Potrzeb, jakie zaspokaja organizacja, nie da się zastąpić zbieraniem znaczków, kupowaniem piesków, nauką hiszpanskiego itp.A niby dlaczego "ich" ma nie być na wierzchu, dlaczego udawać, że ktoś odchodzący z organizacji jest szczęśliwy i spełniony skoro nie jest???Może masz przyjaciółkę, planuj z nia weekend, kup zwierzątko jak masz kase to rodowodowe i jedź na wystawę, pokaż się dowartościuj sie koniecznie bo to pomaga. Nie możesz się emocjonalnie stoczyć bo ICH będzie "na wierzchu" - noo jak nie jest z nami to sie napewno stoczy... NIE STACZAJ SIĘ!!MUSISZ POKAZAĆ ZE BEZ NIEJ MOŻNA ZYĆ. WALCZ!!
Trudno radzić w takich sytuacjach....Może akurat dla miszmasz powrót do organizacji będzie tym czego potrzebuje??? Z pewnym zdziwieniem obserwuję że sporo osób z mojej cielesnej rodziny po latach nieobecności jednak wraca na "łono" organizacji...Niektórzy pomyślnie funkcjonują poza nią a inni nie...Tak to już jest... Nie dla każdego odstępstwo jest najlepszą drogą życiową.Mam tylko nadzieję, że nie odeszłaś z organizacji właśnie z powodu tego faceta...To faktycznie byłaby klęska...
Ja jakiś czas temu oddaliłam się od zboru, właśnie przez "miłość"...Potem zaczęłam szukać negatywnych informacji o organizacji by jakoś utwierdzić się w tej decyzji.Jednak miłość okazała się "miłością" i dziś jestem uwięziona u boku mężczyzny, który dostarcza mi mnóstwa przykrości i goryczy...