W skrócie powiem tak, że próba rehabilitacji chorego psychicznie ( psychozy, depresje, nerwice ) w środowisku wierzeń śJ przypomina mi leczenie alkoholika poprzez zamykanie na noc w sklepie monopolowym. Uzasadnię to później.
OK, zagalopowałem się z tym odcinaniem chorych od środowiska. Zgodnie z obietnicą, postaram się wymienić kilka przyczyn, które mogą przyczyniać się do występowania zaburzeń psychicznych szczególnie u młodych osób z predyspozycjami wychowywanych w ultraświadkowskich rodzinach. Zwłaszcza w tych, które nie potrafią zachować dystansu do systemu wierzeń śJ i wszystkie nauki traktują bardzo serio. Oczywiście, że dotyczy to pewnie wszystkich środowisk skrajnie religijnych, ale to forum o śJ, dlatego skupiam się na ich systemie wierzeń.
Jestem laikiem i nie aspiruję do roli terapeuty. Proszę mnie korygować. Moje spostrzeżenia opieram na "duchu", który panował w zborach w latach 70/80-tych i na samym początku 90-tych. Ducha tego bardziej się czuło, niż ogarniało rozumem. Nie wiem na ile atmosfera zmieniła się począwszy od drugiej połowy lat 90-tych do dzisiaj. Po prostu nie mam już żadnego kontaktu. Proszę o uwagi. Kolejność czynników przypadkowa. Większość z nich prawdopodobnie może przyczyniać się do powstawania neuroz i depresji. Wytłuściłem natomiast te, które moim zdaniem mogą być u osób predysponowanych czynnikiem wywołującym psychozy.
- powszechna smuta ( świat jest zły, życie w nim mordęgą )
- poczucie tymczasowości ( nic nie warto - świat zmierza do zagłady )
- dysonans poznawczy
- codzienne wewnętrzne konflikty ( co by świadek nie zrobił, i tak jest w sytuacji patowej )
-
świadomość nieustannej inwigilacji ze strony wszechwidzącego Boga ( Jehowa zna nasze myśli, wszystko widzi )
- marginalizowanie roli rozrywki, zabawy, aktywności fizycznej, sportu w utrzymaniu dobrej kondycji psychicznej
-
przekonanie o wpływie Szatana i demonów na nasze życie ( demony nieustannie dybią na nas, mogą sterować myślami, mogą także przemawiać do nas )
- nieustanna presja na wyniki ( głosić, głosić i jeszcze raz głosić. Także zabiegać o przywileje )
- natłok codziennych zajęć religijnych ( tekst, studium, zebranie itd )
- marginalizacja roli seksu w higienie psychicznej. Zastraszanie przed wszelkimi formami seksu pozamałżeńskiego, w tym nawet pettingu i masturbacji )
- system nakazów, zakazów często niezrozumiałych, graniczących z obłędem; talmudyzm
-
nieustanne wzbudzanie poczucia winy- straszenie rzezią w Armagedonie
- izolacja, hermetyczność środowiska
-
życie w urojonej psychozie ( świat czyha na lud Boży, niebawem nastąpi atak z każdej strony )
- niski poziom intelektualny, miałkość publikacji; specyficzny rodzaj mantrowania ( powtarzanie w kółko tych samych nauk, zwrotów itd )
- mentalna tresura
- frustracje związane z wciąż niespełnionymi obietnicami
- zwalczanie indywidualizmu, potępianie samostanowienia
Zapewne nieco przesadziłem. Oceńcie sami. Tak sobie jednak myślę, że samo życie dostarcza i tak już wystarczającej porcji stresów, dlatego dodatkowe katowanie się systemem wierzeń i zachowań śJ nikomu chyba nie jest już potrzebne.
Dodatkowo wymienione czynniki powodują, że postrzegam obecnie ultrareligijne rodziny śJ jako w pewnym sensie dysfunkcyjne społecznie. Dlatego trudno mi uwierzyć w skuteczną rehabilitację chorych psychicznie w takich rodzinach.Tym, którzy czują, że muszą przerwać diabelski krąg, że chcą uwolnić psychikę i którzy czują się na siłach doradzał bym jednak, aby definitywnie zerwać z systemem wierzeń śJ. Niekoniecznie trzeba w sensie dosłownym uciec ze swojego otoczenia, czy rodziny ( choć czasami to jest dobre rozwiązanie ). Wystarczy np. zerwać z czytaniem ich wydawnictw. Proszę mi wierzyć - po czasie nabiera się takiego dystansu, że wiele spraw nie wywołuje przesadnych emocji. Po prostu coraz więcej się rozumie.
Co proponuję w zamian? Nic. Każdy z nas musi wydeptać swoją ścieżkę. I to jest piękne !!
Pozdrawiam, Piotr