Jest jeszcze jedna możliwość. Bóg jest miłością, my jesteśmy stworzeni na obraz Boga, ale tworzymy obraz Boga oparty na naszym ograniczonym poznaniu duchowego świata. Co znaczy, że zostaliśmy stworzeni na obraz Boga? Czy to znaczy, ze Bóg jest do nas podobny albo podobnie do nas myśli? Wg mnie to daleko idące uproszczenie. Jako ograniczone, ziemskie istoty mamy zdolność do trójwymiarowego postrzegania świata i niektóre rzeczy są dla nas niepoznawalne, za daleko nam do Bożych spraw. Dlatego nikt nie z ludzi nie ujrzał duchowego Boga, stanięcie "twarzą w twarz" z Istotą Najwyższą jest obecnie dla nas nieosiągalne.
Pewnie fakt naszej niedoskonałości ma przełożenie na naszą wrażliwość w odbiorze pewnych niekorzystnych dla człowieka zjawisk, w myśleniu pełnym współczucia dla cierpiących ludzi i dochodzeniu do dobrych rozwiązań wg naszej ludzkiej wizji.
Ida twój sposob postrzegania tematu jest mi bliski, jestem w stanie myslec tak samo ja ty, ale tylko gdy uruchamiam przelacznik o nazwie intuicja. wtedy podchodze do sprawy emocjonalnie, wzbudzam w sobie cechy, ktore ulatwiaja mi podejscie do tematu w jaki prezentujesz. postrzegam sie jako ograniczoną cialem i malym rozumem istote.
tylko nie za dobrze sie z tym czuję. tak brak mi pokory. na pocieche mam to, ze Bog kochal czasami takich niepokornych, widzial w ich postawie determinacje i zacięcie
"czy smialbys zniczyc to miasto gdyby bylo tam 30 sprawiedliwych" szkoda, ze to tylko dawna zadziorna opowiesc i nikt nie wie czy jest prawdą, ale bardzo mi sie podoba.
Gdy przelaczam sie na opcje: logika, rozum, wypieram to co powyzej. odpowiadam sobie jasno, ze Boga znam takiego jakim dal sie poznac, nie ma zadnych tajemnic, Biblia jest kompletna i nie musze sie zastanawiac nad tym co jeszcze on ma na mysli. tejemnice tworza niezliczone interpretacje za ktorymi kryja sie konkretni ludzie.
Natomiast sam Bog pokazal jak potrafi traktowac ludzi, skrajnie dobrze i skrajnie zle, wszystko jest czarno biale, wspolczucie dla wijacych sie pod ciezarem jego gniewu ludzi pryska jak mydlana banka, ci co mu sluza, musza ciagle sie bac, ze zginal w armegedonie, piekle, odbiera im sie zdroworozsadkowy poglad na relacje miedzy ojcem a dzieckiem, ktory kocha bezwarunkowo. kazdy rodzic, absolutnie kazdy, ktory straszylby swoje dziecko smiercią, uznany bylby za kogo? no wlasnie...
Wołamy do Boga, a Bóg nie odpowiada i na ten podstawie dochodzimy do wniosku, że Boga nie ma, a jeśli nawet jest, to jest Mu obojętny nasz los. Fakt, że Bóg teraz nie odpowiada nie dowodzi, że w odpowiednim czasie nie usłyszymy Jego głosu. Może jeszcze nie nadszedł ten najodpowiedniejszy moment, choć nam się wydaje zupełnie inaczej, bo myślimy po ludzku i często przez pryzmat własnych, tragicznych zdarzeń. Bóg przepowiedział, kiedy mamy oczekiwać Jego ingerencji. Dlaczego miałby przyspieszać bieg rzeczy, wyprzedzać spełnienie pewnych obietnic- dlatego, że nam się wydaje to najpotrzebniejsze już teraz?
odpowiedni czas na glos Boga jest wtedy gdy on jest odpowiedni dla nas. jak twoje dziecko mowi ze jest glodne, to jest to odpowiedni czas zeby je nakarmic. Bog nie istnieje dla siebie tylko dla nas, bez nas go nie ma. Przeciągajac strunę wiary, sam Bog powoduje, ze pęka ona w wielu ludzkich sercach i najlepsze jest to, ze On za to ich zabije. Dla mnie jest to obraz najbardziej wyrafinowanego dzialania jakie jestem w stanie sobie wyobrazic.
Obrazek z Nigerii: wpadaja do domu partyzanci, obicinaja dlonie mezczyznie zeby nie mogl bronic rodziny, matke przybijaja do drzwi i gwalcą, 12 letnią corke zabieraj do lasu i torturuja, przezywa tylko ona, po latach jako ateistka dowie sie ze zginie za to ze nie wierzy w Boga. A przeciez tam w lesie krzyczala w nieboglosy proszac go...
Czyli pychą z mojej strony jest, że wierzę w Boga miłości. Cóż...może i brakuje mi czasem pokory. Jeśli wiara w Boga jest chorobą, to mam nadzieję, że w moim przypadku nieuleczalną i przewlekłą. Dzięki niej łatwiej przychodzi mi znosić problemy dnia codziennego i patrzeć z optymizmem w przyszłość.
wiara w Boga nie jest chorobą. jest fenomenem.