Skocz do zawartości


Zawartość użytkownika miedziana_cyna

Odnotowano 263 pozycji dodanych przez miedziana_cyna (Rezultat wyszukiwania ograniczony do daty: 2017-01-20 )



Sort by                Order  

#31589 Nowa Wersja Forum

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-08-08, godz. 17:51 w Zmiany w serwisie

Na samym początku przeraziłem się, bo zniknęły moje posty i w ogóle przestałem na forum istnieć :P Wszak zarejestrowałem się po owym 18 czerwca.

No ale znów jestem :D

Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów :)



#31609 Skąd się wzięła wiara w nieśmiertelność duszy?

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-08-08, godz. 18:46 w Dusza nieśmiertelna

SKĄD WZIĘŁA SIĘ WIARA W NIEŚMIERTELNĄ DUSZĘ?

Dopiero Orygenes (zm. ok. 254r.) oraz św. Augustyn (354-430 r.) uznali, ze dusza jest substancją duchową i stworzyli jej koncepcję filozoficzną. Byli oni pod wpływem neoplatonizmu — tak napisano w New Catholic Encyklopedia,1967,t 13 str.452-454.


Orygenes i św. Augustyn stworzyli ścisłą definicję filozoficzną duszy, ale jednak w nią samą i jej nieśmiertelność Żydzi wierzyli przynajmniej od czsów machabejskich. Dowód? Zajrzyjmy do Księgi Mądrości napisanej na przełomie II i I w. p. n. e. ŚJ i protestanci nie uznają jej co prawda za księgę natchnioną, ale można ją przecież uznać za źródło historyczne. Otóż w księdze tej wiele razy przewija się idea duszy nieśmiertelnej, jest to jedna z jej myśli przewodnich (aby znaleźć odpowiednie fragmenty i umieścić w odpowiednim kontekście radzę zainteresowanym przeczytać całą księgę).

W niesmiertelność duszy wierzyli też Faryzeusze (to ich różniło od Saduceuszów) i co ciekawe, w kwestii życia pośmiertnego Jezus ani razu nie potępił Faryzeuszów, za to Saduceuszów owszem.

Należy nadmienić, że wpółczesny judaizm ortodoksyjny wywodzi się właśnie z faryzeizmu i panuje w nim na ogół wiara w duszę nieśmiertelną. Judaiści wierzą też powszechnie w zmartwychwstanie ciała. Niemiej jednak kwestie życia pozagrobowego są w judaizmie tak mało istotne, że się ich nie rozważa. Dopuszczalna jest nawet reinkarnacja. Trudno jest więc mówić o oficjalnym nauczaniu judaistycznym na ten temat.

Co ciekawe, Samarytanie (którzy są ugrupowaniem narodowościowo-religijnym starszym zarówno od Faryzeuszów jak i Saduceuszów) wierzą w nieśmiertelnośc duszy, ale NIE w cielesne zmartwychwstanie. Za natchnione pisma uznają oni jedynie Pięcioksiąg - odrzucają więc Księgę Daniela, gdzie mowa o zmartwychwstaniu ciała. Pozwala to stwierdzić, że koncepcja duszy nieśmiertelnej jest starsza niż koncepcja zmartwychwstania. Samarytanie wierzą bowiem, że dusza po smierci idzie do Edenu - czyli raju. I nie ma dla nich żadnego powstania ciała z prochu. Jednak także i tutaj pojawia się kilka koncepcji, gdyż kwestia życia po smierci podobnie jak w judaizmie jest zepchnięta na dlaszy plan. Wiara w raj duchowy po śmierci jest jednak powszechna, zupełnie brak natomiast idei zmartwychwstania i piekła.

Wspomnę jeszcze, że Saduceusze także uznawali tylko Pięcioksiąg i odrzucali inne księgi (właśnie dlatego Jezus powiedział im: "Błądzicie, nie znając pism ani mocy Bożej"; Mt 22,29). Doszli jednak do innych wniosków niż Samarytanie - po prostu stwierdzili, że nie ma żadnej duszy ani żadnego zmartwychwstania; po śmierci przestajemy więc istnieć ("rachu-ciachu i do piachu"). Stosunek Saduceuszów do życia pozagrobowego był więc taki, jak współczesnych ateistów. Zaś nagrody od Boga za przestrzeganie przykazań oczekiwali w życiu doczesnym.

Interesujące jest, że doktryna ŚJ i Adwentystów Dnia Siódmego jest dokładnym przeciwieństwem wiary Samarytan (tzn. niesmiertelna dusza - nie, zmartwychwstanie - tak).

Na koniec krótkie zestawienie:

FARYZEUSZE, JUDAIŚCI I WIĘKSZOŚĆ CHRZEŚCIJAN:
Nieśmiertelność duszy - tak
Zmartwychwstanie ciała - tak

SADUCEUSZE:
Nieśmiertelność duszy - nie
Zmartwychwstanie ciała - nie

SAMARYTANIE:
Nieśmiertelność duszy - tak
Zmartwychwstanie ciała - nie

ŚJ, BADACZE, EPIFANIŚCI, ADWENTYŚCI, CHRYSTADELFIANIE:
Nieśmiertelność duszy - nie
Zmartwychwstanie ciała - tak

A więc wszystkie możliwe kombinacje!

Pozdrawiam :)



#33104 Pytanie o datę zamknięcia współczesnej arki Noego

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-08-24, godz. 15:08 w Chronologia biblijna i wydarzenia historyczne

HC, chyba źle zrozumiałeś ten tekst z Opoki. A przede wszystkim źle rozumiesz katolicyzm.

Kościół Katolicki uważa opowieść o Noem i Arce za legendę, niekoniecznie prawdziwą historycznie, ale prawdziwą i natchnioną jeśli chodzi o naukę teologiczno-moralną w niej zawartą. Czyli, aby uznać natchnienie tego fragmentu, katolik w ogóle nie zaprzata sobie głowy rzeczywistym istnieniem Noego. Zwraca uwagę natomiast na naukę, jako przekazuje ta opowieść - rozważa czy jest słuszna i w jaki sposób dotyczny jego własnego życia.

A dowody na istnienie/nieistnienie Noego i wystąpienie/niewystąpienie potopu to nic więcej jak tylko "ciekawostki biblijne" - niemające żadnego wpływu na natchnienie Pisma Świętego (bo nie świadczy o nim ścisłość historyczna, lecz ścisłość doktrynalna).

Ale uwaga!
Nie wszystko można podciągnąć pod kategorię "natchnionej legendy". Np. śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa muszą być wydarzeniami historycznymi, bo są one spełnieniem proroctw starotestamentalnych. ST jest jakby "cieniem" NT - więc nie musi być historycznie ścisły. ST jedynie przygotowywał lud Boży do zrozumienia pełni Prawdy objawionej w NT. Natomiast NT to już wypełnione obietnice, fundament naszej wiary, obiekt starotestamentalnych zapowiedzi. Muszą być więc prawdziwe historycznie.

A więc prawdziwość wydarzeń historycznych jest niezmiernie istotna w tekstach nowotestamentalnych. Ale w ST w żadnym lub znikomym stopniu decyduje o natchnieniu danego fragmentu.

Pozdrawiam :)



#33352 Seks, przemoc i krwawe ofiary a TV

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-08-27, godz. 18:32 w Ogólne

Rozważając teksty Starego Testamentu musimy zapamiętać pewną rzecz: ludzie zbuntowali się przeciwko Bogu i zostali za karę wypedzeni z Raju - ich egzystencja miała od tego czasu obfitować we wszystkie cierpienia. Bóg jest sprawiedliwy i nie pozwoli, aby winny uszedł karze. Ale jest też miłosierny i na samym początku zapowiedział, że ludzie w końcu pokonają zło i jego źródło:

"Wtedy rzekł Pan Bóg do węża: [...] I ustanowię nieprzyjaźń między tobą a kobietą, między twoim potomstwem a jej potomstwem; ono zmiażdży ci głowę, a ty ukąsisz je w pięte".
(Rdz 3,14-15)

Tym "potomstwem", które "zmiażdżyło głowę" wężowi-szatanowi jest Jezus Chrystus, a "kobietą", które je wydało jest Maryja (warto zwrócić uwagę, że Jezus zwraca się do niej per "Kobieto"/"Niewiasto"). Zresztą chrześcijanie i osoby obeznane z chrześcijaństwem to wiedzą ;)

Wróćmy więc do tego, co było przed Chrystusem. Poziom moralno-etyczny ludzkości spadł na samo dno. Ludzi na ziemi przybywało, musieli więc zacząć toczyć boje o żyzną ziemię, wodę i przestrzeń zyciową. Podstawową wartością stała się siła fizyczna, zaczęto wierzyć w okrutne bóstwa, które wymagały krwawych ofiar. Te bóstwa były niczym innym jak personifikacją tego, do czego dążył ówczesny mężczyzna! W zamierzchłej Starożytności wielu ludzi - także dzieci - ginęło w walkach, od chorób lub od niedożywienia. Największym bogactwem kobiety były więc dzieci - musiała ich rodzić jak najwięcej, żeby została doceniona. Stąd bałwochwalczy kult płodności.

Bóg jednak nie pozostawił ludzi samych. Wysyłał proroków, którzy po kolei, po małym kawałku - tak żeby umysł ludzki mógł przyjąć - odsłaniali wolę Bożą. Bóg nas kocha i dlatego nie chciał nas uczynić marionetkami we własnych rękach - dlatego dał nam wolną wolę i... dostosował się do nas! Tak, może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale Bóg w swoich przesłaniach dostosowywał się do poziomu moralnego ówczesnej ludzkości! Kolejni prorocy podnosili go pomału, o jeden szczebel. Jak widać, Bóg nas ukochał takich, jakimi nas stworzył - nie zamierzał zrobić z nas bezmyślnych robotów "zaprogramowanych" na czynienie dobra. Ale w takiej sytuacji nie mógł za dużo objawić na raz - lecz jednorazowo tyle, aby umysł ludzki mógł tę naukę pojąć.

W czasach Mojżesza, Jozuego, Samsona czy Dawida liczyła się właśnie siła. Na ówczesnych ludziach robiły wielkie wrażenie wygrane bitwy, stosy trupów wroga i obfite łupy. Gdyby Jahwe od razu kazał "nadstawiać drugi policzek" to wówczas okoliczne narody wyśmiałyby takiego Boga! Tymczasem Bóg Izraelitów miał wzbudzać respekt. I rzeczywiście - Biblia opisuje przypadki nawróceń pogan, którzy byli swiadkami popisów siły Jahwe i Jego Ludu (np. Rahab z Jerycha). Tymczasem gdyby starotestamentalni Izraelici byli pokorni jak np. wczesnochrześcijańscy meczennicy, to wówczas ich "słaby" Bóg stałby się jedynie obiektem kpin.

Bóg dobrze wiedział, kiedy zesłać na świat Swojego Syna, aby objawić pełnię Swojej nauki. Dobrze wiedział, kiedy ludzkość była na to gotowa - wystarczająca wrażliwa, aby zrozumieć sens cierpienia i piękno przebaczenia. On się do nas dostosował - poczekał aż dojrzejemy. "Okrutny" Bóg okazał się byc w rzeczywistości kochający i cierpliwy.

Zresztą sam Jezus powiedział, że pewne rzeczy w ST były dopuszczane ze względu na ogrom naszych grzechów i niegotowść na pełną poprawę. Zacytuję tu wypowiedź Jezusa, który wyjaśniał, dlaczego Mojżesz zezwalał na rozwody - a On już nie:

"Ze względu na zatwardziałość waszego serca pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz na początku tak nie było"
(Mt 19,8)

Na początku - w Raju - Bóg dał jednemu mężczyznie jedną kobietę i mieli być razem na zawsze. Ale po wygnaniu z Raju, aby umożliwić ludziom powrót do doskonałości, musiał nieco "poluzować" zasady, jakimi mieli się kierować. Kiedy ludzie tonęli w grzechach - musiał im na niektóre zezwolić (np. dopuścić rozwody, posiadanie nałożnic). Kiedy ludzie dążyli do siły i gdy robiła ona na nich wrażenie - był silny i bezwzględny (np. zdobywanie Kanaanu, zakaz przebaczania nieprzyjaciołom).

Ale Jezus to "drugi Adam". On przyszedł, aby wszsytko przywrócić do stanu, jaki był "na początku". Dlatego w etyce chrześcijańskiej nie ma już miejsca na rozwody, nałożnice, ofiary ze zwierząt, wybijanie narodów, kolekcjonowanie napletków, palenie pól wroga, ćwiartowanie kobiet itp.

Jeśli zaś jesteś obrażony na Boga, że przysporzył ludziom tyle cierpienia, ale jednocześnie podziwiasz Jezusa i jesteś gotów uwierzyć, że On jest tym Bogiem, to zwróć uwagę, że... Bóg na krzyżu poniósł już swoją "karę". A co więcej, zdjął wieczną karę z nas - którzy na nią naprawdę zasługujemy. I to wszystko dobrowolnie - z miłości do nas!

Pozdrawiam :)



#33354 Biblijna opowieść o wieży Babel: ile jest w niej prawdy?

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-08-27, godz. 18:58 w Ogólne

Pamiętajmy, że w Biblii określenia "cały świat" czy "wszyscy ludzie" oznaczają po prostu "cały okoliczny znany obszar" lub "wszystkie znane okoliczne ludy". Rozproszenie języków opisane w Biblii nie musi więc dotyczyć całej kuli ziemskiej! Możliwe, że opowiadanie dotyczy okresu, kiedy zaczęły się różnicować poszczególne narodowości pomiędzy ludźmi mówiącymi jednym z prajęzyków.

Ja osobiście uważam, że Bóg przemawia do człowieka przede wszystkim poprzez naturalne zjawiska, które są wyrazem Jego woli. Cuda są możliwe - ale nie zawsze konieczne. Akurat opowiadanie o wieży Babel rozumiem w bardziej "naturalistyczny" sposób.

Otóż żyjący na dużym obszarze osiadły lud, który mówił jednym z istniejących prajęzyków, posiadł umiejętność budowy trwałych budynków oraz zaczął się organizować politycznie. Jego przywódcy postanowili więc założyć centrum polityczno-religijne, jakim miało być "Babel" (oczywiście sama nazwa "Babel" ma późniejsze źródło, jest to aluzja do gwarnego, wielojęzycznego Babilonu). Jako poganie wierzący w bóstwa pełne ludzkich przywar i mieszkające w dosłownym niebie nad chmurami uważali, że jeśli zbuduja bardzo wysoką wieżę - sięgającą ponad chmury - wówczas uda im się poskromić nawet bogów i że staną się przez to niepodlegającymi nikomu panami całego świata. Zaczęli więc budowę, ale - zgodnie z prawami natury, które są wyrazem woli Bozej - zbudowanie takiej wieży było oczywiście niemożliwe. Przywódcy ludu, którzy projektowali tę budowlę, zaczęli się między sobą kłócić, wyszły na jaw animozje pomiędzy nimi, okazało się, że każdy ma co innego na myśli - nie mogli znaleźć, jak to się mówi, wspólnego języka. Dlatego opuścili miejsce nazwane później "Babel", rozeszli się na różne strony i z czasem zaczęli mówić odrębnymi językami.

Jest to dla mnie opowiadanie najprawdopodobniej zainspirowane echem prawdziwych wydarzeń historycznych, ale o znaczeniu przede wszystkim alegorycznym - nie musi być więc ścisłe historycznie. Zaś jeśli chodzi o znaczenie tej alegorii, to zgadzam się i z Haelem, i z Bratem Jaraczem. Mowa jest tu zarówno o pysze ludzkiej, jak też i o owym "targowaniu się z Bogiem", które przecież jest jej wyrazem, czyż nie? ;)

Pozdrawiam :)



#33381 Seks, przemoc i krwawe ofiary a TV

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-08-28, godz. 09:59 w Ogólne

Sebol, pamiętaj, że my dla Boga nie jesteśmy zabawką, tylko kimś więcej. Zabawkami to byli ludzie dla dla bóstw antycznych, np. takiego Zeusa, któremu spodobał się pewien chłopiec Ganimedes. I... siup! Zabrał go do góry na Olimp jako swoją maskotkę.

Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Takimi nas stworzył i nie zamierza tego zmieniać. Powinniśmy się z tego cieszyć. Pomyślmy przez chwilę, że nie nie jesteśmy żadnymi "zabawkami" czy "robotami". Bóg owszem może nas "zaprogramować" na czynienie samego dobra, ale czy nie dał nam większej godności - możliwości wyboru pomiedzy dobrem a złem?

Metody działania Boga dziwią ludzi. Ale On jest po prostu wszechmogacy i nieogarniony dla nas. On nas rozumie i wie, co dla nas jest dobre. To my często nie wiemy, czego sami potrzebujemy. Zaś On wie wszystko. Czy mamy jakieś podstawy, aby twierdzić, że gdyby Bóg kierował światem inaczej, to byłoby nam lepiej? To oczywiste, że nie! Jeśli już wierzymy w Boga, to bądźmy konsekwentni - skoro Bóg stworzył taki świat, w jakim się obracamy, to taki po prostu powinien być!

Zauważ też, że Bóg dobrowolnie zrzekł się na naszą korzyść części swojej mocy twórcej, wiedzy i władzy. W końcu tworzymy cywilizację, wynajdujemy nowe urządzenia, penetrujemy kosmos, rządzimy państwami i sprawujemy urzędy. Już w Raju Bóg polecił Adamowi ponazywać wszystkie istoty żywe - a więc poznawać świat, określać go i systematyzować. A w Psalmie 82,6 Jahwe powiedział: "Wyście bogami i (...) synami Najwyższego". Zobaczcie, jak Bóg podniósł naszą godność - dał nam ziemię w posiadanie i uczynił wobec niej bogami! A więc Bóg, zgdodnie ze swoją własną wolą, nie ingeruje za bardzo w te sprawy, które są domeną ludzi. Bóg jedynie pomaga człowiekowi, tam gdzie jest słaby, nie umie podjąć właściwej decyzji lub gdy kieruje się ku zagładzie. Chrześcijaństwo to religia, w której Bóg współdziała z człowiekiem. Bóg i Jego lud tworzą razem zespół dążący do osiągnięcia wspólnych celów. A cele na przestrzeni wieków mogą być różne!

Pewnie bym się cieszył, gdyby Bóg tak nagle mnie "naprawił" - myk! i usunął wszelkie niedogodności i cierpienia. W końcu każdy człowiek jest w pewnym stopniu hedonistą... Ale czy walka z przeciwnościami nie jest czymś wspanialszym? Czy naprawianie samego siebie jedynie przy współpracy z Bogiem nie jest wznioślejsze niż bycie naprawionym przez samego Boga bez naszego udziału?

Na ziemi jest ciężko... Ja i tak mam przynajmniej na razie szczęście, więc może nie powinienem się wypowiadać... Ale jest wiele osób, które cierpią i - o dziwo! - to akceptują.

Należy postawić pytanie: czy chcemy być bogami w tym zakresie, który wszechmogący Bóg z własnej suwerennej woli dał nam we władanie - czy może raczej zabaweczkami w Jego rękach?

Pozdrawiam :)



#35712 Czym jest Duch święty?

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-09-20, godz. 16:17 w Trójca

Robert, podoba mi się Twoja argumentacja. Rzeczywiście, przytoczony przez Ciebie werset w zupełności wystarczy, aby zamknąć wszelkie dyskusje na temat boskości Syna i Ducha.

"W IMIĘ Ojca, Syna i Ducha Świętego" - nie "w imona" tylko "w imię". Ojciec, Syn i Duch noszą jedno wspólne imię. Z tym, że Ojciec jest Bogiem zgadzają się wszyscy. Wszyscy też się pewnie zgodzą, że Imię Boże nie przysługuje nikomu poza samym Bogiem.

Skoro więc Syn i Duch mają jedno Imię z Ojcem, to nie powinno ulegać watpliwości, że są oni Osobami tego samo Boga, co Ojciec.

Jeden nierozdzielny Bóg w 3 odrębnych Osobach. W Biblii nie ma słowa "Trójca". Ale jest nauka o boskości Ojca, boskości Syna i boskości Ducha Świętego. Możemy nie uzywać słowa "Trójca". Możemy wymyślić jakiekolwiek inne słowo lub nie wymyślać żadnego. Ale w świetle Słowa Bożego musimy przyjąć naukę, że istnieje jeden Bóg w 3 Osobach.

Pozdrawiam :)



#44291 Duch Święty - w jaki sposób dzieli się na mniejsze części?

Napisano przez miedziana_cyna on 2006-12-07, godz. 16:04 w Trójca

Myślę, że Bóg po prostu jest wszędzie - wszystko wypełnia i wszystko przenika. Jest więc obecny zarówno w naszej czasoprzestrzeni, jak też i poza nią. Jest nawet w piekle (nie ma Go jednak DLA dusz tam przebywających, gdyż nie odczuwają Jego obecności). Mirek zapewne trochę źle się wyraził.

Pozdrawiam :)



#65326 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-06, godz. 23:39 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Jaka szkoda, że KRK nie uchwalił dogmatu na ten temat, czy wąż w edenie miał nogi czy nie miał. A skoro nie ma dogmatu więc wybacz ale każdy może nauczac jak uważa na ten temat, więc i ten ksiądz mógł dać taka odpowiedź jaka w danej chwili wydała mu sie logiczna.


Obecnie w KRK jest raczej tendencja, aby relację o wydarzeniach w Edenie interpretować alegorycznie, więc pytanie o to, czy wąż miał nogi jest bezzasadne, a tym bardziej formułowanie dogmatu na ten temat.

Osobiście jednak uważam (pomijając kwestię dosłowności interpretacji), że ów gad miał nogi, które stracił po obrzuceniu przez Boga klątwą. Taki wniosek nasuwa mi się niejako sam i myślę, że w ten sposób widział to autor.

Zresztą nawet w świetle teorii ewolucji można powiedzieć, że węże miały kiedyś nogi - wywodzą się bowiem od przodków wyposażonych w kończyny.

Pozdrawiam :)



#65627 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-11, godz. 16:12 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Adelfos, czy nie jesteś przypadkiem chrystadelfianinem? Z tego, co wiem, to oni właśnie głoszą, że wąż kuszący Ewę był po prostu zwierzęciem i oprócz tego mają jeszcze mnóstwo innych ciekawych doktryn (z którymi, no cóż, w 99,9% się NIE zgadzam).

W sumie to bardzo ciekawie byłoby poznać jakiegoś chrystadelfianina, bo oni są jacyś tacy... tajemniczy (w tym sensie, że nikt ich nie słyszy, nikt nie widuje, a jednak gdzieś tam istnieją).

Pozdrawiam :)



#65628 polemiki między ŚJ, protestantami a katolikami

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-11, godz. 16:23 w Tematyka ogólna

Niekatolicy w świetle nauczania KK mogą być zbawieni. I nauczano tak również przed Vaticanum II!

Polecam: http://msza.net/m/i/cz15_00.html . Są to rozważania na temat słów dogmatu "Poza Kościołem nie ma zbawienia" z 1911 (!) roku. I, o dziwo, okazuje się, że jednak także wtedy nauczano, że niekatolik może być zbawiony. Sobór Watykański II mocniej to zaakcentował, ale żadnych nowinek w tej materii nie wprowadził. Zmiany w nauczaniu dotyczą tu jedynie kwestii dzieci nieochrzczonych, ale żadna z tych nauk (ani "starsza", ani "nowsza") nie została udogmatyzowana, więc wciąż można toczyć na ten temat dyskusję.

W każdym razie proszę zwrócić uwagę na różnice pomiędzy "ciałem" a "duszą" Kościoła. Myślę, że to wiele wyjaśni.

Pozdrawiam :)



#65661 polemiki między ŚJ, protestantami a katolikami

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-11, godz. 20:42 w Tematyka ogólna

Ależ, ależ, interpretacja to podstawa! Równie dobrze można stwierdzić, że Biblię można wyrzucić do kosza, bo i tak potrzebne jest mnóstwo objaśnień, żeby ją zrozumieć. A od czasu do czasu pojawia się ktoś "mądry" i stwierdza, że do tej pory interpretowano źle i podaje nową naukę.

Z dogmatami podobnie. Też wymagają objaśnienia, gdyż ogłaszane są w postaci formuł teologicznych, które zwykłemu śmiertelnikowi niewiele mówią. A z tym dogmatem o jedynozbawczości Kościoła jest bardzo dużo nieporozumień. Sens jednak jest taki:
Przynależność do Kościoła Katolickiego jest w normalnych okolicznościach konieczna do zbawienia, a Bóg sam wie, kiedy zaszła okoliczność "nienormalna" i ze względu na Swoje miłosierdzie może obdarzyć zbawieniem poza Kościołem. I w ten sposób KK zawsze oficjalnie nauczał; nigdy np. nie twierdzono, że Indianie żyjący w Ameryce przed Kolumbem pójdą do piekła z powodu niewiary (w końcu nie mieli od kogo usłyszeć o Chrystusie i Jego Kościele). Za to od protestantów nieraz słyszałem takie absurdalne stwierdzenia.

Pozdrawiam :)



#65866 polemiki między ŚJ, protestantami a katolikami

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-12, godz. 22:00 w Tematyka ogólna

to tekst który przytoczyłaś nie dotyczy np. mnie, który w pełni świadomie odszedłem od KRK bo nie mogłem kilku ważnych dla tego kościoła nauk pogodzić z tym co naucza Biblia i co mi pokazuje moje sumienie. Stąd moje osobiste pytanie o to, czy mogę być zbawiony jeśli świadomie odszedłem od kościoła który ma takie dogmaty.


Cześku, kwestia Twojego zbawienia jest sprawą między Tobą a Bogiem. Twoje nieuznawanie dogmatów KK mogło być np. spowodowane tym, że błędnie lub pokrętnie Ci je wyjaśniano lub tym, że byłeś zgorszony niemoralnością kleru itp. Jeśli Twoje sumienie nie pozwalało Ci z jakiegokolwiek powodu uznać nauczania KK (np. zobaczyłeś w Biblii jakiś werset wydający Ci się z nim niezgodny a nikt z katolików nie potrafił tego wyjaśnić), to bardzo możliwe, iż zaszła wówczas ta szczególna sytuacja dopuszczająca zbawienie poza Kościołem instytucjonalnym (tzw. "ciałem" Kościoła).

Pismo Święte mówi, że kto szuka, ten znajduje. Jeśli Twoje odejście od KK było właśnie wynikiem takiego szczerego i uczciwego poszukiwania, to wówczas... Domyślasz się chyba, co sugeruję, ale za Boga nie zamierzam się wypowiadać.

Pozdrawiam :)



#65922 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-13, godz. 10:08 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Jest jeszcze jedna możliwość: po prostu w raju ludzie mieli możliwość porozumiewania się ze zwierzętami; panowały tam wszak zupełnie inne warunki niż teraz i zwierzęta inaczej się zachowywały (np. lwy były roślinożerne). Tak więc "wspólny język" ludzi i zwierząt zdaje się być jak najbardziej możliwy.

Osobiście jednak uważam ten opis za alegoryczny.

Pozdrawiam :)



#66026 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-13, godz. 20:36 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Myślę, że od cierpienia wolny był tylko Raj, który wcale nie zajmował całej Ziemi (znajdował się w pewnym konkretnym miejscu "na wschodzie"). Poza Rajem żyły zwierzęta rodzące w bólach, natomiast w Edenie odbywało się to bezboleśnie.

Z tego, co mi wiadomo, z Raju zostali wygnani tylko ludzie, zwierzęta więc tam zostały.

Pozdrawiam :)



#66085 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-14, godz. 13:44 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Serdecznie dziękuję za fantastyczną odpowiedź. Wreszcie ktoś rozjaśnił mi moje horyzonty. Proszę Ciebie, podaj mi tylko, w którym miejscu w Biblii jest wytłumaczenie, że Raj to Eden, i gdzie poza Rajem żyły zwierzęta rodzące w bólach oraz to, że w Edenie odbywało się to bezboleśnie.
Co się stało z tymi zwierzętami, które tam zostały?
Serdecznie pozdrawiam :D


Przede wszystkim: ja nie interpretuję tego dosłownie, więc to była tylko taka sugestia. Chętnie jednak wyjaśnię.

O tym, że rajski ogród (Eden) nie zajmował całej Ziemi, Biblia mówi wprost: "I zasadził Bóg ogród w Edenie na wschodzie" (Rdz 2,8). Skoro było to w pewnym konkretnym miejscu "na wschodzie", to znaczy, że istniało jeszcze coś poza Rajem.

Ludzie zostali wygnani z Raju za dopuszczenie się grzechu. Jedną z kar było rodzenie w boleściach. Zwierzęta nie zgrzeszyły (pominąwszy szczególny przypadek węża) i nie zostały z Edenu wypędzone (bo niby za co?) ani w żaden inny sposób ukarane (a więc rodzenie w boleściach, rozumiane jako kara, nie może ich dotyczyć).

Kiedy Adam i Ewa znaleźli się poza Rajem, to spotkali zwierzęta i zaczęli zajmować się ich hodowlą (Abel składa w ofierze barana). Musiały to więc być inne zwierzęta niż te z Edenu, gdyż:
1. Zabijają się nawzajem (w Raju tego nie było).
2. Rodzą w bólach (w Raju tego nie było).
3. Jak wywnioskowałem powyżej, zwierząt z Raju nie wypędzono.

A "Eden" i "Raj" są synonimami:
"Słowo "raj" (*rajь 'raj' - irańskie por. awest. rāy ‘bogactwo, szczęście’), które chrześcijanie używają jako synonim ogrodu w Edenie, pochodzi z perskiego określenia paradis oznaczającego "ogród" lub "ogrodzone miejsce". Po raz pierwszy zostało użyte w Septuagincie w odniesieniu do ogrodu w Edenie." (z Wikipedii)

Pozdrawiam :)



#66166 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-16, godz. 12:53 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Haael, pomyliłeś słowa "Eden" i "Edom". Zaś "Adam" znaczy "człowiek".

Pozdrawiam :)



#66169 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-16, godz. 17:55 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Rzeczywiście, jeśli chodzi o Adama, to masz rację, sprawdziłem. Ale co do Edenu nie dotarłem do żadnych informacji na ten temat; w każdym razie dla wszystkich niemalże jest oczywiste, że Eden to rajski ogród.

Jak możesz, to podaj namiary, skąd masz informację, że "Eden" pochodzi od tego samego źródłosłowu, co "Edom" i "Adam". Pierwszy raz się z taką etymologią spotkałem.

Pozdrawiam :)



#66561 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-06-21, godz. 10:56 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Wg nauczania katolickiego archaniołów jest siedmiu, gdyż w Biblii archanioł Rafał mówi o sobie: "Jestem jednym z siedmiu aniołów, którzy stoją w pogotowiu i wchodzą przed majestat Pański" (Tb 12:15). Wolno jednak czcić tylko tych, którzy są wspomniani w Piśmie Świętym, tzn. Michała, Gabriela i Rafała.

Pozdrawiam :)



#68121 Bóg jako Ojciec.

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-07-06, godz. 19:21 w Trójca

"Kto widział Mnie, widział Ojca" (J 14,9), powiedział Pan Jezus.

Jezus Chrystus jest doskonałym odbiciem Ojca, jako jeden Bóg razem z Nim ma tę samą naturę i te same przymioty; dlatego też "zobaczyć Syna", znaczy tyle samo, co "zobaczyć Ojca". Oprócz tego, rozpatrując ludzką naturę Jezusa, możemy powiedzieć, że jest On jedynym doskonałym obrazem Ojca, gdyż ten obraz w Adamie i Ewie zatarł się przez grzech, zaś w Chrystusie, będącym bez grzechu, obraz ów pozostał nienaruszony i ze wszech miar doskonały.

Poza tym Jezus jest Ojcem Przedwiecznym w sensie ojcostwa duchowego. Zwróćmy uwagę, że np. Apostołowie Paweł i Jan uważali tych, którym głosili Ewangelię, za swoje dzieci, samych zaś siebie za ojców wobec nich (św. Jan w swoim I Liście wielokrotnie zwraca się do odbiorców "dzieci", zaś św. Paweł w 1Tym 1,2 nazywa Tymoteusza "prawowitym synem w wierze"). Czyż więc Chrystus nie jest takim Ojcem duchowym w o wiele większym stopniu niż ci Apostołowie? W końcu to od Niego wszystko się zaczęło - i to zaczęło przed wiekami, "odwiecznie" ("nim był Abraham, Ja jestem"; J 8,58). To Chrystus prowadził Lud Boży na pustyni i był mu duchową skałą (1Kor 10,4), to On ten lud wychowywał niczym Ojciec - w końcu Syn Boży przekazuje to, co "słyszy od Ojca" (J 15,15).

Widać więc, że Jezus jest:
1. Doskonałym Obrazem Ojca.
2. Duchowym Ojcem wobec Izraelitów i chrześcijan.
3. Ucieleśnieniem Słowa Ojca.

Co wraz z należnym Mu przymiotem przedwieczności nadaje Mu prawo do nazywania się "Ojcem Przedwiecznym".

Pozdrawiam :)



#68370 W jaką postać Boga wierzycie?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-07-08, godz. 09:34 w Trójca

Adelfosie, ten fragment, który podałeś wyraźnie ukazuje, że Jezus ,rósł' i ,umacniał się'. Jest to niemozliwe dla wszechmocnego Boga. Dla Jego Objawienia-owszem.


Przepraszam bardzo, ale powyższe zdanie zawiera oczywistą sprzeczność: jak coś może być niemożliwe dla wszechmocnego Boga? Jeśli Jego wolą było, aby na pewien czas zrezygnować z części swojej mocy, aby móc "rosnąć" i "umacniać się", to w czym problem? Jest wszechmocny, więc jak Mu się czegokolwiek zachce, zawsze może to uczynić!

Jezus, będąc wszechmogącym Bogiem na równi ze Swoim Ojcem, przy wcieleniu pozwolił, aby Jego boska natura pozostała ukryta pod przyjętą natura ludzką. Dobrowolnie zrezygnował ze swojej mocy Bożej ("Który, chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu"; Flp 2,6), a więc np. Jego wszechwiedza została ograniczona tylko do tego, co Mu objawiał Ojciec (dlatego właśnie Jezus w Swoim ziemskim życiu nie wiedział, kiedy nastąpi koniec świata i mówił, że Jego Ojciec jest większy).

Jezus musiał zrezygnować z wielu przejawów boskości po to, aby pokazać nam, jak być doskonałym człowiekiem. Człowiek musi rosnąć i umacniać się, dlatego Jezus też poddał się temu prawu. Gdyby Jezus na ziemi był "zbyt boski", to wówczas nie mógłby być dla nas przykładem, bo niby jak człowiek ma naśladować Boga?

Doskonałość Jezusa polegała na tym, że jako człowiek ("drugi Adam") całkowicie wypełnił Swoją ziemską misję, do końca pozostając wiernym Bogu, Swojemu Ojcu. Tą misją była zbawcza męka i śmierć, o czym zaświadcza Pismo: "I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, a osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy są mu posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego" (Hbr 5,8-9).

Nie możemy natomiast twierdzić, że Jezus był np. doskonałym cieślą i nie popełniał błędów w stolarce albo, że podczas gdy mówił, nie popełniał błędów gramatycznych itp. Jego misja, powierzona przez Ojca, nie polegała przecież na wyprodukowaniu najlepszego stołu świata czy zdobyciu tytułu mistrza poprawnej aramejszczyzny ;) W tych przypadkach Jezus był jak najbardziej ludzki, gdyż przyszedł na ziemię w konkretnym celu, a nie po to, by popisywać się Swoją boską potęgą. Jezus to w końcu Zbawiciel, a nie kuglarz.

Pozdrawiam :)



#68375 zależność prawdziwości doktryn od praktycznej moralności głosiciela

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-07-08, godz. 10:22 w Tematyka ogólna

Jak dla mnie jest to dowód na to, że prawdziwych uczniów Chrystusa nie da się zamknąć w instytucjonalnych ramach jednego Kościoła. Niejeden ateista jest lepszym chrześcijaninem od niejednego dewota. Ten pierwszy, chociaż nie wierzy w Chrystusa, to jednak naśladuje Go w swoim życiu, zaś ten drugi tylko dużo o Chrystusie gada. A jeśli chodzi o konieczność wyznania wiary ustami, to myślę, że wyznać wiarę w Jezusa można też prawdomówność, szczerość i dobre intencje swoich wypowiedzi. Nie wszyscy w końcu mieli możliwość poznania Chrystusa jako Boga i Zbawiciela, wszyscy jednak mogą wyznać wiarę w Niego poprzez naśladownictwo w słowach i uczynkach. W końcu jeśli wyznajemy, że Jezus jest Panem, to wówczas stawiamy się w pozycji Jego sług - a więc czynimy, to co Pan nakazał. Jeśli więc np. jakiś ateista nie mówi wprost, że Jezus jest Panem, ale postępuje zgodnie z Jego naukami - tak jak Jego sługa, to czyż wówczas nie wyznaje przez to swojej wiary - wiary w to, że słowa Jezusa są słuszne?

Słowa Jezusa o miłości między uczniami pozwalają nam odróżnić prawdziwych chrześcijan od takich właśnie dewotów, którzy chodzą do kościoła, klepią pacierze, czytają Biblię, śpiewają pieśni itd., nic z tego do swojego życia nie wnosząc. Te wszystkie akty pobożnościowe mają nam jedynie pomóc w tym, aby całe życie przeżyć na chwałę Boga i zgodnie z Jego przykazaniami. Same w sobie natomiast celem nie są.

A przykazania, zgodnie z którymi mamy żyć, to przykazania miłości. Dlatego to właśnie miłość jest wyznacznikiem prawdziwości naszej wiary.

Pozdrawiam :)



#68381 zależność prawdziwości doktryn od praktycznej moralności głosiciela

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-07-08, godz. 11:26 w Tematyka ogólna

Masz rację: taki dowód to żaden dowód. Bo są też inni, bardzo porządni i bogobojni księża, którzy również wierzą w Trójcę. Dlaczego akurat ten "zły" ksiądz ma być standardem ukazującym, jacy są trynitarze, a nie ten "dobry"?

W końcu wśród osób nie wierzących w Trójcę też są różni. A osąd należy tylko do Boga i On sam wie, kto należy do Jego owiec. Nie wszyscy muszą mieć dokładne poznanie, bo zbawienie jest z wiary, a nie wiedzy.

Pozdrawiam :)



#68469 Czy wąż, który rozmawiał w ogrodzie Eden z Ewą, miał nogi?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-07-08, godz. 20:40 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Ta cała Ellen White to w ogóle niezła aparatka. Czytając "Wielki Bój" czy inne jej pisma nietrudno się uśmiechnąć :D A o tym, że jej rzekome objawienia na pewno nie pochodzą od Boga, możemy się przekonać, wchodząc na http://www.ellenwhite.org

W sumie adwentyści (ci od pani White), mormoni i ŚJ to dla mnie najmniej przekonujące ugrupowania religijne wywodzące się z chrześcijaństwa. Nauki przez nich głoszone jakoś spływają po mnie niczym woda po kaczce, choćby nie wiadomo jak krasomówczy kaznodzieja do mnie w ich imieniu przemawiał. Nic tam się nie klei, nie jest logiczne, po prostu nie trzyma się kupy ;)

Pozdrawiam :)



#68614 W jaką postać Boga wierzycie?

Napisano przez miedziana_cyna on 2007-07-09, godz. 16:40 w Trójca

Myślę, że Jezus mógł także i przed zmartwychwstaniem przechodzić przez zamknięte drzwi, tylko po prostu tego nie chciał robić! On z własnej woli stał się człowiekiem i dał się ograniczyć; On na ziemi tylko spełniał wolę Ojca! Najwidoczniej wolą Boga Ojca nie było, aby Jezus popisywał się różnymi trickami. Po prostu czynił takie cuda, jakie miał uczynić i tyle. Okazał się przez to dla nas Wzorem cierpliwości i posłuszeństwa.

A skoro mógł przed zmartwychwstaniem rozmnożyć chleb, chodzić po wodzie i wskrzesić Łazarza, to czemu nie mógłby wtedy przechodzić przez zamknięte drzwi? Jedyne pytanie: po co miałby to robić?

Pozdrawiam :)