Ja tam nikomu do porfela nie zaglądam, jednak wiem, że najzwyczajniej w świecie ukradł teksty (wręcz całe artykuły) z AJWRB i Brooklynu, i podpisał się pod nimi swoim nazwiskiem, dołączając na końcu swoich gazetek formularze przekazów pocztowych na swoje konto.
Kilkakrotnie ja osobiście (i Iszbin także) zwracałem mu uwagę na te sprawy. Bez skutku.
Też to zauważyłem. Nawet zwróciłem mu kiedyś uwagę na to dziwne bezceremonialne korzystanie z cudzej pracy bez podawania źródła. Gdyby wszystko jeszcze było anonimowe, to można by to zrzucić na jakiś odchył po ŚJ (publikacje ŚJ też są anonimowe). Jednakże, jeśli ktoś ordynarnie plagiatuje czyjąś pracę (bo nie mówimy tu o drobnych zapożyczeniach), podpisuje się jako autor tekstu i do broszury podaje namiary na konto bankowe to taka postawa jest naganna i nie ma żadnego usprawiedliwienia. Bez względu na różne zasługi T.P. w szerzeniu Ewangelii wśród ŚJ, takiej postawy nie można pochwalić. Co szkodzi na przeszkodzie, aby, nawet jeśli by coś skopiował, podał także źródło? Ma szczęście że nikt go jeszcze o to nie pozwał. Może wtedy by się otrząsnął.
Zresztą nie tylko T.P. ma dziwny problem z szanowaniem cudzej pracy. To samo zauważyłem kiedyś u W. Bednarskiego. Też bezceremonialnie sobie zapożyczał argumenty i doklejał do książki. Choć w tym wypadku trudno mu zarzucić jakieś działanie komercyjne, bo z tej książki kokosów to nie miał i na dodatek opublikował ją darmo w internecie (do czego sam go kiedyś namawiałem).
Właśnie rzuciłem okiem na strone Fundacji SN, i widać jak na dłoni ewidentną kradzież tekstu. Choćby ten artykuł "
Kto jest ostatecznym autorytetem ŚJ" Ten tekst został zerżnięty słowo w słowo z mojego tekstu z roku 2001 pt. "
Co jest ostatecznym autorytetem ŚJ" Nawet są te same kursywy i wytłuszczenia. Oczywiście ani śladu o tym, kto jest rzeczywistym autorem tekstu.