Pytam głównie osoby wierzące, najlepiej Świadków Jehowy , chociaż osoby które utraciły wiarę w Boga lub są agnostykami też moga się wypowiedzieć jak uważały wcześniej.
Chodzi mi o to, czy ludzie wierzący uważają tak naprawdę, iż dzięki książce (Biblii) zostali wtajemniczeni w odwieczną tajemnicę wszystkiego, tzn. wiedza skąd się wzięlo życie, wiedzą dlaczego na Ziemi jest zło i choroby, ba - wiedzą jakie jest tego rozwiązanie ...
Natomiast ludzie nauki którzy odrzucili wiarę w Boga i odnajdują odpowiedzi na te zagadnienia sa wg osób wierzących "zbłąkanymi".
Czy Wy, ludzie wierzący uważacie, że po przeczytaniu Biblii posiedliście wiedzę o Teorii Wszystkiego? Pomijam hipotetyczne rozważania, że dopiero w raju czy w niebie bedziecie mieli otwarte umysły w 100%. Chodzi mi o tu i teraz.
Nie chcę nikogo wyśmiewać ani z nikogo kpić, tylko chcę zrozumieć co myślicie w tej sprawie.
Witam wszystkich, bo to mój pierwszy komentarz na tym forum, chociaż obserwuję różne polemiki od jakiegoś czasu.
Jeśli dobrze odczytuję 'pytającego', choć pisze on,- że nie chce nikogo wyśmiewać-, to patrzy on na osoby, które uważają, że dzięki znajomości Biblii ich wiedza w tematach nazwijmy je naukowych jest głębsza niż różnych specjalistów, delikatnie mówiąc "z góry".
Kolega "Padre", jako przeciwność osób, które wiedzę biblijną rozciągają na naukę, podaje "ludzi nauki którzy odrzucili wiarę w Boga". Dziwnym trafem (śmiem twierdzić, że celowo), zapomina o ludziach, którzy będąc wcześniej niezaangażowani religijnie, poznając lepiej dostępną wiedzę naukową, to z niej wyciągają wnioski, że muszą się zabrać za poznawanie Biblii by jeszcze lepiej zrozumieć naukę.
Może nie jestem jakimś naukowcem z tytułami, ale moja droga od niewiary, poprzez wiedzę, do potrzeby głębszej wiedzy o Biblii jako źródle poszerzenia wiedzy powinna Cię zainteresować, chociaż nie podejrzewam byś zrozumiał lub docenił głębię mojego poznania, ale może inni.
Pozwolisz, że trochę się podroczę z użytkownikami tego forum i na razie jedynie zrobię mały wstęp, czekając czy znajdą się chociaż ze trzy osoby, które napiszą coś w stylu : jestem ciekawa/wy , nawijaj Nabukomb.
Już od niemowlęctwa dziwnie "stymulowano" mój mózg, moja mama opowiadała mi, że gdy jako niemowlę zachorowałem, to jak pojechała na odwiedziny, to widziała, że miałem "powkładane w głowę jakieś szpile", od zawsze myślałem głębiej niż moi rówieśnicy, co spowodowało, że w wieku 8 lat miałem już nadrobione dwa lata szkolne, a w wieku 10 straciłem zainteresowanie uczeniem się, a interesowało mnie poznanie.
Bardzo szybko doszedłem do wniosku, że księża nie wierzą w to co mówią i nie miało to żadnego związku z jakimiś negatywnymi przeżyciami, tylko czysta dedukcja i wiedza. Im byłem starszy, tym bardziej pragnąłem znać "prawdziwszą prawdę", prawdę nie tylko tą widzianą, ale w jak najwyższym "układzie odniesienia", tą która jest rzeczywistością, a nie jakąś ideologią, szkołą filozoficzną, przekonaniem tej czy innej osoby. Dla mnie nikt nigdy nie był autorytetem jako takim, mógł jedynie mieć większą wiedzę w tej czy innej dziedzinie, ale ja zawsze byłem przekonany, że potrafię wniknąć w dany temat głębiej, mądrzej, szerzej, kwestią jest tylko czas jaki bym na to potrzebował i dostępne materiały.
I pewnego dnia, przyszły do mnie dwie takie głosicielki ŚJ, tak na oko to nawet matury mogły nie mieć i się zaczęło, .......