem. Widziałam, jak kłamie, oszukuje starszych, jest złośliwy, wredny, coraz czesciej w stosunku do mnie również...... Wkrótce spowodowana m.in. tym moja niechęć do dalszego i regularnego umacniania się w tych wartościach stała się jednym z większych problemów i w związku z tym mąż zaczął się wzbraniać przed powiększeniem rodziny. Zaczęłam odczuwać pretensje, wręcz nacisk, któremu nie zamierzałam ulegać. Miałam wrażenie, że nie liczył się nigdy z moim zdaniem, potrzebami, uczuciami. Zabrakło ciepła i miłości, rozminęły się wspólne plany i oczekiwania, mamy inne potrzeby i pogląd na życie. W końcu oboje przestaliśmy sobie wyobrażać powoli wspólne życie razem. Mąż już był wcześniej w nieudanym związku małżeńskim, więc nie jest typowym świadkiem- ma wybuchowy charakter. Przeciwstawił sie im wszystkim i wziłą ze mna slub.. ograniczyli go, było potem jeszcze kilka ciekawych akcji. On sie wkyrzał, ja tłumaczyłam braci starszych, że ja to wszysto rozumiem, że nie ma ich na slubie u nas, że maja wciąz jakieś zastrzeżenia, choc niby ja taka super...
Co jeszcze? Uważam, że sami powinniśmy stawiać czoła swym problemom, zwłaszcza, że nie mieliśmy poważnych - mąż przeobrażał takie moje stanowisko w ukrywanie prawdy, zarzucał wstyd przed wyjawieniem, że coś nam się nie układa. Nigdy na tym tle nie dojdziemy do porozumienia - wszelkie wypowiedziane przeze mnie w złości słowa powtarza innym osobom zmieniając ich brzmienie lub wyrywając z kontekstu, co powodowało i nadal powoduje u mnie narastającą złość i żal, z którymi nie potrafimy sobie już poradzić. Tę złość potęgowało jego bezkrytyczne względem samego siebie każdorazowe obarczanie winą mnie. Mimo przeprowadzonych poważnie rozmów i obiecywania sobie nawzajem zmian, zawsze i tak powracały prędzej czy później wyrzuty i nie udawało się nam nad tym przejść do porządku dziennego. Wielkim kłótniom towarzyszyły za każdym razem niszczenie domowych sprzętów - mąż wiedział jak bardzo zależy mi na mieszkaniu, które kupiłam w efekcie cięzkeij pracy i lat nauki sama jeszcze przed ślubem na kredyt – wykorzystywał to przy każdej nadarzającej się okazji, a także groźby, żale. Każdy fakt jakkolwiek przemawiający przeciwko mnie był i jest niejako jego bronią w walce, której ja nie chcę z nim już toczyć – nie o to mi chodziło przy zakładaniu rodziny. Tymczasem każda tajemnica, z której mu się zwierzam jest z czasem bezlitośnie przeobrażana na jego potrzeby i kierowana przeciwko mnie – aby przekonac otoczenie do swoich racji i zniechęcic do mnie tym samym - to wyniszcza mnie psychicznie. Przez pryzmat tak przerobionych teorii wina za nieporozumienia, awantury, niezgode za każdym razem jest kierowana tylko i wyłącznie przeciwko mnie. Z reguły tak jest, że pozornie racje ma ten, kto więcej krzyczy – a ja w przeciwieństwie do męża nie opowiadam o tym nikomu, nie czuje tez potrzeby bronic się przed podłymi przerobionymi zarzutami. Mam nadzieję, że kto zechce mnie kiedykolwiek ocenić, wysłucha obu stron. Ale popatrzcie, jacy ludzie sa wśród Sj. I to nie tylko on, znam gorsze przypadki.....
Teraz zyje z obcym prawie czlowiekiem, do ktorego czuje tyle zalu, niechęć... wrecz pragne aby mi dał spokoj, ale to nie tak łatwe..... zarzucam mu że jest fałszywy, a on sie z tym nie zgadza. Ale zachowaniem zaprzecza wszelkim wartosciom które w tej (nie tylko) religii sa piekne, ktore mnie przekonały... ktore bardzo bym chciała aby stały się nadrzędnymi w moim życiu... mysle ze była szansa na zwerbowanie mnie( że tak to nazwe brzydko, ale mam rozum i nie zrobiłabym nic bez rozumienia, wbrew sobie) do ŚJ, ale teraz ... zcazełam od poznania tej całej organizacji od najgorszych stron.. zdrady, kłamstwa, plotki i obłuda jak wszedzie.. złośliwosc, podłość, nikczemność.... odbiegam nieco od tematu, przepraszam za chaos, ale najlepiej to bym chciała cofnąć czas....... nie wiem czy jesli sie rozwiode, bede umiala jeszcze zyc, jak kiedys. Mnóstwo rzeczy we mnie zmieniło sie na lepsze, ale..... cała wiedza, doswiadczenie ktore mam teraz za sobą.... nie wiem, kim i gdzie jestem... ucze sie cały czas, kształcę, ide naprzód... ale czasem mam wrazenie ze to wszystko to bezsens.......

Miałam żal do męża, że chciałby abym podzielała jego wartości, jednocześnie sam zaprzeczając i przeciwstawiając się im. Na tym tle wybuchały m.in.kłótnie. Uważam, że w świetle nie przestrzegania zasad wiary poświęcanie jej tak dużej ilości czasu jak w jego przypadku jest jego stratą. To, co zostaje, nie licząc pracy w kilku miejscach to ewentualnie czas na sport. Natomiast mnie tego czasu od początku brakowało.
Przed ślubem były małe nieporozumienia, on wówczas wykazywał się imponującą mądrością i cierpliwością - uznałam, więc, że jest obiecującym kandydatem na męża. Ale już po ślubie, w sytuacjach, gdy były najbardziej potrzebne, zabrakło tych cech. Zajął się bardzo intensywnie pracą , spędzając poza domem praktycznie całe dnie. Już wtedy zaczęliśmy się od siebie oddalać. Miałam mu to za złe, ale zapewniał ze ten stan rzeczy ma wkrótce ulec zmianie. Ale tak się nie stało - wolne chwile zajmują mu zebrania i sport. Nie kryje, że wiele razy dosżło miedzy nami do spięc na tle religijnym, uważam że nie przestrzega zasad ktOre głosi, więc po co tracić czas na zebrania... Poza tym co złego w urodzinach?? Chce iśc na Sylwestra, na Andrzejki... byłam dotąd taka wesoła, rozrywkowa, choć mam b.odpowiedzialna pracę, teraz tylko praca, dom i sen.... mam niemal depresję - co tez jest mi wypominane.. Przyznajcie, że widać, ile teraz we mnie żalu, ile rozczarowania- po pierwsze niespełniona miłością... po drugie problemami, których my wcale nie mamy!!!! a są, bo to co nas powinno łaczyć, nas dzieli. Po trzecie- wkurzeniem na siebie- po co tak wczesnie slub? On teraz robi mi przeszkody w rozwodzie bo dla niego drugi rozwod juz nie byłby tak korzystny w swietle wiary... i wcale nie odejde do innego..... Natomiast ani czasu ani sił na życie rodzinne już nie było. Tłumaczenie tego nie dawało skutku na dłuższą metę, często kwitowane było kąśliwymi uwagami o marzeniach z książek Harlequina.

Do kłótni dochodziło codziennie, w każdym miejscu, mąż nie miał oporów, aby awanturować się w obecności znajomych, rodziny - wstydziłam się tego, bo świadczyło o słabości i nieumiejętności radzenia sobie z problemami u źródła. To była nasza osobista sprawa, czego w niepojęty dla mnie sposób on nigdy nie rozumiał. Często pozostawiało to niesmak u ludzi, ponadto dla mnie było przejawem prostego braku szacunku dla żony, o której każdemu się mówi źle. I to kto? ŚJ, kt ory taki przykąłdny byc powinien.. ja nie wiem, jak on tego może nie rozumieć!!!!!!
Kłóciliśmy się nieustannie i wszędzie - w domu, w pracy, na wyjazdach, wakacjach, imprezach. Stan rzeczy był znany najbliższym znajomym i rodzinie.
I mimo tego bum na początku, tylu jego dobrych cech....... (ma je dotąd-niesamowita wyobraznia np i spontanicznosc, ktore jednajk jesli wymierzone przeciw mnie, potrafią zabijać...) bardzo szybko okazało się, że nie potrafimy dojść do porozumienia nawet w najdrobniejszych kwestiach. Żadne z nas nie było zdolne do jakiegokolwiek kompromisu, każda z pozoru błaha sprawa z czasem zaczęła się przeobrażać w karczemną awanturę bez panowania nad sobą z obu stron i następnie wzajemnym, niekończącym obwinianiem się. Nie potrafiliśmy cieszyć się sobą, brakiem problemów finansowych, korzystać z uroków wspólnego życia i snuć plany na przyszłość, w naszym wspólnym życiu następowała destrukcja wszystkiego, co piękne i wartościowe. Niemal każda spędzona razem chwila od mniej więcej czwartego miesiąca po ślubie stawała się koszmarem. A to wszystko na tle nieustannych nakłanian do studium, obecnosci na zebraniach... wbrew mnie juz po jakims czasie... jego rodzice mieli świtny stosunek do mnie, teraz wierza jemu, a ponieważ nie ma raczej szans abym stanela po stronie Sj, nie pomagaja nawet ratowac tego malzenstwa... nigdy co prawda sie nie wstracali, ale teraz... jesli nie oni, wiem, ze juz nikt mu nie przetłumaczy.....

ludzie, zastanowcie sie, co robicie, z czasem zycie weryfikuje najwieksze uczucia...... s potem jest tylko ból. Choc moze nie jestem dobrym przykladem, moze to tak naprawde nie byla milosc skoro nie dalismy rady......

Taka sytuacja ciągnąca się miesiącami źle odbija się na mojej psychice, jestem osoba wesołą z usposobienia, ale zawarty pochopnie związek zniszczył moja całą radość życia, doszło nawet do myśli samobójczych. Nie widzę już żadnych szans na naprawienie stosunków z mężem – napięta sytuacja miedzy nami ciągnąca się od miesięcy i niechęć obu stron do jakichkolwiek kompromisów w razie sporu już przesłoniła uczucia. Nie ma już wspólnych planów, dążeń, różnimy się wszystkim. Każdy żyje własnym życiem......
chciałabym dziecko, ale przeciez to nie ma szans.... a czas leci....
przepraszam, ale to forum to chyba jedyne meijsce, gdzie sa ludzie którzy zrozumieja cokolwiek z moich dylematów.....

#56 Nilrem0

Nilrem0

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 454 Postów
  • Lokalizacja:KIELCE

Napisano 2007-11-20, godz. 18:39

.....


... nie wiem co powiedzieć. Nie wiem czy można coś powiedzieć w takiej sytuacji. Szczerze współczuję. Gdy człowiek decyduje się na związek z drugim człowiekiem, myśl że w końcu osiągnie jakąś stabilizację, jakiś mocny punkt podparcia w życiu, szczęście, radość życia, na zawsze porzuci samotność, rozbije moc wszystkich problemów na co najmniej dwa. Jednak w związkach mieszanych w których jedna osoba jest ŚJ, jest zupełnie odwrotnie. Człowiek bardziej wybiera się na wojnę niż do życia...

Pamiętaj tylko żeby nie dać sobie wmówić że to przez Ciebie. Że to Ty zawiniłaś, nie podołałaś. Nie próbuj nawet myśleć w ten sposób bo to nie jest prawda.
Nie będę kłamał, pewnie będzie ciężko, pewnie będzie to trwało dłużej niż byś chciała. Ale pewne jest to że kiedyś to minie i znów odnajdziesz radość życia i szczęście. Po prostu musisz przetrwać ten "trudny" okres.
To w co wierzysz nie jest prawdą, jest tylko tym w co wierzysz a umysł pozwoli Ci tego doświadczyć. Zrobi wszystko aby to na czym się koncentrujesz, o czym ciągle myślisz stało się możliwe do doświadczenia.

#57 Doris

Doris

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 56 Postów

Napisano 2007-11-20, godz. 18:58

... nie wiem co powiedzieć. Nie wiem czy można coś powiedzieć w takiej sytuacji. Szczerze współczuję. Gdy człowiek decyduje się na związek z drugim człowiekiem, myśl że w końcu osiągnie jakąś stabilizację, jakiś mocny punkt podparcia w życiu, szczęście, radość życia, na zawsze porzuci samotność, rozbije moc wszystkich problemów na co najmniej dwa. Jednak w związkach mieszanych w których jedna osoba jest ŚJ, jest zupełnie odwrotnie. Człowiek bardziej wybiera się na wojnę niż do życia...

Pamiętaj tylko żeby nie dać sobie wmówić że to przez Ciebie. Że to Ty zawiniłaś, nie podołałaś. Nie próbuj nawet myśleć w ten sposób bo to nie jest prawda.
Nie będę kłamał, pewnie będzie ciężko, pewnie będzie to trwało dłużej niż byś chciała. Ale pewne jest to że kiedyś to minie i znów odnajdziesz radość życia i szczęście. Po prostu musisz przetrwać ten "trudny" okres.


Dziękuję za słowa otuchy, choć jestem teraz na takim etapie, że sie rozczulam nad sobą zamiast wziąć w garść. caly czas dominuje ból, że jak ktos komu tak zaufałam, mógł okazac się takim draniem?? Tu w problemach miedzy mna amęzem nawet nie ta religia przeważa, ale juz cięzko stwierdzic, tak dokładnie, co - bo cokolwiek jest źle, to temat wiary przewija się zawsze i przeplata wszędzie..... I wzmaga problemy... a praktykowanie jej dzieli nas na potegę. Głownie zebrania. Bo głosic on nie gosi wiele. A ja ŚJ nie będe bo albo robic coś dobrze i z przekonaniem, do końca, albo wcale.

cóz... może jeszcze uda się jakois bez ofiar zakończyć tę wojnę, choc obawiam się, że jedna juz jest....


Pozdrawiam

Użytkownik Doris edytował ten post 2007-11-20, godz. 18:59


#58 A_Kloo

A_Kloo

    A_kloo

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 532 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa - Praga

Napisano 2007-11-20, godz. 20:08

:unsure: Doroto, natychmiast wyjdź z tego toksycznego związku!!! Dopóki jeszcze masz siłę. pomódl się szczerze do Boga, zaufaj mu i pozwól aby prowadził Cię za rękę. On opamięta się dopiero przy kolejnym związku o ile wogóle :angry:
Nie wierzę w to, że ‘życie w nieświadomości jest szczęściem’, nie wierzę, że zachęcanie ludzi do życia złudzeniami jest przejawem życzliwości. Wcześniej czy później iluzja musi zderzyć się z rzeczywistością. Im dłużej trwają złudzenia, tym bardziej bolesny jest powrót do rzeczywistości” Podpisuję się pod tymi słowami Raya Franza.

#59 qwerty

qwerty

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2138 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2007-11-20, godz. 20:33

Doris, chciałabym ci powiedziec , ze jeśli jestes młoda, i nie masz dzieci, nie oglądaj się, złóz pozew, i rozpocxznij nowe zycie...... im szybciej tym lepiej......
pozdrawiam życze szczescia ( straszny ten Twój post , jak wołanie o pomoc ...... )
nie potrafiłam uwierzyć.......

#60 Oko-Rentgen

Oko-Rentgen

    Pokój Ci obcy przybyszu!

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1320 Postów
  • Lokalizacja:Niemcy, Nadrenia Północna-Westfalia. Rok produkcji: 1977 n.e.

Napisano 2007-11-20, godz. 21:52

(...) To, co zostaje, nie licząc pracy w kilku miejscach to ewentualnie czas na sport. (...)

Cześć
Chciałbym zapytać - jeśli można oczywiście - jaki sport? Chodzi mi w tym przypadku o rodzaj sportu.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych