Jeśli byli obecni tam wpływowi starsi to rzecz jasna skończyło się na dyskusjach i nikt tego nie roztrząsał.
Przedstawiona przeze mnie sytuacja miała miejsce prawie 20 lat temu. Nie wiem, czy mogłaby się zdarzyć w dzisiejszych czasach, w dobie wszechobecnych telefonów komórkowych, które potrafią służyć w niecnych celach i uchwycić rzeczy z kategorii "do przemilczenia". Myślę, że ludzie mniej sobie ufają i są wobec siebie bardziej podejrzliwi. Czy brali w tej weselnej dyskusji udział starsi? Tego nie wiem na pewno. Biorąc pod uwagę poziom rozmowy i charakter omawianych spraw, były to osoby mocno osadzone "w prawdzie". Dyskusja nie rozgrywała się na oczach wszystkich weselników. Po prostu skupiliśmy się( mniej rozrywkowi) w sympatycznym gronie współbraci i wymienialiśmy własne doświadczenia religijno- duchowe, brnąc w tematykę biblijną i organizacyjną. Nie było oskarżycielskiego tonu pod adresem Organizacji, raczej przyświecała nam troska o naszą duchową pomyślność i pomyślność religii, w której przyszło nam działać. Dalecy byliśmy od ducha odstępstwa. To był bardziej duch człowieka zmartwionego zmianami zachodzącymi w zborach, zastanawiającego się w jakim kierunku podąży Organizacja. Cechą wspólna rozmówców była długoletnia, pokoleniowa przynależność do śJ. Pewnie dlatego było między nami zaufanie i przejawy szczerości. Oczywistym, nie wymagającym żadnego przypomnienia, wydawał się być fakt, że relacje lub rewelacje wyniesione z rozmowy pozostają między nami. Zresztą kto kogo miałyby oskarżać i o co. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę jak działa Organizacja i co należy nie mówić, aby w tej religii zostać.
Nie wiem... nie chciałabym nikogo urazić. Z mojej obserwacji poczynionej w czasie przebywania od urodzenia w zborze wynika, że świadkowie świeżo "nawróceni", nawet zaangażowani znacząco w dzieło ewangelizacji, ale z niezadługim stażem w Organizacji, bywają bardziej podejrzliwi w stosunku do braci i zdecydowanie bardziej rygorystyczni w podejściu do wytycznych WTS-u. A kiedy odchodzą ze zboru ...ach, szkoda gadać.