W związku z tym w czasopismach możemy przeczytać o braciach i siostrach żyjących gdzieś na końcu świata: chociaż są bardzo ubodzy, a wyjazd na kongres to dla nich prawdziwa wyprawa w najgorszych warunkach, to jednak pragnienie serca doprowadza ich do celu, gdzie doznają wspaniałej braterskiej miłości. Albo też dowiadujemy się, że dla jakiegoś brata czy siostry wyjazd na zgromadzenie okazał się niezwykle ważny, zmieniający dalsze życie, czy (jak wspomniano w jednym z poniższych przykładów) wręcz dosłownie życie ratujący. Jeszcze inni tak bardzo chcieli być obecni na kongresie, że woleli coś ważnego poświęcić, z czegoś zrezygnować albo nawet znosić prześladowania ze strony wrogo nastawionej do ŚJ rodziny. Pokonywane są przeszkody komunikacyjne, finansowe oraz rodzinne. Wysiłek i odwaga głosicieli bywają ogromne, ale to wszystko się opłaca. W finale czekają łzy szczęścia i wdzięczność za możliwość uczestniczenia w doniosłym dla całej społeczności braterskiej wydarzeniu. Niżej zamieszczam kilka typowych przykładów.
- Strażnica z 1971 roku, nr 3:
ZGROMADZENIE, KTÓRE POZOSTAWIŁO TRWAŁE WRAŻENIE
Międzynarodowe zgromadzenie świadków Jehowy pod hasłem: „Pokój na ziemi”, jakie dwa lata temu odbyło się w Tokio, wywarło trwałe wrażenie. Oto na przykład pewna młoda gospodyni domowa z północnej Japonii, która szybko przyjmowała prawdę biblijną, postanowiła pojechać na to zgromadzenie. Tymczasem jej mąż, rybak z zawodu, był temu przeciwny. W końcu zdołała doprowadzić do takiej ugody: Pierwszego dnia razem z nią będzie na zgromadzeniu, a potem złoży wizytę krewnym. Ale ten pierwszy dzień zrobił swoje! Przyszedł pierwszego dnia, drugiego, i tak przychodził aż do szóstego, czyli ostatniego dnia włącznie. Dopiero później znalazł czas dla krewnych. Jego żona jest teraz świadkiem Jehowy, a on studiuje ze świadkami.
(...)
W sierpniu 1969 roku młody mężczyzna z Jokohamy, członek oddziału policyjnego do zwalczania rozruchów, dostał do rąk egzemplarz czasopisma Przebudźcie się!, gdzie omówiony był temat: „Dlaczego na całym świecie szerzą się bunty studenckie?” Ponieważ został specjalnie przeszkolony co do sposobu postępowania z rozszalałymi studentami, więc interesowała go możliwość rozwiązania tego problemu. Dnia 6 października zaczął studiować ze świadkami Jehowy. Dowiedziawszy się o zgromadzeniu pod hasłem: „Pokój na ziemi”, mającym się odbyć w Tokio w dniach od 14 do 19 października, musiał się zdecydować: Czy wziąć udział w zgromadzeniu, choćby to oznaczało zwolnienie ze specjalnej brygady policji, czy zrezygnować z wyjazdu? Wybrał obecność na zgromadzeniu. Ten młody człowiek został ochrzczony 7 marca 1970 roku i teraz pełnoczasowo zajmuje się głoszeniem pokoju. (...)
- Strażnica z 1971, nr 6:
Postanowiła być obecna
MATKA dwojga dzieci z miejscowości Los Altos w stanie Kalifornia (USA), będąca świadkiem Jehowy, wyjaśnia, jak Jehowa Bóg pobłogosławił jej starania o możliwość uczestniczenia w jednym z kongresów, które odbywały się dwa lata temu pod hasłem: „Pokój na ziemi”. Pisze ona:
„Mąż mój zawsze mocno przeciwstawiał się moim wysiłkom, aby wytrwać w prawdzie Bożej. Posuwał się aż do fizycznego znęcania się i obelg oraz palenia mi literatury biblijnej. Bardzo chciałam być obecna na kongresie, ale po prostu nie widziałam ku temu możliwości. Po pierwsze miejsce zgromadzenia wyznaczone było w mieście odległym od nas o około 650 kilometrów. Po drugie mam dwoje małych dzieci, których nigdy nie wolno mi było zabrać na Salę Królestwa ani na żadne inne zebrania. A po trzecie mój mąż absolutnie nie daje mi ani centa na wydatki związane z prawdą Bożą.
„Wspomniałam o tym jednej siostrze. Powiedziała mi, że zarezerwowała pokój w motelu blisko stadionu i że mogłabym tam się zatrzymać oraz pojechać na zgromadzenie razem z nią, jej samochodem. Podsunęła mi myśl, żebym uczyniła wyjazd przedmiotem swych codziennych modlitw i bym oszczędzała pieniądze, gdyż do daty zgromadzenia pozostawało jeszcze kilka miesięcy.
„Zaczęłam zbierać kupony premiowe, jakie się otrzymuje przy zakupach żywności, a uzyskanie kwoty starannie odkładałam co tydzień na wybrane miejsce. Poza tym otrzymałam od krewnych w prezencie trochę pieniędzy, aby je zużyć według własnego upodobania. Postarałam się o kogoś, kto by zaopiekował się naszymi dziećmi, ponieważ mąż nie pozwoliłby mi zabrać ich ze sobą. Jakiś tydzień przed wyjazdem na zgromadzenie starannie obliczyłam wszystkie przewidywane wydatki i z przykrością stwierdziłam, że jednak brakuje mi jeszcze około trzydziestu dolarów.
„Na drugi dzień rano pewna siostra, której nic nie mówiłam o swoich kłopotach, zjawiła się u mnie w domu i wręczyła mi kopertę z prezentem, który razem z mężem przeznaczyła dla mnie na użytek związany z kongresem. Wyobraźcie sobie moją radość, gdy stwierdziłam, że jest w niej trzydzieści dolarów! Był to dla mnie tak wyraźny dowód błogosławieństwa Jehowy spoczywającego na moich staraniach o obecność na zgromadzeniu, że dodał mi nowej otuchy do trwania przy powziętych planach pomimo ostrego sprzeciwu męża.
„W dniu, w którym miałyśmy wyjeżdżać, wstałam o godzinie piątej rano. Przeżyłam chwilę wielkiego wzruszenia, gdy w końcu znalazłam się w samochodzie i ruszyłyśmy w drogę. Tak rozpoczął się tydzień, który przynosił mi jedną radość po drugiej, a za wszystkie te dobrodziejstwa jestem pełna wdzięczności dla Jehowy”.
- Przebudźcie się! z 1960 roku, nr 2:
Zgromadzenie obwodowe na wyspach Salomona
Korespondencja własna z Wysp Salomona
PODRÓŻ po oceanie spokojnym przy świetle księżyca! Na myśl o tym nasze serca zaczęły bić żywiej. Zebraliśmy się w porcie Honiarze na wyspie Guadalcanal, aby pojechać statkiem na pierwsze zgromadzenie obwodowe świadków Jehowy, które miało się odbyć na wyspach Salomona.
W miarę przybywania pasażerów gromadziło się coraz więcej bagaży: teczek, walizek i mat do spania. Tę wielką ilość bagaży załadowano szybko do ładowni statku, a maty rozłożono na przednim pokładzie; chcieliśmy bowiem spać na nich podczas podróży. Jeszcze przed kilku dniami nie było wiadomo, czy w ogóle wyruszy jakiś statek, dlatego byliśmy szczęśliwi, że przynajmniej umożliwiono nam podróż w jedną stronę. Wszyscy się cieszyli na samą myśl o tym zgromadzeniu.
(...)
W piątek wieczorem udaliśmy się do miejsca zgromadzenia na otwarcie zebrania obwodowego. Nie było rzeczą łatwą chodzić po rozmokłych, śliskich drogach z wyjeżdżonymi głębokimi koleinami. Ale zawsze znalazł się w pobliżu ktoś chętny, kto podał rękę i podtrzymał, gdy się traciło równowagę.
Na zebranie przybyło 291 osób. Niektórzy jak np. my, przybyli z Honiury na Guadalcanal, inni znów szli dwa dni pieszo na przełaj po górzystych, śliskich drogach. Jednak wszyscy byli zadowoleni, że mogli być obecni. (...)
- Przebudźcie się! z 1979 roku, nr 7:
PO POŁUDNIU, dnia 15 lipca 1976 roku, Świadkowie Jehowy zebrani na okręgowym zgromadzeniu pod hasłem: „Święta Służba”, w miejscowości Oakland na terenie Kalifornii, wysłuchali specjalnego programu dla młodzieży. W tym samym czasie uprowadzono autobus z 26 uczniami wraz z kierowcą. Był to jeden z najbardziej niepospolitych wypadków, jakie w ostatnich latach ściągnęły na siebie uwagę opinii publicznej.
„Być tam, gdzie się być powinno”
Dwójka dzieci obecnych na zgromadzeniu też znalazłyby się w tym autobusie, gdyby się nie zwolniły ze szkoły, aby pojechać na zgromadzenie. Ojciec tych chłopców powiedział: „Jestem naprawdę uradowany, że byliśmy na zgromadzeniu. Dobrze jest być tam, gdzie się być powinno”.
- Trzej młodzi bracia, 90 km do pokonania i tylko jeden stary rower, ale cel (czyli udział w zgromadzeniu) osiągnięty: Strażnica (wydanie do studium) — 15 czerwca 2008, „Pomysłowe rozwiązanie”, mp3
Budujące świadectwa przedstawiane są również podczas samych zgromadzeń. Wzorowane na nich historie bywają później rozpowszechniane przez szeregowych świadków, którzy rozsyłają je między sobą pocztą elektroniczną, zamieszczają je na stronach, forach i grupach dyskusyjnych. Historie te określiłam jako wzorowane na prawdziwych świadectwach, bo zazwyczaj brzmią one bardzo niesamowicie i wyglądają na mocno „podrasowane”, co ujmuje im autentyczności. Poniżej dwa przykłady, które w ostatnim czasie są bardzo popularne na zagranicznych forach.
Świadectwo prezentowane na kongresie w Japonii: wywiad z siostrą, która opowiedziała o swojej drodze do Prawdy.
Pewna siostra chciała podjąć studium ze świadkami Jehowy. Jednak musiała najpierw otrzymać zgodę ojca. Ale jej ojciec był twardym człowiekiem, do tego uwikłanym w związki z japońską mafią. Długo nie chciał się zgodzić, ale w końcu jednak udało im się osiągnąć porozumienie. Ojciec postawił warunek: jeżeli tak bardzo jej na tym zależy, to powinna coś w zamian poświęcić. Ceną za możliwość studiowania ze świadkami było przystanie na obcięcie palca.
Po pewnym czasie ta siostra postanowiła poprosić ojca o zgodę na możliwość uczęszczania na zebrania świadków Jehowy. Ojciec postawił ten sam warunek, a ona ponownie to zaakceptowała.
Nieco później okazało się, że siostra zrobiła postępy i ostatecznie chciała przyjąć chrzest. I tym razem także poprosiła ojca o zgodę. I ponownie zgodziła się na obcięcie kolejnego palca.
W tym miejscu brat prowadzący zapytał, czy ojciec tej siostry ma teraz chociaż wyrzuty sumienia w związku ze swoim postępowaniem wobec niej. Siostra odpowiedziała, że powinien sam go o to zapytać, bo jest obecny na zgromadzeniu – przybył tam, by zostać ochrzczonym! I rzeczywiście, po chwili na scenie pojawił się ojciec tej kobiety. Przytulił córkę i zaczął płakać.
Na zakończenie siostra wyznała, że jeżeli te trzy palce to wszystko, czego było trzeba, żeby uczynić jej ojca bratem (w Prawdzie), to było to tego warte.
--Koniec historii--
Świadectwa Valdira, byłego księdza, a obecnie świadka Jehowy z Brazylii.
Valdir urodził się w Portugalii, ale jako dziecko przyjechał z rodziną do Brazylii. Jego ojciec zmarł, kiedy Valdir miał 12 lat. Rok później matka chłopca wyszła ponownie za mąż, co stało się źródłem konfliktu. W rezultacie, w wieku 13 lat, chłopiec opuścił dom i wrócił do Portugalii. Od tamtego czasu, aż do 2006 roku, nie kontaktował się z rodziną.
Pragnieniem Valdira było zostanie kapłanem. Wstąpił do seminarium i ukończył studia teologiczne. Został wysłany do Watykanu, gdzie się doszkalał. Pracował i miał zajęcia z papieżami Pawłem VI i Janem Pawłem II, miał też kontakt z papieżem Benedyktem XVI. Był uważany za męża zaufania Kościoła katolickiego i kierowano go w różne miejsca, gdzie pomagał w rozwiązywaniu problemów Kościoła. Na przestrzeni lat pracował w 80 krajach i nauczył się sześciu języków.
Ponadto Valdir zajmował się komponowaniem muzyki. Co najmniej dwa jego utwory stały się znane na świecie. Zostały nagrane przez dwóch brazylijskich księży i sprzedały się na płytach w ponad dwóch milionach egzemplarzy.
W latach dziewięćdziesiątych Valdir został skierowany do Brazylii. Miał zostać biskupem, ale odmówił z związku ze swoją dezaprobatą dla obserwowanych nadużyć i nepotyzmu w Kościele. Rok później otrzymał wiadomość z Watykanu, że znowu zostanie wyznaczony biskupem, a potem mógłby zostać nawet arcybiskupem i kardynałem. Ponownie odmówił.
W tej sytuacji nie mógł pozostać w dużym mieście i przeniósł się do miejscowości Tatui. Jego marzeniem była praca społeczna w lokalnym środowisku. Pewnego razu otrzymał czasopisma od napotkanego głosiciela. Valdir przeczytał je, a zawarte w nich informacje wykorzystał podczas mszy, wskazał również na źródło, z którego cytował. Spotkało się to z negatywną reakcją zgromadzonych, sprawa trafiła do władz kościelnych i w efekcie został upomniany. Jednak nie zrobiło to na nim wrażenia. Nadal kontaktował się z głosicielami i w dalszym ciągu wykorzystywał podczas mszy informacje z literatury świadków Jehowy. Ponadto zgodził się, by przeprowadzono z nim studium.
W końcu Valdir odszedł z Kościoła i zaczął uczestniczyć we wszystkich zebraniach świadków Jehowy. Jego dawni przyjaciele zareagowali wściekłością, opowiadali kłamstwa na jego temat i usiłowali mu zaszkodzić oraz utrudnić uzyskanie nowej pracy.
Valdir został nieochrzczonym głosicielem. W lipcu 2005 roku wyraził pragnienie przyjęcia chrztu. Doradzono mu, by się z tym jeszcze powstrzymał. Ostatecznie został ochrzczony w styczniu 2006 roku, co miało miejsce w Sali Zgromadzeń w pobliżu brazylijskiego Domu Betel.
Przed przyjęciem symbolu, Valdir postanowił pojednać się z rodziną, której nie widział od 31 lat. Wreszcie odważył się zadzwonić do matki. Rozmowa przebiegała następująco:
Matka – Jak się masz mój synu?
Valdir – Teraz już wszystko w porządku. Dzięki Jehowie!
Matka – Co takiego? Jakie imię wypowiedziałeś? Czy powiedziałeś: „Jehowa”?
Valdir – Tak, rzeczywiście. Nie jestem już księdzem katolickim. Jestem świadkiem Jehowy i mam wiele do powiedzenia na ten temat!
Matka – Mój synu, również z tego powodu chcieliśmy nawiązać z tobą kontakt. Cała nasza rodzina, twój ojczym i ja, twoi bracia i siostry, wszyscy od wielu lat jesteśmy świadkami Jehowy!
Długo razem płakali przy telefonie. Valdir dowiedział się także, że jeden z jego braci został starszym zboru. Kiedy Valdir przyjmował chrzest, jego matka, ojczym i jeden z braci, byli obecni na zgromadzeniu.
Obecnie Valdir jest pionierem pomocniczym w zborze w Reitz. Trudni się ogrodnictwem. Jeszcze nie postanowił, czy wróci do Portugalii.
--Koniec historii--
Czy znacie inne tego typu przykłady? Czy wierzycie albo wierzyliście w ich autentyczność? Czy odczuwaliście presję czytając artykuły zawierające takie świadectwa? A może Was samych spotkało coś ekstremalnego w związku z udziałem w kongresie i macie swoją własną, wyjątkową historię do opowiedzenia?
Jakie powody usprawiedliwiają (czyli nikt w zborze nie będzie się tego czepiał) nieobecność na zgromadzeniu? Czy zdarza się, że starsi zboru oczekują od głosicieli wyjaśnień w związku z nieobecnością na kongresie? Czy kogoś z Was spotkały w związku z taką nieobecnością jakieś nieprzyjemności? Jak liczna jest grupa tych, którzy są aktywnymi świadkami Jehowy, a w zgromadzeniach nie uczestniczą? Czy w ogóle jest to dla reszty zboru zauważalne?