Fajny temat.
Nie, nie odczuwam wstydu z powodu bycia Świadkiem Jehowy od urodzenia przez prawie całe dotychczasowe życie. Trzeźwo oceniając sytuację uważam, że gdyby nie wychowanie w prawdzie, a więc zebrania, służba, NSK, rozmowy z bracmi, to dzisiaj nie interesowałaby mnie ani historia starożytna ani kosmologia ani nie zastanawiałbym się specjalnie nad sensem istnienia.
Pewnie także nie nauczyłbym się dobrze przemawiać publicznie. Nie wiem, może się mylę, może nie doceniam siebie jako człowieka, ale uważam że wiele zainteresowań i potrzeb "wyższego rzędu" wzbudziło we mnie właśnie bycie Świadkiem. Gdyby nie przynależność do organizacji. pewnie interesowałyby mnie to co kolegów ze szkoły, z którymi mam kontakt do dzisiaj - jak zarobić dużo pieniędzy i wieść przyjemne życie. Aha, i pewnie nie byłbym uczciwy.
Chociaż z ideologią WTS od pewnego czasu nie jest mi po drodze, potrafię docenić zalety Organizacji, a Świadków Jehowy często bronię gdy są bezsensownie atakowani (m.in. tu na forum).
Oczywiście nigdy się nie dowiem czy nie byłbym lepszym albo ciekawszym człowiekiem gdybym nigdy ŚJ nie spotkał. Ale takie mam odczucia jak opisałem wyżej, przy czym nie upieram się, że są słuszne.
Z drugiej strony potwierdzam, że bycie odmieńcem przez wiele lat, zwłaszcza w szkole, wyciska na człowieku pewne piętno.
Nigdy w życiu nie pożałuję, że byłem świadkiem! Ale cieszę się, że już nie jestem.