Kiedy odchodziłam z organizacji, starszy zboru zapytał się mnie: "to gdzie teraz zamierzasz być? W kościele, w innej religii, a może będziesz ateistką?" 
Oni wszyscy zawsze powtarzają tę samą "formułkę". Nie odchodź, bo gdzie pójdziesz, u nas jest najlepiej (to tak jakby chcieli powiedzieć: nie ważne że byliśmy niedobrzy, ważne że u nas przecież jest najlepiej)... Tak samo z tą "prawdą": my jesteśmy posiadaczami prawdy absolutnej, wszyscy inni się mylą tylko my wiemy jak należy wierzyć i praktykować wiarę w Boga i nikt nie ma prawa tego podważać bo jak będzie podważał to zginie w Armagedonie.
Starsi zboru pewnie w głębi duszy życzyliby komuś kto się odłączył, żeby się stoczył, przestał wierzyć w Boga, stał się złym człowiekiem (o pardon, dla nich zły to już choćby taki co nie wierzy na sposób świadkowski)... Żeby stało się jasne, że ktoś kto odchodzi od organizacji staje się złem wcielonym, zwierzęciem a nie człowiekiem.
Ja jednak już dawno przestałem wierzyć w takie rzeczy i się przejmować tymi formułkami. Gadają i będą gadać w kółko to samo bo tylko tyle potrafią. Dziwne, że po wykluczeniu jakoś nie stałem się niegodziwcem, nie zacząłem krzywdzić innych, nie stoczyłem się na dno? Bracia starsi, jak to jest? Wasze "przepowiednie" zawodzą? Czyżby człowiek poza organizacją miał Boże błogosławieństwo?
Miszmasz, przestań się tym przejmować, olej to, żyj godnym życiem tak jak potrafisz najlepiej, znajdź swoje miejsce gdzie chcesz ale nie idź do ludzi którzy cię krzywdzą bądź w inny sposób sprawiają tobie przykrość.
Użytkownik ble edytował ten post 2010-07-19, godz. 21:29