DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW
#1
Napisano 2009-04-25, godz. 18:06
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#2
Napisano 2009-04-25, godz. 18:36
Nie wierzę, że nie wiedzą.Czy powiedzieć im całą prawdę o matce?
#3
Napisano 2009-04-25, godz. 20:25
Nie wierzę, że nie wiedzą.
Pojecia nie masz jak czasem pozno mozna sie dowiedziec roznych rzeczy o wlasnych rodzicach.
do tematu: a moze przymusowa terapia? wchodzi takie cos w ogole w gre?
#4
Napisano 2009-04-25, godz. 20:42
Nie wierzę, że nie wiedzą.
Są sprawy o których wiem tylko ja, które wydarzyły się przed ich przyjściem na świat lub, gdy byli mali, nikt inny z rodziny nie pozostał przy życiu.
do tematu: a moze przymusowa terapia? wchodzi takie cos w ogole w gre?
Wszystko zależy od nich, ja nie mam prawnych możliwości, bo nie jestem z ich matką spokrewniony. Chodzi tylko oto, w jaki sposób ich do tego skłonić. Już mam takie desperackie myśli, by dać się przez nią pobić i iść na obdukcję, no a potem wiadomo. Dzisiejszy incydent uwieczniłem kamerą.
Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-04-25, godz. 20:43
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#5
Napisano 2009-04-25, godz. 21:25
w innym przypadku to ciezko mi powiedziec, musieliby sie zgodzic na sąd chyba .-.
albo sami ją jakos przekonac, hmmm...
zapytam popytam i powiem co sie dowiem
#6
Napisano 2009-04-26, godz. 09:19
a opieka spoleczna? - jesli sa niesamodzielni
w innym przypadku to ciezko mi powiedziec, musieliby sie zgodzic na sąd chyba .-.
albo sami ją jakos przekonac, hmmm...
zapytam popytam i powiem co sie dowiem
Od strony prawnej już wszystko wiem. Ona nie chce się leczyć. Przymusowe leczenie jest możliwe, ale tylko, gdy zgłoszą ją dzieci. Gdyby byli niepełnoletni, mógłbym zrobić to ja. Sęk w tym, że ich zapał, który wciąż na nowo rozpalam gaśnie po jednym dobrym geście ze strony ich matki. Ona już wie, jak nimi manipulować. Kilka razy była na terapii tylko po to, by odpuścili, ale dalej chleje.
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#7
Napisano 2009-04-26, godz. 13:36
Wszelkie zachowania i postępowanie członków rodziny podporządkowane są i wynikają z dostosowania się do zachowań alkoholika. Początkowe zachowania to często próby mające na celu kontrolowanie picia alkoholu,np. wylewanie lub chowanie alkoholu, utrudnianie dostępu do trunków lub do pieniędzy, likwidowanie rzekomych przyczyn picia( przepracowanie, żestresowanie, załatwianie spraw przynależnych osobie uzależnionej). Zwykle te działania przynoszą mierne efekty. Wówczas rodzina podejmuje próby zapanowania nad konsekwencjami picia. Aby ochronić rodzinę przed wstydem lub rozpadem, członkowie często tuszują skutki picia. W efekcie pijący czuje się zwolniony z wszelkiej odpowiedzialności za swoje zachowanie, widząc, że bliscy biorą odpowiedzialność za jego czyny. W ten sposób rodzina pomaga alkoholikowi w ucieczce od przykrych konsekwencji picia i utwierdza go w poczuciu bezkarności picia. Tak jest zapewne w przypadku Twojego przyrodniego rodzeństwa.
Nie ma doskonałej rady jeśli chodzi o radzenie sobie z problemem alkoholowym w rodzinie. Najważniejsze jest, aby ochronić członków rodziny przed konsekwencjami tego problemu, aby nie doszło do wycofania z życia społecznego i do stanu izolacji społecznej. Mieszkanie pod wspólnym dachem z alkoholikiem jest wielkim wyzwaniem. Wg mnie potrzebna jest rodzeństwu pomoc psychologa lub pracownika socjalnego( takich porad udzielają pracownicy społecznej opieki społecznej), mają rozeznanie w problematyce i mogą właściwie naświetlić sytuację. Poza tym inaczej słucha się obcych osób, a zupełnie inaczej własnego brata. Wydaje mi się, że sam niewiele możesz zdziałać.
Wyjście z nałogu jest bardzo trudne. Człowiek musi bardzo nisko się stoczyć, sięgnąć przysłowiowego dna, aby sobie uświadomić, że ma problem z alkoholem i chce z nim walczyć. Najlepiej jest nie wpadać w żadne nałogi.Kilka razy była na terapii tylko po to, by odpuścili, ale dalej chleje.
Znam osobiście młodego człowieka (ok.35 lat), zresztą trochę nawet kuzyn( 5 woda po kisielu), który od młodych lat nadużywał alkoholu, aż go niemal ten nałóg zniszczył. Kilkakrotnie był na terapii odwykowej, bez efektu. W końcu niemalże zapił się na śmierć. Stanęły nerki i wątroba. Przez 2 miesiące był na kuracji w szpitalu, odżywiany drogą pozajelitową i dopiero wtedy zdał sobie sprawę ze swojego nałogu, że mało brakowało a przypłaciłby go własną śmiercią. Od 2 lat nie wziął kropli alkoholu do ust, żyje, pracuje i jakoś sobie radzi z problemami życia codziennego na trzeźwo.
#8
Napisano 2009-04-26, godz. 19:07
#9
Napisano 2009-04-26, godz. 22:23
Ale po co? Co ta prawda ma zmienić? Oni już teraz mają wystarczająco dużo stresów...Wydaje mi się, że wiek 21 i 23 lata jest już optymalny, by poznać część prawdy
To chyba najrozsądniejsze. Istnieje coś takiego jak terapia DDA. Niech zaczną od siebie. Matki nie zmienią.Tak naprawdę to toksyczna miłość i dobrze byłoby gdyby Twoje rodzeństwo skontaktowało się z psychologiem.
#10
Napisano 2009-04-27, godz. 10:06
Gdy mój ojciec ją poznał, była okoliczną darmodajką, a on lubił takie. Moja siostra, to był przypadek i od samej maleńkości jej za to nienawidziła. Moja ś.p. Mama opowiadała mi (Mój ojciec miał romans wtedy z tą kobietą, z resztą nigdy się nie krył z romansami), jak urodziła mi się przyrodnia siostra, to moja macocha chciała ją oddać mojej mamie. Po rozwodzie i ślubie, mój ojciec twierdził, że jego nowa żona jest najlepsza, bo cyt. "Z kurew są najlepsze żony".
Zanim została jego żoną i traktował ją tylko jako nałożnicę, powiedział do mojego dwudziestokilkuletniego wówczas brata: "To dobra d...a. Ćwicz się na niej." Z resztą ona startowała też do mojego brata. Zamieszkała u nas jako "pomoc domowa" i w nocy potrafiła do niego przychodzić do łóżka. Moja mama podejrzewała, że chcą brata wrobić w ojcostwo.
Gdy moja siostra miała roczek, a ja 11 lat- mój ojciec zabrał mnie razem ze zwoją nową rodziną do Niemiec. Oficjalnie na 2 tygodnie. Ale nie zamierzał wracać. Porwał mnie i zabraniał kontaktów z mamą przez 2 lata, co było dla niej i dla mnie traumatycznym przeżyciem. Po dwóch latach pozwolił wysyłać listy. Wszystkie czytał i cenzurował. Musiałem pisać, że jest mi u nich wspaniale.
Macocha zrobiła sobie ze mnie ofiarę. Ojciec bezgranicznie jej wierzył. Musiałem być dosłownie "kopciuszkiem". Gdy cokolwiek jej się nie spodobało, wymyślała kłamstwa i mówiła ojcu, a on mnie katował. Podam tylko jeden przykład: Pewnego razu z uśmiechem na twarzy porysowała przy mnie kluczem meblościankę w pokoju i powiedziała ojcu, że to ja na złość jej ją zniszczyłem. Latałem po ścianach. Jedyną oazą była dla mnie szkoła.
Znęcali się nade mną pięć lat. W końcu uciekłem do Polski. Tu po latach wszystko jej wybaczyłem, bo moja mama mnie tak uczyła. Świadkowie Jehowy tyle dobrego nas nauczyli- by się nie mścić. Moje przyrodnie rodzeństwo mówiło do mojej mamy "ciocia". Moja mama im współczuła i zawsze mówiła, że nie są niczemu winne. A ja ich kochałem od małego i kocham nadal.
By nie robić im przykrości odnosiłem się do ich matki z szacunkiem i nie ujawniałem jej przeszłości. Teraz, gdy na własne oczy ujrzałem, jak podnosi rękę na córkę, nie wytrzymałem. Wygarnąłem jej, że już nie jestem małym bezbronnym Andrzejkiem i zrobię z nią porządek. Teraz mamy w domu piekło...
Dodam jeszcze, że kobieta ta ma za sobą wiele aborcji i za ten fakt, oraz za to, że rozbiła rodzinę jej katolicka rodzina ma ją za "czarną owcę". Jej obydwie siostry są zakonnicami, ale ich pomoc ogranicza się do wysyłania pieniędzy rodzeństwu raz na jakiś czas. Mieszkają na wschodzie Polski i nie odwiedzają ich od lat. Tu na miejscu mają tylko mnie.
Użytkownik andreaZZ edytował ten post 2009-04-27, godz. 11:04
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#11
Napisano 2009-04-27, godz. 13:44
Rozumiem, ze się o nich martwisz, ale dopóki oni sami nie zdecydują, ze są gotowi do zmian, to Ty chyba niewiele mozesz zrobić. Mam wrażenie, że ta sytuacja bardzo mocno na Ciebie działa, a gwałtowne emocje nie są dobrym doradcą. Ochłoń i na spokojnie przeanalizujcie sytuację z rodzeństwem, bo tak naprawdę to tylko ich decyzja może cokolwiek zmienić.
#12
Napisano 2009-04-27, godz. 14:04
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#13
Napisano 2009-04-27, godz. 17:08
Chyba, że to ponad moje możliwości, wtedy napiszcie mi o tym wprost, to rozważę kapitulację...
Myślę, że trudno jest dawać komuś gotową receptę. Nikt nie weźmie odpowiedzialności za Twoje decyzje.
Tak sobie pomyślałam, że skoro siostra jest w terapii, to można sądzić, ze w perspektywie dojrzeje np. do tego, zeby się wyprowadzić. Do takiej decyzji trzeba gotowości. Terapia powinna przyczynić się do zmian, jednak na efekty trzeba czasu. I tego nikt nie przyśpieszy, nawet Ty.
Zastanawiam się co w tej sytuacji jest dla Ciebie naistotniejsze. Jakiego rozwiązania byś oczekiwał, a jakiego potrzebuje Twoje rodzeństwo?
#14
Napisano 2009-04-27, godz. 17:40
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#15
Napisano 2009-04-27, godz. 18:16
#16
Napisano 2009-04-27, godz. 18:45
To co jest dobre dla Ciebie nie musi być dobre dla nich. Banał, ale sporo w nim racji.
A przepraszam, co w tym ma niby być dobrego jak dla mnie? Ani ja nie jestem materialistą, ani oni pustelnikami. Kwestia w tym, że ja mam doświadczenie, a oni nie. Wiem, ile to może ich kosztować i wiem też, że w przyszłości będą mieli inne spojrzenie na sprawę. Młodzi ludzie często nie posiadają daru wybiegania realną wizją w daleką przyszłość i często kierują się uchwytnymi korzyściami. Wiem, jak to jest- znam ten gorzki smak, gdy później nic nie zostaje. I nie prawdą jest, że każdy musi się uczyć na własnych błędach. Szukam tylko pomocy w tym jak im to uświadomić. Nie pozjadałem wszystkich rozumów i czekam na kogoś doświadczonego lub mądrego w tej kwestii.
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#17
Napisano 2009-04-28, godz. 17:18
Przerabiałem terapeutów, psychologów, prawników dziesiątki razy. Aż mdło mi się robi od tej teoretycznej wiedzy. JA MUSZĘ TYLKO WIEDZIEĆ, JAK DOTRZEĆ DO NICH. Chyba, że to ponad moje możliwości, wtedy napiszcie mi o tym wprost, to rozważę kapitulację...
Istotnie wiedza teoretyczna, a praktyka i doświadczenie to dwie zupełnie inne rzeczy. Nie wiem, czy można dotrzeć do drugiego człowieka, jeśli ten wybitnie blokuje się na przyjęcie pewnych informacji. Może paść wiele słów, w różnej intonacji i o mocnym zabarwieniu emocjonalnym, a mimo to nie dotrze się do człowieka. Sprawa, o której piszesz i która wywołuje u Ciebie mnóstwo negatywnych skojarzeń, jest bardzo trudna do rozwiązania. Znam osoby mądre i życiowo doświadczone, które nie poradziły sobie z problemem alkoholowym w rodzinie. Często zdarza się, że stają się( członkowie rodziny) największą ofiarą alkoholizmu, w przeciwieństwie do osoby pijącej, która żyje na luzie i nic sobie nie robi z nałogu. Bardzo często zdarza się, że dopiero śmierć alkoholika radykalnie rozwiązje problemy rodziny.
Naturalną rzeczą jest chęć pomocy bliskim, przyrodniej siostrze. Ale samymi chęciami niewiele zdziałasz. Mieszkanie prawdopodobnie stoi na macochę, a rodzice nie są zobowiązani wywianować dzieci, przepisując na nich np. mieszkanie. To ich dobra wola, jeśli przepiszą na dzieci majątek.
Wg mnie to, co możesz zrobić, aby pomóc bliskim sprowadza się do:
1) znajdź sobie pracę, uniezależnij się
2) wyprowadź się od krewnych (Twoja obecność w domu macochy tylko potęguje rodzinny konflikt )
3) bądź wparciem emocjonalnym dla siostry, ale także w miarę możliwości stwórz zaplecze, gdzie siosra mogłaby odetchnąć ''czystym powietrzem".
Nie jestem jednak ani doświadczona, ani mądra w tej kwestii.
Jeszcze jedno. Z ogromnym, negatywnym ładunkiem emocjonalnym podchodzisz do swojej macochy. Rozumiem, masz powody. Myślę, że jest to osoba wybitnie nieszczęśliwa. Niewykluczone, że ma za sobą traumatyczne przeżycia wyniesione z dzieciństwa. Rzadko zdarza się, żeby do tego stopnia człowiek sam siebie nie szanował. Rozwiązłe życie seksualne, problemy z okazaniem miłości do dzieci, a teraz topienie smutku w alkoholu świadczy o chęci ucieczki od życia. Jej siostry uciekły przed prawdziwym życiem do zakonu, ona wybrała drogę powolnego unicestwienia się. Mogę się mylić.
#18
Napisano 2009-04-29, godz. 06:25
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#19
Napisano 2009-05-01, godz. 20:50
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#20
Napisano 2009-05-02, godz. 22:36
Stety lub niestety alkoholizm jest traktowany przez urzędy, służbę publiczną i medycynę przede wszystkim jako choroba. A chorobę, jak każdą inną, leczy się, zmaga się z nią dostępnymi środkami, stosuje się profilaktykę. Odczucia jednostkowe , co do alkoholizmu są zazwyczaj inne. Mnie też czasami się krew w żyłach gotuje, jak zjeżdża do szpitala alkoholik z rozbitym łbem i na wejscie ma zrobione CT głowy - prezent od NFZ. Zwykli ludzie czekają na tomografię komputerową około miesiąca. I gdzie tu jest sprawiedliwość na tym świecie?W praktyce wygląda to tak, że osoba, która prześladuje swoją rodzinę i naraża ją na stresy wynikające z jej problemu alkoholowego robi wielką łaskę i przysługę wszystkim naokoło, że idzie się leczyć.
Przymusowe leczenie alkoholików zazwyczaj nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Ale jeśli uda się Wam załatwić terapię dla matki, to przynajmniej na jakiś czas odpoczniecie od problemu. Ja nie liczłabym jednak na radykalne rozwiązanie tej kwestii. A orientowałeś się może w sądzie rodzinnym, czy wchodziłaby sprawa ubezwłasnowolnienia macochy? ( tak, żeby mieszkanie pozostało do dyspozycji rodziny)
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych