Małżeństwo ze Świadkami Jehowy
#1
Napisano 2005-10-19, godz. 11:13
Jestem szczególnie ciekawa opini ludzi, którzy żyją w takim małżeństwie.
Pozdrawiam
#2
Napisano 2005-10-19, godz. 12:12
Co do "zdominowania", to różnie bywa. Jednak najczęściej strona katolicka ma do wyboru albo zobojętnienie religijne i godzenie się na indoktrynację dzieci albo życie w stanie ciągłej wojny domowej na tle religijnym. Obie ewentualności są przykre.
Można postawić pytanie, dlaczego w tej alternatywie nie wymieniłem trzeciej możliwości, że to ŚJ będzie obojętny i będzie się godził na katolickie wychowanie dzieci.
Przede wszystkim dlatego, że religia nakazuje ŚJ nawrócenie współmałżonka i dzieci.
Co więcej, ŚJ wierzy, że jeśli tego nie zrobi, wtedy Bóg Jehowa w czasie Armagedonu zabije dzieci i współmałżonka. Dlatego ŚJ (we własnym pojęciu) nie ma innego wyjścia, jak tylko robić wszystko, co się da, aby przeciągnąć innych na swoją stronę.
Małżeństwo osób wyznających inne religie, nie ma szans na przetrwanie.
Mogłoby ew. przetrwać małżeństwo INGNORUJĄCE inne religie. Np. mąż nie chodziłby na mszę, a żona nie chodziłaby na Salę Królestwa. Mąż nie słuchałby papieża, a żona nie słuchałaby Ciała Kierowniczego, itd. Wtedy byłaby szansa na zgodę.
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#3
Napisano 2005-10-19, godz. 12:34
Moja Ukochana Jest ŚJ, Wasze rady link
Ślub ŚJ z katolikiem link
Świadkowa, historia pewnej miłostki link
Raczej nie można liczyć na to, że na tle społeczności zboru taki związek zostanie pozostawiony sam sobie i będzie można w nim spokojne funkcjonować czy zachować wyznaniową autonomię.
#4
Napisano 2005-10-19, godz. 18:20
Pozdrawiam
#5
Napisano 2005-10-19, godz. 19:00
Jeśli oboje żyjecie w związku niezalegalizowanym, zapewne Ty również jesteś niepraktykująca. Wyżej pisałem, że związek osób IGNORUJĄCYCH dwie religie ma o wiele większe szanse od związku osób WYZNAJĄCYCH inne religie.
Jeśli jesteś katoliczką, legalizacja związku cywilnego nic Tobie nie daje, w tym sensie, że wg nauki Kościoła Kat., dalej "żyjesz w grzechu" (na ślub kościelny ŚJ się bowiem nie zgodzi). Oznacza to natomiast zmianę dla Twego partnera (wg nauki ŚJ ślub cywilny jest wystarczający dla uporządkowania stosunków z Bogiem).
Nie wiem, czy tak jest, ale jeśli to Twój partner nalega na legalizację związku, tzn. prawdopodobnie chce znowu głosić (bo teraz traktowany jest jako "rozpustnik" i nie może tego czynić). Oznacza to, że już obecnie, świadkowie Jehowy ze zboru mają na niego większy wpływ niż np. 2-5 lat temu. Z chwilą kiedy jego kontakty ze zborem staną się bardziej intensywne (a legalizacja małżeństwa sprawi, że będzie traktowany, jako "pełnowartościowy" świadek Jehowy, a nie jak "grzesznik"), należy spodziewać się, że osoby ze zboru będą miały coraz większy wpływ na psychikę Twego męża i na funkcjonowanie Waszego związku. Oznacza to, że legalizacja związku będzie zaproszeniem do ingerencji zboru w Waszą prywatność.
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#6
Napisano 2005-10-19, godz. 19:51
#7
Napisano 2005-10-19, godz. 20:24
Dlaczego o tym wspominam? Chodzi mi o to, że wielu starszych zboru, po prostu lekceważy swoje obowiązki i nie wykonuje tego, czego organizacja oczekuje.
Do tego, trzeba też wziąć pod uwagę, że głosiciele-donosiciele nie wszystko wiedzą.
Jeśli ktoś mieszka z kobietą, ale gdzieś dalej, poza terenem swego zboru, a w zborze pojawia się rzadko, to ktoś się spyta: "co u Ciebie słychać? dlaczego tak rzadko bywasz?" i usłyszy "pracuję zawodowo". Koniec rozmowy. I taki stan może trwać latami.
Kiedy mnie podejrzewano o "zbrodnię" polegającą na "niewierzeniu w niewolnika wiernego i rozumnego", to starsi zboru, którzy mieszkają trzy domy dalej, szli do mnie chyba trzy lata, a jak przyszli, to nic sensownego nie ustalili, bo udawałem durnia i mówiłem na zasadzie "wiem, ale nie powiem". Odeszli, nie podejmując żadnej decyzji. Gdy zmieniłem nastawienie i postanowiłem odejść, odeszłem na własne życzenie. Tyle w sprawie wykluczania (pamiętamy obydwaj, że rozpusta i odstępstwo są równie ciężkimi zbrodniami wg ŚJ).
Natomiast z opowiadania Alki, wiemy tylko tyle, że jej partner jest związany mentalnie i psychicznie ze ŚJ, ale nie wiemy, czy jest aktywnym ŚJ, nieaktywnym ŚJ czy wykluczonym ŚJ, który chce powrócić do zboru i dlatego nalega na ślub cywilny (obstawiam trzecią możliwość, jako najbardziej prawdopodobną).
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#8
Napisano 2005-10-20, godz. 07:58
Co do tego czy on jest praktykującym ŚJ, to trudno mi powiedzieć. Staramy się nie poruszać tematów związanych z jego religią. Ale z tego co wiem chodzi na spotkania, chociaż mówi mi, że stara się w tym ograniczać. Wiem napewno, że nie chodzi po domach. Myśle, że jest to plus.
Zauważyłam, że nie trzyma sie on tak kurczowo tego co uczą go, w jego wierze. Ale nie chce z niej zrezygnować, bo mówi że lubi chodzić na takie spotkania.
Pisaliście że za spotykanie się z osobą niewierzącą mogą go wylkuczyć ze zboru. To dlaczego tego jeszcze nie zrobili?? Czy coś jest tutaj nie tak??
#9
Napisano 2005-10-20, godz. 08:35
Nie wiem, jak to jest z Iszem, ale w moim przypadku podobno liczą, że się jeszcze nawrócę . W końcu pochodzę z rodziny o solidnych tradycjach WTS-owskich. A co do ostrzeżeń — potwierdzam, prawda .Brat_Jaracz oraz Iszbin jawnie propagują "odstępstwo" w internecie, a w Gdańsku nawet wielu starszych ostrzega przed Bratem_Jaraczem jako przed wcielonym diabłem, a mimo to, podobno obydwaj do tej pory nie zostali oficjalnie wykluczeni.
Alka, wbrew pozorom wykluczenie nie jest takie proste jak się wydaje. Obowiązują konkretne procedury, muszą być świadkowie grzechu (co najmniej 2), należy powołać tzw. komitet sądowniczy, który sądzi nieszczęśnika itp. Sebastian ma rację, że takich grzeszników jak ja czasami wyklucza się zaocznie, bez tych wszystkich ceregieli. Ale zdarza się to nieczęsto.
Pozdrawiam
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#10
Napisano 2005-10-20, godz. 09:12
#11
Napisano 2005-10-20, godz. 11:30
Ze strony mojego chłopaka nie obawiam się, że zmieni nagle zdanie i zmusi mnie, i w przyszłości moje dzieci, do tego żebyśmy byli ŚJ. Ale nie jetem pewna reszty jego środowiska. Nie chce żeby ktoś w przyszłości wywierał jakieś presje na nasz zwiazek.
#12
Napisano 2005-10-20, godz. 11:53
No i ten ślub w kościele będzie jego ostatnim "wybrykiem" jako ŚJ. Takich rzeczy ukryć się po prostu nie da, a wytyczne sa jednoznaczne:Abym ja mogła nadal być w mojej wierze, wieźmiemy ślub w kościele katolickim. Bo takie zawarcie małżeństwa z osobą z innej wiary w kościele katolickim jest możliwe. Ślub cywilny oczywiście też będzie.
Zważajcie na samych siebie i na całą trzodę, s.95
Odstępstwo.
Odstępstwo to odsunięcie się, odpadnięcie, zdrada, bunt, rezygnacja; należy do niego nauczanie fałszywych doktryn, popieranie religii fałszywej i obchodzenie jej świąt oraz działalność międzywyznaniowa (...).
Gdyby sie dowiedziano, że ktoś nawiązał kontakt z inną społecznością religijną, należy zbadać tę sprawę, i - jeśli się to potwierdzi - trzeba powołac komitet.
Gdyby ustalono ponad wszelką wątpliwość, że dana osoba przyłączyła się do innej religii i zamierza w niej pozostać, starsi ogłoszą w zborze krótki komunikat, że taki a taki sam się odłączył (w87/8, s.28).
W związku z powyższym nie wróże Twojemu chłopakowi kariery w WTS dłuższej niż do kościelnego ślubu.
Pzdr.
A member of AJWRB group
#13
Napisano 2005-10-20, godz. 17:45
Ślub taki wymaga zgody biskupa. Biskup musi otrzymać zapewnienie, że nie grozi Ci utrata wiary. W praktyce oznacza to, że dopuszcza sie ślub z człowiekiem niewierzącym lub obojętnym religijnie, ale nie z tzw. heretykiem. ŚJ są uważani za heretyków i to raczej wyklucza zgodę (chyba, że oszukacie biskupa, np. deklarując
że ukochany jest ateistą lub agnostykiem).
Poza tym, ślub kościelny ze ŚJ wymaga od pana młodego czynienia rzeczy zabronionych ŚJ, np. modlitwa wspólna z wyznawcami innej religii, klękanie, znak krzyża i inne sprawy.
Na koniec dodam, że ślub z osobą niewierzącą jest możliwy tylko gdy jest to osoba nieochrzczona po katolicku. Jeśli Twój chłopak jako niemowlę został ochrzczony, a rodzina dopiero potem wstąpiła do sekty, to nigdy nie otrzyma zgody na ślub "w charakterze osoby niewierzącej", bo dalej jest traktowany jako członek Kościoła.
Istnieją też śluby międzywyznaniowe, ale ślub ekumeniczny ze ŚJ jest niemożliwy.
Ktoś może argumentować, że przecież wyznawcy wielu religii biorą ślub z katolikami. Tak, ale oni uważają, że wszyscy chrześcijanie służą Bogu, tylko w nieco inny sposób. Dlatego prawosławny czy ewangelik, biorąc ślub z katoliczką, wierzy, że ksiądz katolicki służy Bogu. ŚJ natomiast wierzy że księża służą diabłu, a cały Kościół Kat. jest narzędziem w ręku szatana. Powstaje pytanie, przed kim taki ŚJ składałby przysięgę? Przed Bogiem? Przed diabłem? Jak on to rozumie?...
Zazwyczaj, jeśli ŚJ godzi się na katolickie wychowanie dzieci, robi to po prostu dlatego, że zobojętniał na sprawy religijne i jest mu absolutnie wszystko jedno, czy będziesz uczyć dzieci pacierza, czy modlitwy muzułmańskiej czy żydowskiej. Przecież z jego punktu widzenia, są to wszystko religie diabelskie (a jedyną prawdziwą jest tylko religia ŚJ).
Na koniec doprecyzuję, za co ŚJ wykluczają. Wykluczają za seks przedmałżeński, a kiedy młodzi mieszkają razem, wtedy starsi zboru domniemują, że młodzi współżyją fizycznie. W skrajnym wypadku, szczególnie fanatyczni i zawzięci starsi, mogliby chłopaka wykluczyć za jednorazowe przenocowanie pod Twoim dachem. Za chodzenie samo na randki ("przytulanie się i trzymanie za ręce") wykluczenia nie ma. Ślub cywilny z nie-ŚJ jest mocno odradzany, ale takie małżeństwo jest tolerowane (do czasu, kiedy presja zboru nie doprowadzi do rozbicia takiego związku). Ślub kościelny jest podstawą do wykluczenia, ale nie dlatego, że ŚJ poślubił nie-ŚJ, ale dlatego, że "wział udział w praktykach religii fałszywej", (za jaką ŚJ uważają katolicyzm).
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#14
Napisano 2005-10-20, godz. 19:53
oj jest, jest... a dokladniej za nie nawrocenie sie z tego zlego postepowania, utrzymywanie 'bliskich' stosunkow z druga osoba mimo rozmow ze strarszymi.Za chodzenie samo na randki ("przytulanie się i trzymanie za ręce") wykluczenia nie ma.
#15
Napisano 2005-10-20, godz. 21:09
Powiedzcie, Bracie_Jaraczu i Liberale, czyżbym przespał jakieś nowe światło?
z tego, co mi wiadomo, randki z osobą ze świata są tępione, a delikwent jest wzywany na dywanik i choćby miał 50 lat musi tłumaczyć się jak szczeniak.
Ale jeśli powie, że się nie zastosuje, to starsi zboru są bezsilni i nie moją wykluczyć za sam fakt randkowania. Taki stan pamiętam z końcówki XX wieku.
Czyżby nowe światło? A może Twój chłopak, titam, ma po prostu pecha i należy
do jakiegoś wyjątkowo fanatycznego zboru?
Z tego, co pamiętam, starsi mogą blefować, bez pokrycia strasząc wykluczeniem, ale nie są w stanie spełnić swojej groźby...
Przypominam sobie paranoiczną sytuację, gdy wezwano mnie na dywanik (miałem chyba 25 lat) i zarzucono mi, że po każdym zebraniu odprowadzam do domu pewną panienkę lat 29. Ona była siostrą, a ja odprowadzałem ją do domu, ok. 20:00-21:00 i nawet nie wchodziłem na pięć minut na kawę. Mimo to strasznie się to nie podobało zborowym dewotkom. Starsi w 6 oczu (ich dwóch na mnie jednego) zaczęli mnie pouczać, że apostoł Paweł nie jadł mięsa, aby kogoś tam nie zgorszyć. Odrzekłem, że mięsa to ja również mogę nie jeść, a w tej sprawie mam czyste sumienie i zakrzyczeć się nie dam, bo Jehowa wie, że jestem w porządku. Ich słowa o "niebezpieczeństwie niemoralności" skwitowałem pytaniem: "a jak wy to sobie wyobrażacie? Idąc przez las położymy się na drodze i na śniegu zaczniemy grzeszyć na 20 stopniowym mrozie? Pogięło was? przecież ja nawet nie wchodzę od niej do domu?" Padło słowo o wykluczeniu. Wyśmiałem ich. Po prostu zaśmiałem im się w twarz i powiedziałem, że chyba się nie wyspali, bo nie ma żadnych powodów. Otworzyli książkę zważajcie i przeczytali pół zdania. Zaprotestowałem, że to jakaś paranoja, przecież tekst jest wyrwany z kontekstu. Nie pozwolili mi wziąć tej książki do ręki. Przeczytali dłuższy fragment (akapit) i usłyszeli, że to jest nie na temat, bo ja wcale u tej siostrzyczki nie nocuję. "Ale bracia się gorszą". Zadelarowałem, że nie zrezygnuję z życia osobistego tyko dlatego, że się komuś coś nie podoba. Znowu werset o niejedzeniu mięsa. Na koniec spytałem tych starszych, czy są w stanie zaprzeczyć, że istnieją w zborze osoby, które pyskują, że oni obydwaj to materialiści, bo mają drogie samochody. "Ale te osoby nie mają racji, bo my się dorobiliśmy pracą własnych rąk i nikomu nic do tego". "No więc sami przyznajecie, że istnieją przypadki, kiedy czyjeś gorszenie się jest bezzasadne i nie wymaga zmiany postępowania ze strony osoby, która jest krytykowana..."
Wtedy nagle zmienili temat, zaczęli mnie chwalić za gorliwą służbę dla Jehowy, a o kwestii gorszenia współwyznawców "randkowaniem" zapomnieli jak ręką odjął...
A może mi dlatego się "upiekło", że Gośka była siostrą?... Cholera wie...
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#16
Napisano 2005-10-20, godz. 21:41
Sytaucją "patologiczną" może być natomiast fakt, że świadek romansuje z odstępcą, który zalicza się przecież do niższej grupy niż "światus" . I za to raczej na 100% jest out. Ale to całkiem inna bajka, z innego paragrafu.
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#17
Napisano 2005-10-20, godz. 22:38
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#18
Napisano 2005-10-21, godz. 06:02
To tylko moje przypuszczenia, ale pewnie chodzi o efekt odstraszający. A napomnienie? Pewnie za brak skruchy z powodu tego bezeceństwa . Oczywiście takie działanie nie ma najmniejszego sensu, jeśli oceniać je w kategoriach zdrowego rozsądku. Jednak biorąc pod uwagę absurdy WTS, pewnie można by znaleźć w nim sens. Kto wie, może przy kolejnym ślubie nie skończyłoby się na napomnieniu...jaki sens ma napominanie PO zamążpójściu? na czym ma polegać ew. skrucha i zmiana postępowania na lepsze? na obietnicy, że jeśliby została wdową, to drugi raz takiego błędu, jak ślub ze światusem, nie popełni?
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#19
Napisano 2005-10-21, godz. 08:37
Ja jako osoba wychowana w rodzinie ŚJ od urodzenia, obecnie po za Organizacją (brak chrztu i innych rzeczy) występuję w roli osoby niewierzącej w ceremoni ślubu kościelnego. Napisałeś ze będę musiał robić znak krzyża? Modlić się? Klękać? Przecież skoro jest sie osobą niewierzącą - to dlaczego ma się coś takiego robić? Moi rodzice to już białej gorączki dostają przez sam fakt że będą musieli uczestniczyć w takim wydarzeniu - ale wiecie też jakie ja mam odczucia - i nie zgodzę sie na to by robić mi znaki krzyża, żebym klękał itp.
Może masz Sebastian ciut szczegółowsze info?
#20
Napisano 2005-10-21, godz. 10:36
1) szacunku dla ceremonii, która odbywa się w Kościele
2) złożenia deklaracji, że małżeństwo uważasz za ważne aż do śmierci
3) złożenia obietnicy, że zgadzasz się na katolickie wychowanie dzieci
Zgodnie z nową instrukcją dla proboszczów, opracowaną przez bp. Stanisława Stefanka (który w Episkopacie Polski odpowiada za kwestie rodzinno-małżeńsko-moralne), kandydat na współmałżonka musi zadeklarować poszanowanie NIEROZERWALNOŚCI małżeństwa. Oznacza to zaprzeczenie jednej z fundamentalnych nauk WTS o dopuszczalności rozwodu.
Przypomnę, że wg nauczania Kościoła Kat., małżeństwo jest nierozerwalne, choćby nawet żona w przyszłości uprawała seks z kimś innym na oczach męża i śmiała mu się prosto w twarz, mówiąc, że nie okazuje skruchy.
Wracając do Twojego ślubu, musisz wraz ze swoją laską stawić się osobiście na jednogodzinne (czasami półtorejgodzinne) "przesłuchanie" u proboszcza.
Będziesz musiał okazać dowód osobisty, powiedzieć, czy kiedykolwiek zawierałeś ślub itd. Oprócz tego, co oczywiste (powód zawarcia małżeństwa: kochamy się), trzeba także odpowiedzieć na kilkadziesiąt pytań mniej oczywistych, w tym m.in. na pytanie, czy uznajesz nierozerwalność małżeństwa.
Jeśli odpowiesz "NIE", albo "tak, ALE" wtedy niezależnie od Twojego ale proboszcz MUSI Wam odmówić udzielenia tego sakramentu.
Co do szczegółów nt. nie-żegnania się i nie-klękania, musiałbym spytać proboszcza.
Niestety, nawet proboszcz może nie wiedzieć zbyt wiele, bo po pierwsze, takie uroczystości jak ślub z niewierzącym są rzadkością (w Polsce 98% jest ochrzczone po katolicku i w razie potrzeby solidnie płaci za eksresowe uzupełnienie "braków w dokumentacji", błyskawicznie przyjmując I komunię św. i bierzmowanie).
Kiedy już dochodzi do takiego dziwnego ślubu, zazwyczaj osoba niewierząca kieruje się miłością do żony, a ponieważ w nic nie wierzy, wiec dla niej jest to po prostu taka sobie dziwna, ciemnogrodzka szopka, albo (jeśli ma mniej emocjonalny stosunek do Kościoła), wtedy jest to dla niej po prostu wymyślony przez ludzi obyczaj, który trzeba uszanować.
Chodzi o to, że z reguły nikt z niewierzących nie protestuje przeciwko klękaniu czy żegnaniu się (robi to albo po to, aby nie zrobić żonie wstydu albo z szacunku dla uczuć religijnych innych osób, znajdujących się w świątyni). Z tego powodu, problem do tej pory nie zaistniał, a Kościół Kat. nie wypracował klarownych procedur, co trzeba zrobić, gdy pan młody nie chce się żegnać, klękać, itd. itp.
Ty reprezentujesz dość dziwny przypadek, mianowicie chcesz wziąć ślub kościelny, mimo że wierzysz, iż Kościół Kat. jako całość jest religią fałszywą, Babilonem Wielkim, zasługującym na gniew Boży, a ślubu ma Ci udzielać klecha służący (wg Ciebie) szatanowi, natomiast cała uroczystość NIE będzie (wg Ciebie) zaciaganiem zobowiązań wobec Boga, ale sprawianiem radości diabłu.
W tej sytuacji, (proszę, nie obrażaj sie na mnie, że to napiszę): wszystko co planujecie jest jednym, wielkim idiotyzmem...
W tej sytuacji, proboszcz z parafii Twojej dziewczyny, zrobi wielkie oczy, a potem pisemnie lub telefonicznie zapyta swego biskupa, a ten będzie jeszcze bardziej zdziwiony i prawdopodobnie odmówi zgody na całą imprezę.
Jeśli zależy Ci na katolickim ślubie kościelnym, zacznijmy od kilku postawowych pytań, które Cię nie ominą:
1) czy byłeś kiedykolwiek ochrzczony po katolicku, np. jako niemowlę (a dopiero potem, Twoja rodzina "poznała prawdę")?
2) czy obecnie możesz zadeklarować, że jesteś osobą niewierzącą (agnostyk, ateista) lub obojętną religijnie (wszystko Ci zwisa i powiewa)
3) czy możesz zadeklarować, że jesteś osobą życzliwe usposobioną do Kościoła Kat.?
Aby uzyskać ślub kościelny jako niewierzący, musisz odpowiedzieć 1=nie, 2=tak, 3=tak, inaczej nic nie wskórasz u żadnego ksiedza, choćbyś nawet zapłacił milion nowych złotych. Szczególnie mnie ciekawi, czy jesteś pewien, że nigdy nie ochrzczono Cię jako niemowlaka.
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych