no co by wam napisać, moze inaczej
#21
Napisano 2009-10-16, godz. 04:13
Widzę odstępców i wstręt mnie ogarnia, bo mowy Twojej nie strzegą. Psalm 119:158 B.T.
#22
Napisano 2009-10-16, godz. 10:08
To efekt moich obserwacji, sam trzymam zwierzątka niezależnie od poziomu stresu. Co do nabycia żywych stworzeń, na allegro są często za symboliczną złotówkę.
Super, super
zmiany, jakie dokonują osoby związane z różnymi organizacjami szczególnie religijnymi, wywołują określony poziom stresu. Ma to związek nie rzadko z psychomanipulacją, która ma bezposrednie przełożenie na zachowania ludzkie. To wystarczający powód dla wielu, trwania w takich kombinowanych strukturach, mimo samodestrukcji wewnętrznej.
Zapewne ciebie to także dotyczy.
podr
#23
Napisano 2009-10-16, godz. 22:57
Myślę, że zrozumiałam Cię dobrze. Tylko wiesz, mam nieuleczoną alergię na twór organizacyjny pod wiadomą nazwą i odwoływanie się do niego powoduje u mnie reakcję obronną. Bo z wolnością w Panu zbór śJ znacząco mi się nie kojarzy, raczej ze zniewoleniem. Ja zdaję sobie sprawę, że niektórym cięzko odnaleźć się w poświadkowskiej rzeczywistości i wspólne spotkania z podobnie do nas myślącymi ludźmi, o podobnej przeszłości religijnej, mogłyby pomóc w adaptacji do zmieniających się warunków i w zaspokojeniu potrzeb duchowych czy potrzeby przynależnosci do wspólnoty niekoniecznie religijnej ale na pewno życzliwych sobie ludzi. A z tego zalążka niewykluczone, że powstałaby społeczność wierzących (jak to było chyba ze zborem w Świętochłowicach). Takie inicjatywy mają głęboki sens. Tylko, że " żelazo ostrzy sie żelazem, a zachowanie swego bliźniego wygładza człowiek" i my, ex-śJ, w zachowaniu jesteśmy podobni. Nie jestem przekonana, czy nieufność, podejrzliwość i "wszechmądraliństwo" wyniesione wraz z odejściem ze zboru śJ jest istotnie czynnikiem spalającym nas w wspólnotę ludzi wierzących. Wydaje mi się, że łatwiej i skuteczniej jest nam "stanąć na nogi" wchodząc w relacje religijne z osobami niezwiązanymi ze śJ. Ale tu pewnie odzywa sie moja przekorna natura.Jak tu wyrazić swoje myśli aby nie być źle zrozumianym jak powyżej, hmmm... może tak : otóż tęsknię za wieloma braćmi umiłowanymi w prawdzie o których bez ustanku się modlę, aby łaskawy Bóg i im otworzył serca, bo oczy jak już słusznie zauważyłeś wielu ma otwarte. (...) ale uważam, że w kupie byłoby milej przeć naprzód. Stąd adaptacja istniejącego już tworu na potrzeby tych samych posłusznych Bogu ludzi wraz z nową świeżą nauką i prawdziwą ewangelią zbawienia byłaby dla nas czymś naprawdę i to mówię z całym moim przekonaniem cennym narzędziem do poruszania się bezpiecznie w tym zwariowanym świecie. Z którymkolwiek z braci którzy odeszli z uczciwych powodów nie rozmawiałem to z radością i ochotą powróciliby do tak odświeżonego tworu.
A co do tego reklamowanego wykładu Kloo, to czego nie słyszałeś? Słów Pana Chrystusa? Przecież nic nowatorskiego nie powiedział ten misjonarz, choć forma przemówienia porywająca, działająca na emocje i na otwarty umysł.
A to dlatego tak wcześnie jesteś już na forum...psa musisz rano wyprowadzić.sam trzymam zwierzątka niezależnie od poziomu stresu.
Użytkownik Ida edytował ten post 2009-10-16, godz. 22:59
#24
Napisano 2009-10-17, godz. 11:34
Jego płacz i poczucie odpowiedzialności za drugich wywolał u mnie wrazenie jakby Lider przylecial z misja prosto z nieba.
Tego typu mowcy przeginaja- gdy stawiaja na efekty specjalne. Przesadnie biorac odpowiedzialność za drugich.
Niewiem, moze to u mnie postswiadkowskie wychowanie tak krzyczy
#25
Napisano 2009-10-18, godz. 20:17
#26
Napisano 2009-10-19, godz. 07:39
Wysłuchałam powtórnie. Nie wiem o co Ci konkretnie chodzi, może o to- "Ale kto wejrzał w doskonały zakon wolności i trwa w nim, nie jest słuchaczem, który zapomina, lecz wykonawcą; ten bedzie błogosławiony w swoim działaniu." (Jak 1:25). Zawsze pojmowałam bycie chrześcijanką jako styl życia zdeterminowany przez Pana Chrystusa. Nic się w tym zakresie nie zmieniło, co oczywiście nie znaczy, że proces mojej wewnętrznej przemiany, widocznej w chrześcijańskim postępowaniu, należy do czynności dokonanych i zupełnych.moźe wysłuchaj go powtórnie. Treść znamy na pamięć ale....
#27
Napisano 2009-10-19, godz. 15:02
#28
Napisano 2009-10-19, godz. 18:07
#29
Napisano 2009-10-20, godz. 19:48
Nieładnie Bracie. Odkryłeś w Ew. Mateusza głęboką myśl i nie chcesz się podzielić nią z mało bystrą siostrą! Co mam mysleć? Albo te myśli nie są tak rewolucyjne, albo głębokie tylko dla Ciebie. Bo z zabaw w ciciubabkę już chyba wyrosłeś.ja w tym wykładzie znajduję głebsze myśli ze słów Jezusa w ew. Mateusza. Może ktoś pomoże
#30
Napisano 2009-10-20, godz. 20:16
(nie wszystko do każdego przemawia)
Wykładu słuchałem do późna uważnie, dopóki mówca się nie rozpłakał. Nie jestem jeszcze na tym etapie wtajemniczenia, abym płakał razem z nim.
Trochę się nawdychałem tym duchem i postanowiłem, iż się zmienię i będę ok, (takie tam osobiste..)
Rano, powietrze ze mnie zeszło.
Dalej prowadze serowe życie.
Kloo Brachu, masz jescze jakiś wykład?
#31
Napisano 2009-10-21, godz. 06:01
#32
Napisano 2009-10-21, godz. 09:29
http://sch.pol.pl/in...hp?id=4&zoom=11
#33
Napisano 2009-10-21, godz. 14:23
Darku, istotnie ta myśl jest rewolucyjna. Rzeczywiście nie spotkaliśmy się dotychczas z podobnym ujęciem tematu.prawie wszyscy wierzący chrześcijanie ( łącznie z śJ ) krzyczą stojąc przed obliczem Jezusa, że Go znają. Pytanie, które wyjątkowo do mnie przemówiło, czy jak On przyjdzie powie do swoich aniołów ; Tak znam darka, wpuśćcie go.
Jeśli chodzi o mnie to Bóg w swoim czasie udzielił mi pewnej lekcji. Minęło od tego okresu trochę lat.
To było na początku moich religijnych wahań, kiedy przestałam się emocjonalnie utożsamiać ze śJ, zaprzestałam działalności głoszenia i wydawało mi się, że jestem na właściwej drodze, bo ciągle wierzę w prawdziwego Boga. To był z pozoru nic nieznaczący epizod. Stałam sobie na przystanku MPK, czekając na autobusik, w nienajlepszym humorze, w jakiejś nierozmowności, oddana swoim myślom. Jakaś kobieta zagadnęła mnie o zbliżające się święta, bo to było chyba przed świętami wielkanocnymi, o przygotowanie do uroczystosci w kosciele katolickim. Widząc moje niezdecydowanie, bo wyjątkowo nie miałam ochotę na takowe rozmowy, i spieszyło mi się, i nie byłam w nastroju, zapytała wprost i głośno -czy, oby na pewno jestem katoliczką. A ja nie zaprzeczyłam. Ale poczułam się jak zapierający się Pana Piotr. Ten apostoł, który słynął z gorliwości dla Jezusa, który gorąco wierzył w Syna Bozego i który deklarował, że choćby wszyscy wyrzekli się Chrystusa, on nigdy się wyrzeknie. Cóż... zaparł się trzykrotnie Pana, zanim zapiał kur. Naprawdę niewiele trzeba, aby utracić czujność duchowego dziecka i aby zbłądzić, a nawet nie przyznać się do Pana. W końcu w tej mojej historii, nie o przyznanie się do Chrystusa chodziło, tylko o deklarację przynależności religijnej. Nie zaparłam się Pana, ale w sercu czułam, że byłam bliska tego i gorzko zapłakałam jak Piotr. Zapłakałam bez łez, szlochałam we własnej duszy. Wiedziałam, że nie powinnam być niczego pewna, jeśli chodzi o moje deklaracje, co oczywiście nie znaczy, że postanowienia czynione w naszym sercu nie są ważne. Znacznie istotniejsza od deklaracji bywa treść naszych postanowień, znajdująca odbicie w naszym codziennym życiu, czasem też w nic nieznaczących epizodach. Bo gdyby Bóg był na tym nieszczęsnym przystanku, to co by o mnie pomyślał, przyznałby się do znajomości ze mną? Bóg jest wszechobecny, Bóg widział co się stało i dlaczego się to stało. A ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ja mogę żałować i starać się nie zbłądzić powtórnie.
Jakiś czas później Pan udzielił mi kolejnej lekcji. To był dla mnie trudny okres. Opiekowałam się chorymi rodzicami i sama potrzebowałam wsparcia. Spiętrzyło sie mnóstwo pilnych spraw do załatwienia natychmiast. Byłam wyczerpana fizycznie i emocjonalnie. I wtedy pojawił się potrzebujący człowiek, przyjechał z daleka i wymagał udzielenia pomocy, bo to wsparcie było mu szczególnie niezbędne. Ale ja miałam swoje, przerastające mnie problemy, wyeksploatowały się moje zapasy sił, nie potrafiłam mu pomóc. Temu człowiekowi zostalo udzielone wsparcie przez kogoś z mojej rodziny, ten ktoś zawstydził mnie swoją szlachetnością. Przerażające były uczucia, która ta sytuacja we mnie wyzwoliła i niestety z przykroscią muszę stwierdzić, że gdyby Chrystus w tym momencie zaglądnął do mojego wnętrza to przeżyłby rozczarowanie. A przecież Pan zna lepiej od nas nasze serca. Zdarza się, że żenująco zawodzimy na całej linii.
Tych lekcji Bóg udziela mi bezustannie, a skoro mnie koryguje i czasami boleśnie karci...to tak myślę skromnie, że może trochę mnie zna i chyba mu zależy na mojej pomyślności.
Użytkownik Ida edytował ten post 2009-10-21, godz. 14:24
#34
Napisano 2009-10-21, godz. 18:57
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych