Koleżanko droga
Drogi kolego, miło Cię spotkać, choć znowu w sytuacji kontra. Widzę, że moje śmieszne wypowiedzi cieszą się Twoim niesłabnącym zainteresowaniem.
jeśli myślisz, że WTS podaj prawdę subiektywną, a Twoja jest obiektywna
To Tobie wydaje się, że ja w ten sposób myślę. Ja natomiast uważam, że z WTS, ja, Ty przedstawiamy prawdę subiektywną. Dla mnie prawda obiektywna zawarta jest w PŚ. A dla Ciebie , co stanowi prawdę?
Wystąpiłaś z jednej sekty i weszłaś do innej, a teraz prawisz swoje morały z taką pewnością jakbyś doznała objawienia.
Pierwsze słyszę. Gdybyś choć odrobinę wykazał się zrozumieniem i zainteresowaniem moją osobą to nie wypisywał takich głupot. Nigdy też nie wykazywałam zdecydowanej pewności w tym, co piszę, bo tej pewności zwyczajnie nie mam. Daleka też jestem od prawienia komukolwiek kazań, zwłaszcza Tobie.
Może wreszcie czas ochłonąć z ekstazy religijnej i spojrzeć na sprawę chłodno przez pryzmat liczb?
Ekstazy religijnej? Ci, co mnie znają w realu powiedzieliby, że prezentuję raczej wstrzemięźliwość religijną. No chyba, że chodzi Ci o przyznawanie się do wiary w Boga. A dlaczego miałabym się tego wstydzić? I co do tego mają jakiekolwiek liczby? Wiara w Boga to dla mnie rzecz wyjątkowa i niezwykle cenna, niezależna od postrzegania jej przez innych czy przez cały świat.
w czym ty tę autentyczność mierzysz i w jaki sposób np. katole wypadają lepiej niż ŚJ?
To jedyne konstruktywne pytanie w Twoich dywagacjach.
Autentyczność miłości można rozpoznać po owocach, jakie wydają osoby deklarujące tą miłość. Zgodnie z tym, co powiedział Pan Jezus
:" Po owocach ich poznacie... tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe drzewo wydaje złe owoce...tak więc po owocach poznacie ich.". Nie wiem, czy katolicy( po cóż to pejoratywne okreslenie w stosunku do wyznawców kościoła katolickiego)wypadają lepiej czy gorzej od śJ, bo nie wszystkie aspekty duchowego życia są wartością zmierzalną. Z mojej obserwacji wynika jednak, że miłość którą tak mocno akcentują i zdawałoby się przejawiają wyłącznie śJ, nie jest rzeczą obcą w innych denominacjach. A przez to, że członkowie innych wyznań nie przechodzą tak intensywnego instruktażu wydawania owoców tej miłości jak śJ, ich miłość dostrzegam jako bardziej wypływającą z serca niż z wypracowania religijnego lub z przynależności do danego kościoła. Zresztą dowody chrześcijańskiej miłości ze strony katolików doświadczyłam w jednym z najtrudniejszym okresie mojego życia - okazali mi wiele serca i współczucia, osobistego zaangażowania i zrozumienia, wiele też było z ich strony szczerej uczynności. Tego zabrakło moim braciom w wierze, którzy cotygodniowo uczą się na zebraniach, w jaki sposób mamy okazywać wobec siebie i wobec ludzi ze świata miłość. Nauka nie przynosie żadnych dodatnich rezultatów, jeśli nie zaangażujemy w to serca. Sama wiedza czy przykłady, pokazujące miłość braterską niewiele znaczą. Widać tę praktyczną nieumiejętność kochania braci w zborach chrześcijańskich, gdzie formalizm i weryfikowalna ofiarność zdławił naturalne ludzkie odruchy. Jeśli ktoś cierpi z moich współbraci, to ja empatyczny śJ powinienem mu współczuć i wczuć się w jego położenie, a jeśli to w mojej mocy ulżyć jego cierpieniu. Niestosowne byłoby wtedy uświadamianie ciepiącemu jego niedomagania duchowego lub niedopisywania religijnego, albo wątpienie w szczerość jego wiary. A przecież nagminne jest przypisywanie błądzącemu lub mającemu osobiste problemy zasadniczego grzechu, jakim jest utrata wiary. Prawdziwą miłość chrześcijańską widać właśnie wtedy, gdy nasi współwyznawcy chorują cieleśnie lub duchowo, kiedy zmagają się z przeciwościami życiowymi, kiedy "świat" im się zawala, kiedy brakuje im sił do dźwigania "własnego pala"- wtedy dopiero widzać autentyczność deklarowanej miłości. Niestety wielu wtedy odczuło opuszczenia, odrzucenia, skarcenia, a potrzebowali tkliwego braterskiego uczucia i zapewnienia, że są dla nas ważni.