Od małego dziecka interesowałem się sprawami duchowymi. We wczesnym wieku 12 lat miałem już za sobą kilka pięknych snów to o Marii, czy Jezusie. Wszystko to niczym objawienia napędzające mnie coraz bardziej. Pamiętam wtedy jak dostałem od jednego Świadka książkę o różnych religiach na świecie. Wtedy to zacząłem pochłaniać wiedzę, próbując zrozumieć dlaczego ludzie są tak poróżnieni w swych wierzeniach. Wszędzie był szatan i jedni drugich nazywali ich wyznawcami. W końcu zacząłem szukać "przyjaźni z tym szatanem, aby go poznać lepiej. Wszedłem w okultyzm i magiję powierzchowną, a jednak skuteczną. Nauczyłem się opuszczać duszą ciało i badać świat ten, który przez wielu został za ich ignorancją uznany za nieistniejący. Czułem się wyjątkowo w tamtym momencie. Pojawiała się taka nieświadoma pycha, cóż... Kiedyś kolega ze Świadków zaprosił mnie na rozmowy z nimi. To skończyło się tym, że moja ogólna znajomość wielu religii i wypowiedzi podważyły ich autorytet i autorytet biblii w jego oczach(wolę pominąć teraz ten temat). Uniwersalizm religijny tak mogę określić tamte poglądy.
Z czasem poprzez magię doprowadziłem się do upadku, z którego się podniosłem przywołując pomoc aniołów i istot uchodzących za dobre i od Boga. Zdobywałem umiejętności chodź w niezbyt wielkim stopniu uzdrawiania(REIKI) i widzenia przyszłości(SRV-zdalne widzenie). Poszerzałem swoją wiedzę duchową i pracowałem nad sobą. Potrafiłem przejść po ogniu bez oparzeń i dokonywać rzeczy nadnaturalnych. Jednak coś mi nie pasowało, czegoś było brak. Świadkowie przestrzegali mnie kiedyś przed magią, lecz na tamten moment odeszli w zapomnienie.
Zagłębiałem się w nauki Buddy i myślałem, że je rozumiem. Budowały na nowo moją osobowość. Nie rozumiałem jednak dlaczego Budda w swych naukach przestrzegał przed objawieniami, przed zajmowaniem się okultyzmem, astrologią itp.
Jakby wszystko to trzeba było odrzucić. Czekałem i pracowałem nad sobą wierząc, że kiedyś moje Ego zostanie gloryfikowane do stopnia anioła, nauczyciela, wierząc w swoją wyjątkowość ponad innymi ze względu na cudowne sny.
Pewnego dnia słuchając wykładów nauczyciela Buddyzmu, opowiedział on o objawieniach podczas medytacji. Mówił o istotach, które się pojawiają i zwodzą nas swoją mocą, darami. Zwodzą tym, że pozwalają się nam czuć kimś wyjątkowym i przez to umacniają nasze iluzyjne Ego, a przez to nie może się w nas objawić Budda...
Nauczyłem się wiele pokory, jednak nie odpuszczałem z poszerzaniem wiedzy w różnych "zakazanych" zakresach.
Potem kolejny nauczyciel buddyzmu, ku mojemu zaskoczeniu opowiedział inną niż wcześniej słyszałem interpretację księgi rodzaju.
Kiedy był raj wszystko w pewnym sensie było jednym, poza istotą zbuntowaną szatanem. Pierwotny człowiek mógł być szczęśliwy, jednak nawet ksiądz katolicki nie powie dlaczego Bóg zabronił spożywania owoców z drzewa poznania dobra i zła.
Ten nauczyciel powiedział, że po spożyciu tegoż owocu człowiek zaczął dzielić to co było jednością. Zaczął dzielić dzieła boże na dobre i złe, oddzielając tym samym siebie od pierwotnego planu stworzenia. Pogrążył się w cierpieniu i zagubieniu.
Śakjamuni urzeczywistniając Buddę, urzeczywistnił pierwotnego rajskiego człowieka... można pisać i pisać, lecz wykład był niesamowity.
Odwołując to do objawień, wszelkie istoty reprezentujące "dobro" są z tego świata - choć niewidzialnego i próbują nas utwierdzać w tym świecie, abyśmy oddawali im cześć tym samym własną energię pozwalającą im istnieć dalej(są to bardzo rozległe zależności wymagające wiedzy ezoterycznej i gnostycznej).
Później spotkałem zakon gnostycki *********. Jest to zakon inny od klasycznych gnostyckich, bo nie akceptuje żadnych form okultyzmu, czy oddawania czci jakimkolwiek istotom. Tamte nauki odnośnie dobra i zła w tym świecie podsumowali mi słowami Jezusa: "Moje królestwo nie jest z tego świata".
Dla nich celem jest stan w którym Ego musi "umrzeć", aby urzeczywistniły się słowa "Teraz nie ja, lecz Chrystus żyje we mnie". W tym celu dają wskazówki np. odrzucenia jakichkolwiek kultów Jezusa, stosowania magii, astrologii i pochodnych. Zamiast tego pracuje się nad własnym umysłem i ciałem. Nad postawą, gdzie poświęca się Ego i "uśmierca" dla Chrystusa, aby działa się wola Boga. Nie można pić, palić, jeść mięsa istot żywych, a umysłu zaśmiecać negatywnymi treściami np. filmy z nadmiarem krwi. Ostatnio zaczęli dawać mi dowody na to, że reinkarnacja nie istnieje, a umysł/dusza po śmierci fizycznej też po jakimś czasie umiera. Jedyną nadzieją jest Duch, któremu Ego powinno "prostować ścieżki". Mówili też dużo o świętości krwi i jak dla mnie było to ważne ze względu, że w języku gnostyckim wystawiono mi jak kawa na ławę te wszystkie zależności i zaprzeczyć im nie mogłem. Mocno starają mi się uzmysłowić to, że nie można służyć jednocześnie dwóm panom i
to co z tego świata powinno być odrzucone mimo prześladowań. Również nie podzielają poglądu trójcy...
I wtedy uświadomiłem sobie, że w zasadzie mimo pewnych różnic wyznaniowych, Świadkowie mówili o tym samym, przestrzegali o tym samym - dopiero jednak gnostycki język do mnie dotarł...
Tym, co chcą odejść od Wspólnoty Świadków mówię: przemyślcie, naprawdę przemyślcie. Nie ma żadnego rozwoju duchowego, ani Ego nie może być gloryfikowane, bo takie rzeczy dotyczą tego świata.
A sam mam pytanie do Starszych.
Czy mógłbym pobrać nauki biblijne u Świadków? Nie mówię o przystąpieniu do Wspólnoty, bo jednak bracia zakonu gnostyckiego ********* mnie wspomagają, jednak szanują też moją wolność i wolę, a teraz kiedy wzrósł mój szacunek do Biblii i jej interpretacji poprzez Świadków - chciałbym z Waszej percepcji poznać ją lepiej jeśli to możliwe.
Pytam się, bo za moją sprawą pewna osoba odstąpiła od zboru i mogę być osobą wyklętą. Inna sprawa, że zapewne będę z tą osobą rozmawiał i wiem jak do niej dotrzeć, ukazać mój błąd i zapewnić go o tym, że Świadkowie czczą Prawdziwego Boga i we właściwy sposób.
*pod gwiazdkami zakryłem celowo nazwę braterstwa, z którym współpracuję
Użytkownik David198x edytował ten post 2009-04-18, godz. 19:54