Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-11, godz. 20:05
AKT APOSTAZJI by ANDREAZZ
#1
Napisano 2009-03-11, godz. 15:51
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#2
Napisano 2009-03-11, godz. 16:59
#3
Napisano 2009-03-11, godz. 19:10
chyba, ze sa a ich tylko nie wydac
#4
Napisano 2009-03-11, godz. 19:57
#5
Napisano 2009-03-11, godz. 20:36
Pozdrawiam
#6
Napisano 2009-03-12, godz. 08:15
Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-12, godz. 10:06
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#7
Napisano 2009-03-12, godz. 09:05
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#8
Napisano 2009-03-12, godz. 21:14
Rozmowy z ludźmi o Bogu były dla mnie jedyną przyjemnością w zborowym życiu. Same zebrania nie sprawiały mi już radości. Bo człowiek zawsze słyszał na nich, że trzeba robić ciągle więcej. Zawsze wywoływało się wśród zebranych poczucie winy i strach, że Bóg wciąż ma powody do niezadowolenia. A niezadowolony Bóg, to tym groźniejszy Bóg w Armagedonie. (Z tego co słyszę pod tym względem nic się w zborach nie zmieniło. Niedawno miałem okazję przez ponad rok obserwować i słuchać o frustracjach głosicieli w zborach. Pracowałem ze śJ i na bieżąco zdawali mi relacje o swoich rozterkach.) Sami pasterze przyczyniali się do tego stanu. Choć w tamtym okresie naprawdę robiłem wszystko na co było mnie stać, to nie przypominam sobie żadnej pochwały. Wręcz odwrotnie, ciągle słyszałem, że mógłbym się bardziej starać i robić więcej. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, jakie to było destruktywne dla psychiki. Myślałem że tak wygląda służba dla Boga, a radość z niej będę miał po Armagedonie.
Nie przychodziło mi do głowy, by się nad sensem tego wszystkiego zastanowić. Zero zwątpienia- co mówili starsi było święte. Z racji ich funkcji w zborze, nie mogli się mylić. Taki schemat wyniosłem z domu. Nastąpiła jedynie zamiana niepodważalnego autorytetu z ojca na starszych zboru. Przyczyniło się to też do dramatycznej sytuacji w moim domu. Starsi bowiem orzekli, że to teraz mój starszy brat jest głową rodziny. Ja i moja mama nie mieliśmy nic do powiedzenia. Mój brat zaczął leczyć swoje kompleksy z dzieciństwa stosując wobec mnie przemoc psychiczną, a niekiedy fizyczną. Jeszcze gorzej było potem, gdy po moich staraniach ojciec przepisał na mnie mieszkanie w którym mieszkaliśmy, a mój brat nie mógł się z tym pogodzić. Nie miałem się do kogo zwrócić o pomoc. Dla śJ liczą się pozory, a te mój brat zachowywał przed całym zborem doskonale. Moja mama też nic nie mogła na to poradzić, już wówczas zaczęła się jej walka z nowotworem.
Nie przypominam sobie też, by ktoś ze starszych nas w tym trudnym okresie odwiedził i pokrzepił, nie wspominając o jakiejś bardziej praktycznej pomocy- np. podwożenie chorej mamy na zebrania, gdy nie mieliśmy samochodu. Jedynie kilka sióstr ze zboru odwiedzało nas regularnie i małżeństwo P. Zawsze pozostanę im za to wdzięczny.
Po ciężkich cierpieniach moja mama zmarła u nas w domu w moich ramionach w 2000 roku. Ograbiona przez byłego męża ze swojej części majątku, poza nielicznymi przypadkami, zostawiona przez zbór. Ale umarła jako osoba, która wygrała. Pozostaje w pamięci Bożej- jestem o tym głęboko przekonany! Na łożu śmierci obiecałem jej, że zrobię wszystko, by się z nią spotkać. Wydawało mi się, że właśnie na to zapewnienie czekała, bo po tych słowach odeszła. Jeszcze przez kilka lat po jej śmierci byłem przekonany, że staram się spełnić tą obietnicę będąc po prostu śJ. Dzisiaj już wyzwoliłem się z tego złudnego poczucia i wiem, że tylko od naszego Pana to zależy. Po śmierci mojej mamy konflikt między mną a bratem narastał. Być może błędem z mojej strony było wprowadzenie do domu trzeciej osoby- młodego, bezrobotnego śJ, któremu z chrześcijańskiej szczerości chciałem pomóc. Osoba ta okazała się niegodna mojej pomocy, bo specjalnie rozjątrzała konflikty między mną a bratem. Pasożytowała na nas z mojego przyzwolenia przez parę lat w ogóle nie pracując. Choć nie jestem z tego dumny,postanowiłem wyrzucić mojego brata z domu, ponieważ już nie dawałem sobie rady psychicznie. Mój brat poprosił o pomoc starszych. Jednak oni w niczym nam nie pomogli, wręcz przeciwnie- kazali się nam po prostu pogodzić, by mieć sprawę z głowy. Zabronili mi również wyrzucania brata z domu, mimo tego, że prawnie mieszkanie należało do mnie. Pamiętam do dziś, który moment stał się dla mnie przełomowy pod względem zachwiania w moich oczach autorytetu starszych. Podczas jednej z wizyt chciałem zacytować Biblię i gdy już miałem ją otworzyć, jeden ze starszych powiedział do mnie :”My tu jesteśmy od cytowania Biblii!” Te słowa bardzo mnie wtedy zraniły, ale też pobudziły do tego, by odważyć się myśleć niezależnie. W końcu jednak nie wytrzymałem i na skraju załamania nerwowego niestety posunąłem się do tego i wyrzuciłem brata z domu. I nagle cały zbór, który przez tyle lat mało interesował się naszą rodziną, zaangażował się w kampanię oszczerstw na mój temat. Starsi nie zrobili nic, by sprawę załagodzić. W zborze przylgnął do mnie przydomek „Kain”, bo tak w mniemaniu wszystkich skrzywdziłem brata. Nikt nie chciał słuchać tłumaczenia, że sytuacja do jakiej doszło dojrzewała przez długie lata. Zaszczuty napisałem list do Nadarzyna z prośbą o pomoc. Nadarzyn list odesłał do… braci starszych w moim zborze, przez co nagonka się nasiliła. Przyłączył się do tego również nadzorca obwodu, bo jak ja śmiałem napisać do Nadarzyna! W tym miejscu muszę nadmienić, że przez te wszystkie lata obserwowałem jak starsi z racji swych stanowisk krzywdzą innych. Znam mnóstwo takich przypadków i to z samej tylko bliskiej okolicy. Być może nawet nie pisałbym dziś tych słów, bo w tamtym okresie chciałem popełnić samobójstwo, gdyby nie wsparcie ze strony małżeństwa P. Będzie mi ich bardzo brakowało. Gdy rozpętało się tamto piekło, postanowiłem sprzedać mieszkanie i się wyprowadzić. Nie wiedziałem wtedy, że zgotuję sobie sam gorszy los…
Sprzedałem mieszkanie, spłaciłem długi i za to, co mi zostało postanowiłem poszukać małego mieszkanka już nie własnościowego, ale za tzw. „odstępne”. Umówiłem się z ludźmi z ogłoszenia, jak się później okazało też śJ. Gdy tylko się dowiedziałem, że są śJ, bardzo się ucieszyłem, gdyż mimo dotychczasowego doświadczenia nadal naiwnie wierzyłem, że organizacja śJ jest szczególna. Uśpiło to moją czujność i wbrew zaleceniom „Strażnicy” zaufałem tym ludziom na słowo i nie sprawdziłem wszystkiego dokładnie. Niestety trafiłem na oszustów, gdy już wypłaciłem im pieniądze- po kilku miesiącach ciągłego upominania się o dokumenty- okazało się, że odsprzedali mi mieszkanie do którego nie mieli żadnych praw. Byli tam tylko zameldowani. Zostałem bez mieszkania i pieniędzy, w tym samym czasie straciłem pracę, a cały zbór się ode mnie odwrócił. Pogrążałem się w czarnych myślach, wydawało mi się, że to sam Bóg się ode mnie odwrócił. Nikomu się nie skarżyłem i nawet nie brałem pod uwagę, by sprawę oddać do sądu przeciw śJ. Szczerze wierzyłem, że przyniosłoby to ujmę imieniu Jehowy. Wolałem ponieść szkodę niż publicznie wystąpić przeciw duchowym braciom. To jest pierwsza próba opowiedzenia tego wszystkiego publicznie- większość osób, które mnie znają nie zna tych historii.
W tym okresie, gdy to się wszystko działo, mój bliski przyjaciel K. przyjeżdżał po mnie i zabierał często w trasy, bo pracował jako kierowca. Nigdy mu nie powiedziałem, że te proste gesty zainteresowania z jego strony, uratowały mi wtedy życie. Popadłem w tym czasie w ciężką depresję. Nie zależało mi wtedy zupełnie na niczym, nie szukałem pracy i było mi obojętne, czy wyląduje pod mostem. Gdy nosiłem się z makabrycznymi zamiarami co do swojego życia, pojawiał się K. i zabierał ze sobą.( Dziękuję Ci Przyjacielu ! ) Cała ta sytuacja doprowadziła do tego, że odsunąłem się od życia zboru i przestałem głosić. Miałem coraz więcej wątpliwości, ale zawsze winy szukałem u siebie. Myślałem, że nie zdaję sobie sprawy z tego, że być może mam złe pobudki, a może nawet moje serce stało się niegodziwe. Pamiętałem, jak często na zebraniach mówiło się, że tylko złe osoby się gorszą i tracą gorliwość dla Jehowy. Nie dawałem sobie prawa do tego. Ciągle jednak śledziłem nowe publikacje Towarzystwa, oraz okazyjnie uczestniczyłem w większych zgromadzeniach i na uroczystościach Pamiątki, ciągle mając nadzieję, że coś mnie pobudzi i poczuję siły i chęci, by wrócić do aktywnego życia zboru. Tak się jednak nie działo. Im więcej publikacji czytałem i im więcej wykładów słyszałem, tym więcej miałem wątpliwości. Po prostu w końcu zacząłem wszystko przyjmować umysłem, a nie jak do tej pory samym sercem. Zacząłem też ,już z pewnego dystansu, analizować to, co mnie spotkało. Nie mogłem pojąć, jak mogło dojść do tych wszystkich sytuacji w organizacji tak pięknie opisywanej w jej publikacjach. Były to dwa sprzeczne ze sobą obrazy. Ale jeszcze przez długi czas myślałem, że to z moją percepcją jest coś nie tak. Przecież tyle osób doskonale sobie żyje w tej organizacji i nie mają takich dylematów. Jeszcze musiało to trochę potrwać, zanim zacząłem sobie ufać i korzystać z logicznego filtra w mojej głowie. Gdy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, to w opisanej przeze mnie historii nie ma nic nadzwyczajnego i wcale nie dlatego to wszystko opisałem. Chcę tylko wykazać, że gdyby to, co głosi organizacja śJ na swoich łamach było prawdą- to wszystko nie mogłoby się wydarzyć… Jednak się wydarzyło. Historia ta nie jest też nadzwyczajna jeszcze z jednego powodu: Gdyby te wszystkie wydarzenia miały miejsce np. w rodzinie katolickiej, w jednej z parafii i wśród znajomych rodziny, którzy też byliby katolikami, to nikt by tej historii nie opisał i nie zamieścił na forum. Ba! Forum w takiej formie (tyle, że o katolikach) zupełnie by nie miało racji bytu. Przecież takie historie się wydarzają na tym świecie… Ale przecież śJ, to zupełnie inny świat! Więc zapewne, gdyby jakiś gorliwy śJ zdobył się na to i przeczytał moją historię, miałby tylko jedno wyjście: Uznać, że wszystko to zmyśliłem! Była kiedyś taka reklama tańszego proszku do prania, w której porównywano go z droższym. Padło w nie takie hasło: „Nie widać żadnej różnicy. A skoro nie ma różnicy, to po co przepłacać?!” Z religią jest podobnie. Szczególnie religią świadków Jehowy. Sporo „złych” katolików wyciągnęło ostatnio do mnie pomocną dłoń, a szczególnie moja młodsza siostra, której jestem bardzo wdzięczny.( Dziękuję Ci Siostrzyczko!) Ci katolicy zadali kłam temu, co można o nich przeczytać w „Strażnicy”. Świadkowie Jehowy zawsze będą widzieli jedną stronę medalu. Krytyka zawsze będzie w ich mniemaniu prześladowaniem, nawet jeżeli jest tylko zwyczajnym żądaniem okazania dowodu, że są tacy wyjątkowi i wspaniali, jak to ogłaszają całemu światu. Jedna z moich ulubionych piosenek zaczyna się takimi słowami, które chciałbym zadedykować wszystkim świadkom Jehowy przekonanym o swojej wyjątkowości: „SPÓJRZ W LUSTRO. ALE NIE PRZYGLĄDAJ SIĘ SOBIE ZA DOKŁADNIE, BO MOŻESZ UJRZEĆ TWARZ KOGOŚ, KOGO NIENAWIDZISZ NAJBARDZIEJ.” c.d.n.
Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-12, godz. 21:21
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#9
Napisano 2009-03-13, godz. 14:28
Przez ponad rok- jak już wspomniałem w ostatniej części- miałem możliwość pracować wśród samych śJ. Dzięki temu moje już otwarte, ale jeszcze zaklejone strażnicową ropą oczy, otworzyły się szerzej. Nie pracowałem jeszcze z ludźmi, którzy reprezentowaliby aż całą paletę barw organizacji śJ. Jedna osoba była byłym starszym wciąż ślepo zapatrzonym w organizację, druga- zaangażowaną w życie zboru na cztery fajerki, a jednak wciąż niezadowoloną ze swojego wysiłku i sfrustrowaną, trzecia osoba reprezentowała tę część śJ, która trzyma się tam bardziej dla rodziny i znajomych z jednej kategorii, a nie ze względu na doktrynę. Pracowałem wcześniej z ludźmi "ze świata", ale nigdy nie trafiły mi się tak zawistne, zazdrosne i fałszywe osoby jak ci śJ. Poziom konwersacji w zakładzie pracy był taki, że czym prędzej musiałem sobie załatwić słuchawki, by nie słuchać tego wszystkiego. Rozmowy były pełne nienawiści i jadu do innowierców i prześmiewające ich potknięcia. Szkoda by było w to się szczegółowo zagłębiać, dlatego podam jeden przykład unaoczniający poziom tych dygresji. Często dyskutowano o tym, jaki to upadły mamy świat, skoro cyt. "tak szerzy się pedalstwo". Chyba wtedy po raz pierwszy zaliczyłem u nich minusa, gdy zwróciłem im uwagę, że jako chrześcijanie nie powinniśmy wobec innych używać obraźliwych sformułowań, nawet jeśli w naszym mniemaniu prowadzą się źle. Często słyszałem jak opowiadali sobie o raju oraz o Armagedonie, jak to ciała niewiernych będą leżały i gniły, a dzikie zwierzęta będą się nimi żywić. Pamiętam, że myślałem wtedy: Czy oni naprawdę siebie nie słyszą? Co to ma wspólnego z łaską okazaną nam przez Pana Jezusa?
Przez ten ostatni rok zacząłem więcej sprawdzać i analizować. Przeczytałem też książkę Raymonda Franza "Kryzys sumienia" w której tak często znajdowałem wyciągnięte przez siebie logiczne wnioski i spostrzeżenia, że byłem wciąż zdumiony. Nigdy nie mogłem pojąć ani zaakceptować tłumaczenia organizacji o "nowym świetle". Nawet nie znając jeszcze wszystkich szczegółów dotyczących fałszywych przepowiedni, to tłumaczenie zawsze wydawało mi się pokrętne i tak odmienne od prostolinijnego stanowiska Bożego z Biblii. Wydawało mi się zawsze, że sprawy przyszłości świata są na tyle poważne, że Bóg nie może się z nami w takiej kwestii bawić w ciuciu babkę, ani zgadywanki. A Towarzystwo nie może tak lekko traktować nietrafionych przepowiedni mówiąc na odczepnego "skucha" tym, którzy całe swoje życie poświęcili i ułożyli wg schematu z Brooklynu. Drugą istotną kwestią jest kwestia krwi. Przez większość swojego 'świadkowego" życia uważałem, że Towarzystwo ma rację w tej kwestii i nigdy się w to nie wgłębiał em. Po prostu przyjmowałem tą wykładnię i wydawała mi się ona logiczna. Moje wątpliwości zaczęły się z chwilą pojawienia się na ten temat "nowego światła". A już w ogóle rozbroił mnie przykład przeciwników z kanapką (że w całości nie wolno, ale poszczególne części tak). W końcu sprawę gruntownie zbadałem i stwierdziłem, że tak naprawdę w Biblii nie ma cienia z tego dogmatu Towarzystwa, a wszelkie argumenty są ostro naciągane. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, ile niepotrzebnych ofiar złożono na ołtarzu brooklyńskim. To był ciężar, który ostatecznie przeważył szalę. "Świadkowie Jehowy na rzecz reform w kwestii krwi" to dla mnie absolutnie za mało. Organizacja splamiła się krwią i nie chcę do niej należeć. Kwestię krwi znakomicie opisał Raymond Franz w książce "W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności" w rozdziale "Krew i życie, prawo i miłość" (tłumaczenie dostępne na polskiej stronie AJWRB). Kiedyś byłem dumny z tego, że nie należę do któregoś z kościołów Babilonu Wielkiego. Teraz widzę, że moja duma była przedwczesna i w pokorze się wycofuję. Co z przyszłością? Tym razem będę ostrożny. Muszę jeszcze raz przeanalizować Biblię i wtedy dokonam wyboru. Chciałbym znaleźć jakąś nie autorytarną społeczność chrześcijańską. Widzę, że wielu byłych śJ błądzi i pamiętam o tym, co pisał o tym Raymond Franz, że niektórzy angażują się pochopnie w ruchy będące zlepkiem prawdziwych wierzeń chrześcijańskich z Biblii i fałszywych doktryn. Bardzo bym chciał tego uniknąć, czego sobie i Wam wszystkim życzę.
Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-13, godz. 16:06
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#10
Napisano 2009-03-13, godz. 17:32
Jestem przekonana , że akurat twoja historia wcale nie jest "przesadzona", bo wiele wątków z twojego życia ma pokrycie w moim życiu.
Dwoma rękami i dwoma nogami a także ustami, jak zdołąm utrzymac w nich długopis , podpisuję się pod twoimi życzeniami....bo to tak jak by moje pragnienie było....po prostu wyrwałeś mi to z mojego serca, z moich "trzewi"
serdecznie pozdrawiam i zyczę wszystkiego dobrego.
Użytkownik novanna edytował ten post 2009-03-13, godz. 17:39
#11
Napisano 2009-03-13, godz. 20:20
Przyznaję rację ich autorowi: religia ŚJ jest trudniejsza do praktykowania, ale nie czyni człowieka lepszym niż jego otoczenie. Niedogodności wiążą się z obowiązkiem wykonywania bezsensownej syzyfowej pracy darmowego roznoszenia kłamliwych gazet, a także z balwochwalczym uwielbieniem fałszywego bożka jakim stała się dla wielu "opinia Organizacji". Paranoiczne zakazy dot. wynajmowania mieszkania osobom z innej grupy wiekowej czy wspólnego zamieszkiwania przez przyrodnie rodzeństwo to dobre przykłady księżycowych norm wymyślanych przez oderwanych od życia faryzeuszy.Była kiedyś taka reklama tańszego proszku do prania, w której porównywano go z droższym. Padło w nie takie hasło: „Nie widać żadnej różnicy. A skoro nie ma różnicy, to po co przepłacać?!” Z religią jest podobnie. Szczególnie religią świadków Jehowy.
#12
Napisano 2009-03-14, godz. 09:42
#13
Napisano 2009-03-14, godz. 09:50
#14
Napisano 2009-03-14, godz. 12:33
Dla mnie kazda zorganizowana religia to zniewolenie i oszustwo.
Za jedno dozgonnie bede wdzieczny firmie WTS. Za to ze dzieki nim pozbylem sie wszelkich zludzen na temat religii.
#15
Napisano 2009-03-14, godz. 17:31
Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-03-14, godz. 17:33
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#16
Napisano 2009-03-14, godz. 18:05
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#17
Napisano 2009-03-14, godz. 18:21
Pytanie o chrzest w imię Trójcy Św. było skierowane do sk8terboy-a który wymienił po kolei podmioty uważane przez katolików za Osoby Boskie a nawet napisał Ducha Św. z dużej litery, co wskazuje, że wierzy on w Trójcę.
Co do potrzeby czasu, popieram: jak się czlowiek śpieszy to sie diabeł cieszy. Najpierw terapia i odtrucie umysłu, odkodowanie zachowań sekciarskich a potem ewentualny wybór organizacji religijnej. Użyję przykładu: często zdarza sie że kobiety dręczone przez mężów/konkubentów/partnerów krótko po opuszczeniu jednego tyrana znajdują sobie drugiego niewiele lepszego. Myślę, że w wypadku tyranii religijnej może występować podobne zjawisko.
#18
Napisano 2009-03-14, godz. 19:03
#19
Napisano 2009-03-14, godz. 19:45
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#20
Napisano 2009-03-14, godz. 20:27
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych