Powitanie "melody"
#21
Napisano 2009-03-18, godz. 15:47
#22
Napisano 2009-03-18, godz. 18:58
zastanów się droga Melody czy poradzisz sobie w świecie, bo to naprawdę trudne, po za tym skoro złamałaś poważną zasadę to się nie masz co dziwić ze powołano komitet, może jednak warto okazać skruchę?
swiat jest dziki, swiat jest zły, swiat ma bardzo ostre kły......
heh .
#23
Napisano 2009-03-18, godz. 19:22
złamanie "poważnej" zasady może oznaczać albo coś naprawdę poważnego albo coś "poważnego" tylko w cudzysłowiu. Poważnymi zasadami WTS są np. zakaz zabójstwa, cudzołóstwa, kradzieży, grania w totolotka, jedzenia kaszanki, składania życzeń imieninowych itp.
tłumaczenie sie przed starszyzną ma sens tylko wtedy jeśli ktoś wierzy 1) w słuszność tychże zasad 2) teokratyczne umocowanie starszyzny do rozsądzania takich spraw.
Jeśli dla kogoś zbór ŚJ jest tylko i wyłącznie fanklubem kabaretu starszych panów z za oceanu, to jakiekolwiek tłumaczenia nie mają sensu.
równie dobrze ja mogę sobie powołać "świety jedynozbawczy kościół wrogów ruskich pierogów" i będę Ciebie sądził za to że zjadłeś pierogi na obiad a Ty się tłumacz bij w piersi i błagaj o litość bo jak nie to cię postraszę, że padniesz trupem z rąk mojego bożka.
to tyle w temacie zasad strażnicowo-księżycowych typu imieniny czy krew.
a jeśli ktoś łamie poważne zasady ogólnoludzkie (np. kradzież, kłamstwo, itd.) to owszem powinien zmienić swoje postępowanie ale kajanie się przed uzurpatorami z WTS także nie ma sensu.
nie zgadzam się że koleżance "melody" poza zborem napewno będzie trudniej.
może być nawet łatwiej.
np. w świecie nie musi tłumaczyć sie ze swoich błędów stolarzom ani mechanikom samochodowym. Jeśli bedzie czuła taką potrzebę, to może np. udać sie do psychologa.
I otrzymać o wiele bardziej kompetentną pomoc emocjonalną niż otrzymałaby w zborze.
#24
Napisano 2009-03-18, godz. 19:46
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#25
Napisano 2009-03-18, godz. 21:37
Tak było złamałam poważną zasadę Organizacji, ale to już po kilkumiesięcznym byciu nieczynną.
Ogólnie miałam tak pokrecone w głowie ze nie wiedziałam czy chcę być ŚJ cz nie.Za tak przemawiały tylko względy rodzinne i jeszcze strach przed zagładą - do teraz czasem sobie myślę że mogę zginąć, a potem siebie uspokajam ze to nie jest prawda; za nie moje serce i rozum. Zadzwoniłam jednak do starszego, bo myślałam, ze może mnie jeszcze przekonają, jednak nie udało mu się. I ostatecznie postanowiłam odejść. Komitet zwołali po ponad dwóch miesiącach od rozmowy z tym starszym więc miałam czas na przemyślenie i dokonanie decyzji.
Wysłałam list o odłączenie jak już pisałam.
Ja też byłem nieczynny od jakiegoś czasu gdy złamałem zasadę Organizacji. Łazili za mną kilka dobrych miesięcy ponieważ przez długi czas nie mogli mnie zastać w domu. Wcześniej chciało mi się jeszcze chodzić na zebrania, zależało mi na byciu ŚJ. A potem w międzyczasie przejrzałem na oczy i stwierdziłem że religia która podaje fałszywe proroctwa oraz kieruje się drętwymi zasadami nie może być jedynozbawcza. Już mi przestało wtedy zależeć. Na Komitet poszedłem tylko dlatego żeby polemizować z nimi, mając nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość. Niestety na darmo. Tak czy inaczej, decyzja o odrzuceniu żądań starszych zboru była przeze mnie podjęta już na kilka miesięcy przed Komitetem. A oni myśleli że mnie przekręcą Na byciu ŚJ mi nie zależało bo i tak w tej Organizacji nikt mi praktycznie nic nie pomógł. W ten sposób zostałem wykluczonym facetem który jest po rozwodzie "niebiblijnym", ma dziewczynę, bardzo się kochają, do tego ma jeszcze żonę, bardzo się nie kochają a jego żona żyje z innym facetem z dala od zboru i swego męża. Nie wiedziałem że tak łatwo można dwie sroki za ogon łapać Zapomniałem że w Organizacji po ślubie ma się żonę dożywotnio nawet jeśli się jej nie chce mieć, a Organizacja wybitnie przyczynia się do zdechłotrwałości nieszczęśliwych chrześcijańskich małżeństw Dobrze że moja dziewczyna nie bierze sobie tego do serca bo by chyba było jej niezręcznie zadawać się z żonatym
Na mojej "wizycie pasterskiej" na jakiś czas przed moim odłączeniem pojawili się dwaj nowi starsi. Nie znaliśmy się nawzajem, bo do zboru nie przychodziłem z 4 lata. Byli sympatyczni i uprzejmi, ale nie wiedzieli, że ja wiem dlaczego nagle sobie o mnie przypomnieli. Ktoś życzliwy inaczej podkablował na mnie bzdurę wyssaną z palca i gdy w końcu się doczekałem punktu kulminacyjnego (najpierw długa ściema, że wizyta z troski bo się oddaliłem od zboru), to zarzuciłem im, że nie są szczerzy, bo gdyby nie kabel, to wizyty by nie było. Wili się jak piskorze, pocili, głosy drżały. I ciągle jak mantrę powtarzali brooklyńskie slogany.
Skąd ja to znam. Na początku zapewnienie że chce się komuś pomóc a potem gorzkie słowa o powołaniu komitetu itp. Oni nie są od myślenia i normalnego, ludzkiego dialogu tylko tak jak napisałeś od powtarzania wtłoczonych im przez publikacje Organizacji sloganów. Mnie również podkablowano chociaż nie była to bzdura wyssana z palca tylko prawda bo ja się nie zamierzałem z tym kryć. Kablarze liczyli pewnie na to, że moja była żona otrzyma rozwód biblijny z tytułu mojego spotykania się z dziewczyną. Oczywiście Komitet i moje wykluczenie paradoksalnie przyniosły odwrotny skutek od zamierzonego, w dodatku z korzyścią dla mnie.
Użytkownik ble edytował ten post 2009-03-18, godz. 22:12
#26
Napisano 2009-03-19, godz. 18:50
nie zgadzam się że koleżance "melody" poza zborem napewno będzie trudniej.
może być nawet łatwiej.
np. w świecie nie musi tłumaczyć sie ze swoich błędów stolarzom ani mechanikom samochodowym. Jeśli bedzie czuła taką potrzebę, to może np. udać sie do psychologa.
I otrzymać o wiele bardziej kompetentną pomoc emocjonalną niż otrzymałaby w zborze.
"Nie istnieje droga na skróty, do miejsca do którego dojść warto." (Beverly Sills) ...Więc nawet jeżeli na początku będzie trudno, bardzo trudno lub choćby tylko nieprzyjemnie, to jednak warto...
Tak właśnie myślę nie oczekuję że na początku będzie prosto. Choć wydaje mi się, że ten początek dawno się zaczął kilka miesięcy temu więc najgorsze chyba przeżyłam. Przyjaciół w zborze nie mam a znajduję coraz więcej znajomych w tzw. "świecie". I wcale nie jest mi źle. Nie mam wyrzutów sumienia, że nie głoszę, nie chodzę na zebrania ani nic takiego. Właśnie to mnie denerwuje, że wciąż się posługuję językiem śj np. prawda, świat, bracia, siostry - po tym widzę jak to głęboko we mnie wrosło.
Jeszcze zaznaczę, że NAJPIERW odłączyłam się od zboru, a potem po kilku miesiącach złamałam zasadę organizacji.
I faktycznie nie mam zamiaru tłumaczyć się ludziom ze swoich błędów. Nie żałuję tego co zrobiłam i nie mam zamiaru im o tym opowiadać, bo po co. To są zwykli ludzie i wcale nie uważam ich za jakichś posłańców ani przedstawicieli Boga więc po co obcym dla mnie osobom się zwierzać czy spowiadać z mojego zachowania - nie widzę sensu. Dodatkowo nie ufam im. Mogą zadawać głupie, krępujące pytania.
Wcześniej nikt o mnie nie pamiętał, nie proponowali żadnej wizyty, nic, cisza. Dopiero teraz nagle sąd, a gdzie ta miłość i zainteresowanie? Brak.
#27
Napisano 2009-03-19, godz. 19:05
Nie przejmuj się Melody, łatwiej jest wyjść z "organizacji", niż to, żeby "organizacja" wyszła z ciebie. To trwa kilka lat.Tak właśnie myślę nie oczekuję że na początku będzie prosto. Choć wydaje mi się, że ten początek dawno się zaczął kilka miesięcy temu więc najgorsze chyba przeżyłam. Przyjaciół w zborze nie mam a znajduję coraz więcej znajomych w tzw. "świecie". I wcale nie jest mi źle. Nie mam wyrzutów sumienia, że nie głoszę, nie chodzę na zebrania ani nic takiego. Właśnie to mnie denerwuje, że wciąż się posługuję językiem śj np. prawda, świat, bracia, siostry - po tym widzę jak to głęboko we mnie wrosło.
(..)
#28
Napisano 2009-03-19, godz. 19:53
albo kilkanaście jak u mnie......Nie przejmuj się Melody, łatwiej jest wyjść z "organizacji", niż to, żeby "organizacja" wyszła z ciebie. To trwa kilka lat.
#29
Napisano 2009-03-19, godz. 19:59
no właśnie to jest kompletnie dla mnie niedorzeczne. Gdy bracia starsi mogliby pomóc lub inni w zborze, to ich po prostu nie obchodzi owca. nie widzą przez jeden miesiac, dwa , trzy miesiące, pół roku jak osoba nie przychodzi na zebrania. nie widza i nie reagują na to że jej nie ma....a potem kiedy ta osoba już na tyle oddaliła się od zboru, zaczęła życ innym życiem, NAGLE ! OLŚNIENIE! NIE MA JEJ/JEGO! I od razu przypuszcznie: pewnie robi coś złego, bo przecież ot tak nie przestaje się chodzic na zebrania......ale próbują ostrożnie, jak węże dowiedziec się o co chodzi. Oczywiscie częstokroc ich zainteresowanie jest powierzchowne, raczej robią to, bo "tak trza" , a nie wynikajace z miłosci....gdyby zreszta była w nich miłośc, zauważaliby szybciej, że ktoś się oddala.....Wcześniej nikt o mnie nie pamiętał, nie proponowali żadnej wizyty, nic, cisza. Dopiero teraz nagle sąd, a gdzie ta miłość i zainteresowanie? Brak.
to jest typowy schemat postępowania starszych w zborach swiadków jehowy. "nie widzą" problemu gdy się pojawia, gdy jest.
Użytkownik novanna edytował ten post 2009-03-19, godz. 20:01
#30
Napisano 2009-03-19, godz. 20:46
Jeszcze zaznaczę, że NAJPIERW odłączyłam się od zboru, a potem po kilku miesiącach złamałam zasadę organizacji.
Z tego rozumiem, że nie tyle się odłączyłaś w sensie dosłownym, co przestałaś utrzymywać kontakt ze zborem. W tym przypadku nadal byłaś uznawana za członka zboru. Dopiero potem napisałaś list o odłączenie. Chyba że coś źle rozumiem.
Wcześniej nikt o mnie nie pamiętał, nie proponowali żadnej wizyty, nic, cisza. Dopiero teraz nagle sąd, a gdzie ta miłość i zainteresowanie? Brak.
no właśnie to jest kompletnie dla mnie niedorzeczne. Gdy bracia starsi mogliby pomóc lub inni w zborze, to ich po prostu nie obchodzi owca. nie widzą przez jeden miesiac, dwa , trzy miesiące, pół roku jak osoba nie przychodzi na zebrania. nie widza i nie reagują na to że jej nie ma....a potem kiedy ta osoba już na tyle oddaliła się od zboru, zaczęła życ innym życiem, NAGLE ! OLŚNIENIE! NIE MA JEJ/JEGO! I od razu przypuszcznie: pewnie robi coś złego, bo przecież ot tak nie przestaje się chodzic na zebrania......ale próbują ostrożnie, jak węże dowiedziec się o co chodzi. Oczywiscie częstokroc ich zainteresowanie jest powierzchowne, raczej robią to, bo "tak trza" laugh.gif laugh.gif , a nie wynikajace z miłosci....gdyby zreszta była w nich miłośc, zauważaliby szybciej, że ktoś się oddala.....
to jest typowy schemat postępowania starszych w zborach swiadków jehowy. "nie widzą" problemu gdy się pojawia, gdy jest.
Miłość u starszych definiuje się w ten sposób że jeśli ktoś przestaje chodzić na zebrania to oni mają to gdzieś bo mają przecież ważniejsze sprawy. Dopiero jak się dowiedzą że ten ktoś coś "nabroił" to wtedy nagle zapala się czerwone światełko w mózgownicach i natychmiast rozpoczynają serię prób skontaktowania się z tym kimś celem postawienia go przed Komitetem Sądowniczym. Dlaczego? Nie dlatego że go kochają i nie dlatego że chcą mu pomóc. Chcą po prostu postawić mu ultimatum. Po co? Po to żeby chronić "czystość zboru". Tu nie chodzi o żadną miłość do niego tylko o to, żeby w zborze nie było kogoś kto łamie poważną zasadę (lub zasady) Organizacji. Wykluczając kogoś takiego unika się również ględzenia w zborze że "ten robi takie rzeczy i nadal jest Świadkiem".
Użytkownik ble edytował ten post 2009-03-19, godz. 20:55
#31
Napisano 2009-03-19, godz. 21:19
Miłość u starszych definiuje się w ten sposób że jeśli ktoś przestaje chodzić na zebrania to oni mają to gdzieś bo mają przecież ważniejsze sprawy. Dopiero jak się dowiedzą że ten ktoś coś "nabroił" to wtedy nagle zapala się czerwone światełko w mózgownicach i natychmiast rozpoczynają serię prób skontaktowania się z tym kimś celem postawienia go przed Komitetem Sądowniczym. Dlaczego? Nie dlatego że go kochają i nie dlatego że chcą mu pomóc. Chcą po prostu postawić mu ultimatum. Po co? Po to żeby chronić "czystość zboru". Tu nie chodzi o żadną miłość do niego tylko o to, żeby w zborze nie było kogoś kto łamie poważną zasadę (lub zasady) Organizacji. Wykluczając kogoś takiego unika się również ględzenia w zborze że "ten robi takie rzeczy i nadal jest Świadkiem".
Wiem że nie jestem odosobnionym przypadkiem w tym i to mnie jeszcze bardziej uświadamia, że to nie może być religia prawdziwa bo nie ma w niej prawdziwej miłości. Chodzi chyba o pozorną czystość widoczną z zewnątrz:) Byle nikt nie miał nic do zarzucenia organizacji. A i tak ludzie wiedzą swoje.
W ogóle ostatnio jakoś przestałam wierzyć że istnieje jakaś jedna prawdziwa religia. W sumie wiele religii ma wzniosłe zasady ale ludzie są jacyś nie tacy. Na razie nie chcę się przyłączać do żadnej religii i nie wiem czy będę kiedyś w stanie w coś uwierzyć. Może rany muszą się zagoić... Póki co wierzę w Boga chcę się jemu podobać i żyć zgodnie z zasadami, aby mieć przed sobą czyste sumienie, a nie przed innymi niedoskonałymi ludźmi którzy są tak samo niedoskonali jak ja.
#32
Napisano 2009-03-19, godz. 21:39
Pozdrawiam.
#33
Napisano 2009-03-19, godz. 21:43
Byle nikt nie miał nic do zarzucenia organizacji. A i tak ludzie wiedzą swoje.
Wiedzą tylko ci ludzie którzy wnikają w temat. Ci którzy nie wnikają wierzą w pozory. Dlatego Organizacja szuka takich ludzi - ludzi pełnych niewiedzy. Takich łatwiej jest złowić na wędkę rzekomej czystości chrześcijańskiej.
#34
Napisano 2009-03-19, godz. 22:01
#35
Napisano 2009-03-27, godz. 20:26
#36
Napisano 2009-03-27, godz. 21:00
#37
Napisano 2009-03-27, godz. 21:35
Melody ty wiesz jak jest naprawdę w twoim zyciu i wiesz, z jakiego powodu odchodzisz z "organizacji". Nie pozwól aby ci wmówili, że zginiesz bo nie należysz do tej "organizacji". O twoim wiecznym życiu nie będzie decydowała przynależność do jakiejś "organizacji" lecz twój stosunek do Boga i Jego Syna Jezusa Chrystusa.Wczoraj na zebraniu ogłoszono, że nie jestem ŚJ. Wiedziałam że to nastąpi. Czuję niepokój raz myślę że to kłamstwo raz że to prawda... Raz smutek raz radość... i jak tu zachować równowagę? Najgorszy jest ten strach, że jeśli to prawda to zginę, ale przecież to kłamstwo. Muszę poważnie i spokojnie pomyśleć, żeby to sobie uświadomić. Że to manipulacja. Nie jest to takie proste. Czy ktoś miał podobnie? Jak sobie radziliście?
#38
Napisano 2009-03-27, godz. 21:41
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#39
Napisano 2009-03-27, godz. 21:42
#40
Napisano 2009-03-28, godz. 08:21
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych