Nie możemy więc dłużej udostępniać tekstu zamieszczonego tu pierwotnie.
W takim razie publikuję poniżej tekst zastępczy:
SPRZECZNE IMPERATYWY
[Ballada na melodię z warszawskiego Czerniakowa
"o takiej jednej Wiśnieskiej"]W Jeruzalemie stała Świątynia,
hierarchia była przy niej wyniosła,
arcykapłańska, aby odczyniać,
krwawe spektakle ofiar podniosłych.
Rzymski okupant w kraju panował,
mocą kohorty legionów z Rzymu,
Piłat z pałacu władzę sprawował,
nad mieszkańcami Jeruzalemu.
Dla duchowieństwa był bardzo miły,
co okupantom czasem się zdarza,
gdy bez użycia fizycznej siły,
zechcą utrwalać władzę cesarza.
Miecz z kadzielnicą żyły w przyjaźni,
świadcząc grzeczności sobie wzajemnie,
by w należytej trzymać bojaźni
motłoch, a sobie pożyć przyjemnie.
Tak więc kapłanom z okupantami
w cieniu Świątyni się dobrze żyło,
z krwią świętych ofiar za jej ścianami.
Ludu niewiele to obchodziło.
Wtedy gorliwy cieśla prowincji
podjął działalność wśród ludzi świeckich,
a nie miał dobrej on proweniencji,
albowiem był On panieńskim dzieckiem.
Pragnął przywrócić gorliwość wiary,
płynącej z serca, a nie z obrządku,
krwawe w Świątyni już znieść ofiary,
w Melchizedeka świętym porządku.
Wnet proklamował Swoje Mesjaństwo,
w swej synagodze, hen, w Nazarecie
tak, że zaparło aż dech kapłaństwu,
o czym zapewne dość dobrze wiecie.
Potem uczynił cud na weselu,
zwyczajną wodę zamienił w wino,
choć był dyskretny, uzdrawiał wielu,
więc od rozgłosu się nie wywinął.
Tak popularny tam, na prowincji,
mógłby On działać długo bezkarnie,
lecz gdy On zbliżył się do stolicy,
to musiał skończyć szybko i marnie.
W Betanii z martwych Łazarza wzbudził,
w Nain zmarłego wzbudził do życia,
ślepemu wzrok On nagle przywrócił,
jawnie, w Świątyni, nie gdzieś w ukryciu.
Do swego Syna Bóg się przyznawał,
wśród ludzi szczerych w Jego działaniach,
lecz stan kapłański "swego" pilnował,
i konkurencji działać zabraniał.
Było tak wiele tych świętych cudów,
lud za Jezusem chodził w zachwycie,
kler niepotrzebny stał się dla ludu,
więc musiał zabić to Boskie życie.
W oczach kapłanów był zbyt zuchwały,
nie mogli tego już puścić płazem,
więc uradzili, że trzeba zabić,
Tego, co sieje buntu zarazę.
Wszakże to oni mają orzekać,
o tym co święte, co wniebowzięte,
nie jakiś nędzny z prowincji cieśla,
który w panieństwie został poczęty.
Lecz im zabijać nie wypadało,
wszak oni święci, w ołtarza służbie,
"na szczęście" właśnie tak się zdarzyło,
że był okupant miły usłużnie.
Jak uradzili, tak uczynili,
prosząc o dzieło prostej przysługi,
a okupanci Rzymscy tak mili,
nie dali prosić się bardzo długo.
"Nie mamy króla, tylko cesarza";
nie Jeruzalem, lecz Rzym stolicą,
za kapłanami motłoch powtarzał,
z przekazem proroctw nic się nie licząc.
Piłat ochotnie prośbę wykonał,
wszak takie było jego rzemiosło,
wierząc, że słusznie Żyd Jezus konał
w mękach, gdyż zbytnio Jego "poniosło".
W niczym sumienie mu nie przeszkadza;
jak świat szeroki jest zwyczaj długi,
dla kadzielnicy wszak miecza władza,
najuprzejmiejsze świadczy przysługi.
Lud szczery czuje wyrzut moralny,
gdy się zabija ludzkie istnienie,
jednak proroków los zawsze marny,
w okupowanym Jeruzalemie.
Odtąd na świecie trwa rozdwojenie,
i miecz wśród ludzkich serc i umysłów,
po tych zdarzeniach w Jeruzalemie,
wskutek kapłańskich sprytnych pomysłów.
Bóg nie pozwoli być pośmiewiskiem,
lecz potrzebuje na ziemi świętych
synów oddanych Jemu we wszystkim.
Kapłan zaś martwe czci sakramenty.
To nam objawił Syn Boga, Jezus,
dając nam Ducha Swego Synostwa,
by Bogu służyć i Jemu wierzyć,
arcykapłańskie tępiąc łotrostwa.
Przeciwko dumnym grzmiał obłudnikom,
a Bóg do Syna się w głos przyznawał.
By kres położyć martwym praktykom,
swe młode życie w ofierze dawał.
Wbrew zagrożeniom swą walkę stoczył,
tak z odstępcami, jak z duchowieństwem,
diabelskie dzieła krwią swą zniweczył,
podbił lud Boży swoim męczeństwem.
Lecz stan kapłański nie bity w ciemię,
na drodze Prawdy sakrament stawia,
fałszywy obraz wiary na ziemi,
na swych straganach wciąż ustanawia.
Jedni szukają sprawiedliwości
Bożej, o której Jezus zwiastował,
inni chcą forsy, popularności,
którą cesarski ład gwarantował.
I tak się toczą świata koleje,
w kontrastach Ducha i cielesności,
gdy szczere serce w bólu szaleje,
grożąc kapłańskiej "świątobliwości".
Przed duchowieństwem nic nie ukryjesz;
w swej przebiegłości przejrzą człowieka.
Duch Boga w tobie - to już nie żyjesz!
Na nawiedzonych już szafot czeka.
W ten sposób wielu świętych zgładzono
przez długie wieki władzy kapłańskiej,
aby powstrzymać serc szczerych grono,
od zrywów zbawczej wiary Mesjańskiej.
Tylko Duch Boga Prawdę objawia,
Prawdy nie pragnie zaś zawodowiec,
Prawda Mesjańska wciąż wielu zbawia,
On jest pasterzem swych świętych owiec.
Po dzień dzisiejszy krwawe metody
w różnych religiach są tak skuteczne,
lecz Jezus przyniósł nam Żywej Wody
Boskiej, co daje nam życie wieczne.
Cieśla nie pojmie arcykapłana,
zaś serca cieśli kapłan nie zgłębi,
różny dar łaski jest ludziom dany,
w każdym się inna namiętność kłębi.
Więc się na rynku pogłoska szerzy,
że dobrze wierzy, kto "słusznie wierzy".
Ten "słusznie wierzy", kto zarobkowo;
kto wierzy sercem - ten płaci głową.
Ludzie badają wynik społeczny,
jak gospodarka kwitnie świątynna,
Bóg zaś spogląda na skutek wieczny,
gdy miłość serca czysta, niewinna.
Miłości wiary działanie wspólne,
w spójni serdecznej, tak uczuciowo.
Kapłaństwa strzeże prawo ogólne:
wydajność większa - gdy zarobkowo.
Mesjańskie serce nie wytrzymało
sprzecznych kryteriów ziemi i nieba,
w świętym porywie wystąpił śmiało,
o skutkach mówić wam nie potrzeba.
Stąd historyczna płynie nauka,
całkiem odmienna od tej Mesjańskiej:
kto służy Bogu, ten "śmierci szuka",
z wyroku władzy arcykapłańskiej.
Ze zmartwychwstania wniosek jest inny,
dobrze, kiedy go sercem przyjmiemy:
Jeśli z Jezusem wespół walczymy,
z Nim też królować wiecznie będziemy.
(J.M. 9 października 2004)
Użytkownik Adelfos edytował ten post 2008-11-24, godz. 13:58