O Bogu. To nawet nie jest teza, tylko definicja. "Bóg to byt, który nie potrzebuje żadnego wymiaru." Otwarte pozostaje pytanie, czy tak zdefiniowany Bóg istnieje.
Dla mnie jest to nadal teza, na dodatek niefalsyfikowalna.
Z podobnych względów, dla których ludzie rodzą dzieci.
Z podobnych względów, dla których ludzie wychowują dzieci.
Tak.
Ludzie którzy nie mają świadomości, która pozwola im na regulację urodzin (antykoncepcja w ogólnym tego słowa znaczeniu) wydają na świat dzieci przez zaspokajanie swoich fizycznych potrzeb: uprawianie seksu. Podpowiem, że tak właśnie dochodzi do zapłodnienia, co skutkuje narodzinami dziecka po około 9-ciu miesiącach - w przypadku człowieka. Inne przyczyny to powody społeczne (np. w plemionach normalne jest to, że ma się dzieci i ich brak jest czymś dziwnym, smutnym lub chorym) w połączeniu z fizycznymi, instynkt macierzyński, chęć/potrzeba posiadania potomstwa. Coś jeszcze? Powiesz miłość? Miłość do kogo?
Który z tych powodów (bo pewnie wg Ciebie nie wszystkie)
spowodowały potrzebę doskonałego boga, bezwymiarowego, ponad czasem i przestrzenią do posiadania/stworzenia człowieka? Wymiarowego, zależnego od czasu i przestrzeni? Jeśli była to miłość, to człowiek jest jej dosyć pokracznym wyrazem.
Dalej: nakazy i zakazy.
Porównujesz je do wychowania dzieci. Dlaczego bezwymiarowy bóg, ponad czasem i przestrzenią zwraca uwagę na to, czy jego stworzenie będzie jadło krewetki, małże i kalmary? Co jest tak istotnego w tym, jakimi pokarmami będzie się żywiło jego stworzenie? Wydaje się to dosyć nieistotne dla boga którego opisujesz, a pomimo to za łamanie tego "ważnego" prawa jego dziecko mogło być zabite.
Powtarzam jeszcze raz: to jest część definicji Boga. Zanim zaczniemy dowodzić istnienia czegokolwiek, musimy to zdefiniować, bo inaczej nie wiemy, czego szukamy. Udowodnij np. istnienie gluków. Nie wiesz, co to jest? No właśnie.
Według mojej definicji Bóg jest poza wymiarami. Mogę teraz próbować dowodzić istnienia takiego Boga a Ty Jego nieistnienia. Możesz też postulować, że Bóg podlega upływowi czasu i próbować dowodzić istnienia "swojego" Boga.
Ciężko jest rozmawiać na temat czyjegoś wyobrażenia czegoś. Chyba nie podołam ale mogę próbować.
Po pierwsze: ludzie rozważają superstruny, d-brany i inne cuda poza czasem i wymiarami, więc podleganie upływowi czasu nie jest warunkiem koniecznym poznawalności.
Po drugie: Bóg sam się objawił ludziom i przedstawił się m.in. jako niepodlegający upływowi czasu. Mogę o Nim powiedzieć tyle, ile sam o sobie powiedział, plus logiczne wnioski z tych wypowiedzi.
Superstruny, d-brany i inne cuda ponad czasem nie posiadają świadomości, nie są istotami żywymi, nie wymagają niczego od człowieka no i są tylko teoriami. Bezsensowny przykład. Drugie zdanie jest tylko i wyłacznie Twoim przekonaniem, które nie staje się prawdziwe na mocy pierwszego. W trzecim zdaniu sam oceniasz, że "plus" jest logicznym wnioskiem, co nadal nie ma związku z żadnym wcześniejszym zdaniem.
Twoje wyobrażenie boga, bezwymiarowego, stojącego ponad czasem i przestrzenią stawiasz sam wobec jego małostkowości i porównujesz do przymiotów i potrzeb, które cechują jego twory. To ma być logiczny wniosek?
"Jeśli dojdziesz ostatecznie do tego, że nie ma Boga, zachętą do cnoty i odwagi niech będzie dla ciebie radość i przyjemność, jaką dawało ci samo myślenie, i miłość innych, którą ci ono zapewni" Thomas Jefferson