Skocz do zawartości


Davido

Rejestracja: 2008-02-24
Poza forum Ostatnio: 2008-09-23, 07:54

Moje posty

W temacie: Pieśni Królestwa

2008-09-23, godz. 07:55

Smutne, że niektórzy nie rozumieją prawdziwej miłości......

:)Tę z "M jak Miłość" czy tę z "Harlequin"`a ? ;)

W temacie: Nie trać ducha - Daniel Sydlik

2008-09-23, godz. 07:54

W strażnicy z listopada 2001 znalazłem życiorys Russella K. brata Johna opisanego na początku wykładu Daniela Sydlika.

Życiorys

Bogate życie w służbie dla Jehowy

OPOWIADA RUSSELL KURZEN

Przyszedłem na świat 22 września 1907 roku, siedem lat przed rozpoczęciem się niezwykłej ery, zainicjowanej przez I wojnę światową. Moja rodzina była bogata pod szczególnie ważnym względem. Myślę, że zgodzicie się ze mną, gdy poznacie jej dzieje.

MOJA babcia ze strony taty już jako mała dziewczynka poszukiwała prawdy o Bogu. Nie była jeszcze podlotkiem, gdy odwiedziła kilka różnych kościołów w swym malowniczym miasteczku Spiez w Szwajcarii. W roku 1887, parę lat po ślubie, wraz z rodziną męża i innymi emigrantami przyjechała do USA.

Kurzenowie osiedlili się w Ohio i właśnie tam około roku 1900 babcia natknęła się na skarb, którego od dawna szukała — znalazła go na kartach książki Charlesa Taze’a Russella Nadszedł czas, przetłumaczonej na język niemiecki. Szybko się zorientowała, iż to, co czyta, zawiera prawdę biblijną. Zaprenumerowała Strażnicę po angielsku, mimo że prawie nie umiała czytać w tym języku. Uczyła się więc jednocześnie prawd biblijnych i angielskiego. Dziadek nigdy nie przejawiał takiego zainteresowania zagadnieniami duchowymi.

Spośród jedenaściorga dzieci mojej babci ten duchowy skarb doceniło dwóch synów, John i Adolph. John, mój ojciec, został ochrzczony w roku 1904 w Saint Louis (stan Missouri) na zgromadzeniu Badaczy Pisma Świętego, jak wtedy nazywano Świadków Jehowy. Ponieważ większość z nich była raczej niezamożna, wydarzenie to zaplanowano w czasie, gdy w Saint Louis odbywała się Wystawa Światowa, aby skorzystać ze specjalnych zniżek na przejazdy koleją. W roku 1907 na zgromadzeniu w Niagara Falls w stanie Nowy Jork chrzest przyjął wuj Adolph. Razem z moim ojcem gorliwie głosili to, czego się dowiedzieli z Biblii, i później obaj zostali kaznodziejami pełnoczasowymi (obecnie nazywa się ich pionierami).

Dlatego też gdy w roku 1907 przyszedłem na świat, moja rodzina była już bogata pod względem duchowym (Przysłów 10:22). Kiedy miałem roczek, moi rodzice — Ida i John — zabrali mnie na zgromadzenie pod hasłem „Naprzód ku zwycięstwu!” w Put-in-Bay w stanie Ohio. Przewodniczącym zgromadzenia był kaznodzieja podróżujący Joseph F. Rutherford. Kilka tygodni wcześniej podczas pobytu w Dalton w stanie Ohio odwiedził nasz dom i wygłosił wykłady dla miejscowej grupy Badaczy Pisma Świętego.

Oczywiście nie pamiętam tamtych wydarzeń, ale przypominam sobie zgromadzenie z roku 1911 w Mountain Lake Park (stan Maryland). Z moją młodszą siostrą Esther widzieliśmy wtedy Charlesa Taze’a Russella, który nadzorował ogólnoświatową działalność Badaczy Pisma Świętego.

W dniu 28 czerwca 1914 roku, gdy dokonany w Sarajewie zamach na arcyksięcia Ferdynanda i jego żonę pogrążył świat w odmętach wojny, wraz z rodziną byłem na tchnącym spokojem zgromadzeniu w Columbus w stanie Ohio. Od dzieciństwa miałem zaszczyt być na wielu takich spotkaniach ludu Jehowy. Na niektórych zbierało się zaledwie około 100 osób. Inne były ogromne i odbywały się na największych stadionach świata.

Nasz dom — ważnym miejscem

Od roku 1908 do 1918 w naszym domu w Dalton — położonym mniej więcej w połowie drogi z Pittsburgha (stan Pennsylwania) do Cleveland (stan Ohio) — spotykał się mały zbór Badaczy Pisma Świętego. Gościliśmy wielu mówców podróżujących. Za naszą stajnią zostawiali konie i bryczki i ze wszystkimi zebranymi dzielili się ekscytującymi przeżyciami oraz innymi skarbami duchowymi. Jakże nas tym budowali!

Ojciec był nauczycielem w szkole, ale za najważniejszą działalność edukacyjną uważał chrześcijańską służbę kaznodziejską. Starał się pouczać nas o Jehowie i modlił się z nami co wieczór. Wiosną 1919 roku sprzedał konia oraz bryczkę i za 175 dolarów kupił forda z 1914 roku, aby docierać z dobrą nowiną do większej liczby osób. W latach 1919 i 1922 pojechaliśmy tym samochodem na pamiętne zgromadzenia Badaczy Pisma Świętego w Cedar Point w stanie Ohio.

Cała rodzina — mama, tato, Esther, mój młodszy brat John i ja — brała udział w publicznym głoszeniu. Dobrze pamiętam pierwsze zadane mi pytanie biblijne. Miałem wtedy około siedmiu lat. „Chłopczyku, co to jest Armagedon?” — zapytał domownik. Przy niewielkiej pomocy ojca zdołałem udzielić mu biblijnej odpowiedzi.

Służba pełnoczasowa

W roku 1931 nasza rodzina była na zgromadzeniu w Columbus, gdzie z radością przyjęliśmy nową nazwę, Świadkowie Jehowy. John był tak zachwycony, że przekonywał mnie, iż powinniśmy rozpocząć służbę pionierską. Uczyniliśmy to, a z nami w szeregi pionierów wstąpili również mama, tato i Esther. Jakiż skarb mieliśmy — rodzinę zjednoczoną w radosnym dziele głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym! Nigdy nie przestaję dziękować Jehowie za ten cenny dar. Choć już wtedy byliśmy bardzo szczęśliwi, czekało nas jeszcze więcej radości.

W lutym 1934 roku zacząłem usługiwać w głównym ośrodku działalności Świadków Jehowy (nazywanym Betel) w nowojorskim Brooklynie. Kilka tygodni później dołączył do mnie John. Mieszkał ze mną w jednym pokoju, aż w roku 1953 poślubił swą ukochaną Jessie.

Po naszym wyjeździe do Betel rodzice pracowali jako pionierzy na różnych terenach, przyjmując przydzielone zadania. Towarzyszyli im Esther oraz jej mąż, Georg Read. Rodzice byli pionierami aż do roku 1963, kiedy to ukończyli ziemski bieg. Esther ma wspaniałą rodzinę, a ja — ukochanych siostrzeńców i siostrzenice oraz ich małżonków i dzieci.

Praca i towarzystwo w Betel

John wykorzystywał w Betel swoje zamiłowanie do techniki, na przykład współpracując z innymi betelczykami przy wytwarzaniu przenośnych gramofonów. Tysiące Świadków Jehowy używało ich później w służbie od domu do domu. Pomagał również w zaprojektowaniu i zbudowaniu maszyny pakującej i adresującej czasopisma, które wysyłano do indywidualnych prenumeratorów.

Służbę w Betel zacząłem od introligatorni. W drukarni pracowali też wtedy inni młodzi bracia, którzy po dziś dzień wiernie usługują w Betel. Należą do nich Carey Barber i Robert Hatzfeld. Inni, których ciepło wspominam, a którzy już umarli to: Nathan Knorr, Karl Klein, Lyman Swingle, Klaus Jensen, Grant Suiter, George Gangas, Orin Hibbard, John Sioras, Robert Payne, Charles Fekel, Benno Burczyk i John Perry. Przez lata sumiennie wykonywali przydzielone im zadania, nigdy nie narzekali i nie oczekiwali „awansu”. Mimo to niejednemu z tych namaszczonych duchem chrześcijan w miarę rozwoju organizacji powierzano poważniejsze obowiązki. Niektórzy nawet usługiwali w Ciele Kierowniczym Świadków Jehowy.

Współpraca z tymi ofiarnymi braćmi nauczyła mnie czegoś ważnego. Pracownicy świeckiej firmy dostają wypłatę za wykonaną pracę. To ich nagroda. Służba w Betel przynosi obfite błogosławieństwa duchowe i tylko ludzie o usposobieniu duchowym doceniają takie wynagrodzenie (1 Koryntian 2:6-16).

Nathan Knorr, który w roku 1923 przyszedł jako młodzieniec do Betel, w latach trzydziestych był nadzorcą drukarni. Codziennie przez nią przechodził i pozdrawiał każdego pracownika. Nowi betelczycy doceniali takie przejawy osobistego zainteresowania. W roku 1936 dostaliśmy z Niemiec nową maszynę drukarską; grupa młodych braci z trudem próbowała ją zmontować, więc brat Knorr się przebrał i pomagał im ponad miesiąc, aż ją uruchomili.

Brat Knorr był tak pracowity, że mało kto potrafił dotrzymać mu kroku. Ale umiał również odpoczywać. Nawet po tym, gdy w styczniu 1942 roku zaczął nadzorować ogólnoświatową działalność Świadków Jehowy, czasami grywał w baseball z betelczykami lub ze studentami Szkoły Gilead w South Lansing w stanie Nowy Jork.

W kwietniu 1950 roku rodzina Betel przeprowadziła się do nowo zbudowanego, dziesięciokondygnacyjnego budynku przy Columbia Heights 124 w Brooklynie. Tamtejsza jadalnia mieściła wszystkich członków rodziny. Podczas trzech lat budowy nie mieliśmy porannego wielbienia. Jakże się cieszyliśmy, gdy je wznowiono! Brat Knorr wyznaczył mi miejsce koło siebie przy stole przewodniczącego, abym przypominał mu imiona nowszych członków naszej rodziny. Przez 50 lat siedziałem tam w trakcie porannego wielbienia i śniadania. Dnia 4 sierpnia 2000 roku jadalnia ta została zamknięta, a mnie przydzielono miejsce w jednej z odnowionych jadalni w byłym hotelu Towers.

W latach pięćdziesiątych przez jakiś czas pracowałem w drukarni na linotypie, zestawiając wiersze, które następnie składano w strony przy sporządzaniu form drukowych. Nie było to moje wymarzone zajęcie, ale William Peterson, który nadzorował pracę na tych maszynach, był dla mnie tak miły, że jakoś je polubiłem. W roku 1960 potrzebni byli ochotnicy, by pomalować nowo zbudowany blok przy Columbia Heights 107. Bardzo chętnie zgłosiłem się do pomocy w przygotowaniu tego nowego obiektu dla naszej rosnącej rodziny Betel.

Wkrótce po zakończeniu malowania budynku przy Columbia Heights 107 zostałem mile zaskoczony zmianą przydziału pracy — miałem odtąd witać gości. Ostatnie 40 lat służby w charakterze recepcjonisty było dla mnie najwspanialszym okresem w Betel. Czy przyjeżdżali goście, czy nowi betelczycy, z zachwytem myślałem o owocach naszych wspólnych wysiłków na rzecz rozwoju spraw Królestwa.

Wnikliwi czytelnicy Biblii

Nasza rodzina Betel jest zdrowa pod względem duchowym, ponieważ jej członkowie kochają Biblię. Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Betel, spytałem Emmę Hamilton, korektorkę, ile razy przeczytała Biblię. „Trzydzieści pięć razy,” odpowiedziała, „a potem przestałam liczyć”. Anton Koerber, dzielny chrześcijanin usługujący w Betel mniej więcej tak długo jak Emma, miał zwyczaj powtarzać: „Biblię zawsze miej pod ręką”.

Po śmierci brata Russella w roku 1916, jego obowiązki w organizacji przejął Joseph F. Rutherford. Był on świetnym mówcą i jako prawnik bronił Świadków Jehowy w sprawach rozpatrywanych w Sądzie Najwyższym USA. Gdy zmarł w roku 1942, jego miejsce zajął brat Knorr, który bardzo ciężko pracował nad doskonaleniem umiejętności wygłaszania wykładów. Ponieważ mieszkałem blisko jego pokoju, często słyszałem, jak wielokrotnie ćwiczy swe przemówienia. Z czasem dzięki pilnym wysiłkom stał się znakomitym mówcą.

W lutym 1942 roku brat Knorr przyczynił się do wprowadzenia kursu, który miał pomóc wszystkim braciom w Betel ulepszyć umiejętność nauczania i przemawiania. Szkolenie to skupiało się na studium Biblii i przemawianiu publicznym. Na początku każdy z nas miał przygotować krótkie przemówienie o jakiejś postaci biblijnej. Moje było o Mojżeszu. W roku 1943 podobną szkołę wprowadzono w zborach Świadków Jehowy i jej zajęcia prowadzone są do dzisiaj. W Betel nadal kładzie się nacisk na zdobywanie wiedzy biblijnej i opanowanie skutecznych metod nauczania.

W lutym 1943 roku rozpoczęła naukę pierwsza klasa szkoły dla misjonarzy — Gilead. A niedawno naukę zakończyła już 111 klasa! W ciągu przeszło 58 lat szkołę tę ukończyło ponad 7000 absolwentów, usługujących później w różnych krajach w charakterze misjonarzy. Co ciekawe, kiedy rozpoczęło się to szkolenie, na całym świecie było niewiele ponad 100 000 Świadków Jehowy. Teraz dobrą nowinę o Królestwie Bożym głosi więcej niż 6 000 000 osób!

Wdzięczny za dziedzictwo duchowe

Krótko przed powstaniem Szkoły Gilead mnie i dwóm innym betelczykom powierzono zadanie odwiedzania zborów w USA. Przebywaliśmy w każdym z nich od jednego do kilku dni, a nawet tydzień, aby umocnić te zbory duchowo. Nazywano nas sługami dla braci; później określenie to zmieniono na sługę obwodu, a następnie na nadzorcę obwodu. Wkrótce po otwarciu Szkoły Gilead poproszono mnie, abym wrócił i poprowadził niektóre zajęcia. Usługiwałem jako wykładowca w klasach od 2 do 5, a w klasie 14 zastępowałem jednego ze stałych wykładowców. Ponieważ mogłem omawiać ze studentami wiele pamiętnych wydarzeń z nowożytnej historii organizacji Jehowy — a niemało z nich oglądałem na własne oczy — zacząłem bardziej cenić swe bogate dziedzictwo duchowe.

Innym przywilejem była możliwość uczestniczenia w międzynarodowych zgromadzeniach ludu Jehowy. W roku 1963 podróżowałem po świecie z przeszło 500 delegatami na kongres pod hasłem „Wiecznotrwała dobra nowina”. Inne historyczne zgromadzenia, w których brałem udział, odbyły się w Warszawie (1989), Berlinie (1990) i Moskwie (1993). Na każdym z nich spotykałem kochanych współwyznawców, którzy wytrwali mimo dziesiątków lat prześladowań ze strony nazistów, komunistów lub jednych i drugich. Jakże budujące były takie spotkania!

Prowadziłem naprawdę bogate życie, wypełnione służbą dla Jehowy. Zaznaję niekończących się błogosławieństw. W przeciwieństwie do bogactw materialnych dzielenie się tymi cennymi rzeczami jeszcze bardziej nas wzbogaca. Czasami słyszę, jak niektórzy mówią, że żałują, iż zostali wychowani jako Świadkowie Jehowy. Uważają, że bardziej docenialiby prawdy biblijne, gdyby najpierw poznali życie poza organizacją Bożą.

Zawsze niepokoją mnie takie słowa z ust młodych, ponieważ tak naprawdę mówią wtedy, że najlepiej byłoby nie poznawać od dzieciństwa dróg Jehowy. Ale pomyślcie o tych wszystkich złych zwyczajach i spaczonym sposobie myślenia, których ludzie muszą się oduczyć, gdy się zetkną z prawdą biblijną. Stale byłem wdzięczny za to, że moi rodzice wychowali naszą trójkę na drodze prawości. John pozostał wiernym sługą Jehowy aż do śmierci w lipcu 1980 roku, a Esther nadal jest lojalnym Świadkiem Jehowy.

Ze wzruszeniem wspominam wiele przyjaźni z wiernymi, chrześcijańskimi braćmi i siostrami. Spędziłem w Betel już ponad 67 wspaniałych lat. Mimo że nigdy się nie ożeniłem, mam wiele duchowych dzieci i wnuków. I cieszę się na myśl o spotkaniu jeszcze tylu kochanych, nowych członków naszej ogólnoświatowej rodziny duchowej, z których każdy jest niezwykle cenny. Jakże prawdziwe są słowa: „Błogosławieństwo Jehowy — oto, co wzbogaca”! (Przysłów 10:22).

[Przypis]

Zostałem ochrzczony 8 marca 1932 roku, a więc jakiś czas po podjęciu decyzji o rozpoczęciu służby pionierskiej.


W temacie: Pieśni Królestwa

2008-09-22, godz. 09:24

A ja lubiłam to uczucie kiedy cały stadion na jedną nutę...... ale chyba z samymi piesniami nie miało to nic wspólnego, bardziej to poczucie jedności wspólnoty, nawet gdybysmy wtedy radziecki hymn spiewali to tez bym miała to uczucie...

Myślę że wśród rosyjskich komunistów panuje duch jedności podjudzany samolubstwem.
A pieśni same w sobie mogą takie uczucia wzbudzać ale na krótką metę.
Prawdziwym więzem jedności jest MIŁOŚĆ ! ...ona nigdy nie zawodzi...
Smutne jest że niektórzy mają wypaczone jej pojęcie.

W temacie: 2005 Watch Tower Library CD-ROM

2008-09-01, godz. 19:31

jest polska wersja mam ją zajm,uje ok 4gb fajan a rzecz chociaz trochę siermiężnie zrobiaona ale można jakoś pzrełknąc ,oczywiscie wersja ze tak powiem braciowa piracka prawie wszystko oprocz insight , wiesz przesłał bym Ci na priv ale nie wiem jak to poszatkowac tą lochę 4gb

Wymyślcie coś chłopaki ;) Prośba do modów o udostepnienie miejsca na serwerze ,plz :)

W temacie: Poszukuję "Bitwy na niebie"

2008-09-01, godz. 19:26

ja też poproszę :D [email protected] pzdr,Dawid.