Dziękuję scandik za informację na priv o waszej grupie. Co prawda jestem z Bydgoszczy, ale nie widzę problemu, żeby przyjechać na kolejne spotkanie. Tak jak napisałeś - autostrada jest już od Grudziądza, 1,5h i jestem
Czekam z niecierpliwością na informacje o dacie kolejnego spotkania.
Mam nadzieję - do zobaczenia "realnie"
- Forum Watchtower
- → Przeglądanie profilu: Posty: ex_śj
ex_śj
Rejestracja: 2009-10-11Poza forum Ostatnio: 2010-08-15, 13:52
Community Stats
- Grupa: Członkowie
- Całość postów: 6
- Odwiedzin: 1137
- Tytuł użytkownika: Początkujący (1-50)
- Wiek: 38 lat
- Data urodzenia: Sierpień 25, 1985
-
Płeć
Mężczyzna
User Tools
Znajomi
ex_śj nie posiada znajomych
Ostatnio byli
Moje posty
W temacie: Trójmiasto grupa wsparcia dla exSJ
2009-10-13, godz. 07:31
W temacie: szukam kontaktu
2009-10-12, godz. 22:40
Chciałbym krótko odnieść się do jakże trafnych słów Sebola: "Nie kazdy potrafii przejść do porządku dziennego. Taka osoba potrzebuje przyjaciół takich którzy beda potrafili zrozumieć"...
Zgadzam się z tymi słowami w 1000%. Zapewne wielu z Was odczuło to tak jak ja... Ciężko jest odnaleźć się poza zborem. Ja nie zaznałem "innego" życia. Prawie od urodzenia całe moje życie kręciło się dookoła organizacji. Mój tata jest sługą pomocniczym (przynajmniej był, od momentu odłączenia nie mam z nim kontaktu więc nie wiem jak to obecnie wygląda), wszyscy znajomi, przyjaciele byli świadkami (nauczano mnie przecież, że "przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem")...i tutaj nagle zostajesz od tego wszystkiego odseparowany. Ojciec nie chce utrzymywać z Tobą kontaktu, znajomi przestali nimi być...zostajesz sam.
Dlatego nie dziwi mnie fakt, że wielu byłych ŚJ szuka jakiejś alternatywy - potrzebują tego! Choćby ze względu na prozaiczne posiadanie znajomych, którzy odpowiedzą Ci "dzień dobry" na ulicy.
To tyle co chciałem napisać...gdyby ktoś chciał popisać, zapraszam - mój mail: [email protected] (jestem z Bydgoszczy)
Zgadzam się z tymi słowami w 1000%. Zapewne wielu z Was odczuło to tak jak ja... Ciężko jest odnaleźć się poza zborem. Ja nie zaznałem "innego" życia. Prawie od urodzenia całe moje życie kręciło się dookoła organizacji. Mój tata jest sługą pomocniczym (przynajmniej był, od momentu odłączenia nie mam z nim kontaktu więc nie wiem jak to obecnie wygląda), wszyscy znajomi, przyjaciele byli świadkami (nauczano mnie przecież, że "przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem")...i tutaj nagle zostajesz od tego wszystkiego odseparowany. Ojciec nie chce utrzymywać z Tobą kontaktu, znajomi przestali nimi być...zostajesz sam.
Dlatego nie dziwi mnie fakt, że wielu byłych ŚJ szuka jakiejś alternatywy - potrzebują tego! Choćby ze względu na prozaiczne posiadanie znajomych, którzy odpowiedzą Ci "dzień dobry" na ulicy.
To tyle co chciałem napisać...gdyby ktoś chciał popisać, zapraszam - mój mail: [email protected] (jestem z Bydgoszczy)
W temacie: Sprawozdania ze służby - psychomanipulacja
2009-10-12, godz. 21:38
Cytat: "Na większość z nas takie sprawozdania działają zachęcająco. Czy nie jesteśmy zachwyceni, gdy się dowiadujemy o pracy naszych braci, zajętych głoszeniem dobrej nowiny po całym świecie? Wiadomości o wzroście liczby głosicieli pomagają nam uzmysłowić sobie, jak rozwija się organizacja Jehowy. Przeżycia poszczególnych osób krzepią nasze serca, rozniecają w nas gorliwość i pobudzają do zwiększenia udziału w dziele głoszenia"...no właśnie.
Wydaje mi się, że te słowa doskonale świadczą o tym jak CK stara się "popędzać" owieczki. Moim zdaniem składanie "owocu" jest swego rodzaju manipulacją. Był taki miesiąc, że po prostu zapomniałem oddać sprawozdania. Po dosłownie 3-4 dniach miałem telefon od starszego - wielce zatroskanego - pierwsze o co zapytał - dlaczego nie głosiłeś w tym miesiącu? Wiesz...osoba w Twoim wieku (tzn. młoda) powinna świecić przykładem itd... Fakt był taki, że głosiłem w tamtym miesiącu, ale ta sytuacja dała mi nauczkę na przyszłość - oddać sprawozdanie, dorzucić z godzinkę, dwie i będzie święty spokój. A przecież nie o to chodzi! Właśnie przymus raportowania służby rodzi takie sytuacje! Gdyby nie było obowiązku "rozliczania" się przed starszymi, to kto był faktycznie gorliwy to i tak by głosił tyle ile wcześniej.
Pod koniec mojej przygody ze zborem - przyznaję - ściemniałem w sprawozdaniach. Nie wiedzieć czemu jakoś nie miałem już wtedy wyrzutów sumienia
A co do WKU...u mnie było podobnie. Kiedy starszy wręczał mi z namaszczeniem "kwit" dla WKU nie omieszkał wspomnieć: "masz teraz jeszcze większy dług wobec Jehowy, najlepszym sposobem !ODPRACOWANIA! tego długu będzie bez wątpienia pionierka - przynajmniej te 9 miesięcy (to był już ten czasookres kiedy wojo trwało 9 miesięcy)".
Widzę po waszych wpisach, że to nie była wyłącznie jego radosna twórczość, ale było to normą...
Wydaje mi się, że te słowa doskonale świadczą o tym jak CK stara się "popędzać" owieczki. Moim zdaniem składanie "owocu" jest swego rodzaju manipulacją. Był taki miesiąc, że po prostu zapomniałem oddać sprawozdania. Po dosłownie 3-4 dniach miałem telefon od starszego - wielce zatroskanego - pierwsze o co zapytał - dlaczego nie głosiłeś w tym miesiącu? Wiesz...osoba w Twoim wieku (tzn. młoda) powinna świecić przykładem itd... Fakt był taki, że głosiłem w tamtym miesiącu, ale ta sytuacja dała mi nauczkę na przyszłość - oddać sprawozdanie, dorzucić z godzinkę, dwie i będzie święty spokój. A przecież nie o to chodzi! Właśnie przymus raportowania służby rodzi takie sytuacje! Gdyby nie było obowiązku "rozliczania" się przed starszymi, to kto był faktycznie gorliwy to i tak by głosił tyle ile wcześniej.
Pod koniec mojej przygody ze zborem - przyznaję - ściemniałem w sprawozdaniach. Nie wiedzieć czemu jakoś nie miałem już wtedy wyrzutów sumienia
A co do WKU...u mnie było podobnie. Kiedy starszy wręczał mi z namaszczeniem "kwit" dla WKU nie omieszkał wspomnieć: "masz teraz jeszcze większy dług wobec Jehowy, najlepszym sposobem !ODPRACOWANIA! tego długu będzie bez wątpienia pionierka - przynajmniej te 9 miesięcy (to był już ten czasookres kiedy wojo trwało 9 miesięcy)".
Widzę po waszych wpisach, że to nie była wyłącznie jego radosna twórczość, ale było to normą...
W temacie: Ośrodki Pionierskie
2009-10-12, godz. 20:36
Ja byłem tylko na jednym ośrodku. Było to niedaleko Iławy, gdzie działała grupa na oddaleniu (później powstał tam zbór). Ogólne wrażenia pozytywne, ale warunki bytowe panowały takie same jak opisywaliście. Większość spała pod namiotami a ja z jeszcze jednym bratem (z uwagi na to, że krowa zjadła nasz namiot ) spaliśmy w stodole - z dwoma psami i setką myszy
Kupkaliśmy w komórce za stodołą, myliśmy się w misce która stała w chlewni pomiędzy świniami!!!
Do służby brało się najbardziej oddalone wioski - wiadomo, czas ;-) a obiady...lepiej pominę ten wątek...
Profankanapisał(a): "Niektórym prowadzącym wydawałó się, że dozorują obóz resocjalizacyjny i musza pilnować każdego uczestnika oraz kontrolować, kontrolować"...
Święta prawda! Na tym ośrodku mieliśmy takiego "kapo", który po 21 wyganiał wszystkich do namiotów i uwaga - zabronił kąpania się w jeziorze, w tym samym czasie chłopakom i dziewczynom!!!! Jak dziewczyny szły nad jezioro, to my zmywaliśmy gary po obiedzie, a jak wracały to my mogliśmy wtedy wyskoczyć nad jezioro a one szykowały nam w tym czasie kolację... Wiecie - jak patrzę teraz, z perspektywy czasu na tą sytuację, to troszkę śmiać mi się chce.
Może Wy macie odmienne zdanie, ale jak tak właśnie to odbieram - to po prostu śmieszne...
Kupkaliśmy w komórce za stodołą, myliśmy się w misce która stała w chlewni pomiędzy świniami!!!
Do służby brało się najbardziej oddalone wioski - wiadomo, czas ;-) a obiady...lepiej pominę ten wątek...
Profankanapisał(a): "Niektórym prowadzącym wydawałó się, że dozorują obóz resocjalizacyjny i musza pilnować każdego uczestnika oraz kontrolować, kontrolować"...
Święta prawda! Na tym ośrodku mieliśmy takiego "kapo", który po 21 wyganiał wszystkich do namiotów i uwaga - zabronił kąpania się w jeziorze, w tym samym czasie chłopakom i dziewczynom!!!! Jak dziewczyny szły nad jezioro, to my zmywaliśmy gary po obiedzie, a jak wracały to my mogliśmy wtedy wyskoczyć nad jezioro a one szykowały nam w tym czasie kolację... Wiecie - jak patrzę teraz, z perspektywy czasu na tą sytuację, to troszkę śmiać mi się chce.
Może Wy macie odmienne zdanie, ale jak tak właśnie to odbieram - to po prostu śmieszne...
W temacie: Różne klimaty w różnych zborach
2009-10-12, godz. 13:30
Z tymi kieckami to fakt...długość całkowita i długość 'pęknięcia" była kwestią umowną. Przyjęliśmy na swoje łono siostrzyczkę z innego zboru (przeprowadziła się ze względu na pracę) i już po pierwszym zebraniu była reprymenda - poszło o długość kiecki i WIELKOŚĆ dekoltu, że niby za krótka, dekolt za duży... Nic nie dały zapewnienia, że w rodzinnym zborze było to całkowicie normalne.
Sam osobiście dostałem kiedyś burę za krawat z diabłem tasmańskim
Szczególnie na zgromadzeniach widać było kto jest z liberalnego zboru a kto z konserwatywnego...
Sam osobiście dostałem kiedyś burę za krawat z diabłem tasmańskim
Szczególnie na zgromadzeniach widać było kto jest z liberalnego zboru a kto z konserwatywnego...
- Forum Watchtower
- → Przeglądanie profilu: Posty: ex_śj
- Privacy Policy
- Regulamin ·