... wcielając się w osobę ŚJ, który
szczerze wierzy w to że Bóg wymaga od niego raczej śmierci i tym samym zostawienia, na własne życzenie, rodziny samej sobie niż przyjęcia transfuzji i jeśli jest przekonany o tym że współmałżonek zgodzi się na przeprowadzenie transfuzji - wydaje mi się, że w takiej sytuacji powinno się zrozumieć, iż wybór domniemanego ŚJ padnie na osobę "obcą", która to w jego przekonaniu pozwoli mu postąpić zgodnie z nakazem Bożym.
Możnaby to przedstawić na głupkowatym przykładzie :
mężczyzna - odpowiednik ŚJ
żona - odpowiednik Nie ŚJ
obcy mężczyzna - odpowiednik starszego, innego ŚJ itp...
Wyobraźmy sobie że pewne małżeństwo siedzi w samochodzie na światłach, gdy nagle od strony kierowcy (męża) podbiega młody mężczyzna i zadaje cios nożem kierowcy , w wyniku czego mężczyzna zaczyna tracić przytomność oraz dużo krwi i musi się natychmiast dostać do szpitala, nie mając nawet czasu aby czekać na karetkę. Mężczyzna świadomy tego że żona nie ma pojęcia jak prowadzić samochód, wyobraźmy sobie że wręcz totalny gamoń z niej, nie potrafi nawet odpalić silnika, a mężczyzna jest już w takim stanie że świadomy jest tego iż nie będzie w stanie jej instruować aż do szpitala. W tej sytuacji woła pierwszego z brzegu kierowcę siedzącego obok w samochodzie i prosi aby go zawiózł do szpitala.
Poza całym debilizmem sytuacji można zauważyć podobieństwa : w obu sytuacjach mężczyzna(ŚJ) kocha swoją żonę (nie SJ), jednakże w sytuacji w jakiej się aktualnie znajduje nie może na niej polegać i jest zmuszony zaufać komuś obcemu, kto "zna się lepiej".
---------------------------
Wyklucza to oczywiście sytuację w której ŚJ dogadałby sie ze swoją żoną nie ŚJ, na temat tego aby ta nie zgadzała się na transfuzję w razie konieczności.
Ja osobiście nie zgodziłbym się na odmowę gdyby taka
konieczność zaszła i uważam że nie mógłbym mieć pretensji o to do współmałżonki o to że chce kogoś poza mną na takowym upoważnieniu. (tzn. miałbym pretensje, kłóciłbym się itp... jednak musiałbym to zrozumieć i uszanować, z prostej przyczymy, a mianowicie z powodu tego że z jej perspektywy to jest sprawa jej życia wiecznego. JEdyne co by mi pozostało do wałkować do końca życia i starać się przekonać ją że to nie tego oczekuje Bóg).
---------------------------
Jest jeszcze jedna dosyć boląca sprawa.
Sytuacja taka powoduje : ból, wyraz braku zaufania, w pewnym stopniu dystansowanie się od partnera ( z którym to niby mieli stać się jednym ciałem), lęk i nie wiem co jeszcze... Czemu ?
- nie dlatego że się nie kochają
- nie dlatego że sobie nie ufają
- nie dlatego że ktoś w związku jest oszustem, kłamcą
- nie dlatego że współmałżonek jest "zły"
- nie dlatego że współmałżonek życzy ci źle, przecież wręcz przeciwnie
..... itp .....
Można powiedzieć że takie są efekty Bożego prawa jeśli nie są oparte na właściwym zrozumieniu Bożej łaski.
Wszystko to jednak prowadzi do tego że Dobry człowiek czyni zło.
To w co wierzysz nie jest prawdą, jest tylko tym w co wierzysz a umysł pozwoli Ci tego doświadczyć. Zrobi wszystko aby to na czym się koncentrujesz, o czym ciągle myślisz stało się możliwe do doświadczenia.