Skocz do zawartości


Zdjęcie

AKT APOSTAZJI by ANDREAZZ


  • Please log in to reply
139 replies to this topic

#1 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-11, godz. 15:51

Uroczyście oświadczam, że z dniem 11.03.2009 -ja, Andrzej Okroj vel Andreazz, syn Jerzego i Danuty, ur. dn. 11.05.1976 w Gdańsku- przestaję utożsamiać się ze Świadkami Jehowy i Towarzystwem Strażnica. Dzisiaj również wysłałem oficjalne pismo w tej sprawie do Nadarzyna. Względy doktrynalne w moim wypadku są drugorzędne. Opuszczam wymienioną organizację przede wszystkim ze względów moralnych. Najwyższą formą poparcia dla danego ruchu i jego idei w moim przekonaniu jest członkostwo w jej strukturach, niezależnie od funkcji. Mnie sumienie nie pozwala na bycie członkiem zboru świadków Jehowy nawet "na papierze"- a takie było przez ostatnie kilka lat, gdyż nie byłem aktywny ani w propagowaniu doktryny tego ruchu, ani w uczęszczaniu na zebrania religijne. Uzasadnienie: Decyzję o przystąpieniu do świadków Jehowy podjąłem mając 17 lat. Biorąc pod uwagę niedojrzałość mojej osoby ze względu na wiek, dwu letni okres indoktrynacji na podstawie publikacji Towarzystwa Strażnica oraz szczególną podatność mojej osoby na manipulację (warunki rodzinne i środowiskowe), stwierdzam dzisiaj z całą stanowczością, że nie zdawałem sobie sprawy co do charakteru ruchu do którego przystąpiłem oraz związanych z przystąpieniem do niego konsekwencji, które rzutowały na moje całe dalsze życie. Urodziłem się w rodzinie bezwyznaniowej o przeszłości sekciarskiej. Moi rodzice nie byli już wówczas świadkami Jehowy, ale rodzice mojego ojca do końca życia pozostali członkami tej sekty. Utrzymywali bliskie kontakty z moimi rodzicami i od najwcześniejszego dzieciństwa mieli wpływ na mnie i mojego starszego brata. Mój ojciec wychowywany w rodzinie świadków Jehowy (śJ) zaczął wątpić w doktryny organizacji w dość młodym wieku- gdy wyszedł z więzienia, gdzie odbywał karę za odmowę pełnienia służby wojskowej, odłączył się od organizacji. Przedtem zdążył przez kilka lat pełnić służbę pionierską a nawet dojść do stanowiska- czy jak to wolą nazywać śJ "przywileju"- nadzorcy obwodu. Moja mama pochodziła z południowego wschodu Polski i od wieku gimnazjalnego mieszkała u ciotki w Sopocie. Rodzice poznali się, a dziadkowie zajęli się edukacją religijną mojej mamy, która przyłączyła się do śJ. Rodzice pobrali się wtedy, a niedługo potem mój ojciec poszedł do więzienia. Niezależnie od tych wypadków, mniej więcej w tym samym okresie, na lubelszczyźnie świadkiem Jehowy została matka mojej mamy. Chociaż mój ojciec do końca życia zasłaniał się względami doktrynalnymi jako powodem swojego odejścia od śJ, to całe jego życie świadczyło o powodach zupełnie przyziemnych. Rozwiązły tryb życia jakie prowadził, przyczyniał się przez wiele lat do cierpień jego żony, dzieci, jak i całej rodziny. Gdy mój ojciec wrócił z więzienia i zerwał kontakty ze zborem, moja mama jeszcze przez kilka lat- zachęcana przez teściów -próbowała z moim paroletnim starszym bratem chodzić potajemnie na zebrania, gdyż ojciec się temu sprzeciwiał. W końcu ze strachu przed nim (w domu prawie od początku dopuszczał się przemocy fizycznej i psychicznej wobec żony i później dzieci) też zerwała kontakt ze zborem, choć nigdy nie zrobiła tego oficjalnie. Tak wyglądało wszystko do końca lat sześćdziesiątych. Przyszedłem na świat w 1976 roku. Małżeństwo moich rodziców wyglądało tak, że ojciec zaspokajał materialne potrzeby rodziny i żył poza nią. Moja mama bez reszty poświęcała się nam, rezygnując z własnych ambicji i rozpoczętych studiów. W małżeństwie moich dziadków sprawa wyglądała niepokojąco podobnie z tą różnicą, że mój dziadek nie dopuszczał się zachowań oficjalnie wówczas potępianych przez śJ, ale nie obca tam była przemoc fizyczna i psychiczna, co on osobiście interpretował jako biblijne "sprawowanie zwierzchnictwa" jako głowa rodziny. W tej sytuacji moja mama i babcia, synowa i teściowa,- wspierały się wzajemnie przez wiele lat aż do końca swoich dni- w domowych zaciszach milcząco znosząc tyranię swoich mężów, jedna "światowego", druga "chrześcijańskiego". Dzisiaj takie związki kwalifikuje się jako toksyczne, w tamtych czasach i realiach kobiety te czyniły poprostu swoją powinność i to z punktu widzenia społeczeństwa jak i - O ZGROZO!- społeczności świadków Jehowy. Na zawsze pozostaną w moim sercu. Ich wielkość tkwi w cichym znoszeniu tego wszystkiego, a siła w tym, że nigdy się nie skarżyły i nie stały się zgorzkniałe. Moja mama pozostała w pamięci innych jako skromna i chętna do pomocy bezinteresowna osoba, chociaż niejedna dama mogłaby jej pozazdrościć obycia, a babcia mimo wszystko- jako szalona i z niezwykłym poczuciem humoru oraz klasy. Tymbardziej je podziwiam, bo ja mam się z kim podzielić moim dramatem. Nigdy się nie skarżyły na swój los, opisywane przeze mnie okoliczności pochodzą w większości od osób trzecich i ich obserwacji. Pamiętam od najwcześniejszych dni dzieciństwa, jak nie mogąc znieść atmosfery terroru w domu, uciekałem do dziadków (jako mały chłopiec nie zdawałem sobie sprawy z relacji w domu dziadków, czasami tylko, gdy babcia opowiadała mi kawały, smuciły mnie słowa dziadka: "Tylko głupot go uczysz.") Zawsze jednak dziadek relacjonował mi pewne historie biblijne, a babcia z uśmiechem na twarzy mu przytakiwała. Ten obrazek, jak żywy pozostał w mojej pamięci do dziś. Opowieści o raju i o tym, że znikną źli ludzie (myślałem wtedy o ojcu) były dla mnie ukojeniem. Pamiętam, że gdy nie było ojca w domu- to było święto, a jego powrót -jak armagedon. Ojciec, gdy się dowiedział o tym, że dziadkowie rozmawiają ze mną na "te" tematy, wpadł we wściekłość i zabronił im o "tym" ze mną rozmawiać pod groźbą zerwania kontaktów. Moja babcia powiedziała mu wtedy, że to uszanują, ale jak sam będę zadawał pytania, to oni nie mogą nie odpowiadać. I w ten sposób funkcjonowało to nadal, choć mój ojciec i tak miewał przebłyski i czasami musiałem się spotykać z dziadkami potajemnie. Chyba już wówczas, wbrew swoim intencjom, mój ojciec przyczynił się do zaszczepienia we mnie syndromu prześladowanego za "prawdę" i tymbardziej lgnąłem do tego, co chcieli mi -z dobrych intencji- zaszczepić dziadkowie. To poczucie miało dla mnie wielkie znaczenie i zostało do końca rozbudzone w szkole. Była to szkoła gminna (wieś 20 km od Gdańska) i wszyscy wtedy (połowa lat 80ych) uczęszczali na lekcję religii w salce katechetycznej obok kościoła. Pamiętam, że byłem wtedy jedynym dzieckiem nie uczęszczającym na lekcje religii. Spotkały mnie za to dosłowne prześladowania. Nie raz byłem bity, kopany i opluwany przez całą klasę. Wyzywany od "jehowych". Przyczynił się do tego miejscowy proboszcz. Pamiętam -jedna z wielu scen- ksiądz kazał mojej klasie przyprowadzić mnie na siłę na lekcje religii. Trzymałem się drzewa, a cała klasa na siłę mnie ciągnęła i mając taką przewagę oczywiście w końcu znalazłem się na lekcji religii. Nie pamiętam, czy opowiedziałem o tym dziadkom, ale pamiętam, że już wtedy uświadomiłem sobie, że były to prześladowania ze względu na imię Jehowy. To przeświadczenie przygotowało grunt pod moje emocjonalne podejście do wierzeń śJ i tym łatwiej było mi się z nimi utożsamić. Tak naprawdę nie rozumiałem wówczas, co dokładnie znaczy być śJ i poprostu z czasem zacząłem o sobie myśleć jako o śJ. Mój ojciec rozwiódł się z moją mamą w 1986 roku i tuż potem ożenił się drugi raz. W tym samym roku urodziła mi się przyrodnia siostra. Ojciec razem ze swoją nową rodziną postanowił wyjechać do RFN. Zabrał mnie ze sobą, choć ja nie wiedziałem o tym, że on planuje zostać tam na stałe. W moim mniemaniu miał być to urlop na 2 tygodnie. Tak na ponad rok zostałem odcięty od mamy i reszty rodziny. W Niemczech szybko zaadoptowałem się w nowych warunkach i szkole. Te lata spędzone w niemieckiej szkole wspominam bardzo dobrze, bo był to olbrzymi kontrast w porównaniu do polskiej szkoły. Utożsamiałem się ze śJ i nikt mnie za to nie szykanował, a nawet nie budziło to zdziwienia. Ta atmosfera tolerancji wywarła olbrzymi wpływ na kształtowanie się mojej młodej osobowości i choć nie raz potem tłumiona, zawsze gdzieś tam tkwiła w moim wnętrzu. Na początku lat 90ych będąc w Polsce na wakacjach, postanowiłem nie wracać już do Niemiec. Czułem się wyobcowany w nowej rodzinie ojca. Spotykały mnie różne nieprzyjemności ze strony jego drugiej żony, a on sam coraz częściej kpił sobie z moich sympatii wobec nauki śJ. Nie dążył nigdy do merytorycznego przedstawienia mi swoich antypatii, choć już byłem w wieku, który na to pozwalał. Kpił sobie ze mnie i dosłownie wyśmiewał moje zainteresowania tym tematem. Kilka lat później powiedział mi, że i tak nie będę śJ, ale do mojej dzisiejszej decyzji niczym się nie przyczynił. Ani swoim życiem, ani swoją postawą, ani siłą argumentów. Z dzisiejszej perspektywy postrzegam go jako człowieka słabego i zawodnego moralnie (nie przez perspektywę śJ), poza tym żałosnego ojca- nie spełnił żadnego z zadań, których w swej zuchwałości tak licznie się podjął. Tak to w roku 1991 na poważnie zacząłem poznawać doktryny śJ i jeszcze na długo przed chrztem w październiku 1993 roku zapałałem głosicielską gorliwością. Byłem pod wielkim wpływem osób, które wówczas studiowały ze mną doktrynę Towarzystwa Strażnica, a zwało się to "studium biblijnym". Zanim ktoś uświadomił mi, że najpierw trzeba być zamianowanym głosicielem nieochrzczonym, ja już od dawna gorliwie głosiłem nauki śJ. W końcu nadszedł sądny dzień 23.10.1993 i z mieszanymi uczuciami zostałem ochrzczony "w imię Ojca, Syna i Organizacji"... Dlaczego z mieszanymi uczuciami? Byłem wtedy przekonany o prawdziwości doktryny i organizacji śJ w 100 procentach, ale nie dawała mi spokoju moja nie do końca nowa osobowość. Odnosiłem się do swojej matki okropnie, będąc daleki od szacunku. Moje sumienie nie dawało mi wtedy spokoju i dzisiaj również nie daje, mimo tej różnicy, że dzisiaj zdaję sobie sprawę, że z domu rodzinnego wyniosłem taki "szacunek" dla matki, jakim "szacunkiem" darzył moją mamę mój ojciec. Nie zdążyłem jej tego wyznać i prosić o przebaczenie. Zdążyłbym, gdybym zdobył się na pokorę. CIĄG DALSZY NASTĄPI

Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-11, godz. 20:05


"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#2 Sebastian Andryszczak

Sebastian Andryszczak

    BYŁEM Świadkiem Jehowy

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 6348 Postów
  • Gadu-Gadu:748371
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Karpacz

Napisano 2009-03-11, godz. 16:59

witaj wśród wolnych ludzi :)

#3 rhundz

rhundz

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1074 Postów
  • Gadu-Gadu:4898177
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Pasłęk / Gdańsk

Napisano 2009-03-11, godz. 19:10

kosmetycznie zasugeruję akapity.

chyba, ze sa a ich tylko nie wydac :)

#4 Kasztanowa

Kasztanowa

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 413 Postów

Napisano 2009-03-11, godz. 19:57

Andrea,wzruszyły mnie twoje wspomnienia z dziecinstwa.....mysle,ze nie tylko mnie,pozdrawiam i życze radosci w zyciu w wolnosci ,ale jednak z Bogiem :)
Umysł jest jak spadochron,działa wtedy,gdy jest otwarty

#5 augustusgermanicus

augustusgermanicus

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 510 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Daleko

Napisano 2009-03-11, godz. 20:36

Kolejny wyzwolony. Witaj.

Pozdrawiam
Umbre Summum

#6 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-12, godz. 08:15

Sugestie i uwagi biorę sobie do serca :wub:

Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-12, godz. 10:06


"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#7 Terebint

Terebint

    Taoista

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 4710 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2009-03-12, godz. 09:05

Mógłbyś porobić akapity, i jakoś uporządkować swoją wypowiedź, bo ciężko się czyta. ;)

"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc


#8 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-12, godz. 21:14

cz. 2 Mój starszy brat przyjął chrzest rok przede mną, a moja mama wróciła na łono organizacji mniej więcej w tym samym okresie. Szybko zaangażowałem się w działalność ewangelizacyjną i często podejmowałem się tzw. pionierowania, co wiązało się z zobowiązaniem wypracowania 60 godzin w miesiącu. Byłem pod wielkim wpływem ówczesnej nauki śJ, że pokolenie pamiętające wydarzenia z roku 1914 nie przeminie całkowicie przed Armagedonem. Pamiętam, że oznaką słabości duchowej było w tamtym czasie wg śJ planowanie przyszłości w „starym systemie” na dłużej niż parę lat do przodu, nie mówiąc już o zdobywaniu wykształcenia. Cenny czas, który pozostał trzeba było wykorzystać na ratowanie ludzi „ze świata”. Ja również tak myślałem i na zebraniach panowało powszechne, zbiorowe podniecenie z tego powodu.

Rozmowy z ludźmi o Bogu były dla mnie jedyną przyjemnością w zborowym życiu. Same zebrania nie sprawiały mi już radości. Bo człowiek zawsze słyszał na nich, że trzeba robić ciągle więcej. Zawsze wywoływało się wśród zebranych poczucie winy i strach, że Bóg wciąż ma powody do niezadowolenia. A niezadowolony Bóg, to tym groźniejszy Bóg w Armagedonie. (Z tego co słyszę pod tym względem nic się w zborach nie zmieniło. Niedawno miałem okazję przez ponad rok obserwować i słuchać o frustracjach głosicieli w zborach. Pracowałem ze śJ i na bieżąco zdawali mi relacje o swoich rozterkach.) Sami pasterze przyczyniali się do tego stanu. Choć w tamtym okresie naprawdę robiłem wszystko na co było mnie stać, to nie przypominam sobie żadnej pochwały. Wręcz odwrotnie, ciągle słyszałem, że mógłbym się bardziej starać i robić więcej. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, jakie to było destruktywne dla psychiki. Myślałem że tak wygląda służba dla Boga, a radość z niej będę miał po Armagedonie.

Nie przychodziło mi do głowy, by się nad sensem tego wszystkiego zastanowić. Zero zwątpienia- co mówili starsi było święte. Z racji ich funkcji w zborze, nie mogli się mylić. Taki schemat wyniosłem z domu. Nastąpiła jedynie zamiana niepodważalnego autorytetu z ojca na starszych zboru. Przyczyniło się to też do dramatycznej sytuacji w moim domu. Starsi bowiem orzekli, że to teraz mój starszy brat jest głową rodziny. Ja i moja mama nie mieliśmy nic do powiedzenia. Mój brat zaczął leczyć swoje kompleksy z dzieciństwa stosując wobec mnie przemoc psychiczną, a niekiedy fizyczną. Jeszcze gorzej było potem, gdy po moich staraniach ojciec przepisał na mnie mieszkanie w którym mieszkaliśmy, a mój brat nie mógł się z tym pogodzić. Nie miałem się do kogo zwrócić o pomoc. Dla śJ liczą się pozory, a te mój brat zachowywał przed całym zborem doskonale. Moja mama też nic nie mogła na to poradzić, już wówczas zaczęła się jej walka z nowotworem.

Nie przypominam sobie też, by ktoś ze starszych nas w tym trudnym okresie odwiedził i pokrzepił, nie wspominając o jakiejś bardziej praktycznej pomocy- np. podwożenie chorej mamy na zebrania, gdy nie mieliśmy samochodu. Jedynie kilka sióstr ze zboru odwiedzało nas regularnie i małżeństwo P. Zawsze pozostanę im za to wdzięczny.

Po ciężkich cierpieniach moja mama zmarła u nas w domu w moich ramionach w 2000 roku. Ograbiona przez byłego męża ze swojej części majątku, poza nielicznymi przypadkami, zostawiona przez zbór. Ale umarła jako osoba, która wygrała. Pozostaje w pamięci Bożej- jestem o tym głęboko przekonany! Na łożu śmierci obiecałem jej, że zrobię wszystko, by się z nią spotkać. Wydawało mi się, że właśnie na to zapewnienie czekała, bo po tych słowach odeszła. Jeszcze przez kilka lat po jej śmierci byłem przekonany, że staram się spełnić tą obietnicę będąc po prostu śJ. Dzisiaj już wyzwoliłem się z tego złudnego poczucia i wiem, że tylko od naszego Pana to zależy. Po śmierci mojej mamy konflikt między mną a bratem narastał. Być może błędem z mojej strony było wprowadzenie do domu trzeciej osoby- młodego, bezrobotnego śJ, któremu z chrześcijańskiej szczerości chciałem pomóc. Osoba ta okazała się niegodna mojej pomocy, bo specjalnie rozjątrzała konflikty między mną a bratem. Pasożytowała na nas z mojego przyzwolenia przez parę lat w ogóle nie pracując. Choć nie jestem z tego dumny,postanowiłem wyrzucić mojego brata z domu, ponieważ już nie dawałem sobie rady psychicznie. Mój brat poprosił o pomoc starszych. Jednak oni w niczym nam nie pomogli, wręcz przeciwnie- kazali się nam po prostu pogodzić, by mieć sprawę z głowy. Zabronili mi również wyrzucania brata z domu, mimo tego, że prawnie mieszkanie należało do mnie. Pamiętam do dziś, który moment stał się dla mnie przełomowy pod względem zachwiania w moich oczach autorytetu starszych. Podczas jednej z wizyt chciałem zacytować Biblię i gdy już miałem ją otworzyć, jeden ze starszych powiedział do mnie :”My tu jesteśmy od cytowania Biblii!” Te słowa bardzo mnie wtedy zraniły, ale też pobudziły do tego, by odważyć się myśleć niezależnie. W końcu jednak nie wytrzymałem i na skraju załamania nerwowego niestety posunąłem się do tego i wyrzuciłem brata z domu. I nagle cały zbór, który przez tyle lat mało interesował się naszą rodziną, zaangażował się w kampanię oszczerstw na mój temat. Starsi nie zrobili nic, by sprawę załagodzić. W zborze przylgnął do mnie przydomek „Kain”, bo tak w mniemaniu wszystkich skrzywdziłem brata. Nikt nie chciał słuchać tłumaczenia, że sytuacja do jakiej doszło dojrzewała przez długie lata. Zaszczuty napisałem list do Nadarzyna z prośbą o pomoc. Nadarzyn list odesłał do… braci starszych w moim zborze, przez co nagonka się nasiliła. Przyłączył się do tego również nadzorca obwodu, bo jak ja śmiałem napisać do Nadarzyna! W tym miejscu muszę nadmienić, że przez te wszystkie lata obserwowałem jak starsi z racji swych stanowisk krzywdzą innych. Znam mnóstwo takich przypadków i to z samej tylko bliskiej okolicy. Być może nawet nie pisałbym dziś tych słów, bo w tamtym okresie chciałem popełnić samobójstwo, gdyby nie wsparcie ze strony małżeństwa P. Będzie mi ich bardzo brakowało. Gdy rozpętało się tamto piekło, postanowiłem sprzedać mieszkanie i się wyprowadzić. Nie wiedziałem wtedy, że zgotuję sobie sam gorszy los…

Sprzedałem mieszkanie, spłaciłem długi i za to, co mi zostało postanowiłem poszukać małego mieszkanka już nie własnościowego, ale za tzw. „odstępne”. Umówiłem się z ludźmi z ogłoszenia, jak się później okazało też śJ. Gdy tylko się dowiedziałem, że są śJ, bardzo się ucieszyłem, gdyż mimo dotychczasowego doświadczenia nadal naiwnie wierzyłem, że organizacja śJ jest szczególna. Uśpiło to moją czujność i wbrew zaleceniom „Strażnicy” zaufałem tym ludziom na słowo i nie sprawdziłem wszystkiego dokładnie. Niestety trafiłem na oszustów, gdy już wypłaciłem im pieniądze- po kilku miesiącach ciągłego upominania się o dokumenty- okazało się, że odsprzedali mi mieszkanie do którego nie mieli żadnych praw. Byli tam tylko zameldowani. Zostałem bez mieszkania i pieniędzy, w tym samym czasie straciłem pracę, a cały zbór się ode mnie odwrócił. Pogrążałem się w czarnych myślach, wydawało mi się, że to sam Bóg się ode mnie odwrócił. Nikomu się nie skarżyłem i nawet nie brałem pod uwagę, by sprawę oddać do sądu przeciw śJ. Szczerze wierzyłem, że przyniosłoby to ujmę imieniu Jehowy. Wolałem ponieść szkodę niż publicznie wystąpić przeciw duchowym braciom. To jest pierwsza próba opowiedzenia tego wszystkiego publicznie- większość osób, które mnie znają nie zna tych historii.

W tym okresie, gdy to się wszystko działo, mój bliski przyjaciel K. przyjeżdżał po mnie i zabierał często w trasy, bo pracował jako kierowca. Nigdy mu nie powiedziałem, że te proste gesty zainteresowania z jego strony, uratowały mi wtedy życie. Popadłem w tym czasie w ciężką depresję. Nie zależało mi wtedy zupełnie na niczym, nie szukałem pracy i było mi obojętne, czy wyląduje pod mostem. Gdy nosiłem się z makabrycznymi zamiarami co do swojego życia, pojawiał się K. i zabierał ze sobą.( Dziękuję Ci Przyjacielu ! ) Cała ta sytuacja doprowadziła do tego, że odsunąłem się od życia zboru i przestałem głosić. Miałem coraz więcej wątpliwości, ale zawsze winy szukałem u siebie. Myślałem, że nie zdaję sobie sprawy z tego, że być może mam złe pobudki, a może nawet moje serce stało się niegodziwe. Pamiętałem, jak często na zebraniach mówiło się, że tylko złe osoby się gorszą i tracą gorliwość dla Jehowy. Nie dawałem sobie prawa do tego. Ciągle jednak śledziłem nowe publikacje Towarzystwa, oraz okazyjnie uczestniczyłem w większych zgromadzeniach i na uroczystościach Pamiątki, ciągle mając nadzieję, że coś mnie pobudzi i poczuję siły i chęci, by wrócić do aktywnego życia zboru. Tak się jednak nie działo. Im więcej publikacji czytałem i im więcej wykładów słyszałem, tym więcej miałem wątpliwości. Po prostu w końcu zacząłem wszystko przyjmować umysłem, a nie jak do tej pory samym sercem. Zacząłem też ,już z pewnego dystansu, analizować to, co mnie spotkało. Nie mogłem pojąć, jak mogło dojść do tych wszystkich sytuacji w organizacji tak pięknie opisywanej w jej publikacjach. Były to dwa sprzeczne ze sobą obrazy. Ale jeszcze przez długi czas myślałem, że to z moją percepcją jest coś nie tak. Przecież tyle osób doskonale sobie żyje w tej organizacji i nie mają takich dylematów. Jeszcze musiało to trochę potrwać, zanim zacząłem sobie ufać i korzystać z logicznego filtra w mojej głowie. Gdy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, to w opisanej przeze mnie historii nie ma nic nadzwyczajnego i wcale nie dlatego to wszystko opisałem. Chcę tylko wykazać, że gdyby to, co głosi organizacja śJ na swoich łamach było prawdą- to wszystko nie mogłoby się wydarzyć… Jednak się wydarzyło. Historia ta nie jest też nadzwyczajna jeszcze z jednego powodu: Gdyby te wszystkie wydarzenia miały miejsce np. w rodzinie katolickiej, w jednej z parafii i wśród znajomych rodziny, którzy też byliby katolikami, to nikt by tej historii nie opisał i nie zamieścił na forum. Ba! Forum w takiej formie (tyle, że o katolikach) zupełnie by nie miało racji bytu. Przecież takie historie się wydarzają na tym świecie… Ale przecież śJ, to zupełnie inny świat! Więc zapewne, gdyby jakiś gorliwy śJ zdobył się na to i przeczytał moją historię, miałby tylko jedno wyjście: Uznać, że wszystko to zmyśliłem! Była kiedyś taka reklama tańszego proszku do prania, w której porównywano go z droższym. Padło w nie takie hasło: „Nie widać żadnej różnicy. A skoro nie ma różnicy, to po co przepłacać?!” Z religią jest podobnie. Szczególnie religią świadków Jehowy. Sporo „złych” katolików wyciągnęło ostatnio do mnie pomocną dłoń, a szczególnie moja młodsza siostra, której jestem bardzo wdzięczny.( Dziękuję Ci Siostrzyczko!) Ci katolicy zadali kłam temu, co można o nich przeczytać w „Strażnicy”. Świadkowie Jehowy zawsze będą widzieli jedną stronę medalu. Krytyka zawsze będzie w ich mniemaniu prześladowaniem, nawet jeżeli jest tylko zwyczajnym żądaniem okazania dowodu, że są tacy wyjątkowi i wspaniali, jak to ogłaszają całemu światu. Jedna z moich ulubionych piosenek zaczyna się takimi słowami, które chciałbym zadedykować wszystkim świadkom Jehowy przekonanym o swojej wyjątkowości: „SPÓJRZ W LUSTRO. ALE NIE PRZYGLĄDAJ SIĘ SOBIE ZA DOKŁADNIE, BO MOŻESZ UJRZEĆ TWARZ KOGOŚ, KOGO NIENAWIDZISZ NAJBARDZIEJ.” c.d.n.

Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-12, godz. 21:21


"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#9 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-13, godz. 14:28

Cz. 3 Tym, co zawsze najbardziej irytowało mnie w śJ, są zamieszczane w "Strażnicy" i "Przebudźcie się!" przykłady, jak to ktoś kierujący się sumieniem wyszkolonym na jedynozbawczej ideologii, a znajdujący przypadkowo portfel, odnajduje właściciela i dokonując aktu zwrotu do uprawnionych do tego rąk, z namaszczeniem godnym tej niezwykłej chwili oświadcza, że przynosi zgubę dlatego, bo jest śJ! I taką oto historię drukuje się w milionach egzemplarzy i w kilkudziesięciu językach rozprowadza po całym świecie. Czy rzeczywiście ta jedyna w swoim rodzaju organizacja i jej członkowie potrzebują tak olbrzymiej akcji propagandowej, żeby nie powiedzieć - reklamowej, w tak prozaicznej kwestii?! Czy rozdmuchiwanie takich pojedynczych przykładów nie ma zwyczajnie na celu podtrzymanie w świadomości społeczeństwa, a może i nawet samej społeczności śJ, jednego wielkiego mitu?! Czy jakiś normalny, uczciwy człowiek, będący np. katolikiem czuje parcie na to, by powiedzieć bliźniemu, któremu oddaje portfel, że robi to bo jest katolikiem? Co by sobie wówczas pomyślał właściciel portfela? Najprawdopodobniej, że ma do czynienia z uczciwym czubkiem! Czy śJ doprawdy nie widzą jacy potrafią być żałośni?! Wracając do bardziej osobistego wątku, chciałbym opowiedzieć, co działo się dalej i jak zakończyła się sprawa między mną a bratem. Po całym incydencie nie rozmawialiśmy ze sobą chyba z rok. Później jednak mój brat uczynił pierwszy krok i zadzwonił do mnie. Po jakimś czasie się pogodziliśmy i przeprosiliśmy. Mój brat się ożenił z długoletnią pionierką i gorliwą wyznawczynią Strażnicy. Podczas miłej atmosfery weselnej oświadczyli mi, że są moją rodziną i zawsze będę mógł na nich liczyć. Byłem bardzo wzruszony. Niestety czas zweryfikował te słowa jako nie mające odzwierciedlenia w uczynkach. Zupełnym tego przeciwieństwem jest moje młodsze przyrodnie rodzeństwo "w świecie", które nic nie deklarowało, a zawsze mogłem na nie liczyć, zarówno na siostrę, jak i brata. Mój starszy brat też od czasu do czasu pojawia się w moim życiu, jako ten, który czuwa, czy w ciężkich chwilach w życiu nie przekroczę prawa Towarzystwa. Podam jeden przykład: Kiedyś sytuacja tego wymagała i zastanawialiśmy się z siostrą, czy nie byłoby nam łatwiej, gdybyśmy zamieszkali razem. Gdy niczego nie podejrzewając poprosiłem brata i bratową o pomoc w znalezieniu niedrogiego lokum, dostałem cios w plecy. Zrobili o to wiele hałasu i zaangażowali w to nawet starszych, ponieważ było to niestosowne, bym zamieszkał z przyrodnią siostrą- bo to już nie jest rodzona siostra. Starsi orzekli, że dobrze zrobię, gdy zrezygnuję z tego pomysłu i nie będę gorszył innych. Jest to kolejna sprawa, którą mnie śJ do siebie wręcz obrzydzili. Bo tam, gdzie każdy zdrowy na umyśle i normalny człowiek nie domyśla się niczego zdrożnego i nie przejdzie mu nic niestosownego nawet przez myśl- śJ zawsze potrafią wywołać jakieś podteksty i dwuznaczności, powodując, że ludzie często zaczynają się czuć w swoim towarzystwie co najmniej źle, a już na pewno nie swobodnie. Pamiętam do dziś, jak wracałem wtedy autobusem do domu i nie mogłem powstrzymać łez. Już nawet przestało mnie interesować to, że ludzie na mnie patrzą. W duchu prosiłem Boga, by nie pozwolił mi się przez to potknąć i stracić wiarę? w Jego Organizację. Podałem tu tylko jedną z wielu takich sytuacji, jaką przeżyłem będąc śJ i gdy czułem się bezsilny- miażdżony nieludzkim systemem Strażnicy. W takich momentach modlitwa z wiarą była ponadludzkim wysiłkiem. Wcześniej i później słyszałem podobne historie, ale najczęściej powtarzanym motywem było: Starsza, samotna, schorowana siostra z niewielką emeryturą próbująca dorobić sobie na lekarstwa odnajmując pokój młodemu pracującemu mężczyźnie. Gdy tylko dowiadywali się o tym starsi, szybko organizowali wizytę na której stawiali bezduszny warunek- Albo starsza kobieta zrezygnuje z odnajmowania pokoju młodemu mężczyźnie, bo grozi to rozpustą, albo komitet sądowniczy. Kilka razy osobiście mi takie staruszki się skarżyły. Największym dylematem starszych zawsze było zgorszenie, jakie może taka sytuacja wywołać. Ja się pytam tylko, czyje zgorszenie? Na pewno nie sąsiadów, którzy w większości są zdrowi na umyśle. Jedynie chorych na umyśle współbraci takiej biednej staruszki, która nie może liczyć na materialną pomoc zboru, który nie angażuje się w akcje się charytatywne, ponieważ jego głównym zadaniem jest głoszenie! Organizacja widocznie jest nieczysta, skoro Pismo święte mówi, że "dla czystego wszystko jest czyste". Moje pytanie brzmi: Skąd u ludzi mieniących się za najbardziej moralnych w społeczeństwie takie brudne myśli??? Mój brat i bratowa są jednymi z aktywniejszych członków zboru. Brat jest ponadto "sługą pomocniczym". Mają szczelnie wypełniony każdy dzień na służbę dla organizacji. Są tak bardzo zajęci, że widuję ich raz w roku na kongresie, a czas nie pozwala im zadzwonić, ani wysłać smsa. Gdy nie daję znaku życia przez tydzień, znajomi i rodzina ze świata niepokoją się i dzwonią. Są też śJ (przynajmniej jedna osoba) dla której jestem tak ważny, że moja apostazja tego nie zmieni. Nie potrzebuję słów. Czyny mówią wszystko. Nie mogę zapomnieć o przykładzie słyszanym na jednym z wykładów kongresowych, bądź też na Sali Królestwa: Dzisiejszy świat przypomina pędzący pociąg. Niektórzy jadący nim pasażerowie cierpią głód, inni są chorzy, a jeszcze inni marzną. Są w tym pociągu osoby, które rozdają kanapki głodnym, lekarstwa chorym i koce zmarzniętym. Są też osoby, które wiedzą, że ów pociąg zmierza ku przepaści i starają się namówić jak największą liczbę pasażerów, by wysiedli na najbliższej stacji. Pasażerowie wyobrażają ludzi w tym świecie, osoby rozdające lekarstwa, kanapki i koce to religie, które się angażują w pomoc charytatywną. Osoby namawiające do wysiadki, to oczywiście śJ. Mówca zadał pytanie, kto najbardziej przysłużył się pasażerom? Podnieceni śJ jednogłośnie powiedzą- świadkowie Jehowy! A ja zastanawiam się nad czymś innym: Nie wiemy, kiedy pociąg wpadnie w przepaść, a co wtedy, gdy potrwa to na tyle długo, że pasażerowie umrą z głodu, choroby, bądź też wyziębienia organizmu? Komu wtedy będą mogli śJ powiedzieć, że pora wysiadać, skoro zajmują się tylko tym?! Ten przykład dobitnie pokazuje, że śJ myślą o sobie za dużo. Nasza rola w tym (na tym forum), by szczerzy i otwarci z nich pomyśleli tyle, ile myśleć należy.

Przez ponad rok- jak już wspomniałem w ostatniej części- miałem możliwość pracować wśród samych śJ. Dzięki temu moje już otwarte, ale jeszcze zaklejone strażnicową ropą oczy, otworzyły się szerzej. Nie pracowałem jeszcze z ludźmi, którzy reprezentowaliby aż całą paletę barw organizacji śJ. Jedna osoba była byłym starszym wciąż ślepo zapatrzonym w organizację, druga- zaangażowaną w życie zboru na cztery fajerki, a jednak wciąż niezadowoloną ze swojego wysiłku i sfrustrowaną, trzecia osoba reprezentowała tę część śJ, która trzyma się tam bardziej dla rodziny i znajomych z jednej kategorii, a nie ze względu na doktrynę. Pracowałem wcześniej z ludźmi "ze świata", ale nigdy nie trafiły mi się tak zawistne, zazdrosne i fałszywe osoby jak ci śJ. Poziom konwersacji w zakładzie pracy był taki, że czym prędzej musiałem sobie załatwić słuchawki, by nie słuchać tego wszystkiego. Rozmowy były pełne nienawiści i jadu do innowierców i prześmiewające ich potknięcia. Szkoda by było w to się szczegółowo zagłębiać, dlatego podam jeden przykład unaoczniający poziom tych dygresji. Często dyskutowano o tym, jaki to upadły mamy świat, skoro cyt. "tak szerzy się pedalstwo". Chyba wtedy po raz pierwszy zaliczyłem u nich minusa, gdy zwróciłem im uwagę, że jako chrześcijanie nie powinniśmy wobec innych używać obraźliwych sformułowań, nawet jeśli w naszym mniemaniu prowadzą się źle. Często słyszałem jak opowiadali sobie o raju oraz o Armagedonie, jak to ciała niewiernych będą leżały i gniły, a dzikie zwierzęta będą się nimi żywić. Pamiętam, że myślałem wtedy: Czy oni naprawdę siebie nie słyszą? Co to ma wspólnego z łaską okazaną nam przez Pana Jezusa?

Przez ten ostatni rok zacząłem więcej sprawdzać i analizować. Przeczytałem też książkę Raymonda Franza "Kryzys sumienia" w której tak często znajdowałem wyciągnięte przez siebie logiczne wnioski i spostrzeżenia, że byłem wciąż zdumiony. Nigdy nie mogłem pojąć ani zaakceptować tłumaczenia organizacji o "nowym świetle". Nawet nie znając jeszcze wszystkich szczegółów dotyczących fałszywych przepowiedni, to tłumaczenie zawsze wydawało mi się pokrętne i tak odmienne od prostolinijnego stanowiska Bożego z Biblii. Wydawało mi się zawsze, że sprawy przyszłości świata są na tyle poważne, że Bóg nie może się z nami w takiej kwestii bawić w ciuciu babkę, ani zgadywanki. A Towarzystwo nie może tak lekko traktować nietrafionych przepowiedni mówiąc na odczepnego "skucha" tym, którzy całe swoje życie poświęcili i ułożyli wg schematu z Brooklynu. Drugą istotną kwestią jest kwestia krwi. Przez większość swojego 'świadkowego" życia uważałem, że Towarzystwo ma rację w tej kwestii i nigdy się w to nie wgłębiał em. Po prostu przyjmowałem tą wykładnię i wydawała mi się ona logiczna. Moje wątpliwości zaczęły się z chwilą pojawienia się na ten temat "nowego światła". A już w ogóle rozbroił mnie przykład przeciwników z kanapką (że w całości nie wolno, ale poszczególne części tak). W końcu sprawę gruntownie zbadałem i stwierdziłem, że tak naprawdę w Biblii nie ma cienia z tego dogmatu Towarzystwa, a wszelkie argumenty są ostro naciągane. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, ile niepotrzebnych ofiar złożono na ołtarzu brooklyńskim. To był ciężar, który ostatecznie przeważył szalę. "Świadkowie Jehowy na rzecz reform w kwestii krwi" to dla mnie absolutnie za mało. Organizacja splamiła się krwią i nie chcę do niej należeć. Kwestię krwi znakomicie opisał Raymond Franz w książce "W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności" w rozdziale "Krew i życie, prawo i miłość" (tłumaczenie dostępne na polskiej stronie AJWRB). Kiedyś byłem dumny z tego, że nie należę do któregoś z kościołów Babilonu Wielkiego. Teraz widzę, że moja duma była przedwczesna i w pokorze się wycofuję. Co z przyszłością? Tym razem będę ostrożny. Muszę jeszcze raz przeanalizować Biblię i wtedy dokonam wyboru. Chciałbym znaleźć jakąś nie autorytarną społeczność chrześcijańską. Widzę, że wielu byłych śJ błądzi i pamiętam o tym, co pisał o tym Raymond Franz, że niektórzy angażują się pochopnie w ruchy będące zlepkiem prawdziwych wierzeń chrześcijańskich z Biblii i fałszywych doktryn. Bardzo bym chciał tego uniknąć, czego sobie i Wam wszystkim życzę.

Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-13, godz. 16:06


"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#10 novanna

novanna

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 404 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:3miasto

Napisano 2009-03-13, godz. 17:32

Przeczytałam to co napisałes Andrea ZZ i powiem , ze jestem pod wrażeniem.... nie tylko tym , że potrafisz ubrac w słowa, to samo, co ja myślę, ale niejednokrotnie nie umiem przekazac innym, ale z powodu również tego , że kilka lat temu, gdy jeszcze moje"życie" nie przygniotło mnie do ziemi, a ORGANIZACJĘ pojmowałam tak jak ty, sentymentalnie, powiedzałabym, że pisząc całą historię "lekko naciągasz". widzisz więcej minusów niz plusów, bo akurat jesteś rogoryczony......ale dziś wiem , po tym jak dostałam porządnie w kośc, czego powodem w dużej mierze było właśnie "skostnienie" i "nieludzkośc" norm , zasad, reguł ORGANIZACJI, A CO ZA TYM IDZIE LUDZI W NIEJ POZOSTAJACYCH
Jestem przekonana , że akurat twoja historia wcale nie jest "przesadzona", bo wiele wątków z twojego życia ma pokrycie w moim życiu.

Dwoma rękami i dwoma nogami a także ustami, jak zdołąm utrzymac w nich długopis , podpisuję się pod twoimi życzeniami....bo to tak jak by moje pragnienie było....po prostu wyrwałeś mi to z mojego serca, z moich "trzewi" :) :) :)

serdecznie pozdrawiam i zyczę wszystkiego dobrego.

Użytkownik novanna edytował ten post 2009-03-13, godz. 17:39


#11 Sebastian Andryszczak

Sebastian Andryszczak

    BYŁEM Świadkiem Jehowy

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 6348 Postów
  • Gadu-Gadu:748371
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Karpacz

Napisano 2009-03-13, godz. 20:20

Przykuły moją uwagę bardzo mądre słowa:

Była kiedyś taka reklama tańszego proszku do prania, w której porównywano go z droższym. Padło w nie takie hasło: „Nie widać żadnej różnicy. A skoro nie ma różnicy, to po co przepłacać?!” Z religią jest podobnie. Szczególnie religią świadków Jehowy.

Przyznaję rację ich autorowi: religia ŚJ jest trudniejsza do praktykowania, ale nie czyni człowieka lepszym niż jego otoczenie. Niedogodności wiążą się z obowiązkiem wykonywania bezsensownej syzyfowej pracy darmowego roznoszenia kłamliwych gazet, a także z balwochwalczym uwielbieniem fałszywego bożka jakim stała się dla wielu "opinia Organizacji". Paranoiczne zakazy dot. wynajmowania mieszkania osobom z innej grupy wiekowej czy wspólnego zamieszkiwania przez przyrodnie rodzeństwo to dobre przykłady księżycowych norm wymyślanych przez oderwanych od życia faryzeuszy.

#12 sk8terboy

sk8terboy

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 160 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2009-03-14, godz. 09:42

Wzruszające, naprawdę. Grunt to nie dać się omamić jakiejś kolejnej sekcie. Też tak jak ty analizuję Biblię od zera, bez interpretacji strasznicy. Zobaczysz, będziesz czytał zupełnie inną księgę. Teraz jak czytam nowy testament to czasami ogarnia mnie wzruszenie jak nigdy, że te słowa są kierowane do mnie osobiście. Właściwie teraz jestem utwierdzony w poglądzie, że religia to opium dla ludu, dlatego narazie praktykuję chrystianizm samotnie, bądź też czasami rozmawiam o Biblii z innymi chrześcijanami. Teraz przymierzam się do spożywania krwi i ciała Chrystusa, czego wcześniej mi odmawiano. W lato zamierzam się też ochrzcić w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Pozdrawiam i niech nasz Pasterz cię prowadzi.
Want to know how deep the rabbit hole goes?

#13 Sebastian Andryszczak

Sebastian Andryszczak

    BYŁEM Świadkiem Jehowy

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 6348 Postów
  • Gadu-Gadu:748371
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Karpacz

Napisano 2009-03-14, godz. 09:50

jeśli nie jest to tajemnicą, proszę, wyjaw nam, jaka nie-sekta zamierza udzielić Tobie chrztu w imię Trójcy Św.

#14 augustusgermanicus

augustusgermanicus

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 510 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Daleko

Napisano 2009-03-14, godz. 12:33

Trudno nazwac to odchodzeniem. Mowimy chyba raczej o dochodzeniu. Dochodzeniu do logicznych wnioskow i do osobistej wolnosci.

Dla mnie kazda zorganizowana religia to zniewolenie i oszustwo.

Za jedno dozgonnie bede wdzieczny firmie WTS. Za to ze dzieki nim pozbylem sie wszelkich zludzen na temat religii.
Umbre Summum

#15 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-14, godz. 17:31

EPILOG Postanowiłem napisać jeszcze kilka słów. Przede wszystkim chciałbym podziękować zbiorowo wszystkim, którzy napisali do mnie słowa wsparcia, czy też chcieli coś naprostować. Przepraszam za to, że nie udało mi się do końca opublikować tekstu w formie ułatwiającej czytanie- mój komputer zrobił mi małego psikusa, poza tym sorry za nadużywanie przecinków (mam do nich słabość :P ) oraz za inne błędy. Chciałbym też jeszcze raz stanowczo podkreślić - dla tych z Was, którzy odebrali to inaczej - że moje opisywanie błędów poszczególnych śJ miało tylko na celu wykazanie, że w niczym nie są lepsi od pozostałych, a nie, że są gorsi. Pragnę też wyrazić, że nie żałuję tych lat spędzonych w organizacji. Były to drogie pod każdym względem lekcje życia, ale nie sądzę bym mógł zdobyć tak cenne doświadczenia w innych okolicznościach. Poza tym, a bardziej, ponad to liczą się dla mnie wspaniałe osoby, które miałem możliwość spotkać, a nie spotkał bym ich gdzie indziej. Niektóre z nich na zawsze pozostaną w moim sercu. Mogłem też zakosztować słów z księgi Przypowieści 17;17 oraz 18;24 i znależć Przyjażń, która jest ponad ludzkimi podziałami i będzie trwała nadal. A jest ona dla mnie wartością wielką bez względu na to z iloma osobami mogę się nią dzielić. Mój stosunek do ludzi się nie zmienił. Będę szanował każdego człowieka, bo jest on wartością bez względu na przynależność denominacyjną. Potępiam za to każdy system religijny, który nie liczy się z wartością człowieka i jego prawem wyboru. Na tym forum tematem są śJ, ale wcale nie uważam, że ten system religijny jest najgorszy. Mam podobne zdanie na temat Kościoła katolickiego, ale trzymam się tematu forum. Jeszcze jedno: Będąc śJ, w najgłębszej fazie fanatyzmu, też zdarzało mi się popełniać błedy, które w swoim świadectwie napiętnowałem. Teraz tego żałuję i daję prawo i czas pozostającym śJ do przebycia całej tej długiej ewolucji aż do wyzwolenia. Pozdrawiam wszystkich gorąco :) :) :)

Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-14, godz. 17:33


"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#16 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-14, godz. 18:05

Sebastianie! Dziękuję Ci za praktyczną pomoc w sformułowaniu listu do Nadarzyna. Potrzebuję czasu, by nie popełnić podobnego błędu jak za pierwszym razem. Więc skupię się teraz tylko na Biblii. Poza tym formuła chrztu w imię Trójcy Świętej nie jest biblijna. Dobrze wiesz, że w Biblii nie ma takiego określenia Boga, a ja nie chcę znowu ograniczać Boga dogmatem konkretnej religii. Pozdrawiam!

"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#17 Sebastian Andryszczak

Sebastian Andryszczak

    BYŁEM Świadkiem Jehowy

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 6348 Postów
  • Gadu-Gadu:748371
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Karpacz

Napisano 2009-03-14, godz. 18:21

Pytanie o chrzest w imię Trójcy Św. było skierowane do sk8terboy-a który wymienił po kolei podmioty uważane przez katolików za Osoby Boskie a nawet napisał Ducha Św. z dużej litery, co wskazuje, że wierzy on w Trójcę.

Co do potrzeby czasu, popieram: jak się czlowiek śpieszy to sie diabeł cieszy. Najpierw terapia i odtrucie umysłu, odkodowanie zachowań sekciarskich a potem ewentualny wybór organizacji religijnej. Użyję przykładu: często zdarza sie że kobiety dręczone przez mężów/konkubentów/partnerów krótko po opuszczeniu jednego tyrana znajdują sobie drugiego niewiele lepszego. Myślę, że w wypadku tyranii religijnej może występować podobne zjawisko.

#18 rhundz

rhundz

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1074 Postów
  • Gadu-Gadu:4898177
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Pasłęk / Gdańsk

Napisano 2009-03-14, godz. 19:03

Z innej beczki: Andreasie, ile zamierzasz wykonać kopii listów?

#19 andreaZZ

andreaZZ

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1069 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Trójmiasto

Napisano 2009-03-14, godz. 19:45

Rhundz. Hę? Nie kumam z tymi kopiami listu. Sebastianie! Analogia idealnie w dziesiątkę!!! Sk8erboy, dobrze, że o tym piszesz. Ja w końcu miałem wrażenie, że wg teologii Strażnicy każde słowo w Nowym Testamencie odnosi się tylko do "klasy 144 000". Zawsze czułem, że kwalifikując większość do klasy drugich owiec, Towarzystwo pozbawia nas radości w Chrystusie.

"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]

#20 rhundz

rhundz

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1074 Postów
  • Gadu-Gadu:4898177
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Pasłęk / Gdańsk

Napisano 2009-03-14, godz. 20:27

Bo wiem, ze wysles do swojego zboru. Oraz do nadarzyna - to są dwa listy tej samej treści. Pytam czy masz zamiar uzyc ich jeszcze gdzie indziej, poniewaz jest to bardzo bogate swiadectwo.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych