Skocz do zawartości


Zdjęcie

Dlaczego ?


  • Please log in to reply
12 replies to this topic

#1 Artur Schwacher

Artur Schwacher

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2617 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Kostrzyn

Napisano 2005-05-07, godz. 11:56

Mam takie pytanie, które nurtuje mnie od dawna: Dlaczego ktoś, kto zaczyna studiować ze ŚJ w pewnym momencie przechodzi na ich stronę? Co się dzieje, że inteligenty człowiek, zaczyna wierzyć w 144 tys w zakaz transfuzji itd, choć na początku zarzekał się, że nigdy w to nie uwierzy. Kiedy następuje i pod wpływem czego to olśnienie (choć ja to wolę nazwać poddaniem się)? Bo czy rozmawiam, że świadkiem czy z zainteresowanym( mocno zainteresowanym) to zawsze pojawia się ten sam wątek, najpierw wszyscy mówili, że pewnych rzeczy nie przyjmą, a potem się przekonywali. Tylko nikt nie potrafi mi wskazać tego momentu. Czy ktoś mógłby na własnym lub zasłyszanym przykładzie wyjaśnić mi tę kwestie.
To jest forum o Świadkach Jehowy. Ta religia może i ma tam swoje plusy. Rozchodzi się jednak o to aby te plusy nie przesłoniły nam minusów.
Wpadnij do mnie na Facebooku!

#2 kania

kania

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 76 Postów

Napisano 2005-05-09, godz. 18:42

Pytasz dlaczego inteligentny człowiek zaczyna wierzyć w takie nauki to nie tak po pierwsze nie masz pewności ,więc mówisz sobie to głębokie sprawy boże i napewno kiedyś je pojme .Po drugie oni przecież w tylu sprawach maja racje i maja większą wiedze niz ja napewno by mnie celowo nie oklamywali tyle przecież mówią o prawdzie .Po trzecie uczniowie też wszystkiego nie rozumieli ,a chrzcili się to wyraz zaufania do Boga i przejawianie pokory i przyjmujesz te nauki a potem sie w nich utwierdzasz głosząc je innym.To tyle Kania.

#3 human

human

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 10 Postów
  • Lokalizacja:Poznań

Napisano 2005-05-10, godz. 18:21

bo sprawiają dobre wrażenie i potrafią przeciętnego katolika/niewierzącego zagiąć, ot co
pozdr
human

#4 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-11, godz. 13:45

bo na tym polega manipulacja :rolleyes:
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#5 Janek1

Janek1

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 13 Postów

Napisano 2005-05-11, godz. 14:33

mozlliwe ze jestem w takim własnie momencie...
widze wiele dobrego w Świadkach i ich życiu... bycie świadkiem to naprawde dobry sposób na życie.... wieksze szanse na znalezienie miłości zrozumienia, znalezienie ludzi, którzy cie nie skrzywdzą, nie zawiodą, bo mają ściślejsze niż ludzie ze świata reguły postępowania.... a dla mnie przede wszystkim szansa budowania przyszłości z osoba która jest juz w Organizacji.... a kwestia krwi, 144 tysięcy, i jeszcze kilku innych.... to sie raczej nie przenosi na bieżąco na twoje życie - po prostu wierzysz w coś co uznajesz za słuszne i tyle.... tak sobie czasem myśle patrząc na niektórych Świadków - żałuje że nie urodziłem sie w takiej rodzinie...... zobaczymy co bedzie dalej.....
PS. pierwszy post wiec witam wszystkich:D

#6 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-11, godz. 17:05

*Janek*

wszystko zalezy od tego, co rozumiesz przez slowo KRZYWDA... czy Cie nie skrzywdza? nie wiem, pewnie zalezy od Ciebie, czy na to pozwolisz... ja czuje, ze ta religia popsula moje relacje z ludzmi i wprowadzila do mojego zycia lęk w każdym możliwym znaczeniu. sprzedawala mi klamstwa i wzbudzala poczucie winy. nikt mi tam nie dal szczerej milosci.

a kwestia krwi, 144 tysięcy, i jeszcze kilku innych.... to sie raczej nie przenosi na bieżąco na twoje życie - po prostu wierzysz w coś co uznajesz za słuszne i tyle...


czego szukasz - religii czy milosci i zrozumienia? bo jesli wchodzisz w religie majac gdzies jej zasady, wierzenia i slepo wchodzisz w cos, zeby dostac troche troski, to szybko sie mozesz rozczarowac...

just me
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#7 Janek1

Janek1

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 13 Postów

Napisano 2005-05-13, godz. 09:45

BylaM:
w jaki sposób bycie Swiadkiem popsuło twoje relacje z innymi ludźmi? Jakbyś scharakteryzowała ten lęk?... sprzedaż kłamstwa i poczucia winy..... widzisz.... ja zdaję sobie z tego sprawe że nie wierze w 144 tys, krew itepe... ale jeśli miałbym wierzyc i byłbym zadowolony ze swojego życia to czemu nie.... to tak jak z miłością... kochasz kogoś takiego jakim jest a jak sie rozstajesz to po latach zadajesz sobei pytanie "jak ja mogłam z nim być?".... nikt ci nie dał szczerej miłości.... ja już ja tam znalazłem? mimo że spotkałem tez udawaną uprzejmość (jako ze jestem ze świata) ale spotkała mnie tez szczera sympatia....

#8 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-13, godz. 11:13

po prostu moim zdaniem do jakiejkolwiek organizacji przystepuje sie, gdy wierzy sie w jej zalozenia. jesli nie wierzysz w to, co mowia, to po co masz sie do nich przylaczac?
ale mozesz miec inaczej.

popsuli moje relacje przez to, ze 1) jako dzieco mialam prze***ane w szkole, bo zawsze czulam sie inna, choc wcale tego nie chcialam i musialam robic wszystko wbrew sobie i 2) to poczucie winy i wieczny przymus ZASLUGIWANIA na wszystko sprawia, ze musze ciagle walczyc o to, zeby nie zepsuc mojego zwiazku z czlowiekiem, ktorego bardzo kocham. Nie wyobrazasz sobie jak bardzo te wszystkie PIEKNE ZALOZENIA SJ wplynely na moje poczucie wartosci. a jak masz niskie mniemanie o sobie, to potrafisz zespuc najcudniejsze momenty w swoim zyciu.

na cale szczescie obudzilam sie z tego koszmaru i teraz ODE MNIE zalezy jak sobie poukladam relacje z ludzmi i czy beda one dobre. i to wlasnie staram sie robic.

pozdro :mellow:
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#9 istotka

istotka

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 19 Postów

Napisano 2005-05-13, godz. 13:12

do ByłaM

Jakbym czytała o sobie. Identyczne przeżycia i wspomnienia z dzieciństwa, które niestety bardzo wpływają na dorosłą samoocenę. Nie wiem jak Ty, ale ja mam cudownych rodziców i pomimo wielu starć, bitew rozumiemy swoje wybory. Nie jest mi łatwo rozstać się z wieloma naprawdę wartościowymi przekazami a z drugiej wiele spraw widzę inaczej. Nie potrafię spokojnie rozmawiać na tematy związane z religią ani z rodziną ani z osobami nie mającymi nic wspólnego z tym wyznaniem.

Pozdrawiam serdecznie
Justyna

#10 Profanka

Profanka

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 487 Postów
  • Lokalizacja:z południa

Napisano 2005-05-14, godz. 09:41

Jestem bardzo zaiteresowana waszymi wypowiedziami. Sama miałam taki wybór tylko teoretycznie . Jestem już trzecim pokoleniem świadków Jehowy i nie mogłam przeciez nie ochrzcić się . Przecież Bóg istnieje , niedługo będzie Armagedon w 1975 roku więc na co czekam ? Zostałam więc ochrzczona w wieku 16 lat i i wtedy wiedziałam dokładnie na co się decyduję , ale pojecia nie miałam z czego rezygnuję. A zrezygnowałam z różnych ważnych rzeczy i spraw. Niespecjalnie dotknęło mnie to, że rok 1975 minął jak inne lata. Uważałam ,że tak trzeba bo ratuje się ludziom życie. Wszak tego co zginie w Armagedonie nadzieja zmartwychwstania nie dotyczy. Inni ludzie którzy sami zdecydowali o przystąpieniu do społeczności Ś. J. odczuwali chociaż dreszcze emocji - tak przynajmniej sądzę - że znależli coś prawdziwego...
... I poznacie prawdę , a prawda was wyswobodzi ... Cóż to jest prawda?

#11 Zygus

Zygus

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 28 Postów

Napisano 2005-05-16, godz. 21:17

Janek nigdy ale to nigdy nie zmieniaj religji dla innej osoby nawet miłosci swojego zycia...bedziesz głeboko nieszczesliwy zapewniam Cie.A jesli chcesz zmienic i zamierzasz uwierzyc w to co głoszą na siłe dla niej bo nie bedac sJ nie mozesz z nią być to jest to zwykła głupota.Jesli Cie kocha bedzie z Tobą nawet jesli nie zmienisz religji.

#12 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-16, godz. 21:19

amen! ;)

podpisuje sie nogami i rekami :)
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#13 bellastar

bellastar

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 180 Postów

Napisano 2005-05-21, godz. 14:05

mozlliwe ze jestem w takim własnie momencie...
widze wiele dobrego w Świadkach i ich życiu... bycie świadkiem to naprawde dobry sposób na życie.... wieksze szanse na znalezienie miłości zrozumienia, znalezienie ludzi, którzy cie nie skrzywdzą, nie zawiodą, bo mają ściślejsze niż ludzie ze świata reguły postępowania.... a dla mnie przede wszystkim szansa budowania przyszłości z osoba która jest juz w Organizacji.... a kwestia krwi, 144 tysięcy, i jeszcze kilku innych.... to sie raczej nie przenosi na bieżąco na twoje życie - po prostu wierzysz w coś co uznajesz za słuszne i tyle.... tak sobie czasem myśle patrząc na niektórych Świadków - żałuje że nie urodziłem sie w takiej rodzinie...... zobaczymy co bedzie dalej.....
PS. pierwszy post wiec witam wszystkich:D


Odrobina refleksji

Panie Janku.
Jak w kilku zdaniach zawrzeć prawdę o naszym życiu i świecie. Ludzkość od zawsze napotyka czasy nieszczęść i upadku. A jednak zawsze podnosi się do życia. Zgliszcza jednak pozostają.
Ileż to razy wiedziona była na dno upadku materialnego i moralnego. Hitleryzm, Stalinizm itp. itd. wynikające z chorej energii działania, zwodziły i będą zwodzić wielu.
Nie mogąc zaakceptować niełatwego bytowania człowieka (zwierzęta też cierpią i umierają) ugodzeni przez prawdy oczywiste (nie mając siły by je zaakceptować) niektórzy brną w totalitaryzmy , fundamentalizmy i jeszcze inne jakieś tam –izmy. To silna energia i silny pęd do wpływania na losy pojedynczych ludzi i całych zbiorowości.
To tacy ludzi w swej wielkiej bezczelności nie zawahają się przed bezkompromisowym przedstawianiem swoich „teorii” mających nareszcie zbawić-uporządkować świat. Ich mowa bywa często bardziej przekonująca niż mowa zwykła prozaiczna bo płynąca z afirmacji życia.
Panie Janku niech Pan się nie łudzi. Człowiek odcięty od tradycji własnego narodu, dziejów własnej rodziny, bliższych i dalszych członków swojego „plemienia” jest bez tożsamości. Tą nową tożsamość są gotowi już od zaraz, z wielką energią zaszczepić Panu zagubieni nieszczęśnicy, którzy czując często samotność, lecząc własne kompleksy, zrobią wszystko aby powiększyć swe grono. To daje im pewność tego że „...skoro jest nas tylu no to chyba coś w tym jest...”
Panie Janku.
Jest Pan Polakiem, synem dumnego, szlachetnego i mądrego narodu, który przez swoje dzieje wiele energii czerpał właśnie z wiary Chrystusowej. Ta właśnie wiara w połączeniu z przywiązaniem i miłością do Ojczyzny dała efekt w postaci bytu państwa, które na przekór wielu dążeniom istnieje i będzie trwać o tyle o ile My jego przedstawiciele będziemy tego chcieć.
Dziś jeszcze na krańcach świata żyją Polacy (wywózki, działania eksterminacyjne), którzy nie mają już nawet nadziei ujrzenia rodzinnych stron. W wielu ciężkich chwilach ich życia, w oderwaniu od korzeni, jedynym wytchnieniem była modlitwa ich ojców, wspomnienia wyrażane w ojczystym języku.
Panie Janku
Jest wspaniała nowela Henryka Sienkiewicza, o tytule „SACHEM” opowiadająca losy młodego Indianina (Sienkiewicz jakiś spędził w Stanach) którego plemię wybito, nie pamiętał już dobrze swojego ojczystego języka, a żyjącego z występów w cyrku w pióropuszach i tomahawkiem w ręku. To było to, co pozostało mu z dumnej przeszłości i dziedzictwa jego narodu.
O wadze pielęgnowania własnej tożsamości mówi jeszcze jedna opowieść, dziś już zapomniana książka „Korzenie” To losy porwanego z Afryki murzyna, potem sprzedanego na plantację, który przed śmiercią swojemu synowi przekazał jakby kod, kilka informacji (nad jaką rzeką żył, jak nazywali się jego rodzice i nazwę krainy z której pochodził), które przekazywali jeden drugiemu, przedstawiciele kolejnych pokoleń Kunta Kinte, bo tak się zwał ów niewolnik. Jego potomek (autor tej ksiązki) amerykański murzyn mając powyższe informacje, jedzie do tego kraju, nad tą rzekę i już na miejscu kontaktuje się z tubylczą ludnością oraz z osobą w tej chwili dla niego najważniejszą, człowiekiem jak byśmy powiedzieli instytucją... plemiennym opowiadaczem historii plemienia. Ten, wydarzenie po wydarzenie rozpoczyna odtwarzanie wielowiekowych dziejów. Następuje moment w którym opowiadacz mówi o dniu w którym młody wojownik z rodziny takiej a takiej przed mającym odbyć się jego połączeniem małżeńskim idzie do dżungli (po coś tam) i do swoich już nie wraca, gdyż porwali go biali ludzie, a zwał się KUNTA KINTE z nad rzeki Kambi Bolongo.
To autentyczna historia opisana przez ALEXA HALEY’A na fali poszukiwania w latach siedemdziesiątych przez czarnych amerykanów swoich korzeni.

Myślę, że do przemyślenia dla nas wszystkich.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych