Cześć
chciałam się z Wami przywitać. Już jakiś czas temu natknęłam się na to forum jednak natłok spraw nie pozwolił mi na aktywne uczestnictwo.
Chciałam podzielić się moją historią. Po przeczytaniu Waszych postów widzę, że niewiele się różni. Z niektórymi osobami utożsamiam się prawie w 100%
Jestem dzieckiem SJ wychowanym od najmłodszych lat w "prawdzie". Wiecie co to oznacza - pranie mózgu od zawsze. Ehhhhh
W moim życiu było już kilka sytuacji, które budziły mnie z tej "bajki", jednakże byłam wtedy młoda całkowicie zależna od rodziców (mama od dziecka w organizacji, tata za sprawą mamy przyłączył się do tego bagna).
Kluczowym momentem, który definitywnie otworzył mi oczy był niekontrolowany sprzeciw SJ na fakt posiadania przeze mnie "świeckiego" chłopaka. Zawsze wiedziałam, że jest tylko rada o pobieraniu się "w panu". Lecz to co spotkało nas ze str SJ przechodziło wszelkie granice. Rozmowy ze mną znosiłam, ale prawienie kazań w jego obecności było już grubą przesadą. Kiedyś pewnie starszy tak się zagalopował, że zaczął ostro wyzywać mojego chłopaka i jego rodziców (dodam, że nikogo z tych osób nie znał). Leciały tak ostre słowa których tu nie użyję bo musiałabym wstawić takie znaczki ****
Serio pozwolił sobie na to choć przecież nie wolno;)
Po uderzeniu/pchnięciu mnie przez wspomnianego starszego mój facet nie wytrzymał. Sytuacja potoczyła się dość dziwnie ale pomogła moim rodzicom troszeczkę przejrzeć na oczy. Niestety szukali oni sprawiedliwości w organizacji, jednakże jak wiadomo każdy kryje siebie a już władzę zwłaszcza, a skoro to był starszy to żadna kara go nie spotkała. Rodziców bardzo to boli (ojciec kiedyś sam był starszym - niestety) od tamtej pory nie chodzą na zebrania jednak brakuje im tego :/
Nie mam niestety tyle odwagi żeby otwarcie od tego odejść ze względu właśnie na rodziców. Nie mieszkam jednak już w tym samym mieście i tam mogę spokojnie żyć po swojemu:)