Cara:Do jasnej...
Po pierwsze: bezwyznaniowy NIE RóWNA SIę ateista. Można wierzyć w Boga, nie należeć do żadnej organizacji i mieć nadzieję zbawienia.
Po drugie ateista NIE RóWNA SIę: złodziej, gwałciciel i morderca. Storm odmawia ateistom przyzwoitości ludzkiej traktując ich (nas) jako hedonistów. Ogłaszam więc: ateista TO NIE hedonista.
Dla niektórych Świadków każdy nie-Świadek jest hedonistą. Oni naprawdę myślą, że światusy gżą się grupowo, kradną zamiast kupować a święta służą jedynie jako okazja do chlania na umór. Na szczęście dość łatwo jest ich przekonać, że wcale tak nie jest.
Co ciekawe, podobny pogląd mają o ludziach zachodu muzułmanie z krajów, gdzie ograniczony jest przepływ informacji. Niektórzy przeżywają szok, kiedy się dowiadują, że na zachodzie są kościoły i istnieją pojęcia małżeństwa i wierności.
I na koniec, dlaczego przynależność do jakiejkolwiek organizacji ma być gwarantem dobrego postępowania danej osoby? Dlaczego Storm uważa, ze człowiek po prostu "musi" gdzieś należeć?
To nie tak. Storm uważa, że wiara jest ważniejsza od uczynków i utożsamia wiarę z przynależnością do jakiejś organizacji. Dla Storma, jeżeli dobrze rozumiem, i wiara i uczynki są warunkami zbawienia, ale wiara jest ważniejsza albo "pierwsza". Wiara, czyli przynależność do jakiejś organizacji.
Nie rozumiem też, skąd się wziął pogląd, że własna interpretacja jakiegokolwiek słowa (w tym wg waszego przekonania Bożego) jest gorsza od interpretacji grupy innych osób.
A ja też uważam, że interpretacja grupy jest lepsza od interpretacji pojedynczej osoby. Uzasadnienie tego wymaga kilku założeń.
1. Istnieje jedna absolutna prawda i człowiek jest potencjalnie w stanie ją poznać.
2. Istnieją poglądy "gorsze" i "lepsze" (bliższe prawdzie) i każdy człowiek potrafi sam porównać dwa poglądy i ocenić, który jest lepszy.
3. Jest tylko jedna poprawna interpretacja Biblii.
4. Każdy człowiek interpretuje Biblię i tworzy własną interpretację. Interpretacje bywają lepsze i gorsze.
5. Grupa osób na przestrzeni wieków interpretowała Biblię. To, co mamy teraz, to maksimum po wszystkich interpretacjach Biblii, jakie miały wszystkie te osoby.
Jeżeli Biblię interpretowało przede mną milion osób, to żeby moja interpretacja była lepsza, musiałaby być jednocześnie lepsza od miliona interpretacji wszystkich poprzednich osób. Dlatego raczej nie uda mi się samemu wyprodukować lepszej interpretacji i warto przyjąć interpretację tej grupy. Co najwyżej może mi się udać z'interpretować lepiej jakiś jeden mały werset i przejdę wtedy do annałów historii. Ale do tego musiałbym być teologiem.
W Kościele katolickim wspomniana grupa nazywa się magisterium Kościoła, a proces produkowania interpretacji i brania po nich maksimum - Tradycją apostolską. U Świadków owa grupa to Ciało Kierownicze a proces zmian interpretacji określa się mianem nowego światła. Różnice z katolikami są dwie. Po pierwsze u katolików każdy może ogłosić swoją interpretację i zażądać jej weryfikacji. U Świadków coś takiego jest tępione jako niezależne myślenie. Tylko pomazańcy mają prawo produkować interpretacje. Po drugie u katolików postęp jakości interpretacji jest monotoniczny (każda następna interpretacja jest lepsza od poprzedniej) a u Świadków leci raz w górę raz w dół. Jest tak dlatego, że katolicy posługują się przy ocenie interpretacji logiką a Ciało Kierownicze ustala swoje oficjalne interpretacje przez głosowanie.
Storm:"W pewnym zakresie". Mam nadzieję, że Kościół jasno ustala granice, bo wg mnie łatwo się zapomnieć.
Te wersety, które mają oficjalną, ustaloną interpretację nie podlegają dyskusji, ale jest cała masa wersetów, których znaczenia nie znamy. O nich można dyskutować.
Poza tym większa część Biblii posiada kilka znaczeń. Coś jak "głębsza treść" jakiejś książki. Niektóre wersety zostały celowo napisane dwuznacznie, żeby można je było odczytać na kilka sposobów. Zawiera je zwłaszcza Ewangelia Jana.
Jeśli niewierzący nie "zdążą" umrzeć przed dniem sądu Bożego to stawia ich to w gorszej sytuacji niż tych, którzy są po stronie Boga, ponieważ zostaną wytraceni. Jeśli natomiast umrą w niewiedzy lub zatwardziałości, to będą mieli szansę się zreflektować ('powstaną do życia prawi i nieprawi - Dzieje 24:15).
Wiem, ale nie o to mi chodzi. Wierzący i niewierzący są u Świadków traktowani tak samo. Jedni i drudzy zostaną poddani "ostatecznej próbie". Zatem wiara nie jest dla Świadków warunkiem koniecznym zbawienia. Mówimy o wierze tu, w tym systemie rzeczy.
Może Ci się wydawać, że w takim razie lepiej jak najszybciej dokonać żywota i mieć wszystko już za sobą.
Gdybym wiarę w Boga traktował jak deal, umowę handlową z Bogiem - ja Mu wiarę, On mi zbawienie - to owszem. Ale mówiłem Ci już, że to jest złe.
Można to odnieść do naszych czasów, ale w troche innym wymiarze. Wydaje mi się, że chodzi o to, iż przedstawiciele niektórych religii (lub wierni) oddają cześć Bogu samymi 'wargami'. Utrzymują, że to robią, lecz tak naprawdę nie znają Boga. Są tak zatwardziali w sercach, że nie potrafią się opamiętać. A drugi syn, to ci, którzy może i na początku nie uwierzyli w nauki religii prawdziwej (jaka by ona nie była, nie faforyzuje w tej chwili ŚJ), ale później zrozumieli swój błąd i stali się jej członkami.
Twoja interpretacja powołuje cztery różne byty. Dla Ciebie zgoda syna oznacza przynależność do religii, niezgoda syna - niewiarę w nauki religii, podjęcie pracy - nawrócenie, a niepodjęcie - "letnią" wiarę. Natomiast ja mam tylko dwa byty: zgoda/niezgoda syna - wiara lub niewiara (albo, niech Ci będzie, przynależność lub nie do jakiejś religii), a podjęcie i niepodjęcie pracy to wypełnianie lub niewypełnianie przykazań bożych.