Skocz do zawartości


Zdjęcie

DO BYŁYCH ŚWIADKÓW JEHOWY-POMOCY !!!


  • Please log in to reply
33 replies to this topic

#21 ariel

ariel

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 554 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2005-05-05, godz. 17:38

Do Arka
Piszesz ,że zastosowałabym manipulacyjne podejście .Otóż ostatnio miałam rozmowe z przyjaciółką dobrze znającą Biblie ( jak mało kto) i rozmawiałam z nią właśnie jak pisałeś szczerze acha mówiłam o sobie i oswoich wnioskach i faktach które wyczytałam nie atakowałam jej gdybym zastosowała kilka taktycznych (manipulacyjnych ) posunięć myślę ,że bardzej zmusiłoby ją to do myślenia a tak pomomo szczerego serca i skromności,którą w tej rozmowie starałam się przejawiać zostałam posądzona o niegodziwe serce i poinformowano starszych ,że szerze fałszywą naukę i jestem zbytnio niezależna ! Dlatego radze każdemu ,aby z takimi osobami właśnie tak rozmawiał Ś.J zawsze będzie bronił swojej ''matki''.Kania

Cierpienie i bycie źle rozumianym należy, droga Kaniu, do naszej chrześcijanskiej codzienności. W tej całej sytuacji, którą opisujesz jest jedna ważna rzecz - czyste sumienie. Rozmawiałaś szczerze i jeśli to spowodowało jakieś Twoje kłopoty, prześladowania, to jest to jedynie powód do dziękowania Bogu, iż mogłaś dla niego cierpieć. Stosowanie technik psychomanipulacyjnych może z ludzkiego punktu widzenia dawać lepsze efekty, ale z Bożego punktu widzenia jest totalnym nieporozumieniem. Powtórzę: lepiej zdać się na Ducha. To on wprowadza we wszelką prawdę, otwiera serca, otwiera drzwi do głoszenia ewangelii i zamyka te drzwi. On, a nie ludzkie sposoby i triki.

2 Kor. 4:2
2. Lecz wyrzekliśmy się tego, co ludzie wstydliwie ukrywają, i nie postępujemy przebiegle ani nie fałszujemy Słowa Bożego, ale przez składanie dowodu prawdy polecamy siebie samych sumieniu wszystkich ludzi przed Bogiem.
(BW)

Nie jest zaszczytem wyciąganie ludzi z jakiegokolwiek Kościoła czy organizacji. Zaszczytem jest przyprowadzanie ludzi do Boga.

#22 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-05, godz. 17:55

Cierpienie i bycie źle rozumianym należy, droga Kaniu, do naszej chrześcijanskiej codzienności.

HILFE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :unsure:
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#23 ariel

ariel

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 554 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2005-05-05, godz. 18:03

A co w tym widzisz dziwnego?

#24 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-05, godz. 18:09

spogladajac na ponad 17 lat mojego zycia wsrod SJ (teraz mam 21) dochodze do wniosku, ze CIERPIENIE I BYCIE NIEZROZUMIANYM bylo moja najwieksza radoscia. Jak cudownie byc ofiara... :blink:
Przyzwyczailam sie, ze im gorzej sie czuje, tym bardziej Bog mnie kocha. Przeciez oni ciagle to tam powtarzaja, tylko NIE otwarcie. Nikt tam niczego otwarcie nie mowi. Jesli dostatecznie cierpisz dla Boga, to moze napisza nawet o Tobie w Straznicy, jakies niezle doswiadczenie...
Czy zauwazyles, ze KAZDE doswiadczenie jest na temat kogos bardzo chorego, najlepiej nieuleczalnie chorego... zgnebionego, przesladowanego etc??
Przeciez zaden z ciebie przyklad, jesli jestes wesoly.
Idz do SJ i dostaniesz przyspieszony kurs bycia ofiara okolicznosci i ludzi i juz nigdy nie uwierzysz, ze TY masz wplyw na to, jak sie czujesz...

hilfe! :wacko:
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#25 ariel

ariel

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 554 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2005-05-05, godz. 18:33

Eee, przecież mi nie o to chodziło... Wydaje mi się, że zbytnio patrzysz na wszystko przez pryzmat swej bytności w organizacji (dla wyjaśnienia, ja także jestem exSJ). Mi nie chodzi o to by na siłę szukać cierpienia i chodzić z nosem spuszczonym na kwintę. Nie, żebym kochał cierpienie albo ten tego :-). Po prostu doświadczenia są efektem życia chrześcijańskiego i nieodłącznie jemu towarzyszą. Przykład masz powyżej z Kanią. Gdy rozmawiała uczciwie spotkało się to z reakcją, która jej sprawiła przykrość. To też jakaś forma cierpienia. Bycie chrześcijaninem często powoduje nieprzyjemności, czy to psychiczne czy fizyczne (w naszych czasach bardzo rzadko), które spowodowane są wyborami jakich dokonujemy, a które niekoniecznie muszą być akceptowane przez świat. I nie mam tu na myśli jedynie ŚJ, którzy często "pchają" się w sytuacje prowokujące zupełnie niepotrzebne kłopoty i konflikty.

#26 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-05, godz. 18:54

no dobrze, ale czemu sie godzic na to cierpienie. jesli zakladasz (bez wzgledu na powod!), ze cierpienie jest czescia Twojego zycia i to akceptujesz, to bedziesz cierpial. sztuka nauczyc sie tak zyc, zeby nie cierpiec. i wierze, ze tak sie da!
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#27 ariel

ariel

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 554 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2005-05-05, godz. 19:12

no dobrze, ale czemu sie godzic na to cierpienie.


To nie jest kwestia zgody czy też niezgody. Powtórzę to co napisałem: cierpienie jest nieodłącznie wpisane w życie chrześcijańskie. Widać to wyraźnie z nauczania Jezusa i apostołów.

jesli zakladasz (bez wzgledu na powod!), ze cierpienie jest czescia Twojego zycia i to akceptujesz, to bedziesz cierpial.


Uwierz mi, ja nie jestem masochistą :D i uciekam od cierpienia jak się da. Czasami jednak się nie da bo jest ono efektem wyborów jakie dokonuje się jako chrześcijanin. Po prostu, gdy decydujesz się pójść za Jezusem, to jednocześnie godzisz się na różne formy cierpienia i różne formy doświadczeń. To nie jest łatwa droga, ale nie ma drogi piękniejszej.

sztuka nauczyc sie tak zyc, zeby nie cierpiec. i wierze, ze tak sie da!


Nie da się. To już nawet nie jest kwestia bycia chrześcijaninem. Cierpienie, ból i śmierć są wpisane w historię i teraźniejszość tego świata. Jak tu nie cierpieć gdy choruje Twoja mała córeczka, gdy widzisz ogrom nieszczęść dotykających ludzkość, gdy umiera Twój rodzic lub gdy słyszysz o zamordowaniu 5 letniej dziewczynki? Nie sposób zamknąć się w czterech ścianach i z dala od wszystkich budować swój światek, bo i tam może Ciebie dosięgnąć nieszczęście. Od cierpienia nie da się uciec, można mu jedynie stawić czoła i starać się by było go w naszym życiu jak najmniej, byśmy innym jak najmniej tego cierpienia zadawali. Ale to chyba wszystko na co nas stać.

#28 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-05, godz. 19:29

no widzisz, ja teraz wierze w "Boga", ktory chce mojego szczescia, nie wiem, czy to jest jedna osoba, czy nie... niewazne. wierze, ze Wszechswiat chce, abym sie cieszyla. Jesli bycie chrzescijaninem jest polaczone z cierpieniem to tak, jakby ten chrzescijanski Bog czerpal jakas radosc z cierpienia jego "chwalcow"... ech, ja wole sie cieszyc.
mysle, ze WSZYSTKO zalezy od naszego podejscia. jednego dnia pada deszcz, a Ty jestes szczesliwy, nastepnego swieci slonce, a ty masz dola... Nastroj, wg mnie, nie zalezy od zewnetrznych warunkow, tylko ode mnie. Tyle, ze latwiej jest uwierzyc, ze nie masz na swoj nastroj wplywu, bo nie musisz sie wtedy uczyc jak zapewnic sobie samemu szczescie... , a jeszcze lepiej jak mozesz powiedziec, ze cierpisz dla BOGA... Co to za Bog, ktory cieszy sie z cierpienia albo siedzi sobie i mysli: JAKI FAJNY, CIERPI DLA MNIE. To jest bardzo LUDZKIE myslenie. Bo czlowiek moglby sobie myslec: OJ, JAKI SLODKI, TYLE DLA MNIE WYCIERPIAL, zeby sobie podniesc poczucie wartosci. Bog chyba nie musi, nie?
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#29 ariel

ariel

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 554 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2005-05-05, godz. 19:57

no widzisz, ja teraz wierze w "Boga", ktory chce mojego szczescia, nie wiem, czy to jest jedna osoba, czy nie... niewazne. wierze, ze Wszechswiat chce, abym sie cieszyla.


Zgoda, ja też tak wierzę. Nie mogę jednak zamknąć oczu na to co mnie otacza. A ten świat nie wygląda najlepiej. Dlatego też czekam na to co Jezus nazwał Królestwem Bożym. Bez względu na to gdzie owo Królestwo zlokalizujesz, dopiero ono ułoży sprawy tak by cieszyć się mógł każdy człowiek, który w nim się znajdzie. Dopóki jednak ono nie nadejdzie, szczęście na ziemi będzie czymś wyjątkowym. Fajnie jest powiedzieć: ja będę szczęśliwa, mój los zależy ode mnie. Żyjemy na kontynencie gdzie żyje się znakomicie. Ale jakaś połowa ludności żyje z dnia na dzień i dla nich lodówka jest szczytem luksusu nie mówiąc już o samochodzie. Chcąc nie chcąc dopadają Cię i Twoich bliskich choroby, nieszczęścia i śmierć. Ja wiem, że jak się jest młodym to człowiekowi się wydaje, że nigdy nie umrze a choroby to coś abstrakcyjnego. Zapewniam Cię, staniesz z nimi oko w oko. Jak każdy.


Jesli bycie chrzescijaninem jest polaczone z cierpieniem to tak, jakby ten chrzescijanski Bog czerpal jakas radosc z cierpienia jego "chwalcow".


To nie jest kwestia radości z cierpienia. Gdy Jezus cierpiał i umierał w męczarniach, Jego Ojciec na pewno nie cieszył się z tego. A jednak bez tego cierpienia i śmierci bylibyśmy zgubieni na wieki. Ostatecznie, cały wszechświat kiedyś będzie oczyszczony ze zła i grzechu, ale na razie tak nie jest. Dlatego też w Biblii jest mowa o cierpieniu tych, którzy w tym świecie poszli za Jezusem. Mówiąc językiem komputerowym, świat obecny i świat Boży są zupełnie niekompatybilne. Dlatego też efektem bycia chrześcijaninem nie jest na tym świecie słodkie życie, lecz krzyż. O tym właśnie grzmi cały Nowy Testament.

ech, ja wole sie cieszyc.


Jak błogo jest żyć w nieświadomości ;). Ale na poważnie: zanim zostałem chrześcijaninem żyłem w świecie bardzo "ostro". Nie unikałem jego uciech i zabaw. Wszystko to nie jest warte funta kłaków w porównaniu z radością i pokojem jakie daje Bóg. Nie zamieniłbym ani sekundy chrześcijańskiego życia na najbardziej nawet słodkie i pełne uciech życie światowe. Tam jest jedynie pustka.


mysle, ze WSZYSTKO zalezy od naszego podejscia. jednego dnia pada deszcz, a Ty jestes szczesliwy, nastepnego swieci slonce, a ty masz dola... Nastroj, wg mnie, nie zalezy od zewnetrznych warunkow, tylko ode mnie. Tyle, ze latwiej jest uwierzyc, ze nie masz na swoj nastroj wplywu, bo nie musisz sie wtedy uczyc jak zapewnic sobie samemu szczescie... , a jeszcze lepiej jak mozesz powiedziec, ze cierpisz dla BOGA...



To nie tak. Bóg nie zachęca do bierności i bezradnego poddawania się niepowodzeniom bez walki. Wręcz odwrotnie, oczekuje od nas aktywności i działania a nie leżenia na łóżeczku i rozmyślania o tym jaką dzisiaj mam chandrę :). Jednak czasami nasze chęci to za mało by wyjść z kłopotów. Jednocześnie jest świadom, że wybory jakich dokonuje chrześcijanin wiążą się często z nieprzyjemnościami i cierpieniem. Co zrobisz gdy w pracy każą Ci wręczyć łapówkę a Ty będąc chrześcijanką nie chcesz tego zrobić i w efekcie wylatujesz z pracy? Możesz uciec od tego cierpienia jedynie łamiąc swoje sumienie. Gdy tego nie zrobisz spotka Cię cierpienie. Wcale to nie znaczy, że Bóg się z tego cieszy. On jedynie wie, że na takie mniej więcej sytuacje Jego dzieci będą w tym świecie narażone.


Co to za Bog, ktory cieszy sie z cierpienia albo siedzi sobie i mysli: JAKI FAJNY, CIERPI DLA MNIE. To jest bardzo LUDZKIE myslenie. Bo czlowiek moglby sobie myslec: OJ, JAKI SLODKI, TYLE DLA MNIE WYCIERPIAL, zeby sobie podniesc poczucie wartosci. Bog chyba nie musi, nie?


Pewnie, że nie. Ani nie musi ani tego nie robi (nie siedzi i nie myśli: jaki fajny... itd
:) ). Tak jak napisałem wcześniej, Bóg po prostu wie jakie są konsekwencje wyboru Jego zasad i Jego praw. Droga, którą idzie chrześcijanin to droga wąska, pełna trudów i kłopotów, ale jest to jedyna droga, której towarzyszy szechina - Boska obecność.

#30 swiatlo7

swiatlo7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 303 Postów

Napisano 2005-05-17, godz. 08:35

czy istnieje jakiś sposób,żeby zasiać wątpliwość??jestem związany z osobą,która jest śJ i mam 2 wyjścia: albo zacząć rozmawiać z nią na ten temat i próbować ją "wyciągnąć" z organizacji albo się rozstać :( Jeśli mam rozmawiać-to nie mam pojęcia od jakich tematów zacząć...Wy wiecie najlepiej,co sprawiło,że zaczęliście mieć wątpliwości.Wasza wiedza jest dla mnie nieoceniona..

czy istnieje jakaś taka rzecz (pewnik-np. jakieś wydarzenie z historii organizacji lub jakieś starsze wypowiedzi,itp..) która może nakłonić do myślenia??

pozdrawiam
"I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym." Rz 8:38,39

#31 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-17, godz. 13:01

Zgoda, ja też tak wierzę. Nie mogę jednak zamknąć oczu na to co mnie otacza. A ten świat nie wygląda najlepiej.


osobiscie nie wierze ani w to, ze jezus cos tu zmieni ani w Boga, takiego, o jakim od lat slyszalam. To jest glowna zalozeniowa roznica miedzy nami.
ja wierze, ze sami sobie wybieramy sytuacje, w jakiej zyjemy...rodzine... m-ce...

Jak błogo jest żyć w nieświadomości . Ale na poważnie: zanim zostałem chrześcijaninem żyłem w świecie bardzo "ostro". Nie unikałem jego uciech i zabaw. Wszystko to nie jest warte funta kłaków w porównaniu z radością i pokojem jakie daje Bóg. Nie zamieniłbym ani sekundy chrześcijańskiego życia na najbardziej nawet słodkie i pełne uciech życie światowe. Tam jest jedynie pustka.


ja tylko napisalam, ze CHCE SIE CIESZYC... jest roznica miedzy ZYCIEM OSTRO (nie wiem co miales na mysli - cpanie, picie??) a CIESZENIEM SIE...
mozna sie cieszyc z wiewiorki w lesie...
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#32 ariel

ariel

    Domownik forum (501-1000)

  • Członkowie
  • PipPipPip
  • 554 Postów
  • Płeć:Male

Napisano 2005-05-17, godz. 14:50

osobiscie nie wierze ani w to, ze jezus cos tu zmieni ani w Boga, takiego, o jakim od lat slyszalam.


OK, ja mówię o Bogu przedstawionym w Biblii, niezależnie od tego jak wyobrażają Go sobie ŚJ. Można różnić się interpretacją Biblii tym niemniej o ile mi wiadomo wszystkie wyznania chrześcijańskie wierzą w to, że w którymś momencie dziejów Bóg wkroczy na arenę tego świata i "uporządkuje" ten cały bałagan. To nie jest zła nadzieja. Myślę, że to przyznasz.


To jest glowna zalozeniowa roznica miedzy nami.
ja wierze, ze sami sobie wybieramy sytuacje, w jakiej zyjemy...rodzine... m-ce...


Rodzinę wybieramy sobie także jeśli w Boga wierzymy więc nie bardzo rozumiem o co Ci w tym momencie chodzi. Nie ma różnicy pomiędzy wierzącym a niewierzącym w tym względzie. Chrześcijanin raczej nie rzuca monetą mówiąc: "a teraz Panie jeśli wypadnie orzeł to wybieram Michałka". Jeśli zaś chodzi o resztę to powtórzę coś co napisałem wcześniej: niektórych rzeczy nie jesteśmy w stanie wybrać i nie zależą one od nas. Moje najlepsze zabiegi nie uchronią mnie od choroby mojej, moich bliskich czy też śmierci. Innymi słowy, jestem "za" aby robić w życiu rzeczy najlepsze i nie pozostawać biernym. To wszystko nie gwarantuje nam jednak życia dalekiego od cierpień.

ja tylko napisalam, ze CHCE SIE CIESZYC... jest roznica miedzy ZYCIEM OSTRO (nie wiem co miales na mysli - cpanie, picie??) a CIESZENIEM SIE...
mozna sie cieszyc z wiewiorki w lesie...


No można :-). Ale czy tego nie można robić wierząc w Boga? Nie sądzę. Więc ponownie nie bardzo rozumiem. Myślisz, że Bóg ograbia człowieka z radości nie pozwalając mu się cieszyć wiewiórką w lesie? Gdyby tak było to faktycznie wyglądałoby to nieciekawie. Na szczęście tak nie jest. Wiewiórki zacząłem dostrzegać dopiero wtedy gdy zostałem chrześcijaninem :-).

#33 byłaM

byłaM

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 158 Postów
  • Lokalizacja:W-awa

Napisano 2005-05-18, godz. 13:25

OK, ja mówię o Bogu przedstawionym w Biblii, niezależnie od tego jak wyobrażają Go sobie ŚJ. Można różnić się interpretacją Biblii tym niemniej o ile mi wiadomo wszystkie wyznania chrześcijańskie wierzą w to, że w którymś momencie dziejów Bóg wkroczy na arenę tego świata i "uporządkuje" ten cały bałagan. To nie jest zła nadzieja. Myślę, że to przyznasz.


Szczerze mowiac nie przyznam. Nie wierze w chrzescijanskiego Boga, obojetnie jaka konkretna religia to jest... Wg mnie czekanie na to az ktos przyjdzie i Cie zbawi to biernosc i kolejny sposob na to, by nie brac odpowiedzialnosci za swoje szczescie. Wierze, ze kazdy z nas jest czescia czegos wiekszego i kazdy z nas ma wply juz teraz na to, jak swiat bedzie wygladal, a nie dopiero jak Jezus przyjdzie i nas zbawi...

Rodzinę wybieramy sobie także jeśli w Boga wierzymy więc nie bardzo rozumiem o co Ci w tym momencie chodzi.


chodzi mi o to, ze blizej mi do wiary w poprzednie wcielenia i to, ze przed urodzeniem wybieramy m-ce, do ktorego trafiamy niz do wiary, ze swiat jest zly...


No można :-). Ale czy tego nie można robić wierząc w Boga? Nie sądzę. Więc ponownie nie bardzo rozumiem. Myślisz, że Bóg ograbia człowieka z radości nie pozwalając mu się cieszyć wiewiórką w lesie?


wcale nie stwierdzilam, ze jak sie jest chrzescijaninem, to nie mozna sie cieszyc.
zaczelo sie od tego, ze napisalam, ze ZAMIAST CIERPIEC (tak sie zaczal temat!) wole sie cieszyc...a Ty mi odpowiedziales na to, ze probowales zyc ostro i nic Ci to nie dalo. Wiec w ostatnim poscie wyjasnilam, ze niekoniecznie identyfikuje cieszenie sie z zyciem na 'ostro'. to wszystko :)
"Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego."

#34 rekin

rekin

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 254 Postów

Napisano 2005-05-27, godz. 19:33

jesli temat jest aktualny odpowiadam.

niestety jesli nie znasz bibli a nie znasz zapewne,musisz wziac do pomocy bylego swiadka .
on pomoze ci wyciagnac tego pacjenta.nie moze wiedziec[pacjent] ze to byly swiadek- NIGDY MU TEGO NIE MOW [pacjentowi]
wszystkie inne sposoby sa do bani.

pozdrawiam

rekin




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych