Artykuł pochodzi ze Słowa Polskiego
Autor: Urszula Lubecka
Kiedyś było to lotnisko wojsk
radzieckich, z kilkoma hangarami. Ten największy został zakupiony jakieś trzy
lata temu. Teraz nikt by nie powiedział, że stały w nim kiedyś samoloty.
Przebudowa kosztowała setki tysięcy dolarów, a pracowało przy niej w sumie
16 tysięcy ludzi; przyjeżdżali z całej Polski. Pracowali i zostawiali tu
swoje datki. Teraz Sala Zgromadzeń Makroregionu Dolnośląskiego w Skarbimierzu
przypomina bombonierkę.
Jednorazowo mogą w niej się pomieścić trzy tysiące ludzi.
Piotr nie miał już okazji być tam w środku. Udało się to jego mamie, która
opowiada, że ściany są zupełnie gołe, jedynie udekorowana jest mównica. Są
niezwykle wygodne krzesła i wspaniała miękka wykładzina.
- Kiedyś chodziłam tam z radością - wspomina. - Poznawałam prawdę i
sprawiedliwość, a ja bardzo kocham sprawiedliwość. Kiedy Piotr powiedział
mi o swoich wątpliwościach, przestałam chodzić - dodaje z goryczą.
Uciec od zła
Był rok 1983 Piotr Bartecki miał już za sobą służbę wojskową.
- Napatrzyłem się w wojsku na zło i przemoc - wspomina. - Postanowiłem swoje
życie potraktować inaczej. Pojawiła się taka możliwość, kiedy odwiedzili
mnie świadkowie Jehowy. Czytałem mnóstwo ich literatury, ta grupa ludzi
sprawiała wrażenie odizolowanej od tego świata, w sposób nawet w pewnym
sensie fizyczny. Tzn. żyli wśród zła, natomiast tego zła nie popełniali.
To mi odpowiadało. To było to!
W strukturze zboru Bartecki doszedł do funkcji nadzorcy szkoły. Z dumą myślał,
że jest odpowiedzialny za jedenaście osób, które dzięki jego wysiłkom i
zaangażowaniu stały się świadkami Jehowy.
Bajery-frajery ten Bóg
Dla Zenona Trzonkowskiego, absolwenta AWF, byłego trenera, rokiem przełomowym
był 1990. Śmierć w najbliższej rodzinie, jego choroby...
- Kiedy moja żona przewróciła się i straciła przytomność, myślałem, że
umiera mi na rękach. Na szczęście nic się nie stało. Powiedziałem wtedy
moim trzem synom, że jesteśmy razem tylko dlatego, że Bóg nam pomógł. Na
co mój syn, który rok wcześniej był u Pierwszej Komunii: "Tatuś, mnie
się wydaje, że to takie frajery-bajery ten Bóg". Zacząłem się poważnie
zastanawiać, do czego prowadzę swoje dzieci - wspomina.
Kiedy wkrótce znów trafił na stół operacyjny, obiecał sobie, że - jeśli
wyjdzie ze szpitala - zacznie czytać Biblię. W tamtych czasach świadkowie
Jehowy pukali do drzwi na okrągło. Od znajomego świadka dostał literaturę z
ostatnich 3-4 lat.
- No i czytałem, czytałem, czytałem - opowiada.
Na zebrania świadków zaczęli chodzić całą rodziną. Wreszcie Zenon został
starszym zboru.
Błędy na dole
- Jako ludzie jesteśmy niedoskonali, dlatego organizacja stosuje biblijne
mechanizmy, które mają służyć samooczyszczaniu chrześcijańskiej społeczności.
Powoływane są komitety sądownicze starające się pomóc grzesznikom zrozumieć
popełnione błędy, a w wypadku nieokazywania skruchy usuwające zatwardziałych
spośród siebie. Szczególnie tzw. starsi zboru winni być nieposzlakowani -
wyjaśnia Piotr. - Tymczasem zaskoczyło mnie już na pierwszych spotkaniach, że
starsi walczą między sobą - dodaje Zenon.
Piotr zaobserwował, że są tacy w organizacji, którym pozwala się na więcej
niż innym.
- Wobec starszych zboru - opowiada z niesmakiem - jeśli nawet są przyłapani
na kłamstwach, oszustwach czy kradzieży, nie wszczyna się kroków sądowniczych.
Wydawało mi się, że prawdopodobnie na dole dzieją się rzeczy haniebne,
natomiast góra (czyli Nadarzyn, gdzie znajduje się główna siedziba świadków
Jehowy w Polsce - dop. red.) o niczym nie wie.
Wspólnie napisali kilka szczegółowych pism z mocnym postanowieniem
zawiezienia ich do Nadarzyna. I obydwaj przekonali się, że w Nadarzynie wiedzą
wszystko i każda sprawa niewygodna jest przemilczana, a na wszystko jest jedna
odpowiedź: "czekamy na Jehowę".
- Rzeczywistość powaliła nas na kolana - wyrzuca z siebie Zenon. W jego
oczach nie ma już tego żaru, który towarzyszył opowieściom z pierwszych lat
pobytu w organizacji.
- W Nadarzynie opowiedzieliśmy o przestępstwach - mówi Piotr, dobierając
ostrożnie każde słowo. - Nazwaliśmy wszystko po imieniu, ale najwyżsi
zasugerowali nam, że się po prostu czepiamy.
Ten chłopak nie musiał zginąć
Trzonkowski i Bartecki nie mają wątpliwości, że - gdyby nie postawa przełożonych
- nie musiałby zginąć syn jednego ze starszych.
- Chłopak jeździł samochodem jak szalony. Próby zwrócenia na to uwagi
traktowano jako czepianie się. Kiedy spowodował kolizję (drugim samochodem
jechali też członkowie zboru), sprawę wyciszono. Matka poszkodowanego dziecka
na pogotowiu powiedziała, że potłukło się podczas zabawy.
- Świadkowie Jehowy w obronie interesów organizacji, w obronie dobrego imienia
tej organizacji nie przekazują na zewnątrz władzom świeckim informacji o
wybrykach czy przestępstwach - tłumaczą takie zachowanie Zenon i Piotr. - Świadek
Jehowy przede wszystkim zwraca się do starszych zboru prosząc o pomoc,
instytucje świeckie nie wchodzą w rachubę.
Syn starszego, kryty przez przełożonych zboru, zginął w wypadku samochodowym
z powodu zbyt szybkiej jazdy.
Tylko między sobą
Towarzystwo Strażnica wydało podręcznik zwany przez nich samych KSK.
Jest to katechizm, instruktaż postępowania i wydawania dyrektyw dla wszystkich
braci. Na stronie 118 pod tytułem "Mądre i miłosierne rozpatrywanie
spraw wykroczeń" czytamy: "Gdy nie przyznaje się do winy, a jest
tylko jeden świadek, pozostawcie sprawę w rękach Jehowy".
I Zenon, i Piotr mieli tę książkę. Znają ją dobrze.
- W ten sposób można utajnić wiele nieprawidłowości, z którymi poradziliby
sobie przedstawiciele władzy świeckiej - uważają. - Mało tego: dla władz
świeckich ważny jest każdy świadek, a nie tylko świadek Jehowy, natomiast
komitety sądownicze organizacji biorą pod uwagę tylko i wyłącznie zeznania
swoich członków.
Z tego samego podręcznika (KSK, str. 139): "Sporów między braćmi nie
wolno toczyć przed sądami świeckimi, lecz trzeba je rozpatrywać zgodnie ze
wskazówkami Jezusa" (Ewangelia wg św. Mateusza, rozdz. 18, 15-17).
Śmierć i dobre imię organizacji
Kilka miesięcy temu głośno było o tragedii na jeziorze Łebsko. Zginęło
tam pięciu kajakarzy. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że byli to świadkowie
Jehowy.
Prasa podkreślała wówczas, że - zdaniem policji - gdyby wcześniej
zawiadomiono o wypadku, byłyby większe szanse na uratowanie kajakarzy.
"Organizatorzy spływu zwlekali z wezwaniem pomocy. Ich informacje o
wypadku były sprzeczne. ''Pięciu uratowanych odjechało szybko samochodem z
miejsca wypadku" - pisała "Rzeczpospolita".
Piotr Bartecki uważa, że zna powód, dla którego dryfujący, mimo że
posiadali telefony komórkowe, przez wiele godzin nie wezwali pomocy.
- Zapewne pierwszy telefon wykonali do starszego zboru, tak jak nakazują
instrukcje. Najważniejsze przecież to nie narazić na szwank dobrego imienia
organizacji - mówi z goryczą.
Zakazane lektury
Nękany wątpliwościami Zenon zaczął sięgać po książki, których nie
polecali jego zwierzchnicy. Wtedy też spotkał się po raz pierwszy ze słowem
"psychomanipulacja". Znalazł je w książce Stevena Hasana "Psychomanipulacja
w sektach". Dotarł do niej przez Internet, który też jest dla świadków
Jehowy zakazany. Autor książki (opuścił sektę Moona i od dwudziestu lat
zajmuje się sektami) uważa, że jednym z podstawowych elementów
psychomanipulacji jest odcięcie człowiekowi dostępu do innych źródeł
informacji, a zatem zawężenie możliwości własnej percepcji. Człowiek
przebywając w jakiejś ciasnej grupie korzysta wyłącznie z informacji, które
płyną z jednego źródła.
- Towarzystwo Strażnica - opowiada Zenon - zarzuca swoich członków tak dużą
ilością literatury, że ci nie są w stanie czytać czegoś innego.
Są też wielkie spotkania, które trwają od jednego do czterech dni (np.
kongres na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu).
Zenon uczestniczył w nich niejeden raz: - Wszyscy siedzą, słuchają
przygotowanego wcześniej wykładu, nie mając możliwości zadawania pytań, po
prostu kodują. Są tam kobiety, mężczyźni, starcy, dzieci, nawet niemowlaki
w wózkach. Jesteśmy strofowani za wychodzenie w czasie programu. Jest to
bardzo nużące i czasami trudno nie zasnąć. Walczyłem z tym niejednokrotnie.
O tym pisze również Hasan: kiedy człowiek zasypia, działa jego podświadomość
i kodują się pewne teksty, pewne informacje. Na tym jest oparta hipnoza.
Gabinetem terapeuty jest stadion, a zamiast monotonnego tykania zegara w kółko
powtarzane są te same cytaty biblijne. Ten sam tekst słyszymy setny, dwusetny
raz; przechodzi nam przez mózg i my tego tekstu po prostu na co dzień używamy
jako drogowskazu na życie.
Nie mogę milczeć
Piotr, niedawno wykluczony ze zboru, nadal czuje się związany z tamtymi ludźmi.
- Może rząd, a może tylko władze sądownicze zobowiążą Towarzystwo Strażnica
do zgłaszania wszystkich nadużyć, których dokonują świadkowie Jehowy. To
nie jest wiele spraw - podkreśla - ale nie może tak być, aby pozostawały
poza prawem.
Zenon od grudnia 2000 roku też jest poza organizacją. Ale do dziś milczał.
Dlaczego?
- Obawiałem się, że to będzie odebrane jako rewanż za to, iż pozbawiono
mnie przywileju starszego i że ja w zemście rewanżuję się swoim byłym
braciom. W momencie, kiedy doszły do mnie informacje o tragedii na jeziorze Łebsko,
gdy dowiedziałem się o śmierci 5 młodych ludzi, którzy byli świadkami
Jehowy, zrozumiałem, że ten mechanizm jest podobny do tego, który uśmiercił
tutaj, niedaleko Brzegu, innego świadka. Uważam, że milczenie na ten temat byłoby
zbrodnią w moim wykonaniu.
W swojej rezygnacji z obecności w zborze cytował fragment biblijnego Listu do
Koryntian:
"Dlatego wyjdźcie spośród nich i się odłączcie przestańcie dotykać
tego, co nieczyste, a ja was przyjmę".
Urszula Lubecka 2001.09.14
Zobacz rozwinięcie tematu tragicznych wypadków w artykule:
!!! CZY TYCH SZEŚCIORO MUSIAŁO ZGINĄĆ ???