Skocz do zawartości


peter71

Rejestracja: 2010-09-18
Poza forum Ostatnio: 2010-12-18, 00:07

Moje tematy

Coś o sobie

2010-12-09, godz. 23:32

Witam wszystkich serdecznie. To jest mój pierwszy post na forum i długo zbierałem się, żeby tutaj napisać, wynikało to z tego, że może nie widziałem zasadności moich wywodów i nie sądziłem, że w jakikolwiek sposób mogę komuś tutaj pomóc, ale piszę, bo tego potrzebuję. Wybaczcie mi więc mój egoizm;)

Otóż mam aktualnie 23 lata, wychowywałem się w rodzinie Świadków Jehowy, ojciec był katolikiem natomiast zmarł, gdy byłem bardzo małym chłopcem. Niemal cała moja rodzina przynależy do organizacji Śj więc czuję się trochę jak samotna wyspa i nie w kontekście życia codziennego, bo mam wielu przyjaciół, z którymi mnie łączą super ralacje tylko w aspekcie życia rodzinnego, spędzania pięknych chwil w gronie najbliższych, wspólnych świąt itp. Mam ogromny żal do WTS-u, że mi to zabrał, a nawet nie dał mi tego spróbować, a z drugiej strony otrzymałem silną, niezależną osobowość. Zawsze wpajano mi na zebraniach, czy na studium żeby nie ulegać presji otoczenia i tej rady posłuchałem, nigdy nie dałem się ich psychomanipulacji, więc byłem trochę wyalienowany z opinią buntownika. Cały czas naciskali na mnie abym podjąć służbę, wziął chrzest a ja nigdy nie miałem odwagi powiedzieć co myślę. Niesamowita jest ta firma z brooklynu, jak pięknie zabierali nam możliwość swobodnego wyrażania myśli, zgłaszania wątpliwości, prowadzenia dialogu. W tym okresię mogę śmiało powiedzieć, że zmagałem się z łagodnym epizodem depresji, z problemami ze snem czy koncentracją na czele. Miewałem też niekiedy straszne sny związane z armagedonem, co było winikiem bombardowania mnie jego okrutną wizją i tym, jak będzie to przerażające widowisko. Później nadszedł wiek pełnoletności i wówczas z dnia na dzień całkowicie odciąłem się od tej machiny. Było to tak niesamowite uczucie lekkości, szczęścia czegoś nieopisywalnego.

Było mi bardzo łatwo się rozstać z w/w organizacją ponieważ nigdy nie byłem ochrzczony, teraz zapytany niekiedy na ulicy przez jakiegoś braciszka spokojnie i bez najmniejszych oporów mówię o swoim światopoglądzie, wówczas na ich twarzach rysuje się taki przekaz, gdybym co najmniej się narkotyzował, nadużywał alkoholu lub był członkiem zorganizowanej grupy przestępczej, a ja jestem jedynie wolnym człowiekiem z pasjami z optymistyczną wizją mojej przyszłości. Prowadzę aktywny, zdrowy tryb życia, kolekcjonuję piękne chwile, chciałbym czerpać z życia garściami, na razie nie jest tak jak sobie marzę, ale wierzę, że to się niebawem zmieni.

Nie mam teraz potrzeby przynależeć do żadnej organizacji religijnej zakończyłem już swoje poszukiwania, nie interesują mnie kwestie doktrynalne, czy Jezus umarł na krzyżu czy na palu, jak teraz wygląda kwestia pokolenia 1914, czy jest trójca... Po co mi to! Czy w życiu nie chodzi o to, aby być dobrym człowiekiem, przestrzegać jakiejś podstawowej moralności, zachowywać się altruistycznie? Czy Bóg wymaga ode mnie tego, żebym znał jakąś durną chronologię, potrafił przytoczyć z pamięci wersety biblijne? Myślę, że nie! Bądźmy dobrymi ludźmi, szanujmy się wzajemnie, niech w nas zagości tolerancja, empatia i wtedy będziemy mogli liczyć na "zbawienie".

To chyba byłoby na razie na tyle.

Pozdrawiam gorąco wszystkich użytkowników forum. Piszecie bardzo ciekawie, niesamowicie miło mi się was czyta. Życzę szczęścia i samorealizacji.