28.09.2009
Kanada: Donna Ryder, obecnie była ŚJ, w artykule w „National Post” przedstawiła zaskakującą historię nadużyć związanych z wysiłkami podejmowanymi przez świadków Jehowy w celu uniemożliwienia przeprowadzenia transfuzji krwi u dzieci z tego związku wyznaniowego.
Kobieta twierdzi, że świadkowie Jehowy wiele razy wywozili chore dzieci ze szpitali, by w ten sposób uchronić je przed podaniem krwi. Do lat dziewięćdziesiątych XX wieku sama Ryder miała uczestniczyć w tego rodzaju procederze. Miała wtedy świadomość, że jest to nielegalne i nawet obawiała się aresztowania.
W artykule Ryder wspomniała między innymi o przypadku z Nowego Brunszwiku, kiedy to w takiej sytuacji ukryła w samochodzie pewną matkę z jej chorym na leukemię pięcioletnim synkiem. Później przejęli ich inni ŚJ, którzy zawieźli rodzinę do kanadyjskiej siedziby TS. W poszukiwaniu alternatywnej terapii rodzina wraz z dzieckiem trafiła w końcu do Meksyku. Jednak chłopiec niedługo później zmarł.
Przedstawiciel TS w Kanadzie zaprzeczył, by ŚJ jako organizacja zajmowali się przewożeniem dzieci w celu uniknięcia (skutków) podejmowanych przez odpowiednie służby działań prawnych. Jednakże jednocześnie zauważył, że rodzice w ramach własnego wyboru mogą zdecydować o przeniesieniu dziecka do placówki gotowej zapewnić leczenie bez krwi.
W artykule zwrócono także uwagę na to, co o przestrzeganiu prawa mówi literatura TS: przywołano pewien tekst ze “Strażnicy” (z 1991 roku), w którym napisano, że ŚJ powinni starać się podporządkować świeckim prawom, ale kiedy zarządzenia te łamią Słowo Boże, to prawo Boskie ma pierwszeństwo, nawet jeżeli w oczach władz uczyni to świadka Jehowy przestępcą.
Relację D. Ryder uwiarygodnił Michael Saunders, inny były świadek Jehowy, który sam potwierdził, że są mu znane przynajmniej cztery podobne sprawy, kiedy to doszło do wywiezienia chorego dziecka poza granicę prowincji lub kraju. Dodał, że takie sytuacje, chociaż nie były częste, to jednak się zdarzały.
Barbara Anderson, która także zdawała sobie sprawę z podejmowania podobnych działań, w artykule wyraziła opinię, że jest o wiele mniej prawdopodobne, by do takich akcji dochodziło również obecnie.
Donna Ryder (58 lat) urodziła się w rodzinie świadków Jehowy. Jej były mąż, Daniel Pole, jest prawnikiem zajmującym się sprawami współwyznawców. Ryder pracowała jako jego asystentka. Para mieszkała także w Betel. Ryder odeszła z Organizacji w 1996 roku, po rozwodzie z mężem.
Daniel Pole zaprzeczył, by wiedział coś o opisanych sprawach.
--
szczegóły: link
Przypominam sobie w tej chwili, że propozycję uprowadzenia dziecka ze szpitala otrzymał także Paul Blizzard. Poniżej jego świadectwo:
W końcu, zespół lekarzy poinformował nas, że w razie krytycznej sytuacji Jenny będzie potrzebowała transfuzji krwi, żeby przeżyć. Był to dla nas poważny problem, ponieważ Towarzystwo nie zezwalało na transfuzję krwi.
Poprosiliśmy lekarzy o opuszczenie pokoju i powiedzieliśmy im, że damy im naszą odpowiedź wkrótce. Modliliśmy się z żoną do Boga i wołaliśmy do Niego o radę. Pamiętam, co myślałem: "O, Jehowo, jak możesz żądać ode mnie podjęcia takiej decyzji - od 'tak' lub 'nie' zależy życie lub śmierć Jenny! Jakimże Bogiem jesteś!" W końcu moja żona i ja wezwaliśmy z powrotem lekarzy do pokoju i poinformowaliśmy ich, że pozostaniemy posłuszni prawu Bożemu i musimy zgodzić się na śmierć Jenny.
Przedstawiciele szpitala skontaktowali się z Texas Child Welfare Dept. [urząd zajmujący się opieką nad dziećmi] i złożono pozew przeciwko nam o znęcanie się nad dzieckiem i zaniedbywanie go. Sąd wydał postanowienie rozstrzygające, że Jenny ma otrzymać transfuzję krwi, jeśli będzie to niezbędne do ratowania jej życia. Biuro Szeryfa w Hrabstwie Bexar poinformowało nas o wyroku i ostrzegło personel szpitala, żeby nie pozwolono nam zabrać Jenny ze szpitala. Bardzo dobrze wiedzieli, że Świadkowie Jehowy mają długą historię wykradania pacjentów ze szpitala, by za wszelką cenę uniknąć transfuzji krwi.
(...)
Tymczasem przyjaciele skontaktowali się z miejscowymi starszymi, którzy natychmiast przyszli nas odwiedzić. Uspokoili się dowiedziawszy się, że wciąż jest trochę czasu na zaplanowanie sposobu uprowadzenia Jenny ze szpitala, zanim zostanie jej podana krew.
Wyjaśniłem im, że sprawa nie leży już w moich rękach, i że na mocy wyroku sądu nie można zabrać Jenny. To nie miało dla nich znaczenia. Byli zainteresowani głównie tym, jak ją stamtąd wydostać.
Wiedziałem, że Jenny może wkrótce umrzeć, jeśli odłączę ją od urządzeń, które podtrzymywały ją przy życiu, i mogę być oskarżony o morderstwo. Wyjaśniłem to starszym. Powiedzieli: "To jest szansa, którą musisz wykorzystać! Nie możesz pozwolić im na podanie twojemu dziecku krwi!"
W trakcie dalszej dyskusji poprosiłem ich o odejście, stwierdzając, że nie możemy dopuścić do śmierci naszego dziecka w taki sposób. "Jeśli to jest Bóg, któremu służę, to jestem z Nim".
Starsi w złości opuścili szpital, gdyż nie podporządkowaliśmy się ich żądaniom. "Mam nadzieję", powiedział jeden starszy, "że ona dostanie zapalenia wątroby od tej krwi, i wtedy przekonasz się, że to jest złe!"
--
źródło
Świadkowie na potrzeby zaplanowanego uprowadzenia byli nawet gotowi wynająć śmigłowiec: link