Skocz do zawartości


Zdjęcie

"Strażnica" o tragedii w Gujanie


  • Please log in to reply
5 replies to this topic

#1 jb

jb

    ^o^

  • Moderatorzy
  • PipPipPipPip
  • 4057 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:Polska

Napisano 2008-06-19, godz. 12:26


Czy ufasz Bogu, czy człowiekowi?

pokładanie ufności w człowieku prowadzi do nieszczęścia


NIEWĄTPLIWIE najbardziej szokującymi wiadomościami, jakie podawano na tytułowych stronach gazet w roku 1978, były doniesienia o tragedii z Jonestown w Gujanie. Przyrównywano ją do samobójstwa 960 żydowskich zelotów, którzy woleli umrzeć w Masadzie niż poddać się Rzymianom i pójść do niewoli. Przypominano także śmierć 1 000 cywilnych Japończyków, którzy rzucili się ze skały na Sajpanie, gdy tę wyspę zajęły wojska amerykańskie. Tragedię gujańską opisywała dzień po dniu prasa całego świata. Zrazu liczbę zabitych szacowano na 400 osób, potem na 500, następnie nawet na 780, a wreszcie podano, że żniwo śmierci pochłonęło w Gujanie co najmniej 900 mieszkańców kolonii, przy czym wśród ofiar było 260 dzieci (New York Times z 26 listopada roku 1978). Ostatecznie liczba ta wzrosła do 913.

Opisywana tragedia ma bezpośredni związek z pytaniem: Czy ufasz Bogu, czy człowiekowi? Być może odpowiesz, czytelniku: Ależ oczywiście, mądrzej jest pokładać ufność w Bogu niż w człowieku. Będziesz miał rację, ponieważ Pismo Święte ostrzega: „Nie pokładajcie ufności w książętach [przywódcach, Today’s English Version] ani w człowieku, u którego nie ma wybawienia” (Ps. 146:3). Natomiast Bóg może cię ocalić, bowiem „potężną twierdzą jest imię Jahwe [Jehowy], tam prawy się schroni” (Prz. 18:10). Niemniej ufność w Bogu to więcej niż tylko słowa. Potrzebne jest działanie, gdyż „wiara bez uczynków jest martwa”. Kto polega na Bogu, postępuje według zasad Pisma Świętego: miłuje, co miłuje Bóg, a nienawidzi, czego Bóg nienawidzi (Jak. 2:26, NP; Hebr. 1:9).

Za radą psalmisty, żeby nie pokładać ufności w przywódcach ludzkich, harmonizują słowa Jezusa: „Ani też ojcem na ziemi nie nazywajcie nikogo, bo jeden jest tylko ojciec wasz niebieski. Nie będziecie się też uważać za wodzów, bo jeden tylko jest wódz wasz, Chrystus” (Mat. 23:9, 10, Grzymała).

Wbrew temu w ciągu 19 wieków, jakie upłynęły od wypowiedzenia owych słów, tak właśnie postępowali ludzie uważający się za naśladowców Chrystusa. Nie tylko tytułowali niejednego „ojcem” lub „wodzem”, ale wręcz szli w ogień za ubóstwianymi przywódcami, takimi jak Konstantyn Wielki, Karol Wielki, Napoleon bądź Hitler. Liczne tysiące, ba, miliony pokładały ufność w pojedynczym śmiertelniku i były gotowe na jego wezwanie nawet oddać życie. Na temat ogromnego wpływu Hitlera na całe społeczeństwo pisał niedawno ktoś, kto mieszkał wówczas w Niemczech: „Aczkolwiek koniec wojny był już oczywisty, wielu Niemców wprost nie chciało uwierzyć, żeby Hitler sprawił im zawód, wobec czego dawali wiarę jego obietnicom cudownej broni (Wunderwaffe), która miała zapewnić ostateczne zwycięstwo”. Ufający takim ludziom przeżywali gorzkie rozczarowanie, wielu też poniosło śmierć. Zapomnieli, że lepiej zaufać Bogu.

Czym właściwie tłumaczyć fakt, że niektórzy ludzie wywierają tego rodzaju wpływ na innych? Posiadają w sobie coś, co bywa nazywane „charyzmatem”; dzisiaj rozumie się przez to osobisty urok przywódcy, zwłaszcza męża stanu bądź też wybitnego wojskowego, zjednujący mu lojalne oddanie lub wzbudzający dla niego powszechny entuzjazm. Trafnym przykładem dysponowania takim darem był Napoleon. Kiedy uciekł z Elby, miał za sobą ledwo 1 000 żołnierzy, ale w krótkim czasie dołączyło do niego wiele dalszych tysięcy. Dotarłszy z nimi do Grenoble przekonał się, że drogę zastąpił mu sześciotysięczny korpus. Napoleon rozkazał swoim ludziom się zatrzymać, a sam wyjechał konno naprzeciw wrogiej armii. W pewnej odległości zsiadł z konia i pieszo podszedł do wyprężonych w zwartych szeregach. Komendant kazał dać ognia. Żołnierze wycelowali karabiny, ale stojący przed nimi wódz przejął ich takim dreszczem grozy, że ani jeden nie wystrzelił kuli, która mogła udaremnić plan powrotu cesarza do władzy we Francji. Napoleon zatem nie bez podstaw oświadczył pewnego razu: „Aleksandrowi, Karolowi Wielkiemu, a także mnie dana była nadzwyczajna moc oddziaływania na ludzi i rozkazywania im. Tyle tylko, że w tym celu konieczna była bezpośrednia obecność”. Następnie przeciwstawił temu moc Jezusa Chrystusa, który potrafił wywierać wpływ również na odległość.

Tragedia w Jonestown

Charyzmat opisanego typu przypisywał sobie James Warren Jones, o którym głośno było pod koniec roku 1978. Były ksiądz rzymskokatolicki, który razem z Jonesem działał w Komisji Praw Człowieka na terenie San Francisco, scharakteryzował go w ten sposób: „Miał zdumiewający wpływ na ludzi, a tego rodzaju władza łatwo uderza do głowy”. Kiedy w San Francisco wygłaszał kazania w Świątyni Ludu, ściągały do niego wielotysięczne tłumy, a setki osób podążały za nim, aby wstąpić do komuny, którą założył w Gujanie i nazwał „Jonestown”. Nie tylko zresztą pojechały tak daleko, ale w końcu na jego żądanie popełniły tam samobójstwo. Doprowadziwszy do zagłady 909 zwolenników, pod naciskiem swej uzbrojonej straży przybocznej targnął się na własne życie. Zdarzenie to zaszokowało cały świat.

Z jakąż okrutną wyrazistością ukazuje ten przykład, do czego może dojść, gdy ludzie zamiast pokładać ufność w Bogu i naśladować Jezusa Chrystusa, którego On ustanowił Wodzem, wolą pójść za człowieczym przywódcą — za pozbawionym skrupułów demagogiem! Głupotę tkwiącą w takiej decyzji trafnie uwypuklają następujące porównania:

Treścią orędzia Jezusa Chrystusa było życie: „Przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości”; co więcej, miało to być „życie wieczne” (Jana 10:10; 3:16). Natomiast nauki „Wielebnego” Jonesa obracały się wokół śmierci. Wiadomo dzisiaj, że „z każdym członkiem sekty zawarł pakt samobójstwa”. Ponadto szeroko opiewał „dostojeństwo śmierci, piękno umierania”. Wielokrotnie powtórzył ze swymi zwolennikami pewien obrzęd, w którym mieli przejść próbę lojalności przez wypicie dawki trucizny. Za każdym razem była to nieszkodliwa substancja, dopiero podczas ostatnich, tragicznie zakończonych obchodów okazało się, że jest inaczej.

O Jezusie również czytamy, że kochał dzieci. Uczniowie na przykład uznali kiedyś, że nie należy go obarczać obecnością dzieci, ale on był innego zdania. Syn Boży wtedy powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im”. Potem Jezus, „biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Marka 10:13-16). Natomiast Jones karał dzieci w ten sposób, że zamykał je w ciemnym pomieszczeniu z przypiętymi elektrodami i poddawał wstrząsom elektrycznym. W innych wypadkach kazał je spuszczać do studni z wodą i to kilkakrotnie, jeśli nie krzyczały dostatecznie głośno. A w tragicznym finale zmuszono około 200 dzieci do wypicia trucizny albo też wlano im ją bezpośrednio do gardła strzykawką.

Jezus głosił pokój i wzywał do niestosowania przemocy; ostrzegał, że „wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną” (Mat. 26:52). „Wielebny” Jones zaś miał przybocznych, którzy nie tylko dopuszczali się użycia siły, ale nawet zabili członka parlamentu Stanów Zjednoczonych i trzech dziennikarzy, ponieważ Jones obawiał się, że opublikują materiały niekorzystne dla jego komuny. Co więcej, gdy zwołał wszystkich swych stronników w celu popełnienia samobójstwa, jego uzbrojona straż zmuszała niezdecydowanych do wypicia trucizny.

Jezus Chrystus przyniósł ulgę i wolność. Miał słuszne podstawy, by rzec: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie” (Mat. 11:28-30, NP). Ponadto oświadczył: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (Jana 8:31, 32). W Gujanie natomiast Jones ze swego Jonestown zrobił po prostu obóz koncentracyjny; uwięził w nim wszystkich swoich ludzi przez odebranie im paszportów. Kazał im w promieniach tropikalnego słońca ciężko pracować od wczesnego rana do późnego wieczora. Wyżywienie pogarszało się stopniowo, aż w końcu otrzymywali trzy razy dziennie tylko ryż polany sosem. „To jest piekło” — orzekł jeden z członków sekty, który postanowił uciekać.

O Jezusie napisano, że „będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor. 8:9). Tymczasem Jones był tak chciwy na pieniądze, że od swoich zwolenników potrafił wyżebrać, wyłudzić pochlebstwami albo też na nich wymusić, żeby mu powierzyli swoje mienie; nie gardził nawet ich rentami z ubezpieczenia społecznego. Stąd w chwili śmierci jego majątek szacowano na 10 do 15 milionów dolarów.

Chrystus Jezus, doskonały Syn Boży, był bezgrzeszny. Słusznie mógł zapytać swoich przeciwników: „Kto z was udowodni Mi grzech?” (Jana 8:46). Był „święty, niewinny, nieskalany” (Hebr. 7:26). Wiadomo o nim, że „grzechu nie popełnił” (1 Piotra 2:22). Trudno by było wyobrazić sobie większe przeciwieństwo Jezusa niż tego duchownego nazwiskiem Jones. Według zachowanych doniesień „wymagał on od każdej kobiety w swoim otoczeniu, żeby regularnie z nim utrzymywała stosunki seksualne”; poza tym miał żonę i stałą kochankę. Jak gdyby tego było mało, podobno sprawił sobie także pewną liczbę męskich kochanków.

Jezus Chrystus uznawał Pismo Święte za Słowo Boże. Powoływał się na nie, uważając je za swój autorytet; rzekł też o nim: „Słowo Twoje jest prawdą” (Mat. 19:4-6; Jana 17:17). Jones ze swej strony był daleki od szacunku dla Biblii i w swoich kazaniach występował patetycznie przeciw tej Księdze. Jednego razu rzucił egzemplarz Biblii na ziemię ze słowami: „Zbyt dużo ludzi patrzy na nią zamiast na mnie”.

Można by wskazać na znacznie więcej przeciwieństw pomiędzy Wodzem posłanym przez Boga a człowiekiem Jonesem, samozwańczym mesjaszem, ale zupełnie wystarczy jeszcze to jedno: Jezus Chrystus nigdy nie twierdził, iż jest „Alfą i Omegą”, Bogiem, Stworzycielem wszechświata. Oświadczył jedynie: „Jestem Synem Bożym” (Jana 10:36; Apok. 1:8). A jakie pretensje rościł sobie Jones? Jeden z jego przyjaciół opowiadał: „Jim przestał nazywać siebie nowym wcieleniem Jezusa i zaczął uważać siebie za samego Boga. Podawał się faktycznie za tego Boga, który uczynił niebo i ziemię”. W swojej komunie gujańskiej miał zwyczaj wykrzykiwać: „Jestem Alfą i Omegą”.

„Przerażający pokaz”

Nie ulega wątpliwości, iż tragedia w Jonestown jest wstrząsającym potwierdzeniem tego, że gdy ślepy prowadzi ślepego, wtedy obaj wpadają w nieszczęście (Mat. 15:14). Całe to zdarzenie ukazuje raz jeszcze, jak wielka mądrość kryje się w nakazie Jezusa, aby nie wywyższać ludzi. Większość spośród tych, co poszli za Jonesem, z pewnością należała poprzednio do różnych wyznań nominalnego chrześcijaństwa, a mimo to dali się zwabić temu samozwańczemu mesjaszowi, gdy im kreślił wizję socjalnego raju. Słusznie nazwano ów potworny epizod „przerażającym pokazem tego, do jakiego stopnia może charyzmatyczny przywódca urobić myśli swych stronników za pomocą diabelskiej mieszaniny rzekomego altruizmu i tyranii psychicznej”.

Ale i tak jeszcze zdumiewa zachowanie się tych naiwnych ludzi, których oszukał Jones. Ocenia się, że w 80 procentach byli to Murzyni, przeważnie z uboższych warstw społecznych. Niektóre osoby czułe na cudzą niedolę, zarówno spośród białych, jak i czarnych, przystały do Jonesa, ponieważ kładł nacisk na równość ras i z początku występował z różnymi filantropijnymi projektami. Zastanawia wszakże kwestia ich przywiązania do sprawiedliwych zasad. Skoro tolerowali nieczyste poczynania, których się Jones dopuścił osobiście lub pośrednio, i z nim współdziałali w tych machinacjach, to wykazali tym samym, że nie pokładali ufności w Bogu ani im nie chodziło o naśladowanie Jezusa Chrystusa.

Jakże mogliby w przeciwnym razie być tak ślepo posłuszni oraz lojalni wobec człowieka, który „jawnie popisywał się swoją władzą nad ludźmi i zmuszał ich do zaspokajania jego niepohamowanej żądzy bogactwa, zaszczytów i doznań seksualnych”?

Oczywiście nikt z pokładających ufność w Bogu, o jakim jest mowa w Biblii, nie mógłby zostać oszukanym przez tak krańcowo podłego osobnika, który dla celów samolubnych rozmyślnie wyzyskiwał swój wpływ na drugich, bezwzględnie, wulgarnie i okrutnie nadużywając ich naiwne zaufanie. Prawdziwi chrześcijanie są zabezpieczeni przed zgubnymi skutkami polegania na zwykłym śmiertelniku. Słowo Boże, to jest Biblia, nie tylko kieruje ich ku właściwej religii, ale również jasno określa te odmienne religie, których należy się wystrzegać; ostrzega przed sekciarstwem, opartym najczęściej na wywyższaniu pewnych przywódców lub na kulcie zaprowadzonym przez ludzi. Apostoł Paweł tak napisał o jednostkach zdeprawowanych jak „wielebny” Jones: „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor. 6:9, 10). Dokumenty wykazują, że „przywódca” kolonii Jonestown dopuścił się wielu takich czynów. A jednak sporo ludzi łudziło się co do jego osoby.

Obserwując tego demagoga religijnego — jak i innych, podobnych założycieli własnych kultów — nie było trudno rozpoznać „uczynki [które] rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne”. Paweł chciał tymi słowami przestrzec przed rzekomymi chrześcijanami, jakich wielu pojawia się w ostatnich latach, toteż ponownie dodał: „Ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą”. Natomiast w odniesieniu do tych, którzy odziedziczą Królestwo i jego błogosławieństwa, Paweł powiada, że wydają owoce ducha, którymi są: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Gal. 5:19-23).

Owoców takich nie da się znaleźć w rozhisteryzowanej atmosferze jakiejkolwiek sekty, która uprawia kult jednostki. Można je natomiast stwierdzić wśród tych, którzy mówią do Jehowy: „Ucieczko moja i Twierdzo, mój Boże, któremu ufam” (Ps. 91:2).

--
"Strażnica" z 1980 roku, nr 4


.jb

#2 Kaśka

Kaśka

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 70 Postów

Napisano 2008-06-19, godz. 12:48

Straszne. Czytam, czytam, czytam i widze te tysiace braci które poddały się charyzmatycznemu niewolnikowi, braci którzy nie ratowali zycia bo bali sie przyjąć krew, braci którzy szli do więzienia bądź byli zabijani za przekonania, braci którzy mając poczucie winy , ze nie moga sprostać wymogom niewolnika popełnili samobójstwo, braci którzy leczą się w psychiatrykach....przesadzam? Ktos kto liźnie tylko organizacji powie pewnie, ze tak....ktos kto zajrzy od kuchni zobaczy tysiace nieszczęśliwych ludzi którzy udają swoje szczęście bo tak trzeba.

#3 kantata

kantata

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 787 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2008-06-19, godz. 13:46

Na forum JWD jest kilka wątków na ten temat:

link
link
link

#4 szperacz

szperacz
  • Gadu-Gadu:12358377
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano 2008-06-19, godz. 14:19

Takie artykuły pokazują przewrotność Strażnicy. Przecież to nie bóg każe ufać "niewolnikowi" a ta sama Strażnica, która innych krytykuje i stara się ośmieszać. Jak wiele osób jeszcze da się nabrać na jej sztuczki?

#5 Czesiek

Czesiek

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 5701 Postów
  • Lokalizacja:Szczecin

Napisano 2008-06-23, godz. 16:54

Takie artykuły pokazują przewrotność Strażnicy. Przecież to nie bóg każe ufać "niewolnikowi" a ta sama Strażnica, która innych krytykuje i stara się ośmieszać. Jak wiele osób jeszcze da się nabrać na jej sztuczki?

Oj jeszcze dużo osób da się nabrać. Bo ludzie wolą jak ktoś za nich myśli i podaje im gotowe rozwiązania. A takie artykuły działają na zasadzie: Zobaczcie jak piętnujemy zło, wiec u nas tego nie znajdziecie. I ludzie nie przypatrują się temu, jak organizacjia robi podobne rzeczy, które tak u innych potępia i łykają nauki WTS-u jako pochodzące od Boga a nie od ludzi.
Czesiek

#6 bury

bury

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 593 Postów
  • Lokalizacja:Rybnik

Napisano 2008-06-27, godz. 08:08

Oczywiście nikt z pokładających ufność w Bogu, o jakim jest mowa w Biblii, nie mógłby zostać oszukanym przez tak krańcowo podłego osobnika, który dla celów samolubnych rozmyślnie wyzyskiwał swój wpływ na drugich, bezwzględnie, wulgarnie i okrutnie nadużywając ich naiwne zaufanie. Prawdziwi chrześcijanie są zabezpieczeni przed zgubnymi skutkami polegania na zwykłym śmiertelniku. Słowo Boże, to jest Biblia, nie tylko kieruje ich ku właściwej religii, ale również jasno określa te odmienne religie, których należy się wystrzegać; ostrzega przed sekciarstwem, opartym najczęściej na wywyższaniu pewnych przywódców lub na kulcie zaprowadzonym przez ludzi.
...
Owoców takich nie da się znaleźć w rozhisteryzowanej atmosferze jakiejkolwiek sekty, która uprawia kult jednostki. Można je natomiast stwierdzić wśród tych, którzy mówią do Jehowy: „Ucieczko moja i Twierdzo, mój Boże, któremu ufam” (Ps. 91:2).

Johnsson II




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych