Skocz do zawartości


Zdjęcie

Świadkowie Jehowy i afera ZFM/"Tombudu"


  • Please log in to reply
3 replies to this topic

#1 jb

jb

    ^o^

  • Moderatorzy
  • PipPipPipPip
  • 4057 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:Polska

Napisano 2008-10-27, godz. 01:49

Artykuł w tygodniku "Nie" wskazuje przynależność wyznaniową głównej postaci afery ZFM i "Tombudu" oraz ludzi, z którymi osoba ta współpracowała: "Andrzej B., (...) jedna z większych szych w kościele świadków Jehowy, razem z kolegami współwyznawcami"


Szczegóły całej sprawy znajdziemy poniżej:

Do niedawna największym pracodawcą w Tomaszowie było Tomaszowskie Przedsiębiorstwo Budowlane Tombud S.A. Było, bo padło.

Niejaki Andrzej B., z zawodu sztygar przodkowy, jedna z większych szych w kościele świadków Jehowy, razem z kolegami współwyznawcami kupił swego czasu od NFI udziały kilku spółek w całym kraju (m.in. w Rybniku, Bielsku-Białej, Przemyślu, Jaśle, Zamościu i Tomaszowie Lubelskim). Zakupy szły gładko, bo górnik przyjaźnił się czule z Kazimierzem J., dyrektorem NFI numer 1, późniejszym członkiem rad nadzorczych firm kontrolowanych przez B. Mechanizm przekrętu praktykowany przez Andrzeja B. i kolesiów był prostacki, ale działał znakomicie. Spółki kupowały nawzajem swoje akcje, zlecały fikcyjne roboty, usługi marketingowe, przewozy, windykację długów itp. Miliony złotych parowały w powietrze, Ślązacy wozili d...y luksusowymi limuzynami, korzystali z firmowych kart kredytowych i sprawdzali na złotych zegarkach, ile czasu zostało do końca tego dolce vita. Koniec przyszedł w marcu 2001 r. UOP pomógł wsadzić Andrzeja B., a także jego najbliższych wspólników. O tym, że spółki, w tym i Tombud, popadały na ryj, nie trzeba chyba dodawać.


cały artykuł: "Loyola z Lublina" (Numer 44/2008)


Inne artykuły na temat tej afery:

Prokuratura Okręgowa w Zamościu oskarżyła 10 osób, głównie prezesów, wiceprezesów, członków Zarządu i Rad Nadzorczych ZFM i „Tombudu” o usiłowanie i wyłudzenie na szkodę kierowanych przez siebie firm blisko 4 mln zł. Pieniądze miały być wyprowadzane ze spółki na podstawie fikcyjnych umów na usługi konsultingowe, windykacyjne i marketingowe, podpisywanych ze śląskimi firmami, z którymi główni oskarżeni powiązani byli personalnie i kapitałowo. Spółki płaciły też po kilkadziesiąt i kilkaset tys. zł za bezużyteczne licencje, patenty, rzekome zakupy akcji innych przedsiębiorstw. Choć do realizacji umów nie doszło, pieniądze trafiły na konta podsądnych. W akcie oskarżenia sporo miejsca poświęcono wysokim nieuzasadnionym premiom i wydatkom reprezentacyjnym, jakie przyznawali sobie oskarżeni. Obie firmy już nie istnieją. Bez pracy pozostało około 400 osób.

źródło: Proces 10 oskarżonych o malwersacje finansowe w ZFM i „Tombudzie”


Sądowy epilog afery ZFM

Syndyk masy upadłościowej Zamojskich Fabryk Mebli sprzedaje Zakłady Płyt Pilśniowych w Przemyślu

CV byłego prezesa "Tombudu" oraz członków Rady Nadzorczej ZFM: link1, link2
.jb

#2 szperacz

szperacz
  • Gadu-Gadu:12358377
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano 2008-10-27, godz. 06:26

Chciałoby się krzyknąć:
Świadkowie Jehowy, Przebudźcie się!
Ładują was w balona, a wy we wszystko bezkrytycznie wierzycie!

#3 ISZBIN

ISZBIN

    Elita forum (> 1000)

  • Validating
  • PipPipPipPip
  • 1184 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:POLSKA

Napisano 2008-10-29, godz. 12:18

O dziwnych przekrętach ,,na węglie'' z Śj w roli głownej było głośno już właśnie w 2001 roku:P

#4 jb

jb

    ^o^

  • Moderatorzy
  • PipPipPipPip
  • 4057 Postów
  • Płeć:Female
  • Lokalizacja:Polska

Napisano 2009-01-28, godz. 01:35

Poniżej o innej sprawie opisanej przez tygodnik "Nie":

Opisujemy największy przemyt, jaki kiedykolwiek został wykryty przez polskie służby celne. Chodzi o, bagatela, jakieś 6070 milionów nowych złotówek, dokładnie nie wiadomo nawet ile, w każdym razie o gigantyczną forsę. Dla słabiej poruszających się w świecie kwot milionowych dodajmy, iż jest to dwa razy więcej niż razem wzięte, a szumnie reklamowane przez nową ekipę, fundusze kredytów studenckich i specjalne dotacje dla bezdomnych.

W historii tej, jak w dobrym hollywoodzkim filmie, pojawi się mafia, policja zwykła i tajna, prokuratorzy, sekty religijne i korupcja. Będzie też sensacyjne zakończenie z morałem, acz bez happy endu.

Józef J. przez wiele lat zamieszkiwał sobie spokojnie we wsi Mochy w Leszczyńskiem. Miał opinię biedaka i trochę pijaka. Niczym więc szczególnym się nie wyróżniał. Zniknął jakoś tak na początku lat 90., mówili że na Zachód wyjechał, do Francji pono, wspomina dziś jedna z sąsiadek. Gdy wrócił, we wsi zaczęły dziać się rzeczy dziwne.
Józef J. wykupił rozległy teren, na którym postawił gigantyczną willę z iście królewskimi luksusami marmurowym basenem wewnątrz budynku, złoceniami itp. Obok rozciągały się dwa wielkie, wyłożone kosztowną kostką, place, na których każdego dnia pojawiały się, po czym znikały, dziesiątki zachodnich traków. Pan Józek został bowiem prywatnym importerem takich pojazdów.
Wraz z poprawą statusu zaczął też zadawać szyku wśród elit rodzinnej miejscowości. Polegało to najczęściej na dumnym wkraczaniu do miejscowej spelunki i zadawaniu wszystkim obecnym trudnego pytania: "kim jest Józef J.?". Zgromadzeni odpowiadali chórem: "Królem !". Wzruszony Józef J. stawiał wówczas kolejkę.
Nasz bohater nie stronił też od wartości duchowych. Z czasem przystąpił do świadków Jehowy i własnym sumptem na własnej działce wybudował okazały dom spotkań i modlitwy. Tego katolicka większość wsi nie może mu zapomnieć do dziś.

Urząd celny wpadł na trop Józefa J., jak to zazwyczaj bywa, przypadkiem. W trakcie zwykłego przekraczania granicy w trzech sprowadzonych przez niego ciężarówkach nie pasowały do siebie numery kabiny, silnika i podwozia. Najwyraźniej wszystkie te trzy elementy tworzące samochód pochodziły z jednego i tego samego auta, podczas gdy Józef J. zarejestrował wspomniane pojazdy jako tzw. składaki, czyli złożone w kraju ze sprowadzonych części. Upierdliwi celnicy zaczęli więc grzebać w papierach innych aut sprowadzonych przez biznesmena z Mochów. I wówczas wybuchła bomba.
Okazało się, że Józef J. dosłownie zalał nasz kraj nielegalnie sprowadzonymi ciągnikami siodłowymi. Cały biznes polegał na omijaniu zakazu sprowadzania tego typu maszyn, których wiek przekracza cztery lata oraz na omijaniu opłat celnych i skarbowych. Jak ustalili celnicy, sprowadzono około trzystu trefnych pojazdów, z których każdy wart był co najmniej kilka starych miliardów.
Józef J. wykorzystywał trzy zasadnicze metody. Sprowadzał ciężarówki jako tzw. mienie przesiedleńcze wolne od cła. Czasami auto przekraczało granicę na całkowicie fałszywych papierach. Najczęściej jednak sześcio, siedmioletnie ciągniki przekraczały granicę w całości, choć z kwitów wynikało, że zostały zmontowane przez Józefa J. w Polsce.

Dokonawszy tych odkryć, celnicy zawiadomili czym prędzej policję. Sprawą zainteresował się też UOP. Minęły jednak dwa tygodnie nim funkcjonariusze tych instytucji pojawili się w willi Józefa J. W tym czasie nasz bohater uwijał się jak w ukropie, by pozacierać ślady swej niezupełnie legalnej przedsiębiorczosci. Nakładał na przykład fałszywe spawy na zupełnie nie pocięte samochody. Wszystko po to, by udowodnić, że to składaki. Nie zdało się to jednak na wiele. Pan Józef został aresztowany. W chwili gdy przyjechała po niego policja, zbiegła się cała wieś. Niepomni stawianej wódy, sąsiedzi bili brawo stróżom porządku. Taka już jest w naszym narodzie siła niewdzięczności, zazdrości i nienawiści do sekciarzy.


cały artykuł: link
.jb




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych