W związku z tym że zauważyłem tradycyjne zjawisko nieodzywania się i tworzenia wrażenia jak by mnie nie znano przez wielu ŚJ którzy mnie znają osobiście postanowiłem, że ilekroć będę już z daleka widział ŚJ którego znam lub który zna mnie to będę patrzał się prosto mu w twarz z lekkim uśmiechem (nie ironicznym) na ustach. W ten sposób niewątpliwie okaże się kto jest "normalniejszy" a kto w dalszym ciągu uprawia tę maskaradę. Okazało się, że są jeszcze osoby wśród ŚJ (choć jest ich niewiele) które nie tylko potrafią powiedzieć mi "dzień dobry", "cześć" ale również przystaną na chwilę i pogadają ze mną. Jakiś czas temu miałem przypadek że wysiadając z autobusu na przystanku zauważyłem z daleka dwie siostry głoszące na ulicy i oczywiście zacząłem się na nie perfidnie patrzeć aby sprawdzić jak zareagują na mój widok. Ku memu zdziwieniu przywitały się ze mną, podały rękę, trochę porozmawialiśmy, uśmiechaliśmy się. To było bardzo miłe. Jeszcze trochę a bym się w służbę umówił
Ale żeby nie było za pięknie - one raczej nie wiedzą że jestem wykluczony. Od razu widać kto plotkuje a kto nie. Nie mam zamiaru ani teraz, ani później mówić komukolwiek z napotkanych ŚJ że jestem wykluczony. Wyroku Komitetu Sądowniczego nie przyjąłem i nie mam zamiaru tego robić (wyrok był podjęty bez dokładnego zbadania sprawy i na podstawie fałszywych zeznań), w związku z tym również tłumaczyć się nikomu nie muszę. Co prawda osobiście nie uważam się już za ŚJ lecz myślę, że mam takie samo prawo do rozmowy ze ŚJ jak inni ŚJ. Tak czy inaczej, są również osoby które uważają że zostałem wykluczony niesłusznie i tak samo ze mną rozmawiają. Uważam że nie jestem niebezpieczny. Żadnego ŚJ nie nakłaniam do zmiany wierzeń, nie dyskutuję z nikim ze ŚJ na sprawy doktrynalne Organizacji. Nikomu nie robię krzywdy. Nie jestem niebezpieczny. Cieszę się, gdy spotykam kogoś kto jest ŚJ a potrafi ze mną porozmawiać "od serca". To wszystko pokazuje, że jednak jeszcze jestem przez kogoś lubiany. Kiedyś myślałem, że po wykluczeniu wszyscy ŚJ mnie oleją.
Oczywiście większość (zwłaszcza ci fanatycznie gorliwi, teokratyczni plotkarze, niektórzy znajomi byłej żony) nadal odwraca wzrok. A ja się na nich patrzę. Tak naprawdę sporo z tych ludzi robi sobie większą krzywdę niż mi. Niektórzy dawniejsi dobrzy znajomi wręcz przypalają swe sumienia takim postępowaniem. I o to tu właśnie chodzi, żeby ŚJ zrozumieli, że w wielu przypadkach takie zachowania względem wykluczonych nic nie dają. Pogłębiają tylko uczucie pustki i zgnilizny w nich samych. Rzecz jasna tym którzy mnie znienawidzili lub uznali za wielkiego niegodziwca to nie przeszkadza. Ale to jest ich wybór. Może powinni brać przykład z Jezusa który konając potrafił wybaczyć tym którzy go mordowali i prosił też o to swego Ojca. ŚJ widzą mnie szczęśliwego na ulicy z moją dziewczyną i zapewne część z nich zastanawia się: "jak to jest, jest wykluczony, powinien się smucić, powinien się zmienić a on jest uśmiechnięty, jak to jest? Może starsi popełnili jakiś błąd osądzając go? Skoro jego była żona też potem przestała być Świadkiem Jehowy..." To też działa na ich wyobraźnię. Słowa i dowody własnej niewinności (w moim przypadku) są niepotrzebne. Oko widzi wszystkie niezbędne rzeczy.
Odłączeni są według mnie w podobnej sytuacji jak wykluczeni. Znam siostrę która się odłączyła a mimo to pracuje i rozmawia (również poza pracą) z pewną siostrą która stara się zrozumieć sytuację w jakiej ona się znalazła, choć było w tej sytuacji dużo jej winy. W najgorszej sytuacji są ci ex, którzy zachęcają ŚJ których znają do np. pornei lub samodzielnego badania Biblii bez pomocy Organizacji. Do takich osób raczej żaden lokalny ŚJ się nie odezwie.
Tak więc my sami mamy również wpływ na to, kto będzie się do nas odzywał a kto nie. Najważniejsze to nie pokazywać po sobie, że ta maskarada nas dotyka. Może to być trudne, jeśli w grę wchodzi nasza rodzina bądź dawni przyjaciele. Niemniej jednak warto choćby próbować wyrobić w sobie pozytywne nastawienie do życia i nie dać się ponieść smutnym emocjom.
Użytkownik ble edytował ten post 2009-10-03, godz. 22:11