Powiedzcie czy dobrze myślę...
#1
Napisano 2008-08-07, godz. 08:59
Mój chłopak tydzień przed zerwaniem jak do niego przyjechałam bardzo się ucieszył na mój widok, niósł mnie na rękach, cały czas się uśmiechał, co chwilę parkował samochód na poboczu, a jak się pytałam po co to mówił "żeby nacieszyć się Twoim widokiem" i przytulał mnie. Co chwilę powtarzał że mnie kocha itd. Za kilka dni przyjechał do mnie smutny, jakoś ten czas nam zleciał i pojechał do domu. Potem znów przyjechał w takim samym nastroju, nie przytulał, nie mówił, że kocha. Pytam się co się stało. A on mi odpowiada, że jego uczucie przygasło. Musi mieć czas do namysłu, chce przeanalizować nasz związek i podjąć decyzję. Ja w płacz, bo uwierzyłam, że po ponad 2 latach takiego mega zakochania z obu stron nagle mogło coś przygasnąć. Pojechałam do domu. Dziś mija miesiąc jak milczymy. Wiem, że on już nie napisze i wiem też, że nic nie przygasło...
Jakieś dwa miesiące temu miałam rozmowę z jego mamą. Powiedziała mi, że nasz związek się rozpadnie jeśli nie zostanę świadkiem, powiedziała też że jestm nieodpowiednią osobą dla jej syna, że on powinien mieć dziewczynę z organizacji itp. Nasłuchałam się od niej mnóstwo przykrych rzeczy. On jak mu o tym powiedziałam przytulił mnie i powiedział "Nie martw się przecież są mieszane małżeństwa". Jego mama zadzwoniła też do moich rodziców i naopowiadała im kłamstw na mój temat. Ale wybaczyłam jej to. A dziś wiem, że nasze rozstanie nie było decyzją ani moją ani jego.
I teraz pytam się Was Kochani, czy dobrze myślę? Czy to świadkowie zburzyli nasz świat? Powiedzcie co oni mogli mu na mnie nagadać, kto to zrobił? Mama czy starszy zboru też mógł w to ingerować? Mój chłopak od długiego czasu nie chodził na niedzielne zebrania, oni mu mogli tego zabronić czy sam tak zadecydował? Jestem załamana, nie ma słów które opisałyby tn ból. Czuję tak ogromny żal i nie potrafię zahamować łez które teraz płyną mi z oczu...
#2
Napisano 2008-08-07, godz. 09:07
To moje zdanie.
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#3
Napisano 2008-08-07, godz. 09:34
Wiem, że miłość pokona wszystkie zachamowania i tego się trzymaj...
Pozdrawiam i bardzo współczuję
#4
Napisano 2008-08-07, godz. 09:50
#5
Napisano 2008-08-07, godz. 10:00
#6
Napisano 2008-08-07, godz. 10:09
#8
Napisano 2008-08-07, godz. 10:19
Miłość, o której tu mowa to sprawa tymczasowa.
Ja wolę pokrzepiać tą dziewczynę, a z takimi słowami to poczekaj, bo wcale nie jesteś pewien, jak ta historia się skończy. Ona cierpi i potrzebuje otuchy, a nie zniechęcających wypowiedzi. Proszę, nie przygnębiaj jej.
#10
Napisano 2008-08-07, godz. 10:27
Już to widzę jak na swoim "podwórku" akceptujesz tego typu mezalians.
Nie jestem na jej podwórku i ty z pewnością też nie jesteś.
#11
Napisano 2008-08-07, godz. 10:29
Przestań wykorzystywać forum o ŚJ do kreowania wizerunku poczciwego chrześcijanina, bo to samo spotyka ludzi po stronie wyznawców Jezusa.Ja wolę pokrzepiać tą dziewczynę, a z takimi słowami to poczekaj, bo wcale nie jesteś pewien, jak ta historia się skończy. Ona cierpi i potrzebuje otuchy, a nie zniechęcających wypowiedzi. Proszę, nie przygnębiaj jej.
#12
Napisano 2008-08-07, godz. 10:30
W dodatku to była pierwsza miłość, on miał 22 lata jak zaczęliśmy być razem. Przede mną nigdy nikogo nie miał. Pierwszy raz ze mną przeżył pocałunek, bliskość, ciepło i to wszystko co w miłości dzieje się z dwojgiem ludzi. Mamy mnóstwo wsólnych cudownych wspomnień. A to jak się ze sobą dogadywaliśmy to po prostu... bajka. Bo zawsze i we wszystkim się zgadzaliśmy. Było idealnie. Wiem, że czytając to wielu pomyśli sobie "albo idealistka albo niedojrzała kobietka" ale ja na prawdę jeszcze w życiu tak nie kochałam i ta miłość zrobiła ze mnie naiwną i pełną nadziei osobę.
Idę teraz do pracy, później do psychologa. Odpiszę wieczorem lub jutro.
Dziękuję za Wasze odpowiedzi
#13
Napisano 2008-08-07, godz. 12:27
Jeżeli jednak miłość chłopaka do ciebie jest wystarczająco silna, może przetrwać nawet takie trudności...
#14
Napisano 2008-08-07, godz. 13:34
#15
Napisano 2008-08-07, godz. 14:22
Napisze kilka moich spostrzeżeń. Fox musisz wiedzieć że dzieci wychowywane w rodzinach SJ są dosyć uległe - zwłaszcza rodzicom. Dlaczego? Otóż każdy bunt (co jest rzeczą normalną u nastolatków) jest silnie piętnowany przez rodziców którzy utożsamiają sprzeciw z buntem przeciw przykazaniom Bożym (czytaj przykazaniom organizacji SJ). Ponieważ nikt nie chce sprzeciwiać się Bogu, wiec automatycznie słabnie motywacja sprzeciwu przeciw rodzicom - a więc stawiania na swoim. Co w dorosłym życiu procentuje brakiem silnej woli.
Jeśli jego matka (oraz inni współwyznawcy) mówi mu "musisz mieć dziewczynę która służy Bogu", to on w domyśle słyszy "musisz mieć dziewczynę z organizacji".
Starsi przyjdą do niego i przeczytają mu z pisma świętego "pobierajcie się tylko w Panu", on zrozumie "pobierajcie się tylko w organizacji".
Jeśli będziecie razem on - SJ ty - nieSJ to sumienie będzie go męczyć że nie posłuchał tej rady. Na każdym zebraniu będzie słyszał o tym ze osoby nie należące do organizacji Watchtower Incorporation zginą niebawem (wtedy myśli o Tobie), będzie wciągał w tą sektę Ciebie i wasze dzieci. Być może nie powie tego otwarcie, ale będzie go to gnębić cały czas (i z pewnością gnębi go to w tej chwili).
Sednem sprawy jest utożsamianie Boga z organizacją SJ. Mówiąc krótko twój chłopak dostał się pod wpływ sekty.
Czytam poprzednie posty i nie widzę w nich ani entuzjazmu, ani jakiejś konkretnej rady. Moje zdanie jest takie:
Dziewczyno walcz o niego! Nie pozwól żeby dziadkowie z brooklynu do reszty go zniewolili. Otwórz Pismo Święte, poczytaj na temat doktryn SJ (na zachęte powiem ci że 90% doktryn SJ jest fałszywe), powiedz mu że wierzysz w Boga (pod warunkiem że wierzysz w Boga). Uświadom swojemu chłopakowi iż SJ nie są religią prawdziwą i że organizacja SJ z Bogiem ma tyle wspólnego co ryba z rowerem. Będzie cię to kosztowało wiele pracy, ale myślę że warto. Albo twój chłopak zrozumie, postawi na swoim i będziecie razem co być może spowoduje że matka go wywali z domu (nie ma się czym martwić, prędzej czy później i tak od matki się musi wyprowadzić), albo twój chłopak nie zrozumie i dalej będzie mieszkać z matką, popadnie w depresje i zostanie starym kawalerem (co u SJ jest modne (czyt. zdarza się często)), a ty będziesz się zadręczać myślami.
Na zakończenie powtórzę jeszcze raz, Dziewczyno walcz o niego!
Powodzenia i będę się o was modlic.
#16
Napisano 2008-08-07, godz. 14:55
Jednak jedyne co moge zrobic powtorzyc za innymi : WALCZ i w zadnym wypadku nie poddawaj sie.
To,ze nie jestes siotra nie przekresla Ciebie jako dobrej zony.
Roznica polega tylko na tym,ze nie chodzisz zebrania.
Wiedz tez,ze siostry sa w wielu przypadkach niewiele warte.
(sam znam przyklad z mojego zboru dwoch puszczalskich latawic, ktore oczywiscie wrocily do zboru,ozenily,wyjechaly do innych miast )
Jesli nie zawalczysz teraz pozniej moze byc za pozno,bo juz mamusia postara mu sie o wartosciowa chrzescijanke.
#17
Napisano 2008-08-07, godz. 14:56
No i jakieś tam starania mozesz wykazac Tylko nie obiecuj ze na pewno zostaniesz
#18
Napisano 2008-08-07, godz. 15:01
fox, wyślij mu eske, że tak go kochasz że postarasz się zostac swiadkiem.
No i jakieś tam starania mozesz wykazac Tylko nie obiecuj ze na pewno zostaniesz
Nie zostawaj dla niego siostra przypadkiem,bo to bedzie tragedia.
Mowie z wlasnego doswiadczenia.
#19
Napisano 2008-08-07, godz. 15:06
Wiedz tez,ze siostry sa w wielu przypadkach niewiele warte.
(sam znam przyklad z mojego zboru dwoch puszczalskich latawic, ktore oczywiscie wrocily do zboru,ozenily,wyjechaly do innych miast )
Przystopuj trochę. Nie ty określasz ile kto jest wart....
#20
Napisano 2008-08-07, godz. 15:14
Przystopuj trochę. Nie ty określasz ile kto jest wart....
Masz racje. To tylko moja,prywatna opinia na temat pewnych osob.
Chcialem tylko powiedziec,ze zwiazanie sie z kims z Organizacji nie jest gwarantem szczescia.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych