nie wiem dlaczego tak się stało, nie chciałem tego i jest mi w zwiazku z tym przykro, bardzo kocham wszystkich tych ludzi są mi bliscy od pieluchy, a nagle nie umiem sie wsród nich znaleźć, jakies dziwne reakcje, odruchy, odsuwanie się z ich strony. ja nie dyskutuje o tym w zborze, nie chce nikomu niszczyc wiary, z drugiej strony pali mnie to wewnątrz, stąd forum.
co mam z tym zrobić?
To jest smutne i za razem straszne. Nie może "wirtualny" kontakt zastępować realnego. Jeśli nie masz z kim porozmawiać szczerze to współczuje. Szczerze.
jednak gdyby byli ochrzeni i zmienili by poglady, zaden z nich nie moglby mówic Ci wujku, tak czy nie? i wyszło by na to, ze jednak poglądów nie mozna zmieniac, bo gdyby je zmienili nie bedziesz juz dla nich zadnym wujkiem czyli rodziną,
Można zmienić poglądy, mimo że wiąże się to z pewnymi konsekwencjami.
bedziesz czul do nich wstret i pogarde, bedziesz sie ich brzydzil i nienawidzil, tak jak nakazuje ci organizacja.
Nie, to jest kłamstwo. Niczego takiego nie uczy organizacja ani nic takiego w moim sercu nigdy nie było. Co innego nienawiść do zła, czynów, postaw, nauk a co innego do człowieka. Zawsze żałowałem że tracę kogoś bliskiego, kolegę, przyjaciela, znajomego. Ale to on tak zdecydował poprzez swoją postawę i czyny a nie ja. On odszedł lub zatwardził swoje serce w uporze. Może czuć żal do takiej osoby, być na nią zły a nawet pogniewany ale nigdy nie gardzę, nie brzydzę, i nie nienawidzę oraz nie czyje wstrętu do tych osób. Uważam że Bóg który jest miłością też do nich złych uczuć nie żywi mimo że On ma prawo, ja nie.
czy sugerujesz mi, ze jak mialem 17 lat i "pelną wiedze o calym swiecie", klamalem biorac chrzest? czy moje emocjonalne podejscie, nasladowanie starszych kolegow braci, ktorzy juz byli po chrzcie, moje kopiowanie zachowan, bylo klamstwem, zbyt plytkim podejsciem do tematu chrztu? otoz wiekszosc, zdecydowana wiekszosc mlodych zachecana jest do chrztu przez rodzicow, starszych i kopiuje zachowanie rowiesnikow, jest uniesiona duchowo i emocjonalnie, czy to jest kłamstwo? czy naturalny proces asymilacji?
Na pewno było zbyt płytkie. Czy z twojej winy czy może rodziców nie wiem.
Ja zetknąłem się z ŚJ gdy miałem 15 lat. Ukrywałem kontakt. W 3 klasie ogólniaka w maju zacząłem głosić, miałem też 17 lat a za rok w wieku dokładnie 18,5 ochrzciłem się i wiedziałem co robię. Nie osądzam cię ty mogłeś nie zdawać sobie z tego sprawy.
Ja musiałem przez 3 lata skonfrontować całą moją dotychczasową wiedzę z tym co mówią ŚJ, dyskutowałem też z nauczycielami w szkole np. na lekcji biologii. W tamtych czasach inaczej się głosiło, ludzie rozmawiali. W wakacje byłem na ośrodku pionierskim, miałem rok szlifowania swoich poglądów (nowych, zgodnych z ŚJ) z poglądami osób reprezentujących różne religie. Nie żąłuje mojej pierwszej poważnej dorosłej decyzji do dzisiaj.
co do starości i puchu z którego się składam... hmmm juz na mnie nie działa straszenie. straszenie to najnizszy poziom relacji, stąd musi być zły i nie moze pochodzić z miłości, dlatego się nie boję, życie cenię i tak mocno zdaję sobie sprawe z przypadkowosci biologicznego pojawienia sie tu, uzaleznienia geograficznego i iracjonalnosci umyslu, ze nie chcę już żadnych rąk w nocniku, czego i równiez Tobie życzę bracie lamie.
co robię wsrod SJ?
zaskoczę cię. to ty jestes wśród SJ, ja jestem wsród ludzi.
Straszenie? Znów mnie nie zrozumiałeś. Czego tu się bać. Jeśli Boga nie ma to śmierć niejako jest przypisana nam od chwili urodzenia i jest nieodłącznym elementem życia. Jaka różnica czy wcześniej czy później? Wszak jest nieunikniona. Boisz się śmierci?
Niemożliwe.
Ja się jej nie boję, i nie dla tego że wierzę w zmartwychwstanie, po prostu niebyt mnie wcale nie przeraża.