no widzisz, ja teraz wierze w "Boga", ktory chce mojego szczescia, nie wiem, czy to jest jedna osoba, czy nie... niewazne. wierze, ze Wszechswiat chce, abym sie cieszyla.
Zgoda, ja też tak wierzę. Nie mogę jednak zamknąć oczu na to co mnie otacza. A ten świat nie wygląda najlepiej. Dlatego też czekam na to co Jezus nazwał Królestwem Bożym. Bez względu na to gdzie owo Królestwo zlokalizujesz, dopiero ono ułoży sprawy tak by cieszyć się mógł każdy człowiek, który w nim się znajdzie. Dopóki jednak ono nie nadejdzie, szczęście na ziemi będzie czymś wyjątkowym. Fajnie jest powiedzieć: ja będę szczęśliwa, mój los zależy ode mnie. Żyjemy na kontynencie gdzie żyje się znakomicie. Ale jakaś połowa ludności żyje z dnia na dzień i dla nich lodówka jest szczytem luksusu nie mówiąc już o samochodzie. Chcąc nie chcąc dopadają Cię i Twoich bliskich choroby, nieszczęścia i śmierć. Ja wiem, że jak się jest młodym to człowiekowi się wydaje, że nigdy nie umrze a choroby to coś abstrakcyjnego. Zapewniam Cię, staniesz z nimi oko w oko. Jak każdy.
Jesli bycie chrzescijaninem jest polaczone z cierpieniem to tak, jakby ten chrzescijanski Bog czerpal jakas radosc z cierpienia jego "chwalcow".
To nie jest kwestia radości z cierpienia. Gdy Jezus cierpiał i umierał w męczarniach, Jego Ojciec na pewno nie cieszył się z tego. A jednak bez tego cierpienia i śmierci bylibyśmy zgubieni na wieki. Ostatecznie, cały wszechświat kiedyś będzie oczyszczony ze zła i grzechu, ale na razie tak nie jest. Dlatego też w Biblii jest mowa o cierpieniu tych, którzy w tym świecie poszli za Jezusem. Mówiąc językiem komputerowym, świat obecny i świat Boży są zupełnie niekompatybilne. Dlatego też efektem bycia chrześcijaninem nie jest na tym świecie słodkie życie, lecz krzyż. O tym właśnie grzmi cały Nowy Testament.
ech, ja wole sie cieszyc.
Jak błogo jest żyć w nieświadomości
. Ale na poważnie: zanim zostałem chrześcijaninem żyłem w świecie bardzo "ostro". Nie unikałem jego uciech i zabaw. Wszystko to nie jest warte funta kłaków w porównaniu z radością i pokojem jakie daje Bóg. Nie zamieniłbym ani sekundy chrześcijańskiego życia na najbardziej nawet słodkie i pełne uciech życie światowe. Tam jest jedynie pustka.
mysle, ze WSZYSTKO zalezy od naszego podejscia. jednego dnia pada deszcz, a Ty jestes szczesliwy, nastepnego swieci slonce, a ty masz dola... Nastroj, wg mnie, nie zalezy od zewnetrznych warunkow, tylko ode mnie. Tyle, ze latwiej jest uwierzyc, ze nie masz na swoj nastroj wplywu, bo nie musisz sie wtedy uczyc jak zapewnic sobie samemu szczescie... , a jeszcze lepiej jak mozesz powiedziec, ze cierpisz dla BOGA...
To nie tak. Bóg nie zachęca do bierności i bezradnego poddawania się niepowodzeniom bez walki. Wręcz odwrotnie, oczekuje od nas aktywności i działania a nie leżenia na łóżeczku i rozmyślania o tym jaką dzisiaj mam chandrę
. Jednak czasami nasze chęci to za mało by wyjść z kłopotów. Jednocześnie jest świadom, że wybory jakich dokonuje chrześcijanin wiążą się często z nieprzyjemnościami i cierpieniem. Co zrobisz gdy w pracy każą Ci wręczyć łapówkę a Ty będąc chrześcijanką nie chcesz tego zrobić i w efekcie wylatujesz z pracy? Możesz uciec od tego cierpienia jedynie łamiąc swoje sumienie. Gdy tego nie zrobisz spotka Cię cierpienie. Wcale to nie znaczy, że Bóg się z tego cieszy. On jedynie wie, że na takie mniej więcej sytuacje Jego dzieci będą w tym świecie narażone.
Co to za Bog, ktory cieszy sie z cierpienia albo siedzi sobie i mysli: JAKI FAJNY, CIERPI DLA MNIE. To jest bardzo LUDZKIE myslenie. Bo czlowiek moglby sobie myslec: OJ, JAKI SLODKI, TYLE DLA MNIE WYCIERPIAL, zeby sobie podniesc poczucie wartosci. Bog chyba nie musi, nie?
Pewnie, że nie. Ani nie musi ani tego nie robi (nie siedzi i nie myśli: jaki fajny... itd
). Tak jak napisałem wcześniej, Bóg po prostu wie jakie są konsekwencje wyboru Jego zasad i Jego praw. Droga, którą idzie chrześcijanin to droga wąska, pełna trudów i kłopotów, ale jest to jedyna droga, której towarzyszy szechina - Boska obecność.