Szlachetny i idealistyczny zapał w służbie fałszywej/złudnej/zbrodniczej idei - to jest dopiero tragedia.
Jeśli komuś pozostaje sentyment, to znaczy że jedną nogą ciągle w tym tkwi.
Odnoszę wrażenie, jakbyś mówiąc o fałszywej idei, miał na myśli służbę co najmniej w nazistowskiej organizacji. Organizacja dla której poświęciliśmy swoje dobre lata i młodzieńczy zapał, w naszej obecnej ocenie nie wygląda na pociagającą ideologicznie i niesie przykrą myśl o zmarnotrawieniu wspaniałego czasu, który mogliśmy wykorzystać lepiej. Ale wg mnie sama idea służenia Bogu nie była naganna, a nawet niosła wymierne dodatnie korzyści. Czas przeznaczony na sprawy duchowe nie był tylko marnością, ale obfitował w pozytywne emocje i wzbogacenie naszego wnętrza. O sobie mogę powiedzieć, że dał mi fundament pod rozwój kręgosłupa mojej moralności. Daleka jestem od jednostronnej, negatywnej oceny własnego zaangażowania w sprawy Królestwa. Pewnie dlatego pozostał sentyment, związany silnie z pozytywnym obrazem własnej osoby, aktywnego niegdyś śJ.
Dla jednych zlym nalogiem jest alkohol, dla innych papierosy, internet, seks, dla jeszcze innych Chrystus itd. Musisz to zrozumiec.
Rozumem pojąć nie jest rzeczą skomplikowaną, ale pogodzić się z pewnymi faktami bywa piekielnie trudno. Np. z takim faktem, że były pionier z Organizacji śJ, stawia w jednym szeregu, negowane nawet przez ateistów, praktyki z osobą Chrystusa i nie widzi w tym nic niestosownego.
Użytkownik Ida edytował ten post 2010-03-18, godz. 09:44