Zygus przedstawił nam chyba jakąś własną wykładnię warunków zachowania tajemnicy spowiedzi, w czym nieco się zagalopował.
05. Czy w przypadku, gdyby kapłan wiedział, ze spowiedzi, kto jest na przykład sprawcą jakiegoś przestępstwa, a równocześnie w wyniku jakiejś pomyłki ktoś inny byłby uznany winnym tego przestepstwa i niesłusznie ukaranym za czyn którego sie nie dopuscił, czy wówczas kapłan może odstapić od tajemnicy spowiedzi i wskazac winnego, albo przynajmniej zaświadczyć o niewinności niewinnego, podpierając sie wiedzą uzyskaną na spowiedzi w imię sprwiedliwości zwłaszcza sprawiedliwości względem osoby niesłusznie oskarżonej?
Kapłan jest zobowiązany do bezwzględnego zachowania tajemnicy spowiedzi. Od zachowania sekretu spowiedzi nie ma żadnych ulg. Zresztą, prawo kościelne w sposób surowy karze księdza, który dopuściłby się złamania tajemnicy spowiedzi. Chodzi tu o ochronę przede wszystkim penitenta oraz tajemnicy tego sakramentu - każdy spowiadający się ma prawo do tego, by jego wyznanie pozostało tajne. Jeśli ksiądz spowiadał np. zabójcę, to winien skłonić go do przyznania się do morderstwa, a przynajmniej próbować wpłynąć na niego. Ksiądz nie może pójśc na policję i zgłosić, że to jego parafianin pan X zabił panią Y. Nie wolno posługiwać się wiadomościami uzyskanymi na spowiedzi. Owszem, mogą być właśnie takie trudne przypadki, że jest to jakby "związanie rąk", ale ksiądz, jak już wspomniałem, może, a nawet powinien tak wpłynąć na penitenta, by ten, jeśli idzie o przestępstwo, przyznał się.
(...)
Norbert Frejek SJ
źródło
Natomiast jeżeli chodzi o sprawę poruszoną przez Ola, to warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Rozważmy pewną hipotetyczną sytuację:
Może się zdarzyć, że komitet sądowniczy będzie rozpatrywał sprawę mężczyzny, świadka Jehowy, który na przykład w jakiś sposób krzywdził swoje dziecko albo znęcał się fizycznie czy psychicznie nad żoną. Efektem napomnień komitetu może być obietnica poprawy ze strony delikwenta. Powiedzmy, że nikt nie złoży formalnej skargi, nikt (żona, dziecko) nie podda się obdukcji lekarskiej, wszyscy przemilczą niewygodny temat. Życie będzie toczyło się dalej.
Jednakże sytuacja zacznie się powtarzać, więc żona zdecyduje się na rozwód. Możliwe także, że przytłoczona problemami i brakiem stosownej reakcji w zborze, nie będzie chciała dłużej w społeczności świadków pozostać.
Próbując potwierdzić złe zachowanie męża poprosi członków komitetu sądowniczego o złożenie stosownych zeznań na rozprawie rozwodowej i wtedy... I wtedy może ją spotkać niemiła niespodzianka.
Tą niespodzianką będzie tajemnica spowiedzi, na którą w takiej sytuacji mogą się powołać członkowie komitetu
(*).
I jak będzie można udowodnić, że domowy tyran nadużywający przemocy od lat nie pozwala normalnie żyć swoim bliskim? Przecież starsi zboru przez lata go upominali, słuchali jego wyjaśnień, kiedy przed komitetem przyznawał się do winy, więc dlaczego teraz mają nie być prawnie zobligowani do przedstawienia prawdy?
W innych sprawach, które kiedyś toczyły się przed komitetem sądowniczym -na przykład w związku z molestowaniem seksualnym czy wyłudzeniem pieniędzy, członkowie komitetu również mogą odmówić składania zeznań. Tak więc nawet jeżeli sprawca przestępstwa przyznał się do winy przed komitetem albo też wtedy przedstawił obciążające siebie informacje, to wcale nie będzie musiał uczynić podobnie przed świeckim sądem. W takim wypadku brak zeznań członków komitetu może doprowadzić do zasądzenia wyroku, który może nie być sprawiedliwy.
Czy mam, nawiązując do jednego z poniższych pytań Ola, zapytać w tym miejscu:
Jak chronić członków innych wyznań przed 'świadkowskim' wygodnictwem kryjącym wszelkie zło i zboczenia za zasłoną tajemnicy spowiedzi?Myślę, że po chwili zastanowienia nie sposób nie zauważyć, jak bardzo dyskusyjne jest twierdzenie, że tajemnica spowiedzi jest narzędziem wymierzonym w prawa świadków Jehowy.
(*) Skan pisma do starszych zboru można znaleźć tutaj [link]Jak można się domyślać, ofiarom przemocy niełatwo jest się przełamać i głośno mówić o swoich przeżyciach, również sam fakt zgłoszenia organom ścigania przestępstwa mającego miejsce w rodzinie musi być dla nich niezwykle trudny.
W przypadku świadków Jehowy dochodzi do tego wszystkiego jeszcze presja środowiska, które preferuje załatwianie problemów rodzinnych 'po cichu' w ramach własnych struktur sądownicznych.
Ofiara przemocy wbita w tego rodzaju gorset narzuconych rozwiązań będzie miała na pewno dodatkowy dylemat. Tym niemniej, świadek Jehowy może przecież w jakiś sposób liczyć na pomoc swych przyjaciół, starszych zboru oraz pomoc instytucji państwowych -policji, sądu, różnych ośrodków czy poradni.
Zatem wniosek, że osobą odpowiedzialną za dbałość o dobro i komfort świadków Jehowy w opisanych przez Ciebie, Olo, sytuacjach jest spowiednik, jest IMO bardzo naciągany -zwłaszcza, że (jak zostało wspomniane wyżej) świadkowie Jehowy także uznają możliwość istnienia kwestii, które traktuje się jako poufne, nie do wyjawienia nawet na prośbę sądu.
Jeżeli świadek Jehowy nie może się doczekać na pomoc ze strony osób sobie najbliższych -swoich współwyznawców, to również za ten grzech winę ma ponosić katolicyzm? Winę za to, że kobieta będąca świadkiem Jehowy jest bita, gwałcona i poniżana, lecz nigdzie tego nie zgłasza, ani nigdzie wokół siebie nie znajduje oparcia, ma ponosić spowiednik jej męża? Wydaje mi się to co najmniej pokrętne i pachnie bezwolnym cierpiętnictwem i zabawą w przerzucanie winy na kogokolwiek byle daleko od 'chwalców Jehowy' (jak świadkowie lubią samych siebie określać).
Jeżeli świadkowie Jehowy akceptują takie, a nie inne stanowisko prawa w kwestii zachowania tajemnicy spowiedzi, a nawet sami chcą z przywilejów tego prawa korzystać, to nie widzę sensu, by przywołując przykład z tajemnicą spowiedzi wykazywać, że praktyki religijne innych wyznań łamią prawa świadków Jehowy. To zwyczajne wychodzenie przed orkiestrę.
( Jeszcze jedna uwaga na marginesie dyskusji:
Wydaje mi się także nieco dziwacznym mówienie o naruszaniu małżeńskiej intymności przez spowiedź w konfesjonale. Jak zatem nazwać 'spowiadanie' się z równie intymnych szczegółów małżeńskiego pożycia przed kilkuosobowym komitetem sądowniczym i to bez gwarancji, że następnego dnia nie będzie nas obgadywać połowa zboru... Jak ma się czuć współmałżonek świadka Jehowy, o którego życiu osobistym opowiada się za jego plecami? Jak ma się czuć innowierca, którego mąż czy żona dobrodusznie zasięga rady u starszych zboru, wtajemniczając ich jednocześnie w wewnętrzne sprawy rodziny?
Co jest bardziej dyskomfortowe i kłopotliwe? Sami sobie odpowiedzmy. )
Pozdrawiam